„- A ty Basiu co robisz na codzień? Gdzie pracujesz?
– Nigdzie.
– Ale jak to nigdzie?!
– No po prostu, nigdzie.
– I co? Siedzisz tak sobie w domu?
– No nie tylko. Czasami wychodzę. Nawet często.”
Taki mniej więcej dialog mam przyjemność przeprowadzać z różnymi ludźmi, raz na jakiś czas. Niech nie dziwi Cię mój sarkazm, tak jak i mnie nie dziwi jaką ewolucję przeszła moja reakcja na tego typu pytania. Chcesz posłuchać?
Etap 1.
„Siedzisz w domu?!”
Niedawno rodziłam, wiesz. Dlatego teraz jestem w domu, wychowuję tego małego słodkiego bąbla i niech on i moje o 10 rozmiarów większe od rzeczywistych piersi będą dla Ciebie wystarczającą odpowiedzią, a dla mnie rozgrzeszeniem.
Etap 2.
„Siedzisz w domu?!”
Tak wiem, że mały jest już duży. Tak wiem, że chodzi już do przedszkola, ale wiesz szukam intensywnie pracy, do śniadania wysyłam jakieś 60 CV, no bo wiadomo – muszę iść do pracy. (* oczywiście na tym etapie, targana wyrzutami sumienia poszłam do pracy. Bardzo dobrej, bardzo płatnej, bardzo bardzo i spełniłam oczekiwania całego świata względem mojej osoby).
Etap 3.
„Siedzisz w domu?!”
Tak siedzę w moim pięknym domu i jestem zajebiście szczęśliwa. Mam nadzieję, że ty też?
Wiesz okoliczności takiej decyzji mogą być naprawdę różne i chciałabym, żebyś nie zrozumiała mnie źle. Ja też jestem zwolenniczką bycia niezależną, bycia panią swojego losu, swojego konta etc. Ale nie godzę się na to, by inni narzucali mi jedyny słuszny kanon spędzania wolnego czasu i życia. Bo okoliczności podjęcia takiej decyzji mogą być tak różne, jak rożne są kobiety. Możesz być mamą małego bobasa, możesz nie chcieć wracać do pracy po macierzyńskim, możesz być w kiepskiej formie psychicznej i pójście do pracy nie należy teraz do najlepszych pomysłów, bo postanowiłaś najpierw się poskładać od środka. Może Ciebie i Twoją rodzinę najzwyczajniej w świecie stać na to, by pracowało tylko jedno z Was. I wreszcie możesz odnajdywać się w 100 % w gotowaniu krupniku i być żoną rolnika na przykład. To nieistotne. Ważne jest to jak się z tym czujesz. Jak ja się z tym czuję. Bo coś mi się zdaje, że akceptacja takiego stanu rzeczy nie należy do najłatwiejszych, a poczucie winy i wrażenie, że jest się gorszym biorą górę. Tylko dlatego, że tak każą nam myśleć inni.
Powiem Ci co ja myślę.
Myślę, że powinnam przestać się tłumaczyć. I to jak najszybciej. W nosie mam ogólnie przyjęte normy i powinności. Co wypada, a co nie wypada. Daleka jestem od komentowania tego jak swój wolny czas spędzają inni, więc dlaczego mam pozwalać na takie komentarze wobec mnie? Dzisiaj odnajduję się w 100 % w robieniu kotletów, jutro mogę pójść pracować do korpo, w zależności od tego na co będę miała ochotę. Najbardziej istotne jest jednak to, że to ja jestem odpowiedzialna za swoje życie, swoje decyzje i jestem już za duża na pozwalanie, by klepać mnie pobłażliwie po plecach. Zamierzam mieć podniesioną wysoko brodę, wyprostowane plecy i z rozbrajającym uśmiechem opowiadać o tym jak mi w życiu dobrze. Za dobrze! 🙂
Myślę, że powinnam żyć najpiękniej jak się da, nawet „siedząc w domu”. Wiesz mam na myśli delikatny make-up o poranku i ułożone włosy. Strój z innej tkaniny niż dresowa, świeże kwiaty w wazonie i popołudniową kawę w ulubionym kubku. Lubię cieszyć się tym wszystkim co mam dookoła siebie. Tu na miejscu. Doceniam każdą sekundę, w której mogę być obecną mamą, która czeka z zupą na swoje dzieci. Doceniam to, że mogę blogować, planować wakacje, cieszyć się na nadchodzący kwiecień, bo wtedy zniknę na całe dnie w ogrodzie. Uwielbiam to, że nadchodzi lato, a to jak wiadomo potrafi być zjawiskowe w Warszawie, którą to zamierzam eksplorować ze wszystkich sił w tym roku. Mam wrażenie, że im dłużej będę uznawała związaną z włosów kitkę na czubku głowy i dres z powypychanymi kolanami za najlepszy outfit, tym trudniej będzie mi uwierzyć, że jestem w dobrym miejscu i czasie swojego życia. Lubię być, że tak się wyrażę „delikatnie ogarnięta”. To mnie stabilizuje, a ja tej stabilizacji po prostu potrzebuję.
