fbpx

WSZĘDZIE DOBRZE GDZIE NAS NIE MA.

Autor: Basia Szmydt

Nigdy nie sądziłam, że tak będę to odczuwać. Dopiero, kiedy zamieszkaliśmy tutaj i kiedy we wrześniu minął dokładnie rok odkąd się wprowadziliśmy zrozumiałam, że na wsi pory roku dosłownie we mnie wrastają. Nie wiem czy wynika to z mojej nadwrażliwości, emocjonalności, czy z tego, że po prostu tak wygląda wiejskie życie. Wiem jednak, że albo to zaakceptuję i pozwolę naturze działać i wpływać na moje życie, albo nigdy nie poczuję się tutaj jak w domu.
Wiosną zachowuję się wariatka. Zmieniam ton głosu, zmieniam mimikę, zmieniam ubrania, zmieniam wszystko. Rzucam się na wielkie sprawy, na jeszcze większe plany i marzenia. Wiosną wdycham zapach ziemi i milion razy przerywam rozmowę, upewniając się, czy wszyscy słyszą śpiewające ptaki. Jest ich w krzakach pod domem dziesiątki. Zaczynają śpiewać już koło 4. Wiosną budzę się z letargu.
Latem ładuję baterie na wszystkie możliwe sposoby. Zawsze stwierdzam jak tu pięknie, jak to dobrze, że tu mieszkamy. Pytam Tomka czy widział jak dzieciaki się cudnie błotem na dworze umazały. Latem trzymam paszport na wierzchu i jestem gotowa do podróży w pół godziny. Opalam się, noszę krótkie spodenki, zapominam o cellulicie, jem obiad na tarasie i dziwię się samej sobie jak mogłam chcieć się stąd wyprowadzić. Latem podejmuję decyzję, że ta jesień najbliższa będzie inna, że się nie dam nastrojowi i krótkim dniom, że będę pamiętać o tym lecie cudnym.
Jesienią gotuję. Zazwyczaj zupy. Jesienią dopada mnie pierwsze lenistwo. To wielkie dopiero nadejdzie. Jeszcze spaceruję, jeszcze zbieram liście, jeszcze żyję latem, choć wiem, że dni będą coraz krótsze. Na uliczkach naszej wsi z dnia na dzień ubywa ludzi. Wszyscy, łącznie ze mną, chowają się w domach, nad talerzem swojej zupy. I nagle wszystkiego mi się przestaje chcieć. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najchętniej zakopałabym się pod kocem i obejrzała wszystkie filmy, jakie świat wyprodukował. Problem w tym, że wyrzuty sumienia zjadłyby mnie żywcem. Więc walczę, próbuję sobie cośtam działać, zamiast przejść w tryb slow motion. Nie wychodzi. Więc zimą ratują mnie tylko święta. Choć i z nich pewnie byłabym w stanie zrezygnować, gdyby ktoś w zamian obiecał mi dodatkowy miesiąc lata. Zimą wciąż czekam. Na koniec roku, na jego początek, na poniedziałek, na koniec weekendu, na wiosnę, na Tomka.
Piszę to teraz i sama nie mogę wyjść z podziwu jakie to wszystko głupie jest i bezsensowne. Bo ta moja walka do niczego nie prowadzi. Walka z wiatrakami. Pory roku i tak nastąpią jedna po drugiej, nawet kiedy ja będę tupać nogą i uciekać przed zimą do Tajlandii. Jesienią będzie błoto i ciemny wieczór o 16, a latem trawa będzie pachnieć nieprzytomnie, a komary ciąć jak szalone.
Jest jednak jeszcze jedna rzecz, jedna myśl, która wróciła do mnie jak boomerang kolejnej jesieni. To ta myśl, że u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona. Znasz je? Znasz to uczucie, kiedy zastanawiasz się jakby to było mieszkać gdzie indziej, robić coś innego. To nawet nie jest porównywanie się. Raczej gonitwa myśli i takie głębokie przekonanie, że gdzieś tam na Placu Zbawiciela żyłoby nam się lepiej. Że wygodniej, że apteka i sklep z bułkami pod domem. Że kawiarnie i ludzie w nich. Ludzie! Spotkania z nimi bez planowania z tygodniowym wyprzedzeniem. Rozmowy, miejski zgiełk, spontan. Zadziwiające, że to przed czym poniekąd uciekaliśmy, nagle jawi nam się w kategoriach samych zalet, jako coś, za czym tęsknimy. Zadziwiające, że im dalej zagłębiamy się w tych naszych tęsknotach i myślach o tym jak by to było żyć gdzieś indziej, tracimy z oczu to, co mamy, to co w okół, to, co przecież powinno tak cieszyć.

