fbpx

DUBAJ – w 24 godziny!

Autor: Basia Szmydt

Co byście zrobili, gdybyście pewnego dnia przy śniadaniu usłyszeli takie słowa” „Hej Skarbie, pod koniec stycznia mam lot do Dubaju, lecisz ze mną?”.
Zakrztusiłam się kawą i zaczęłam bombardować Tomka pytaniami : kiedy? ale jak to? ile? z kim dzieci? potrzebuję paszportu? No jasne, że lecę! Jezu lecę jak jasna cholera. Plan był prosty. Znaleźć opiekę do dwóch maluchów, które zapewne na ten okres będą przeziębione. Wyrobić paszport w dwa tygodnie. Spakować kilka letnich i kilka zimowych ciuchów. I przede wszystkim zabrać naładowany aparat z pojemną kartą SD. Udało mi się zrealizować ten plan prawie w 100 %. Prawie… Kiedy dotarłam do Oslo, skąd następnego dnia samolot miał zabrać nas do Dubaju, okazało się, że mój ukochany aparat NIE REAGUJE na nic. Umarł w butach.Usiadłam, zbladłam i prawie się popłakałam. Jak? Jak mógł się zepsuć właśnie teraz? Teraz, kiedy wybieram się w pierwszą, tak egzotyczną podróż. Tak, wiem. Trzeba się skupić na byciu i zapamiętać wszystkie te piękne momenty w swojej głowie, zamiast pstrykać. Nie ze mną te numery. Nic mnie nie cieszy jak dobre zdjęcia, a odczuwaniem świata głębiej i często nadmierną ekscytacją pierdołami mogłabym obdzielić pół tuzina ludzi. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Brak aparatu spowodował, że w końcu zmobilizowałam się i nagrałam, a raczej złożyłam swój pierwszy w życiu filmik, z którego jestem szalenie dumna. Pełen amatorskich błędów cieszy mnie bardzo.

Dziś zapraszam Was na szybkie zwiedzanie Dubaju. Opowiem Wam o tym, co w tak krótkim czasie zdążyło mnie zachwycić, co zasmucić. Pokażę Wam też co fajnego sobie przywieźliśmy, a raczej nie dowieźliśmy.
Zwiedzanie Dubaju zaczęłam jeszcze w chmurach. Jestem tą szczęściarą, która od czasu do czasu ma możliwość lądowania w kokpicie. Dzięki uprzejmości pilotów naszego lotu dostałam parę swoich słuchawek, dzięki czemu słyszałam dialogi między kabiną, wieżą kontroli. W połączeniu z oświetlonym milionem świateł miastem w dole, zbliżającym się pasem do lądowania było to dla mnie przeżycie metafizyczne.
Po wylądowaniu jak najszybciej chcieliśmy znaleźć się w hotelu. Była 2 w nocy czasu lokalnego, a budzik był ustawiony już na 7 rano następnego dnia. Pobudka była baaaardzo ciężka. Łóżko takie wygodne, noc taka bezdzietna, hotel taki piękny…Argumentami, które skutecznie nas obudziły był fakt, że na zwiedzanie mamy tylko kilkanaście godzin, i że o 9:00 mamy wykupione wejściówki na najwyższą budowlę świata. Szybki prysznic, szybkie śniadanie, szybka kawa i ruszamy. Cienkie, letnie ubrania i przyjemne gorące powietrze w środku zimy. Wystawiamy buzię do słońca stęsknieni za latem. Wsiadamy do taksówki i już po chwili dostrzegamy w oddali Burj Khalifę. Trudno jej nie dostrzec, ma w końcu 829 metrów wysokości. Widać ją z prawie każdego punktu Dubaju. W budynku Burj Khalify mieści się hotel Armaniego. Kilka pięter jest zajętych przez same kable (przynajmniej w mojej humanistycznej wyobraźni), czyli przez pomieszczenia techniczne sterujące tym szklanym dobytkiem. Winda zabiera nas na górę z prędkością 9 metrów na sekundę, w końcu to najszybsza winda świata. Możliwość bycia 540 metrów nad ziemią, odczuwać zmianę ciśnienia atmosferycznego w uszach, patrzeć na świat w dole przez ogromną, przeszkloną ścianę, na miasto wybudowane na pustyni, na Morze Arabskie – to wszystko było jednym z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu. Przez cały czas zastanawiam się jakim cudem człowiek był w stanie wznieść taką budowlę. Na turystów czekają piękne prezentacje pokazujące poszczególne etapy budowy Burj Khalify, video z wypowiedziami architektów, inżynierów, robotników sprawiają, że w gardle ściska ze wzruszenia. Nikt jednak nie wspomina o liczbie osób, które zginęły podczas budowy. Nigdzie też nie jest napisane, że pracowali oni po kilkanaście godzin na dobę za kilka dolarów i często spali po 25 w jednym pokoju. Niewygodne fakty.