Tak samo jak potrzebuję planu dnia. Inaczej ten lubi się rozłazić i mijać nie wiadomo kiedy. Wolę wykorzystać go jak najlepiej. I nie mam tu na myśli robienia tylko pożytecznych rzeczy, gdyż to właśnie te bardzo nie pożyteczne ostatnio sprawiają mi najwięcej przyjemności. Żeby jednak wszystko miało ręce i nogi – te najważniejsze rzeczy lubię ogarniać ” z rana”. A co jest teraz najważniejszą rzeczą? Zupa dla dzieciaków wracających z przedszkola 😀
Wiesz to nie chodzi tylko o czucie się gorszą, bo nie pracujesz. Równie dobrze możesz usłyszeć, że jesteś „na nic”, bo jesteś w korpo cały boży dzień i za mało czasu poświęcasz rodzinie, a w domu w związku z tym masz syf. Możesz też usłyszeć, że Ci się w głowie poprzewracało, bo zatrudniłaś panią do sprzątania, albo tak jak Magda postanowiłaś nie świętować tradycyjnie Wielkanocy. O!, Albo stwierdziłaś, że przeprowadzasz się całą rodziną na południe Hiszpanii, bo tak. Powodów może być setki, a już na pewno wystarczająco wiele, by znalazł się ktoś, komu to się nie będzie mieściło w głowie. Tylko, że ja nie będę przeżywać swojego życia według tego co się komuś w głowie mieści, albo też nie. Mam nadzieję, że Ty też.
57 komentarzy
Mnie się też świetnie siedzi w domu! Czasem wyjdę ale wiem o czym piszesz 🙂
Też kocham siedzieć w domu. Szwendać się po kuchni, przestawiać te garnki , wycierać kurze i pichcić. Zawsze wydawało mi się , że to z lenistwa i niechęci do pracy, ale odkąd jestem mamą , zaczynam rozumieć, że taka jest moja natura. Siedząc w biurze mam wrażenie, że wszystko, co robię, robię dla kogoś a czas przelatuje mi przez palce. Cokolwiek robię w domu, ma dla mnie podwójną wartość, bo jest dla mojej rodziny. Czyste mieszkanie, nowa potrawa na obiad- sama radość. Mogę celebrować picie kawy o poranku i wcale nie mam wyrzutów sumienia, że inni siedzą w pracy, a ja się obijam- w ciągu dnia i tak się jeszcze napracuję, bo zajmowanie się domem to zajęcie 24 h. Z żalem myślę o tym, że już niedługo muszę wracać do , jak to niektórzy twierdzą „normalności”.
Pisałam ostatnio podobny post bo już mi się ulało…mam wrażenie, że bycie szczęśliwą przeszkadza niektórym:P A tak całkiem na serio najlepsze co możemy zrobić to cieszyć się dniem codziennym i olewać te upierdliwe pytania:)
Odważna jesteś, że to napisałaś. Ja lubię mieć cel. Zupa jest po szkole i przedszkolu, ale do 15 zdążę też ogarnąć sprawy firmy i potem mam energię, by z dzieciakami wyjść na spacer, celebrować te wiosenne chwile. Mamą bez zleceń byłam bardzo krótko, zaczęłam pisać zdalnie, gdy dzieciaki miały: 6 miesięcy/półtora roku. Syf w domu był i będzie zawsze, bo nudzi mnie sprzątanie, a to nie jest na górze listy priorytetów (choć właśnie za to często mam zmytą głowę i tym nauczyłam się nie przejmować). Natomiast ważny jest dla mnie rozwój, opłacony ZUS i kasa na koncie. Celebrowanie każdej chwili też na pewno ma swoje plusy, pozdrawiam!
” Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem”
Tak mi się skojarzyło 🙂
Sama prawda! Tez dostrzeglam jakis czas temu, ze cokolwiek czlowiek by nie zrobil, zawsze cos komus nie pasuje. Doprawdy nie ma sensu zyc dla innych.
High five przesylam tez z domu, gdzie stawiam na nogi wlasny projekt i zakladam sluchawki z muzyka zeby nie slyszec nadciagajacego z zewszad „znaaaajdzzz soooobie prawdziwaaaa praceeee”.
