Wszyscy znamy ten stan. Najpierw przychodzi grudzień, przygotowania do świąt, każdy moment zdaje się być podniosły, rozsadza nas energia, kupujemy albo robimy prezenty, gotujemy, jemy, cieszymy się sobą, idziemy na sylwestrową imprezę, a od nowego roku obiecujemy sobie wielkie zmiany. Sam początek roku też ma w sobie magię. Ja lubię sobie wtedy zrobić podsumowanie minionych miesięcy, lubię wyjąć nowy, pachnący zeszyt, coś zapisać, coś postanowić, coś sobie i światu obiecać.
A później, zazwyczaj choć przecież nie zawsze, przychodzi taki moment, kiedy ze smutkiem odkrywamy, że z tych naszych planów, by zmienić siebie i być może swoje nawyki póki co nici, a my nie mamy energii dosłownie na nic.
I tak bardzo, bardzo trudno w dzisiejszych czasach hołdujących temu by być wiecznie zajętym, przyznać się, że nam się chce, że nie znamy odpowiedzi,
że z czegoś rezygnujemy, bo nie mamy siły ani mocy przerobowych.
Trudno jest, tak mi się wydaje, wieść zupełnie zwyczajne życie właśnie wtedy, kiedy najbardziej nam się nie chce zdobywać świata.
A prawda jest taka, że żeby nam się dobrze i miło żyło, żebyśmy mieli siłę na to, by realizować nowe projekty i mierzyć się z codziennością potrzebujemy ENERGII. I o ile doskonale wiemy jak się tej energii pozbywać (skrupulatnie uzupełniając nasze listy zadań do wykonania i wyszukując sobie coraz nowsze stresujące rzeczy), to kompletnie nie wiemy jak się nią ładować. Wydaje nam się, że sprawę załatwią szybkie zakupy i poprawa nastroju nową sukienką albo fakt, że zbierzemy się do kupy i pójdziemy na trening, na kurs nowego języka i zapiszemy się do wyzwania „52 książki w rok”. No nie. To tak nie działa. To nas ładuje, ale tylko na chwilę. Prawdziwe źródło energii jest w nas samych – uwierz mi na słowo 🙂
Mój terapeuta, z którym umawiałam się na cotygodniowe sesje zwykł mawiać, że w całym naszym życiu chodzi właśnie o tę energię. Od tego ile jej w sobie mamy zależy to jak się komunikujemy z innymi, w jaki sposób na siebie patrzymy, jaki mamy nastrój, pomysły, jakimi jesteśmy rodzicami dla swoich dzieci, przyjaciółmi, małżonkami, jak reagujemy na różne problemy dnia codziennego, jak myślimy. Od niej w zasadzie zależy wszystko.
Tylko pomyśl. Kiedy czujesz się tak wyczerpana wszystkim: pogodą, krótkim dniem, zimnem, słabym jedzeniem, problemami w pracy, zaległościami w szkole dzieci, natłokiem zadań, które czasem ci się przytrafiają, a czasem sama sobie dokładasz – jak się wtedy czujesz? W jaki sposób odzywasz się do innych? Na jakie rzeczy masz wtedy ochotę? Co cię stresuje? Jakie decyzje podejmujesz?
No właśnie. Jest raczej kiepsko. Wszystko widzisz w czarnych barwach, najmniejsza pierdoła potrafi urosnąć w krótkim czasie do wielkiego problemu, warczysz na każdego, kto znajdzie się w zasięgu twojego wzroku, jesteś zestresowana i wkurzona, że nic nie robisz z własnym życiem. Wszyscy są jacyś, a ty najchętniej zrobiłabyś sobie domek z koców i schowała się w nim na miesiąc (co wcale według mnie nie jest takim złym pomysłem). To się nazywa moja droga wyeksploatowanie się totalnie z energii. Doprowadzenie się do takiego stanu, że ból karku to tylko wierzchołek góry. Też tak czasem mam. I dziś powiem ci co robię, kiedy taki stan mnie dopada.
