Kupuję te wszystkie talerze, ręcznie malowane, wyszukane w pudłach, na stoiskach, na pchlich targach.
Te wszystkie szklanki z wisienkami przypominające mi te moje, z których piłam kompot truskawkowy u babci na wsi.
Kiedy je kupuję zawsze wtedy wyobrażam sobie ludzi, którzy będą z nich jedli. Wyobrażam sobie mój dom i stół, na którym rozłożę je wszystkie, nie pasujące do siebie, ale pasujące do mnie totalnie i do atmosfery, która panuje w moim domu, kiedy wypełniają go ludzie.
Przynoszę je do domu zapomniane, niechciane. Nie są już dla nikogo piękne. Przykryte warstewką kurzu, w mojej kuchni, w tym zlewie pełnym piany odzyskują swój blask sprzed lat. Czyszczę je, wycieram do sucha i z wypiekami na twarzy układam na półkach. Tylko po to, żeby za chwilę je z nich zdjąć. Przecież jadą goście.
Jestem pewna, że w mojej sofie jest jakiś czujnik, który informuje wszystkie dzieci w zasięgu, że matka miała czelność usiąść wygodnie.
Nie jestem w stanie zliczyć ile razy usiadłam i wstałam, by nalać szklankę malinowego soku wszystkim dzieciom, które biegają po naszym domu w weekend. W te szklanki z wisienkami. Właśnie tak wyobrażałam sobie je w mojej kuchni. Trzymane w dłoni przez małe rączki.
Z zimnym sokiem malinowym, tym od mojej mamy, który gasi pragnienie podczas niekończących się zabaw w piratów i star wars.
Patrzę na te wszystkie dzieciaki, które się ze sobą trzymają tu, u nas na wsi. Patrzę na ich pierwsze przyjaźnie, konflikty, na pierwsze wspólne pasje, na ich wieczory bajkowe i na to jak dzielą się kocem na sofie, na skakanie do nieba na trampolinie i na szukanie skarbów gdzieś na podwórku.
Patrzę na nich i się dziwię mocno, że to już. Że tak szybko.
Że jeszcze wczoraj byłam tym samym dzieckiem i piłam sok malinowy z identycznych szklanek.
A dziś jestem mamą, która robi podwieczorki, zakleja skaleczone palce plasterkami i pozwala karmić kota parówkami.
A w naszej wsi wiosna na całego. Nie pamiętamy takiego kwietnia – przyznasz chyba? Ty czekałaś na tę wiosnę, bo zima w tym roku przeczołgała wszystkich strasznie. Ja czekałam również, bo zimę spędziłam naprawdę daleko. I choć z Karaibów wróciłam niecały miesiąc temu, to gdy oglądam nasze zdjęcia z rajskich plaż, z targów pachnących przyprawami, iguany i palmy kokosowe, to czuję jakbym oglądała jakiś film. Jakby to się wydarzyło wszystko w jakimś innym wymiarze! Zapomniałam już, że 5 miesięcy spędziłam na Gwadelupie, a przecież to kawał mojego życia był! Tak sobie myślałam dlaczego tak się dzieje i odkryłam przyczynę! Nie mam kiedy pomyśleć o tych rajskich Karaibach, bo moje życie tu, na miejscu, w Polsce jest zbyt ciekawe, szczęśliwe i intensywne. Mój dom non stop wita nowych ludzi, w mojej kuchni wciąż coś pachnie i się gotuje. Dzieciaki od rana do wieczora biegają całą ferajną, umorusane od stóp do głów. Gdy kończy się dzień nie myślę o tym jak cudownie by było poleżeć na plaży w Sainte Anne, ale o tym jak mi dobrze, tu i teraz.
Mam nadzieję, że powiem to samo w listopadzie 😀 Ale póki listopada nie ma to niech się wszystko dzieje tak jak teraz. Niech wszystko tak pachnie, smakuje i wygląda. Niech te dzieci mnie wciąż proszą o ten sok malinowy, niech bałaganią, kruszą i się śmieją.
Tak więc znoszę do domu te gałęzie kwitnące. Robię wiele, by wycisnąć z tych dni wiosennych ile się da. Dużo myślę, dużo gotuję, dużo rozmawiam, dużo się śmieję i mam poczucie, że mogłabym tak zamrozić ten czas właśnie w tym momencie.
I to jest niesamowicie dobre uczucie.
Często ktoś mnie pyta po co mi ten blog. Po co go piszę i po co te zdjęcia? Ja wiem po co. Bo mam misję 🙂
Bo wierzę w to, że te najlepsze rzeczy dzieją się bardzo blisko.