A gdybym byla blizej to bym chetnia wpadla na kawe do Twojego pieknego bialego domu, bo super babka jestes!
Milego dnia 🙂
p.s. Bylam w weekend w starym domu u znajomych i byl tam durszlak w stylu tak antycznym, ale autentycznie od razu pomyslalo mi sie o Twoich zbiorach. Zaluje ze nie zrobilam zdjecia! Albo nie zakosilam durszlaka w ramach prezentu od nieznajomej dla nieznajomej 😉
ha super, dzięki, że o mnie pomyślałaś 🙂
Nie umiałabym tak i nie mogłabym sobie na to pozwolić, ale całkowicie szanuję taki wybór. Kiedyś miałam nawet taki przebłysk, że nie chcę robić kariery, tylko poświęcić się rodzinie. To było na długo przed tym zanim rodzinę założyłam. Trochę mi się to urodziło w głowie w ramach buntu wobec tej wielkie presji na łączenie pracy i macierzyństwa i wiecznego rozwoju. Przez 2 miesiące swojego życia byłam mamą czekającą z obiadem. Zupełnie się to u mnie nie sprawdziło, ale cieszę się, że u Ciebie się sprawdza. Jesteś doskonałym przykładem tego jak bardzo my, kobiety, różnimy się od siebie i jak bardzo różne są nasze priorytety. I to jest ok. Pozdrawiam!
Wiesz, że o mnie napisałaś;) ? :*
I co mnie 🙂
Och, jak bardzo popieram to co piszesz 🙂 ja miałam w życiu taki czas, że gdybym mogła to bym chyba nie pracowała. Teraz akurat jest trochę inny czas – praca mnie kręci i projekty ciekawią. Chociaż gdyby forsa nie grała roli to też nie wiem, czy nie zostawiłabym obecnego miejsca pracy i nie zaczęła realizować różnych własnych pomysłów, które jednak bardzo dochodowe by nie były. Ale coś w tym jest, że trudno ludziom taką wersję zaakceptować – jednym pewnie dlatego, że uznają to za dziwactwo czy lenistwo innym może dlatego, że trochę sami by tak chcieli, ale np. sytuacja finansowa na to nie pozwala.
W każdym razie – szukajmy najlepszego rozwiązania dla siebie i…. dajmy żyć innym, również tym, którzy wybrali inne rozwiązanie 🙂
Fuck them all 🙂 zazdroszczą ci.
Lubię to;)
Basia przybijam Ci pionę 🙂 . Kiedy otoczenie słyszy o kiepskiej kondycji wpada w dziki szał. Każdy ma najzłotszą radę czym powinnam się zająć żeby mi się poprawiło!
W sam punkt :*
Podpisuję się w tym miejscu „ręcami i nogami” 🙂
Obecnie mam pracę, ale był czas, kiedy nie pracowałam i różnie raz ze swojego powodu, a raz nie i wiem najlepiej, jak wtedy (będąc pod ostrzałem innych mądrzejszych/pracujących/niemarnotrawnych synów i córek) samoocena lawinowo zjeżdża w dół….. no nie polecam :/ Sarkazm chwilami to chyba najlepsze rozwiązanie 😉
Ja tak „siedzę w domu” już 8 lat i mimo, że od 4 lat prowadzę firmę, a wcześniej też pracowałam na umowy zlecenia, to zdarzało mi się podczas spaceru po parku w ciągu dnia usłyszeć od jakiejś babci pilnującej wnuczka, że dobrze mi tak, z dziećmi jestem, bo jej córka to musiała iść do pracy… Nie tłumaczyłam się, że też pracuję, ani nie negowałam tego, że mi dobrze. Co prawda za spacer z dziećmi o 12.00 musiałam odsiedzieć swoje w nocy, ale tak wybrałam. Jestem czasem beznadziejnie zmęczona, jednak łączenie zadań mamy trójki małych dzieci i tych wynikających z prowadzenia firmy bywa naprawdę karkołomne, ale jeśli ktoś postronny postrzega mnie jako kobietę „siedzącą w domu” to myślę sobie, że może tego zmęczenia po mnie nie widać i jakoś to wszystko ogarniam? a więc to „a pani siedzi w domu?” to niemal komplement 🙂
W każdym razie nie widzę powodu, dla którego należałoby się tłumaczyć komukolwiek ze swoich decyzji odnośnie swojego sposobu życia. Pozdrawiam Cię, Basiu, serdecznie! 🙂
Zgadzam sie z Toba chociaz ja sobie zycia w domu nie wyobrazam. Bylam polotra roku i to po prostu nie dla mnie. Nie odnajduje sie 24h/dobe w chalupie 😉 nie mam problemu z tym ze ktos mam inaczej. Ba, nawet troche wam tego zazdroszczę 😉 ale osobiscie popadam w depresje i nie potrafie sie zmotywowac ani zorganizowac. Czy obecnie jestem szczesliwa tak jak zyje? W sumie tak ale nie do konca bo ciagle szukam swojej wlasciwej drogi. Tylko ze inny problem zupelnie odwrotny do twojego. Ja slysze ze jestem wyrodna, moje dzoecko przyplaci psychika za to ze wrocilam do pracy jak mial prawie dwa lata, ze na pewno nie wie kim jest jego matka i bedzie mial zaburzony system wartosci. A niedlugo idzie do przedszkola to dopiero bedzie skrzywdzony!ja jako matka do samej szkoly powinnam siedziec w domu. Tak tylko wspomne. Pracuje ok 7-7.5 h. Zazwycxaj o 15 juz jestem z synkiem a teraz w przedszkolu to bedzie odbierany nawet przed 15.