ODPUSZCZAM
Ja wiem, że łatwo powiedzieć. Wiem, że każdy z nas ma inne obowiązki, inaczej wygląda nasz dzień. Jest jednak coś co nas wszystkich łączy – pory roku i sezonowość. I nie ma takiej siły byśmy mieli w sobie tyle samo energii w styczniu, kiedy słońca i witaminy D mamy tyle co kot napłakał i w czerwcu, kiedy moglibyśmy nie wracać do domu ze spaceru i żywić się tylko truskawkami. Po prostu dopasujmy się do tego i zaakceptujmy to.
Ja odpuszczam, głównie sobie. Nie robię niekończących się list z zadaniami, nie dołączam do nowych wyzwań, przestaję się nieustannie krytykować i deprecjonować swoją codzienną pracę. Odpoczywam więcej niż zazwyczaj i daję sobie na to przyzwolenie. Robię to, co najważniejsze, co nie może poczekać. Przy całej reszcie po prostu zwalniam.
Gdy wyjrzysz za okno dostrzeżesz, że przyroda też teraz zwalnia. Czemu my mielibyśmy zachowywać się inaczej?
Szanuj swoje moce przerobowe – przydadzą ci się za kilka tygodni. Wiosna przecież i tak nadejdzie.
UPRASZCZAM
Och jakże to się teraz mi właśnie przydaje! To nie szukanie w dupie raków, jak to mawiała moja babcia Tereska. Upraszczanie to klucz do sukcesu. Bo kiedy pokochasz proste rzeczy i prostą codzienność to odkryjesz ogrom przyjemności w zwykłym czytaniu książki przy kubku herbaty, w graniu w planszówkę ze znajomymi, w zwykłym krupniku, zwykłym spacerze, zwykłej rozmowie o małych rzeczach, zwykłym „dzień dobry” i „dobranoc”. Bez dopisywania do tego żadnej ideologii. Po prostu #hasztagzycie.
CZYTAM
Nie ma chyba lepszej pory na czytanie książek niż nudne, leniwe styczniowe i lutowe wieczory? Wydaje mi się, że to właśnie teraz mnie czyta się najlepiej. Zwłaszcza wszystkie te skandynawskie kryminały. W każdy piątek chodzimy z moimi dziećmi do naszej ulubionej biblioteki. Każdy szuka dla siebie książek, dzieciaki wypożyczają sobie też bajki na DVD na weekend. Potem zmarznięci wracamy do domu, robimy sobie herbatę z cytryną i sokiem malinowym, zakopujemy się pod koc i dłuższą chwilę zastanawiamy się od jakiej książki by tu zacząć. To jedna z najprzyjemniejszych dla mnie czynności podczas tych szarych dni. Książki zabierają mnie w inny świat, pochłaniają mnie, nie dają mi czasu na zastanawianie się czy oby nie robię aktualnie w życiu za mało.
OGLĄDAM STARE FILMY
Na okoliczność odwiedzin rodziców zainstalowaliśmy w domu telewizor. Nie korzystaliśmy z niego od jakiś trzech lat. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłam jak bardzo lubię stare filmy! Nie mówię tu jednak o jakiś oscarowych dziełach, nie, nie. Prawdziwą miłością darzę filmy z gatunku „zabili go i uciekł”. Nie pogardzę filmami typu „CSI kryminalne zagadki” (stare odcinki), wszystkie szklane pułapki, szybcy i wściekli itd. Odkryć tę formę relaksu po latach – bezcenne. Robimy sobie górę popcornu z moim mężem i wieczorem umawiamy się na oglądanie „szczelanek”. Bawię się dokładnie tak samo jak w liceum.