Że niepotrzebne nam skandynawskie hygge i japoński zen, by odnaleźć proste szczęścia.
Bo mnie się udało i teraz chcę pokazać, że to nie jest przecież trudne.
Wystarczy się zatrzymać, wystarczy zwolnić, docenić to co nasze, polskie i jak to mówi moja Babcia Teresa „nie szukać w dupie raków”.
Nie potrzebna Ci tona poradników, inspiracji i porównywanie się. Rozejrzyj się. Jest dobrze.
Jak Twoja wiosna? Ta w sercu, domu i na zewnątrz?
25 komentarzy
Basiu pisz częściej! Jak ja lubię Ciebie czytać ❤️
Wiesz Basiu, lubie wiosnę 😀
Jesteś moim osobistym balsamem Basiu!!
Basiu, zawsze czekam z utesknieniem na Twoje posty. Moja wiosna pachnie bzem skradzionym podczas deszczu z pewnego gospodarstwa 😉 mleczem zrywanym na syrop,zapachem drzew owocowych na wycieczkach rowerowych przez pobliskie wsie i oczywiscie wszystkim tym co sie w naszej kuchni dzieje 😉
Buziaki wiosenna Basiu 🙂
pięknie pachnie ta Twoja wiosna <3
Basiu, czytanie Twoich wpisów to balsam dla duszy 🙂
Basiu, ale ja Ciebie lubię czytać:) potrafisz się tak prawdziwie cieszyć z życia że aż czlowiek uśmiecha się czytając Twoje posty 🙂
Boże kochany, jaki piękny wpis! Robisz to, co ja zawsze też staram się robić (choć prawdopodobnie z mniej spektakularnym skutkiem, bo Ty akurat jesteś w tym mistrzynią): wywołujesz emocje, wspomnienia i chęć do robienia dobrych, prostych rzeczy. Dzięki 🙂
Weszłam tu na chwilę i już zostanę.
Z kazdym postem stwierdzam, ze warto Cie poznac! pozdrawiam
Dodam od siebie,że z każdym kolejnym postem, stwierdzam jak dobrze,że trafiłam na tego bloga 😉 Serdeczności.
Piękny wpis.
Od mojej wiosny boli brzuch i leżę zwinięta w kłębek pod kołdrą. To jest dobry ból, cudowny, to mój Syn za kilka tygodni pojawi się na świecie. Właśnie mi kwitnie, w tym brzuchu.
Od tej samej wiosny w domu bałagan, bo leżę przecież, zwinięta. Góra domu jeszcze przykryta śniegiem remontowego kurzu, bo Tata szykuje dziecku świat.
Moja wiosna już zamknęła gościom drzwi. Teraz jest czas tylko dla nas, nie potrzeba nam nikogo. W rozmowach tylko odliczamy, tylko nas to może nie znudzić, tylko nas wzrusza codziennie.
Nigdy nie chciałam więcej, niż tej wiosny. Mam to ogromne szczęście, że to wiem. I chłonę.
ależ piękny i wzruszający komentarz. Jak wiersz <3 Zdrówka dla Was 🙂
Bardzo dziękuję za ten komentarz, szczególnie za ostatnią linijkę. Dała mi do myślenia. Przeczytałam ją chyba z dwadzieścia razy 🙂 Pozdrawiam
Mniam 🙂
Basiu Ty jestes blogerem roku, lat, wieków. Taka prawdziwa, najprawdziwsza i jedyna w swoim rodzaju. Nie żadne pitu sritu, ale to, do czego każdy z nas tęskni, z czym się identyfikuje i czego chciałby od życia. Albo przynajmniej większość. Mogłabym Cię czytać książkami. Może napiszesz? 🙂
Może głupie moje pytanie, ale chciałabym zapytać skąd taka świetna maselniczka? Pozdrawiam
Co tam pichcisz? podasz przepisy ? skąd te różowe kubasy? :))
Basia, cudnie, że nas zaprosiłaś do siebie. Pięknie i przytulnie.
I podziel się, no podziel się przepisem na szarlotkę
Chciałabym kiedyś przeczytać Twoją książkę, lubię jak piszesz…
Dobrze widzieć Cię szczęśliwą. Buziaki
Lubię Ciebie czytać, lubię podglądać, lubię myśleć i wiedzieć, ze szczęście jest w tych drobiazgach. Fajnie, że piszesz 🙂 Dziękuję.a.
Basiu,
ja nie w temacie..
Napisz, proszę, gdzie kupiłaś taką piękną kozę do salonu?
To koza norweskiej firmy Jotul 😉
Dziękuję!