33 2 12
98
106711
Wieża ma ponad 800 metrów wysokości, ale podobno pewien saudyjski biznesmen poważnie planuje wzniesienie budynku mierzącego 2 km …Wierzę, że tak się stanie. Dlaczego? Bo po wizycie w Dubaju uświadomiłam sobie, że prawie wszystko w życiu jest do zrobienia. Kwestia posiadania pieniędzy. Tak się składa, że Zjednoczone Emiraty Arabskie na pieniądzach śpią i nic nie stoi im na przeszkodzie w realizacji najbardziej abstrakcyjnych wizji. W Dubaju wszystko jest NAJ. Najwyższe, najdłuższe i największe. Największe na świecie centrum handlowe, o powierzchni porównywalnej do 50 boisk piłkarskich. W centrum tym, największe na świecie, wewnątrz budynku akwarium, w którym żyje 33 tysiące zwierząt morskich (w tym rekiny i płaszczki – wow!). Najgrubsza na świecie (75 cm) szyba tegoż akwarium. Największy na świecie system fontann, których choreografię oglądaliśmy wieczorem. Najdłuższe na świecie metro bezobsługowe, sterowane komputerowo. Aktualnie w budowie między innymi największy na świecie park rozrywki, największe na świecie centrum biznesowe i największe na świecie centrum handlu kwiatami. Już po przyjeździe przeczytałam, że biuro rekordów Guinessa otworzyło w Dubaju swoje biuro, bo nie opłacało im się wciąż podróżować (nie wiem, na ile jest to prawdą 🙂 ). Setki wyrastających jak grzyby po deszczu drapaczy chmur. Samochody, których modele do tej pory oglądałam tylko w kalendarzach firmowych i na tapetach męskich komputerów, tutaj tworzą uliczne korki (dubajska policja jeździ lamborgini i ferrari tak na marginesie). Dla tych, którzy nie posiadają takich fur udostępniono klimatyzowane przystanki autobusowe.

13 14 15 16 32 34 35 36 37 38

Ten luksus robi nieprawdopodobne wrażenie. Chyba nie spodziewałam się aż takiego przepychu, a przecież widziałam tylko to, co dostępne dla zwykłych śmiertelników. Tylko z oddali mogłam podziwiać najbardziej luksusowy hotel świata, który jako jedyny ma przy 5 gwiazdkach dopisek „deluxe”. Burdż al Arab, czyli słynny żagiel jest (jakżeby inaczej) również najwyższym hotelem świata. Jeśli zdecydujecie się spędzić w nim noc, płacąc od 1500 do 24 000 $ za dobę, z lotniska zabierze Was osobisty szofer białym rolls roycem. Przyznany Wam na miejscu osobisty concierge i kucharz będą do Waszej dyspozycji przez 24 godziny na dobę. Piasek na hotelowej plaży jest klimatyzowany i dezynfekowany. Polecam Wam ten filmik. Pooglądać sobie zawsze można 🙂

Rodowici mieszkańcy Dubaju stanowią ok. 15 % populacji miasta. Reszta to wspomniani wcześniej robotnicy wznoszący szklane miasto ( a jest co wznosić; podobno w Dubaju w użyciu jest 30 % wszystkich dźwigów świata!) przyjeżdżający tutaj tłumnie w poszukiwaniu lepszego życia  z Iranu, Indii, Pakistanu i krajów Afryki oraz ludzie zachodu stanowiący klasę średnią. 100 000 samych Brytyjczyków, Amerykanie Europejczycy, którzy odnaleźli tu raj podatkowy. To właśnie dzięki tym ostatnim miasto sprawia wrażenie bardzo europejskiego, ale umówmy się – jesteśmy wśród ludzi o zupełnie odmiennej od naszej kulturze, a cała ta idylla kończy się, kiedy przestajemy zachowywać się zgodnie z obowiązującą etykietą. W mieście nie widziałam żadnego grafitti i praktycznie zerową ilość śmieci. Widocznie ci, którzy mogliby tego wszystkiego dokonać mają zbyt wiele do stracenia.