Ja wrocilam jak Adas mial 10mies to dopiero jestem wyrodna 😉 siedzialam 1,5 roku w domu Do pracy poszlam bo juz nie wyrabialam w domu.Czasami zwlaszcza w poniedzialki rano zazdroszcze tym ktorzy moga zostac w domu ale gdy mam jeden dzien wiecej wolnego z przyjemnoscia wlaczam sie w ten wir biurowy.Takze kazda z nas jest inna najwazniejsze zebysmy mialy mozliwosc wyboru.. p.s.swietny dom taki z moich jeszcze niespelnionych marzen…:)
Basiu idealnie w sedno sprawy. podpisuje sie pod tym tekstem.
Ale się cieszę z tego tekstu! Mi właśnie minął rok drugiego już macierzyńskiego (przy czym po pierwszym zostałam w domu na wychowawczym) i póki co nie planuję wracać do pracy do końca roku. Uwielbiam być mamą full time, chociaż niekiedy nawet mi samej zdarza się pomyśleć, że jakoś bezproduktywnie spędzam życie (nie mówiąc o moich korpo znajomych…). Tak czy inaczej, w którymś momencie prawdopodobnie będę potrzebowała wrócić do pracy i już dziś myślę o tym z ogromnym żalem.
Hej! Ja się wypowiem trochę przewrotnie i odmiennie do reszty komentujących, bo mam wstręt do leniwych ludzi 😉
Niby siedzę w domu – mam własną firmę, co tak naprawdę oznacza, że pracuję 24h/dobę 7 dni w tygodniu 🙁 Jestem często przemęczona, ale kocham to! Nie umiem sobie wyobrazić teraz pracy na etacie 😉
Jak przyjdą dzieci to tak jak jedna z cztelniczek wspomniała będę mogła je zaprowadzić do żlobka, czy przedszkola albo iść z nimi na spacer, ale wiem też że to zawsze oznacza odpracowanie tego w nocy.
Niech każdy żyje jak mu się podoba 😉 Jestem pod tym względem bardzo telerancyjna, co nie oznacza że rozumiem swoją kuzynkę, która „siedzi w domu” już 8 lat, jej mąż pracuje, ona sobie nigdy rąk pracą nie pobrudziła, nie mają dzieci, nie mają psa 😛 Serio, co można robić siedziąc cały dzień w domu? I jeszcze narzeka, że na ratę kredytu nie mają… Toleruję, nie wnikam, ale nigdy tego nie zrozumiem, moje ADHD chyba by mi nie pozwoliło na taką egzystencję 😉 A wiecie co jest najlepsze? Że ona zawsze jest zmęczona, taka zapracowana i zajęta, niewyspana biedna. Serio?
I jest jeszcze druga sytuacja kiedy nie zrozumiem kobiet siedzących w domu: kiedy narzekają na ciągły brak kasy. Że nie mają co do gara włożyć, że na nowe spodnie dla dziecka nie mają, albo najlepsze: że mąż za mało zarabia. Zawsze mam tylko jedną odpowiedź: rusz dupę i idź do pracy.
I tylko tak sobie myślę, fajnie jest żyć na czyjś koszt (też nie rozumiem czemu na to zdanie kobiety się obrażają, przecież to prawda, z powietrza pieniądze się nei biorą), być utrzymywaną, tylko czy w czasach kiedy rozwodów jest więcej niż ślubów 😉 nie jest to ryzykowne? Piszesz, że możesz w każdej chwili wrócić do korpo, a ja się zastanawiam czy z 15 – letnią luką w CV nie będzie lepszych? młodszych? ze świeżym doświadczeniem? Większość kobiet tej myśli do siebie nie dopuszcza, ale życie pisze różne scenariusze.