Byłam ostatnio na ciekawych warsztatach. Kilka godzin rozmawialiśmy o emocjach. W doborowym towarzystwie. Obok mnie, w kręgu siedział dyrektor – menadżer, od 20 lat w korporacji. Tuż obok niego prezenterka w znanej stacji radiowej. Kilkanaście osób tak różnych jak to tylko możliwe. Potem, jak to zwykle bywa, każdy mówił coś o sobie. Gdy padło na mnie, i gdy powiedziałam kim jestem, co robię i gdzie mieszkam – większość mruknęła z aprobatą. Serio? To samo myślałam o was! Z nutą zazdrości oczywiście. I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, po raz pewnie setny w moim życiu, że dopóki nie będziemy szczęśliwi tu gdzie jesteśmy, to nie będziemy szczęśliwi nigdzie.

Zatem mam dziś w sobie dużo zgody, nawet nie spokoju, bo wciąż nie wiem co przede mną, i wciąż nie wiem czy tu zostanę na zawsze, ale zgody na to, że mieszkam na wsi. Godzę się na to, że po trudnej jesieni następuje przyjemna wiosna, a po niej intensywne w odczuciach lato. Godzę się na to, że odczuwam to ze zdwojoną siłą, bo taka jestem. Już nie szukam powodów i przyczyn, przez które właśnie teraz jest mi trudniej się ruszyć i wyjść z domu. Zaparzam herbatę, rozpalam w kominku, chowam się do domu przed mrozem, śpię nieprzyzwoicie długo. I czekam. Na wiosnę oczywiście. Czekam ja i moja wieś.

_MG_1063 _MG_1066 _MG_1144 _MG_1146 _MG_1162 _MG_1164 _MG_1168 _MG_1177 IMG_1044
IMG_1113 IMG_1047 IMG_1060 IMG_1083 IMG_1084  IMG_1090

Loading

Spodobają Ci się także:

25 komentarzy

Paula 24 stycznia, 2017 - 12:53 pm

Przepiękna biała zima na tych zdjęciach… Wiesz co jest najgorsze w mieście teraz – tony piachu i soli wnoszonej na butach do mieszkania. Albo to, że żeby wyjść z psem trzeba się ubrać jak eskimos. Wczoraj zaliczyłam „orła” na chodniku pokrytym lodem. No, wiadomo, wszystko ma swoje plusy i minusy, ważne umieć docenić i w każdej sytuacji dostrzec SZANSĘ. Najważniejsze jest tu i teraz. Ciśnij Basia z życia jak z cytryny, niezależnie od pory roku 🙂 Pozdrawiam

Reply
Catalina 24 stycznia, 2017 - 2:21 pm

Żeby wyjść z dwoma psami na spacer też muszę sie ubrać jak eskimos i wywijam niezłe orły na śliskich drogach, a mieszkam na wsi.