SPRZĄTAM
Nie mówię o wielkim sprzątaniu, szorowaniu podłóg, myciu okien itd. Nic z tych rzeczy. Teraz mi się nie chce. Ja porządkuję. Przeglądam swoje rzeczy, mierzę się z ich nadmiarem, ich posiadanie skłania mnie do refleksji i dochodzę do wniosku, jak co roku, że chcę mieć ich mniej. Ten spokojny styczeń i spokojny luty okazuje się być dla mnie dobrym na to czasem. Przeglądam więc książki, kuchenne szuflady, ubrania z których wyrosły moje dzieci, odkładam je, a potem organizuję jakąś wyprzedaż. To mnie relaksuje i odmóżdża, nie wymaga ode mnie jakiś ogromnych nakładów sił i przy okazji daje mi zastrzyk gotówki, a ta przyda się, bo…
PLANUJĘ PODRÓŻ
A na nią przyda się każda złotówka 🙂 Zwłaszcza, że kiedy w naszej Polsce zimno i mokro, na każdym kroku kuszą mnie zdjęcia rajskich plaż i szumiących na wietrze palm. Co jeśli na palmy i plaże raczej się nie zapowiada? Wyruszam gdziekolwiek. Do przyjaciółki do Trójmiasta lub Krakowa, albo do swojego rodzinnego miasta odwiedzić rodziców albo do Warszawy na spienioną po mistrzowsku kawę. Za każdym razem to robi mi dobrze na głowę. Wystarczy tylko wolny weekend. Bez jakiegoś wielkiego planu i oczekiwań. Tak jak poprzednio – #hasztagzycie. Po prostu dobrze jest gdzieś sobie pojechać.
POPRAWIAM SOBIE HUMOR JEDZENIEM
Wiem, wiem to niestosowne, a jedzenie nie powinno nam się kojarzyć z poprawianiem nastroju, ale z odżywianiem. Ja jakoś nie potrafię się do tego dopasować. Nic tak nie leczy złamanego serca, wielkich smutków, chandry, doła czy niepowodzeń w pracy jak jabłka pod migdałową kruszonką w towarzystwie kubka earl greya, miska makaronu z domowym pesto, frytki cienko pokrojone przez Tomka czy kubek gorącej kawy z kardamonem i cynamonem. Nigella od początku miała rację. Jedzenie, w moim przypadku to, które przypomina smaki dzieciństwa, sprawia, że w ciągu kilku chwil czuję się lepiej. Jest mi dobrze i bezpiecznie 🙂
ZAMYKAM OCZY I…
Na koniec coś, co mnie bardzo pomogło odzyskać energię i spokój, gdy spotykałam się z moim terapeutą. Ten punkt powinien był znaleźć się na początku mojej dzisiejszej listy. Za chwilę przekonasz się dlaczego 🙂
Pamiętam, gdy zadał mi pytanie: „Co cię ładuje? W jaki sposób odzyskujesz swoją energię?”. Zaczęłam mu opowiadać o tych wszystkich rzeczach, o jedzeniu, gorących kąpielach z pianą, książkach, filmach itd. On, w swoim stylu stwierdził, że gadam bzdury i kazał wyobrazić sobie moment, w którym czułam totalną beztroskę 🙂 Zamknęłam wtedy oczy i podczas pracy z nim wyobraziłam sobie pierwszy moment, który przyszedł mi do głowy. Wróciłam pamięcią do czasów, w których miałam ok. 10 lat. Była czerwcowa, wakacyjna niedziela. Właśnie wróciłam z rodzicami z kościoła, zjadłam niedzielny obiad i wyszłam na dwór. Przypomniałam sobie jak siedziałam z moją przyjaciółką na krawężniku, w pięknej spódnicy w tukany, którą uszyła mi babcia i z wielką kokardą we włosach. W ręku miałam monetę, zapewne na lody Bambino, które zaraz miałyśmy kupić. Pamiętam, że mrużyłam oczy od słońca, pamiętam jak prześwitywało przez drobne, zielone listki brzozy. Pamiętam jak wtedy pachniało na dworze, jak było cicho. Pamiętam, że nic wtedy nie musiałyśmy, nie miałyśmy żadnych planów. Czysty moment i największa beztroska jaką wówczas mogłam sobie wyobrazić. Po co ci o tym piszę? Bo właśnie wtedy, gdy sobie to wszystko wyobrażałam, sekunda po sekundzie moje ciało się rozluźniało, moje problemy i rzeczy, którymi się stresowałam stawały się nieważne, a ja ładowałam się tą życiodajną energią. Pamiętam, że mocno się wtedy zdziwiłam. Dzisiaj, z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że tamtego dnia mój terapeuta w dosyć sprytny sposób nauczył mnie praktykowania uważności. Od tamtej chwili doskonale wiem, że to dużo ważniejsze niż wszystkie punkty, które wymieniłam ci wyżej. Żaden z nich nie zadziała jeśli najpierw nie pogadasz sama ze sobą.