Tylko tak jak napisałam, mam to gdzies, ogólnie nie wnikam w niczyje życie (o ile sam, jak Ty nie zacznie tego tematu to nawet nie wygłaszam swojej opinii), nie obchodzi mnie czy macie lub nie pieniądze, amibcję, pracę, dzieci, mężą, kota i cokolwiek innego. To Wasze życie, wasze decyzje, w razie czego to Wy a nie ja zostaniecie bez męża, bez kasy, bez doświadczenia zawodowego, z dziećmi na utrzymaniu i pewnie jak to w naszym kraju bez alimentów. Jakie siejesz ziarno takie zbierasz plony 😉 W razie czego za kilka/kilkanacie lat to Wy będziecie żyć z konsekwencjami Waszych 'wygodnych’ decyzji.
I na koniec powiem Wam Wszystkim jedno! Niech każdy żyje po swojemu i się nie przejmuje zdaniem innych, bo każdy ma jedno życie i niech sam je dobrze wykorzysta – tak, wg własnego planu 🙂 Nikt nam życia nie zwróci, reklamacji nie ma 😉 A wiec wszystkim życzę, żeby żyli długo a pod koniec swojego życia niczego nie żałowali 🙂
Buziaki :*
Wiesz, sa w zyciu rzeczy wazne i wazniejsze. Czasami trzeba sie zastanowic jakie mamy priorytety. Czy aby na pewno jest nim za 15 lat praca w korpo? Bo jak nie ma na chleb to kazda praca jest dobra a wtedy luka w doswiadczeniu nie przeszkadza. I nie uwazam zycia w malzenstwie zyciem na czyjs koszt jak sie nie pracuje. Widac po twojej wypowiedzi ze dzieci nie masz. Oj zycie zupelnie inaczej wygląda z tej perspektywy. Przekonasz sie. Tego sobie nie mozna wyobrazic.
W małżeństwie czy bez, kiedy ktoś Cię utrzymuje to jest zawsze życie na czyjś koszt.
Nie sądzę, by praca wykonywana na rzecz drugiej osoby mogłaby być nazywana „życiem na czyjś koszt”. „Życie na czyjś koszt” to pasożytowanie na drugiej osobie i jej majątku, a nie odciążanie pracującego zawodowo poprzez PRACĘ w domu. Małżeństwo jest zdecydowanie bliższe symbiozie niż pasożytnictwu – nawet w przypadku jednego faktycznego żywiciela (bo drugi jest nim pośrednio).
wydaje mi się, że nie do końca zrozumiałaś mój wpis, który nie traktuje o tym co jest dla kobiety lepsze: praca czy nie pracowanie. Wpis jest o tym, by nie żyć dla innych, a żyć w zgodzie ze sobą. Pozdrawiam
Piszesz o tym, że siedzenie w domu jest decyzją by nie żyć dla innych, tylko dla siebie, ale pamiętaj, mąż, który haruje na swoją utrzymankę być może też wolałby żyć dla siebie
Moja mama urodziła mnie, posiedziała pół roku i z uśmiechem na twarzy wróciła do pracy, a ja nie jestem przez to pokrzywdzona i nigdy nie byłam 🙂 Każda szanująca się kobieta, o wysokim poczuciu wartości na pewno nie będzie czekać, aż mąż da jej na puderek albo nowe szpilki. Jeśli chcemy równouprawnienia, to chyba czas najwyższy zrobić jakiś krok do przodu ;))
Taki długi komentarz a Pani sobie w nim kilka razy zaprzeczyła. Mam nadzieję, że za kilka lat Pani wróci do niego i też z czystym sumieniem znów go napiszę
z Ust mi to wyjęłaś !
Harmonią dla mnie byłby krótsze godziny pracy ( oczywiście pensja jak za cały etat ) wtedy miałabym czas na każdą pasję i obowiązki:)
Tak, ci którzy krytykują, zdecydowanie zazdroszczą. Jeśli Twoje blogowanie miałoby się zakończyć wraz z Twoim pójściem do korpo, na etat itp. to ja się cieszę, że tam Cię nie ma, a w zamian gotujesz zupy i grzebiesz w ogrodzie 😉
Jakiś czas temu też przestałam tłumaczyć się z tego, że siedzę w domu. I z tego, że siedząc w domu pracuję. A teraz nie zamierzam też tłumaczyć się z tego, że spakowałam całą rodzinę i na 3 miesiące przed porodem przenoszę nas do Norwegii. Bo mi z tym dobrze. A co myślą inni przestało mnie jakoś szczególnie interesować.