Reply
Aneta z jaautentyczne 24 stycznia, 2017 - 1:25 pm

Ha! Skąd ja to znam? Dokładnie wiem o czym piszesz 🙂 Tyle, że już od wielu lat i z roku na rok co raz bardziej marzyło mi się miasto 😉 Aż do wiosny! Wtedy wygrana była moja :))) Trawa, kwiaty, śniadanie, obiady i kolacje na tarasie itd. O lecie nie wspominam, bo to raj na ziemi. Nawet zaczęłam się zastanawiać jaki jest sens wyjeżdżać na wakacje w sezonie letnim skoro u siebie mam wtedy wszystko 😉 Chyba lepiej zimą właśnie, ale to na marginesie.
Ta zima jest inna. Może dlatego, że miałam poważne problemy zdrowotne i to wszystko przewartościowało? A może dlatego, że w końcu po latach gdybania zrobiłam sobie badanie na poziom vit D, które (pomimo iż mnóstwo czasu spędzałam na słońcu) wykazało niedobór. Zaczęłam solidną suplementację, dorzuciłam wyciąg z miłorzębu na lotność umysłu (hihi) i ta zima jest zwyczajnie inna niż wszystkie do tej pory. Robię sobie też miesiące tematyczne 😉 W styczniu odgruzowuję dom z wszystkich gratów i innych niepotrzebnych badziewi, a zarazem emocji. W lutym planujemy wstępnie wyjazdy na cały rok. Te weekendowe, wspólne plus kilka moich solo. Robię plany, zapisuję, szukam itp. A w marcu to już mi tylko kwiatki w głowie :))) więc planuję tegoroczny warzywnik, zmiany w ogrodzie kwiatowym, nasadzenia w donicach itp. A w kwietniu już jest tyle do zrobienia, że nie wiem za co wziąć się najpierw 😉 W międzyczasie pochłaniam ogromne ilości literatury w danym temacie, czyli angażuję się na maxa i tygodnie lecą jak szalone. Za to w maju zastanawiam się co zrobić, żeby czas biegł chociaż dwa razy wolniej 🙂

Pozdrawiam Cię Basiu i wszystkie Babeczki, które nie przepadają za zimą 😉
PS. Robiłaś badania na vit D, może to jest dobry trop? Ewentualna suplementacja, zaangażowanie się w realizację jakiegoś pomysłu plus sposób w jaki się teraz odżywiasz i powinno być ok 🙂

Reply
bezcookru.pl 24 stycznia, 2017 - 1:40 pm

Baśka, jakie cudowne zdjęcia!!! aaaaaa!!!
Wczoraj popełniłam wpis o tym, że innym zazdrościmy i podziwiamy. Taka nasza natura, chyba.
Ale czasem dobrze mieć do czego tęsknić i wzdychać 🙂

Reply
multaris 24 stycznia, 2017 - 1:55 pm

W tym roku faktycznie zima jest cudowna – bardzo ładne zdjęcia zrobiłaś 🙂
Tylko… częściej się uśmiechaj bo Ci pasuje ucieszona buźka!
Pozdrawiam!

Reply
Monika 24 stycznia, 2017 - 2:10 pm

Chciałoby się powiedzieć, uważaj o czym marzysz bo marzenia się spełniają… we wrześniu wprowadziliśmy się do wymarzonego domu, długa droga pełna wyrzeczeń, radość, że się udało a potem życie zweryfikowało marzenia. Huśtawka nastrojów, od pełni szczęścia do mega doła… co ja tutaj robię, z daleka od rodziny, ulubionej piekarni, wydeptanych ścieżek… Bywały myśli: piękny ten nasz dom tylko gdyby go przenieść… albo wręcz odwrotnie: ależ tu piękna okolica ale gdybyśmy wybrali tamten projekt … Znajomi mówią, że wymarzone miejsce do życia a ja narzekam. Co robić? Kiedy się tu męczę, jadę tam, na stare śmieci… wracam zresetowana i stęskniona bo nie ma to jak w domu. Uwielbiam nasz DOM, bo to już nie tylko mury ale My, i nerwy i radość, wszystko takie nasze. Kocham Beskid. Nie wiem gdzie będę w przyszłości ale wiem, że każda zmiana to proces. Proces adaptacji. Spróbuję zapuścić korzenie… bo „wszędzie dobrze gdzie nas nie ma” i cieszę się dniem dzisiejszym. Pozdrawiam Basiu, wpadłam tu na chwilkę podejrzeć spiżarkę i … rozgościłam się:) bo tu jest tak jak lubię 🙂 swojsko dobrze

Reply
Catalina 24 stycznia, 2017 - 2:18 pm

Mieszkam na wsi o 2,5 roku i to co napisałaś to moje odczucia. To prawda o moim zyciu, o tym jak ciężka jest dla mnie jesień i zima, jak śpie po 10h i czekam na słońce. O moich zachwytach nad mrozem i pieknie oszronionymi polami i złości z powodu ślizgawicy na nieodśnieżonej drodze do miasta. Powoli też się z tym godzę, z tym że tak wybrałam i że zawsze może mi się odwidzieć i moge zmienić zdanie. Ps. mieszkamy niedaleko siebie. Pozdrawiam.