1 3 4 17 23 28 29 30 32

Bardzo podobała mi się wizyta w starej części Dubaju, gdzie znajduje się królestwo kupców, u których hurtowo zaopatrują się nie tylko restauratorzy z centrum, ale i wszystkie ludy z sąsiadujących państw. W drodze powrotnej na lotnisku widziałam setki podróżujących w regionalnych strojach, obładowani po korek we wszystkie tz rzeczy, których nie uświadczą u siebie. Rozbijali obozowiska na luksusowym lotnisku, czekając kilkanaście godzin na lot. Coś nieprawdopodobnego. Zderzenie dwóch tak kontrastujących ze sobą światów. Wracając do starej części Dubaju i targowiska – to tutaj kupiliśmy pamiątki z podróży. Tu zjedliśmy kebaba i poczuliśmy powiew orientu 🙂 Zapach przypraw i  śpiewy dobiegające z meczetów skutecznie utworzyły ten klimat, którego szukałam.

18 19 20 21 22 24 25 26 27

Co kupiliśmy w Dubaju ?

– magnes na lodówkę dla mojego taty
– chałwę z pistacjami
– sezamki
– herbatę masala
– pół kilo przyprawy garam masali
–  dwa najbardziej dojrzałe i najpyszniejsze, jakie w życiu jadłam mango i jednego dragon fruita (rozczarowałam się jego smakiem)
– ponad kilogram orzechów : nerkowców, migdałów, brazylijskich

Do Polski doleciał magnes, herbata i przyprawa. Reszta „poszła” po drodze 🙂
5
39404142

Podsumowując. Co było najlepsze?
– lądowanie w kokpicie
– rolety na pilota w hotelowym pokoju oraz wanna przy oknie z widokiem na miasto
– ja i świat na Burj Khalifa
– smak mango lassi
– rekiny w akwarium w Dubai Mall
– poważni mieszkańcy Dubaju łypiący na mnie spod oka, za każdym razem, kiedy chciałam im pstryknąć fotkę
– zapach przypraw na targowisku
– smak popołudniowej kawy i chillout, na który sobie pozwoliliśmy pomimo krótkiego czasu pobytu
– widok młodzieży arabskiej podczas rutynowego, coweekendowego wypadu do fast fooda, z tą różnicą, że dziewczyny były zakryte od stóp do głów, łącznie z oczami

Niewyobrażalny luksus, idealne miejsce na wakacje dla tych, którzy lubią wszelkie, najbardziej wymyślne rozrywki w jednym miejscu, mają na ni pieniądze i lubią je w ten sposób wydawać. Zupełnie inny świat, który na pewno warto zobaczyć, chociażby dla najwyższej budowli świata i wszystkich rekordów. Dla mnie zupełna, ale arcyciekawa abstrakcja. Zwłaszcza, że kilka dni przed wyjazdem skończyłam czytać książkę „Mniej”.

Loading

Spodobają Ci się także:

6 komentarzy

Margolajfblog 8 lutego, 2015 - 8:23 pm

Basiu, juz pisałam na Fb, ale muszę jeszcze i tu: przepiękna podroz no i to lądowanie w kokpicie!!!! Niesamowita zazdrość mną targa;))) zdjecia jak na wykonywane telefonem – piekne:)

Reply
Mama w domu 8 lutego, 2015 - 8:40 pm

Basia, Ty powinnaś przewodniki pisać … i nagrywać 🙂 Taka babska konkurencja dla Cejrowskiego. Trzeba by podrzucić linka jakimś szychom z TV może wkrótce zobaczymy Cię na szklanym ekranie.
Rewelacyjna wyprawa, zazdroszczę! A jak oglądam zdjęcia to mam ciary, bo ja z tych z lękiem wysokości, więc podziwiać budowle bym mogła, ale z dołu 🙂

Reply
Kasia (simplicite) 8 lutego, 2015 - 10:38 pm

Lądowanie w kokpicie… Zazdroszczę na maksa! Jak to zrobić? 🙂

Reply
Basia Szmydt 8 lutego, 2015 - 10:40 pm

wyjść za mąż za szefa załogi 🙂

Reply
Monika z Mroźnego Trójwymiaru 9 lutego, 2015 - 10:32 am

Jak ja Ci zazdroszczę!!:)

Reply
DMarta 11 lutego, 2015 - 7:33 pm

A u mnie za oknem deszcz i smętne resztki śniegu (sic!), w domu mały lazaret…..Przyjemnie jest popatrzeć na miejsce gdzie jest 26 stopni i wieje wietrzyk od wody.
A swoją drogą, wizyta na tamtejszym targowisku/bazarze musiała być obłędna. Tyle zapachów i niesamowitych kolorów. Z przyjemnością pobuszowałbym w stoiskach z przyprawami czy herbatami…..
Miło było chociaż na chwilę oderwać się od codzienności. 🙂

Reply

Zostaw komentarz

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, rozumiem