Pozdrawiam ciepło 🙂
Post bardzo odważny ale i pozytywny ! Żyjesz w zgodzie ze sobą, nie ulegasz presji otoczenia, i ciesząc się z tego masz odwagę to przyznać – super! 🙂
Jasiedzialm przez pół roku na L4 niezwiązane z dzieckiem. Mówiłam że jak płacą tyle to siedzę i odpoczywam. A kaska wpada. Potem szukałam pracy i też 3 mies siedziałam – mówiłam że mam tyle oszczędności że jeszcze 2 lata mogę szukać pracy. I chcę znaleźć fajna pracę. Nie mi nie rzucał krzywych spojrzeń. Chyba mi trochę zazdroscili.
I bardzo dobrze. Ja nienawidzę, jak ludzie oceniają innych pod względem tego, co wypada a co nie. Sama pracuje teraz, za miesiąc odchodzę na macierzynski. I zamierzam zostać z córką w domu, dopóki jej nie odchowam do nursery. Wiemy, że może być ciężko z kasą, ale wyliczylismy, że nam starczy na przeżycie 🙂 Lepiej iść do pracy i wydać pensję na obca nianię? Dla mnie nie. Lubie pracować, nie wiem jak będzie wyglądało siedzenie w domu przez trzy lata, ale na pewno będzie bardziej męczące niż pracownie w biurze 😉 a przy buncie dwulatka będę pewnie myśleć o tym, że nie jestem w pracy Haha. Nasz plan jest jasny, najpierw on pracuje na nas, potem ja hopefully wracam do pracy, która mi się podoba, na cały etat a on zostaje w domu na pół w ramach odpoczynku 🙂
Jak któraś wyżej skomentowała, dopóki Ci dobrze i nie narzekasz, że za mało kasy, że za bardzo zmęczona i niewyspana „nic nie robieniem”, to siedź w domu choćby i do końca życia 🙂 Przecież niektóre kobiety są stworzone by prowadzić dom i to jest ich najlepsza praca 🙂
pozdrawiam!
Urodziłam jagnę prawie 3 lata temu. po pół roku zaczęłam wracać do pracy, po roku na fuul etat. pierwszy rok w pracy był koszmarem, nie mogłam się odnaleźć. Teraz jest lepiej ale nadal tak strrrasznie mi żal że zdecydowałam tak a nie inaczej, że wpadłam w roboczy szał, że dałam się wbić w oczekiwania innych w stosunku do mnie. Mam dziecko, lecz „nic się nie zmieniło” tylko kwestia „jak sobie to poukładać” ” nie trzeba z niczego rezygnować” Basiu, dziękuję Ci z całego serca za ten wpis! Od roku staram się o drugiego malucha i wiem że tym razem zrobie inaczej, znaaaczy taki mam plan 😉 ; wiem że chce „posiedzieć” w domu chce spróbować inaczej. Chcę. I niech spadają wszyscy Ci którzy oceniają moje wybory, albo oczekują czegoś ode mnie. Oni nie widza jak płaczę wieczorem w poduszkę z żalu że spędziłam z córką w ciągu dnia 1,5 godziny, że byłam na delegacji, że znów musiała być u dziadków. Następnym razem będę odważniejsza i powiem: „tak chce sobie kurwa posiedzieć w domu, masz z tym problem?”- wersja Basia etap 1
trzymam kciuki 🙂
Ja bardzo długo czułam się na miejscu „siedząc w domu”. Aż do czasu diagnozy głębokiej depresji. Złożyło się na nię sporo rzeczy, ale jak się okazało najbardziej podstępne było uporczywe obniżanie własnej samooceny. Właśnie przez takie dialogi typu: A pana żona co robi? Pracuje w domu. Czyli co dokładnie robi? Wychowuje dzieci, prowadzi dom,… A, czyli nie pracuje. albo Co ty powiesz, naprawdę dzieci o 12 wracają do domu na obiad? I nie ma stołówek? I nie ma świetlic? No to nie możesz komuś zapłacić? Ja bym tak nie mogła? A ja mogę, ale okazuje się, że to czyni mnie gorszą… No, i złapałam dół. 🙁 A przecież to Twoja postawa jest właściwa!