Reply
Asia 24 stycznia, 2017 - 2:40 pm

A ja bym chciała, tak na wsi, tak w zgodzie z naturą, pomęczyć się nawet ale jakoś tak bliżej przyrody, z dala od blokowiska, szarości, ponurych ścian z betonu, kiszona się w tej wielkiej płycie… może tam miałabym podobne odczucia do Twoich, ale jakoś myślę że byłabym szczęśliwsza. Chyba fajnie zbudować dom. Ściskam Cię i byle do wiosny;)

Reply
Nuk 24 stycznia, 2017 - 2:57 pm

A ja zimę kocham i gdybym miała za oknem i na wyciągnięcie ręki takie krajobrazy jak Ty, to byłabym przeszczęśliwa. Teraz mieszkam w centrum miasta, ale kiedy tylko mogę jadę na wieś do rodziców, do lasu, bo w mieście w ogóle nie odpoczywam. I za niedługo bardzo chciałabym do lasu wrócić, choć kiedy tam mieszkałam nie raz klęłam na odległości, pogodę itd. Klęłam też na to, że w domu nie ma ciepłej wody, jeśli nie rozpali się w piecu, że dom jest niedocieplony i jest w nim cholernie zimno, że w gospodarstwie ciągle jest coś do zrobienia, bo oczywiście od małego byłam włączona do codziennych obowiązków.
Pamiętam to pobłażanie i lekką dezaprobatę, z jakimi rodzice i sąsiedzi-rolnicy mówili o nowoprzybyłych do wsi letnikach, którzy „siedzieli pod baldachimem”, kiedy miejscowi pracowali przy żniwach, sianokosach czy wykopkach. Może zwyczajnie im zazdrościli, nie wiem. Ja zazdrościłam, że mogą sobie chłonąć pory roku na spokojnie, podczas gdy we mnie te pory roku dosłownie się wdzierały. Zbuntowałam się przeciwko temu, ale teraz jako korposzczur lubię tam pojechać i pomachać grabiami.
Ale wieś wymiera. Las odbiera to co mu kiedyś zabrano – ludzie nie chcą już uprawiać ziemi. Wsie zamieniają się w przedmieścia bez miast, letniska. Moje sentymentalne podróże mają coraz więcej sentymentu, bo sama zbliżyłam się do tych „siedzących pod baldachimem”. Mimo to nie umiem się pozbyć tego pobłażania. Czytając Twój wpis myślałam sobie: co Ty dziewczynko wiesz o PRAWDZIWYM życiu na wsi? Ale to pewnie ta zazdrość. Wstyd mi za siebie, bo nie chodziło mi o to, żeby zanegować Twoje prawo do przeżywania wsi w ten sposób, bo inni mają gorzej i ta Twoja wieś nie jest prawdziwa.
To co chciałam przekazać w tym chaotycznym komentarzu to to, że mam wrażenie, że wszyscy, którzy przeprowadzają się z miasta na wieś poszukują realizacji pewnego mitu. Myślą, że na wsi będzie jak na letnisku, że to taki skansen. Prawda jest jednak taka, że wieś wymaga. I jest to faktycznie trochę tak, jakby pogańscy bogowie nadal żyli gdzieś na tych wioseczkach i od obcych pobierali opłatę za wstęp. Cenę intensywności.
Basiu, nie walcz ze sobą. Poddaj się rytmowi, a wszystko będzie dobrze. Tego Ci życzę.

Reply
Kalinak 24 stycznia, 2017 - 5:10 pm

Basia, przepiękne zdjęcia kapliczek!

Reply
cattii 24 stycznia, 2017 - 6:12 pm

Chyba pęknę- tyle mam Tobie Basiu do napisania. uuuuuufffff!
Na początku. Jestem tu od dawna, ale nigdy nie pisałam. Uważam, że wspaniale piszesz, masz talent. Bardzo chciałabym mieć taką koleżankę. Jesteś taka prawdziwa. Jak mnie wkur….. ludzie z pozą!
Tkwię w dokłądnie takiej sytuacji jak Ty.
Mieszkałam w małym mieszkaniu w centrum, jedynym marzeniem było duże mieszkanie w nowym budownictwie daleko od centrum, tam gdzie dzieci wychodzą na dwór, gdzie w każdym mieszkaniu dzieci.
I stało się kupiliśmy, pięknie urządziliśmy, wszystko najwyższej jakości, dobrane, na bogato. Ach miało być tak cudownie i nagle buuuuu, ja nie chcę tu mieszkać. Za daleko do przystanku, za daleko do przedszkola, szkoły. Wszędzie autem.
Jedynie dzieci faktycznie mogą bawić się z innymi na placu zabaw. Takie to „młode osiedle”.
Teraz marzeniem jest centrum miasta, wszędzie rzut beretem.
Ale gdzie teraz zmiany? Nie ma szans.
Żyjemy tu, ale idealnie nie jest. Po prostu wiele tu poznaliśmy, czujemy się jak w domu, ale wszędzie nam daleko. Jednak nasze dzieci nie chcą zmian.
:-*

Reply
aminka 24 stycznia, 2017 - 7:19 pm

Fajnie napisane, jak zawsze ciekawie się czyta i właściwie jednym tchem. Masz rację – Tam najfajniej gdzie nas nie ma. Jednak mam zupełnie inaczej niż Ty i to jest fajne. Mój punkt widzenia?
Niestety nie dysponuję, takim kapitałem aby zakupić mieszkanie w ciekawym miejscu Warszawy o metrażu, na którym się nie pozabijamy z rodziną (czytaj 3 pokoje troszkę większe niż po 10m2, nie chcę dużo naprawdę), bez tramwaju za oknem i szerokopasmówki, co mi zostaje – podmiejskie dzielnice. Do pracy dojeżdżam 16km- ha dojeżdżam to dużo powiedziane, czasem, żeby wyjechać z osiedla stoję 7 minut w długiej kolejce, potem kolejne 10 min aby wyjechać ze swojej ulicy i zostaje mi jeszcze tylko 14 km, które pokonuję w 50 minut (czasem dłużej). Nie muszę mówić, że droga powrotna jest równie koszmarna.
Ponieważ jest tu nas ogrom i w każdym roku pojawiają się nowe osiedla, dziecko musiałoby chodzić do pobliskiej szkoły na 13,20 do 17 ( wiem, że tylko 3 z 5 dni, mimo wszystko 7 latek?), aby tego uniknąć zabieram go ze sobą i chodzi do szkoły blisko mojej pracy i dziadków. Też nie jest idealnie, ale za to do 15.20. Właściwie od kiedy skończył 2 latka, pokonuje ze mną tę 16 km trasę, oczywiście początkowo – przedszkole a teraz szkoła. Wracamy do domu zazwyczaj w okolicach 16-17, czasem później bo Młody jeszcze niedawno uczęszczał na treningi na AWF , lekcje , kolacja i sen. Ostatnim o czym marzę jest ponowne zapakowanie się w sobotę do auta i spacer po stolicy, korzystanie z jej atrakcji. Raczej wybieramy odwrotny kierunek i uciekamy w pobliskie lasy, na wycieczki rowerowe bliższe i dalsze. Wiem kino, teatr, muzea, wspaniałe parki i różne atrakcje dla dzieci, to prawda- ale jak sama piszesz gdy chcesz pakujecie się w pociąg i jesteś tuż obok .
Dzielenie przestrzeni z innymi ludźmi, którzy brudzą, śmiecą , wystawiają wory ze śmieciami na klatkę, więc wychodząc z mieszkania wpadam na czyjeś smrody, ciągle zasyfiona klatka schodowa, z odchodami zwierząt(sic!)- rano to tor przeszkód. Mogę tak długo, ale po co…
Dlatego PRZEPROWADZAM SIĘ, do małego miasteczka, no właściwie to pod (chyba w jakąś dalszą Twoją okolicę) – gdzie wszędzie jest blisko, gdzie z okna mam widok na zagajnik, skąd z radością przyjadę w odwiedziny do warszawskiej rodziny i równie szybko wrócę do siebie.
Czeka mnie rok zmian i już przebieram nogami. Czytam sobie Ciebie od dawna, więc mi nie marudź tylko zachwalaj i dawaj dużo zdjęć tej pięknej okolicy.