Mam nadzieję, że już czujesz się dobrze 🙂
Wiesz, myślę, że takie negatywne reakcje odnośnie właśnie np. siedzenia w domu wynikają z zazdrości. Kto by nie chciał wdychać aromatu kwiatów w przydomowym ogródku o 12 w południe, kiedy jeszcze większość ludzi jest w pracy? Jak ktoś się taki znajdzie, to jestem bardzo ciekawa odpowiedzi dlaczego uważa tęopcję za mało atrakcyjną;)
Psst… w „jak rożne są kobiety” chyba kreseczka nad „ó” poszła do ogródka:)))
Piona! Uspokoiłaś wiele kobiecych istnień tym postem! :***
Uwielbiam takie wpisy, oczywista oczywistość, a jednak nadal trzeba światu przypominać. Ja kiedyś byłam znerwicowanym człowiekiem, zmieniłam styl życia, zaczęłam interesować się technikami relaksacyjnymi, ale dokonując analizy mojej transformacji doszłam do wniosku, że największa przemiana nastała we mnie kiedy zaczęłam mieć w dupie co inni o mnie myślą i przestałam zadowalać cały świat, polecam!
gratulacje, super 🙂
Amen. Ja też siedzę w domu i mi dobrze 🙂
O widzisz, a ja nienawidzę „siedzieć w domu”. Pracowałam do przedostatniego dnia przed porodem i pół roku po poszłam do pracy. Mam straszne wyrzuty sumienia, że mając możliwość macierzyńskiego płatnego 12 miesięcy, spitoliłam z domu ale nie nadaję się do tego i tyle. Zazdroszczę podejścia bardzo 🙂
Ewelina, a po co te wyrzuty? Taką podjęłaś decyzję, bo była zgodna z Tobą i tyle. Sama wróciłam do pracy po roku uważając, że lepiej byłoby, żebym puściła dziecko do żłobka za pół roku, ale chciałam wrócić. Kobiety zdecydowanie za bardzo się samobiczują w rodzicielstwie 🙂
Wreszcie osoba, która rozumie, że bycie w domu to nie bycie fleją i leniem. W tej chwili studiuję, ale w przyszłości chciałabym być „kurą domową” i od czasu do czasu pracować jako wizażystka. Nie wiem, na ile mi się to uda, bo sytuacja w kraju jest taka, że pewnie nie będę sobie mogła pozwolić na to, żeby nie pracować na stałe. Ale cieszę się, że w końcu ktoś nie truje o niezależności. Bo niezależność to własny wybór stylu życia, a nie życie tak, jak chcą inni.
Dla mnie to idealny model – kura domowa z wolnym zawodem. I moje największe marzenie. Piona! 😉
Eh ta odwieczna chęć uszczęśliwiania innych na siłę i niezrozumienie tego, że ktoś może chcieć żyć po swojemu. Praca w domu, inny sposób obchodzenia świąt, metody wychowawcze… Czy ludzie tak bardzo nie lubią swojego życia by dyktować innym jak mają postępować? Jak dla mnie to każdy powinien dbać o własne szczęście i szanować to, że ktoś inny może żyć inaczej.
Też siedzę w domu. Pracowałam, dopóki dzieci chodziły do przedszkola, jak przyszła szkoła, było coraz gorzej. Przestałam pracować i też ciągle słyszałam i słyszę, że mam dobrze itd. Najlepsze, że przez jakiś czas wszyscy dookoła uznawali, że skoro nic nie robię, to mogę im „pomóc”. Taka darmowa pomoc od wszystkiego, bo przecież mam dużo czasu. Nawet nie mówiłam, że mam firmę, albo że gdzieś pracuję, tylko, że z domu. Co to kogo obchodzi. I też czułam się gorsza. Najbardziej jednak zadziwia mnie, że ja, przy dwójce dzieci, domu, ogrodzie, psach, kotach i całym tym gospodarstwie podobno nie mam co robić. Natomiast młoda (pod trzydziestkę np.) panna, która tylko do pracy chodzi, bo ani męża ani dzieci nie ma, to wykończona jest. Myślę, że bilans w sumie wychodzi podobnie. Pracowałam, jak dzieci były małe, bo musiałam i wiem, jak to jest. Doceniam wygodę nie chodzenia codziennie na którąś tam. Nie rozumiem tylko, dlaczego to właśnie kobiety uważają za gorsze te kobiety, które nie pracują. Mężczyźni chyba tak raczej nie mówią,przynajmniej nieczęsto się z tym spotykam. Przyznaję, że czasem trudno nie zastanawiać się, że może ci inni mają rację, że może powinnam być taka jak te inne, goniące za pracą i twierdzące, że są wykończone, bo były i pracowały osiem godzin.