Reply
makate 25 stycznia, 2017 - 7:42 am

Trochę mi się smutno zrobiło jak przeczytałam ten komentarz.. Ja nie wiem, może to było żartem powiedziane, ale w tekście pisanym nie czuć tonu głosu, więc zdanie „nie marudź tylko zachwalaj i dawaj dużo zdjęć tej pięknej okolicy” zabrzmiało niefajnie.
Bo przecież o tym właśnie jest ten tekst – że człowiek sobie wyobraża miejsce którego nie ma, marzy o nim, dąży do tego – a kiedy to się spełnia, to okazuje się że pewnych rzeczy jednak sobie nie wyobraziliśmy, że coś nas zaskakuje – i to negatywnie. I po jakimś czasie przestajemy pamiętać co nas denerwowało w tamtym starym miejscu i ono się wydaje cudowne. Więc może warto skorzystać z tej porady i jeszcze przed przeprowadzką pomyśleć o tym że będą też chwile trudne, że będziesz za czymś tęsknić, choć teraz wydaje się że nowe miejsce będzie spełnieniem raju na ziemi?

Reply
Aminka 25 stycznia, 2017 - 7:00 pm

A wiesz, nie zgodzę się z Tobą. Uważam, że czasem właśnie po wysłuchaniu drugiej osoby, raczej trzeba powiedzieć „weź się stara w garść i zacznij ponownie widzieć pozytywy, nic nie jest tylko białe lub czarne.”. Wyobraź sobie, że siedzicie razem na kanapie, Basia Ci mówi jak jej źle, bo sama, bo dzieci, bo daleko a tam gdzieś tak fajnie, tak kolorowo, a Ty na to „masz rację,Twoje życie jest do d…. ” Depresja totalna.
Przykro, że zrobiło Ci się przykro po przeczytaniu tego co napisałam.

Reply
makate 24 stycznia, 2017 - 8:26 pm

Piękna wieś! Ja od zawsze mam tak że wpływają na mnie pory roku i tym czego mi brakuje w mieście jest właśnie trochę to że miasto częściowo przyćmiewa to przeżywanie pór roku. Nie tak całkiem – bo jednak wiosną moje emocje są zupełnie inne niż zimą, to fakt. Ale żałuję, że nie zawsze mogę przeżywać te ciepłe letnie wieczory i cudne poranki. I kiedy myślę o przeprowadzce za miasto to właśnie ciągnie mnie to przeżywanie pór roku, choć pewnie najbardziej przeżywanie tych fajnych – bo zimą, wiadomo, jak się nic nie chce, to wygodniej by było mieć piekarnię pod domem a nie gdzieś daleko.
Zgadzam się z tobą że jest coś niesamowitego w tym że zawsze tam gdzie nas nie ma jest tak cudownie 😉 cóż, tacy chyba trochę jesteśmy, dobrze jest o tym pamiętać i po prostu co jakiś czas wracać do tej myśli, żeby cieszyć się tym miejscem w którym po prostu jesteśmy 🙂

Reply
Ewelina 24 stycznia, 2017 - 8:48 pm

Znam to uczucie. Tylko ja mieszkam w mieście, a marzę o domku takim, gdzieś troszkę dalej niż miasto. Ciągle myślę, ze siedze w domu z.dwójką dzieci rok po roku. Ze jest mi ciężko, bo spacerować trzeba, bo „świeże” powietrze, a kurczę tylko ja te dzieci znoszę dwa piętra w dół, a potem te dwa w górę. Jedno w gondoli, drugie ledwo chodzi, wiec za rączkę idzie i trwa to wieki. Zero przyjemnosci. Chodzimy po chodnikach, zamiast biegać po trawie, zamiast siedziec w swojej piaskownicy, w ktorej nie było kotów. Chce swoje kwiaty i zioła. Chce pranie na świeżym powietrzu wieszac, chce gotowac obiad i patrzec przez okno jak bawia sie chlopcy z tata. Chce kawę na werandzie i grzanca zima przy kominku. Tak u sasiada jakos trawa bardziej zielona. Mam podobne odczucia co do por roku. Tez wiosną milion planów mam i energie do realizacji, a jesien zima to jakos tak choby sa i energii brak. Chyba czuje tez taka troche samotność na codzień. Niestety dom i dwoje dzieci na mojej głowie. Mąż duzo wyjezdza, taka praca niestety. A ja na codzien nie chodzę do pracy. Juz dwa lata na macierzynskim, bo dzieci rok po roku. Także odcieta od świata jestem mimo, iz w miescie mieszkam. Moze za małe mam póki, co dzieci, a może za duzo wymagam.

Reply
eboum 25 stycznia, 2017 - 7:00 am

Basiu, wiosna juz tuz tuz!
A poki co, dla odmiany nastroju, rezerwuj bilety i wyskocz gdzies na weekend! Przyda sie tobie zmaina perspektywy! I wrocisz do domu z naladowanymi bateriami!

Reply
tim 25 stycznia, 2017 - 9:01 am

Życie na wsi to zupełnie inny świat, nie zrozumie ten kto nie mieszkała na wsi.

Reply
Sławka 25 stycznia, 2017 - 10:52 am

Ja tak króciutko dodam, to co każdy z nas dobrze wie, że lato nie smakowałoby tak dobrze, gdyby właśnie nie ta piękna, biała, sroga zima…
I trochę mojej prywaty, że wolę po cichutku zaglądać do ogródka sąsiada, niż właśnie być tym sąsiadem, któremu bezpardonowo depcze się trawnik, ale to takie moje spostrzeżenia 😉
Ps. wiosna już za 55 dni! 🙂

Reply
Anna 25 stycznia, 2017 - 5:23 pm

Basiu, czytam wszystkie wpisy i czuję przez skórę, że długo na wsi nie pomieszkacie 🙂 myślę, że im chłopaki będą starsi tym częściej będziecie myśleć o mieszkaniu w mieście, znam z autopsji moja droga…… trzymaj się dzielnie na tej swojej pięknej wsi, uściski

Reply
jo!a. 25 stycznia, 2017 - 5:29 pm

Przepięknie tam masz

Reply
Katinka 30 stycznia, 2017 - 1:09 pm

To ostatnie zdjęcie – biel śniegu i róż Twych ust – mhmmm CU-DO! 🙂

Reply
Kasia ze Spokojny Dom 5 lutego, 2017 - 6:07 pm

Przepiękna jest ta Twoja wieś chociaż wiem że człowiek docenia co ma jak to straci taka nasza natura. A chandra? Zimowa depresja? Myślę że większość z nas, kobiet ją ma. Taka chyba kobieca strona życia. Ale już niedługo. Zaraz wiosna. Póki co planuje swój warzywniak, kupuje nasiona, sprzątam jakieś dawno zapomniane pudła na strychu na co się będę miała czasu ani tymbardziej ochoty przez kolejne trzy pory roku

Reply
Basia Szmydt 5 lutego, 2017 - 8:04 pm

pięknie napisane – naturalna kolej rzeczy 😉

Reply
Beata 10 lutego, 2017 - 9:47 pm

Witam.
Jestem tu pierwszy raz. Zapewne nie ostatni. Z zaciekawieniem przeczytałam Twój post i komentarze. Niedługo czeka mnie wielka zmiana. Ze Stanów Zjednoczonych przeprowadzam się wraz z mężem do domu na wsi w Polsce.
Już tęsknie za miastem.Aczkolwiek mieszkając w Stanach tęknie niezmiernie za bliskimi i polską łąką.. niekoniecznie za Polską ogółem(dużo rzeczy jest nie tak jak powinno ale w to szkoda wnikać).
Myśle,że tesknimy za tym czego nie możemy dotknąć,doświadczyć,zobaczyć… Mieszkając w Stanach tesknie za Polską. Wrócę do Polski będę tęsknić za NYC. Mieszkając w mieście marzymy o domku na wsi a jeśli marzenie się spełni i mieszkamy na wsi w domku wtedy chcemy do miasta. Tacy jesteśmy a przynajmniej większość z nas.
Kiedy jest gorąco to nam za gorąco albo znów na odwrót.Ja jako jedna z nielicznych kocham jesień, lubie zime i wiosnę a lato troszkę mniej.
Uwielbiam siedzieć pod kocem, popijać herbatke i czytać książkę A za oknem sypie śnieg…. pokrył białą pierzynką wszystkie nasze zmartwienia…

Reply

Zostaw komentarz

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, rozumiem