Na koniec zdradzę małą tajemnicę – kiedy pracowałam, moje dzieci były naprawdę całkiem niewielkie i jak przychodziłam do pracy, to byłam szczęśliwa, że mam te osiem godzin na odpoczynek, naładowanie akumulatorów przy papierach i powrót do prawdziwie ciężkiej pracy, do macierzyństwa. Dodam, że babcie, ciocie itp pomagały mocno sporadycznie. Pozdrowienia dla wszystkich mam 🙂
Szkoda, że ludzie nie widzą, że to „siedzenie w domu” to nieraz ciężka praca. Gdybyś zatrudniła się u kogoś by sprzątać, przygotowywać posiłki, wychowywać dzieci itd., zarobiłabyś kupę forsy, i to by było w porządku. Ja więc traktuję „siedzenie w domu” jako bycie nieformalnym jednoosobowym przedsiębiorcą, pracującym na własny (i rodziny) rachunek, nie zarabiającym może pieniędzy, ale otrzymującym zyski w zupełnie innej formie. Jeśli ktoś może sobie na to pozwolić, to moim zdaniem zasługuje na pochwałę, a nie naganę. I piszę to jako osoba pracująca.
Podoba mi sie bardzo i też bym tak chciała, bardzo, bardzo, i na pewno bym się odnalazła, i nie uważam że to lenistwo….tylko jakoś trzeba utrzymać rodzinę i nie wiem jak to miałoby się stać, żebym ja mogła tak w domu… a kasa tak sama na koncie skąś się brała…. nie rowiazałam tego jeszcze więc pracuję, choć nie lubię już…
Cudownie… tez tak chce 🙂 tylko skad kase brac … eh zazdroszcze i pozdrawiam
Ja cały czas biję się z myślami czy zrezygnować z pracy w Korpo… Wiem, że idea siedzenia w domu nie do końca mi odpowiada, bo siedziałam w domu 3 lata i przypłaciłam to depresją. Najchętniej pracowałabym na pół etatu, lub nawiązała jakąś współpracę na niezobowiązującą umowę, natomiast znalezienie takiego rozwiązania wcale łatwe nie jest. Czekam, aż nasz plan na dochód pasywny zacznie działać, może wtedy się odważę, bo jednak niezależność finansową będę wtedy mieć i łatwiej będzie podjąć taką decyzję.
Czemu mężczyźni nie mają takiego wyboru? Mężczyzna nie może powiedzieć że ma problemy psychiczne, albo po prostu nie chce isc do pracy, bo od razu jest atak, jak to kobieta pracuje a mężczyzna nie? rozwód.
bo to są właśnie krzywdzące stereotypy i podział ról. To kwestia partnerstwa w związku. Znam wiele par, gdzie to ona pracuje, a on zajmuje się domem i musieli pokonać długą drogę zanim to zaakceptowali, zanim poczuli się z tym dobrze. To walka głównie z przekonaniami, z opinią społeczeństwa, bo okazuje się, że w takim układzie równiez można być bardzo szczęśliwym człowiekiem.
Każda kobieta jest inna i ma inne potrzeby. Bądźmy dobre dla siebie, bo niektóre matki są szczesliwsze w domu, niektóre w pracy.
Ja mam 4 miesięczne dziecko i nie mogę się już doczekać kiedy pójdę do pracy. Nienawidzę być w domu, tylko prac, sprzątać, gotować. Tylko czekam żeby wrócić do zawodu, wziąć nianię i Panią do sprzatania. Czy jestem zła matka? Nie. Kocham mojego syna, tylko nie mogę z nim sama siedzieć 24/7. Lepiej jak wrócę do pracy, bo wtedy nie będę miała do niego żalu, ze się nie spełniam zawodowo( A kocham mój zawod i pracować).
Chcialabym potrafić tak jak moja siostra, cztery lata być w domu z dzieckiem i lubić to. Ja nie cierpię być w domu. Tak mysle, po co skończyłam elitarne szkoly, uczyłam się 24h na dobę, potem pracowałam, uczyłam się obcych języków, po to żeby teraz stać w kuchni, czyścić gary? Napewno nie.
Niestety, nie mamy możliwości żeby babcia się zajęła dzisckiem, zero pomocy od rodziny, mieszkamy daleko, więc jedyna opcja to niania. Moja mama wróciła do pracy po 2 tygodniach od urodzenia mojego brata, zajmowała się nami babcia, a po pracy mama i super. Żadnego żalu do mamy nie mam.
Wiem, ze kiedy zostawiam dziecko czasami z ojcem, nie ma mnie parę godzin, to odrazu jestem szczesliwsza, mam więcej energii i chce się bawić z dzieckiem i mam tyle cierpliwości do niego.