Bycie tu i teraz, uważność, oddech, wyobrażenie sobie tej beztroski, odpuszczenie wszystkiego. Choć na chwilę. Jak najczęściej. Przestać gonić, przestać być częścią tego wyścigu, przestać mieć poczucie, że tyle musimy.
Spróbuj. Co ci szkodzi? 🙂
Prawdziwe źródło energii jest w nas samych. Wystarczy dać mu dojść do głosu.
Życzę Ci tego z całego serca.
Zdjęcia z dzisiejszego wpis są kolejno autorstwa:
1/2/3 Iwona Sokulska
4/5 Karolina z Chwytam Momenty
33 komentarze
a ja sprawdzam moj poziom zelaza we krwi i prawie zawsze jest wtedy bardzo niski, dostaje kroplowke i mam energii na nastepnych kilka tygodni
O proszę, to ciekawe. Warto też zbadać sobie poziom witaminy D
Basiu jak Cie czytam to normalnie działasz na mnie jak terapeuta… uwielbiam Cie czytam, działa to na mnie uspakajająco i relaksująco na serio:)
❤️❤️❤️
Opis Twojej niedzieli coś pięknego:) Mam podobne wspomnienia i czytając Twój tekst przeniosłam się przed dom rodziców gdzie w niedzielne popołudnie razem siedzieliśmy przed domem, nie działo się prawie nic, a było tak cudnie.
Właśnie dzisiaj mam taki dzień, a zaplanowałam sobie tyle spraw do pozałatwiania.
Po kolei, powoli
A ja sie cieszę, że bez terapeuty doszłam do takich wniosków – szczególnie to z wspomnieniami z dzieciństwa. Próbuję potem przenieść cokolwiek z tej beztroski z danego wspomnienia na teraźniejszość. Cokolwiek co sprawi, że jakoś odtworzę to wspomnienie teraz. i to pomaga.
Brawo ❤️
Dziękuję Ci za ten wpis… baaaardzo. szczególnie teraz, gdy wraz z Nowym Rokiem znowu dałam się złapać w pułapkę postanowień, planów, celów do zrealizowania i to w określonym czasie. szczególnie teraz gdy te moje postanowienia zaczęły mnie przytłaczać bo średnio wychodzi mi ich realizacja. szczególnie teraz, gdy mam poczucie że to życie tak nam ucieka i zapominamy o tym co ważne…
cieszę się, że trafiłam na Twojego bloga i znalazłam Cię w tej ilości treści dostępnych w internecie – to chyba nie był przypadek:)
Też się cieszę, że tu trafiłaś
Dziękuję Ci za ten wpis. Ja jak zamknęłam oczy zobaczyłam siebie na kocu w sadzie u Dziadków, których już nie ma. Teraz też mam czas niemocy i uczę się sobie na ten pozwalać i go zaakceptować choć jestem wychowana, aby „otrzepać pióra”, nie zważać na swoje uczucia i pędzić za pieniędzmi, karierą. Tak stwierdziliśmy z Mężem wczoraj przy winie, że nie potrzebujemy więcej, chcemy za to żyć, aby było nam dobrze psychicznie. Trochę dziwnie to zabrzmiało:) Póki co piję kawę, słucham mruczenia kota i Cię czytam. Dziękuję i pozdrawiam ciepło.
Też lubię takie rozmowy z moim mężem pozdrawiam Cię serdecznie ❤️
Mam podobnie ten stan o tej porze roku i myślę, że jest to jak najbardziej naturalny stan rzeczy i dobrze jest się wtedy sobą zaopiekować jak dzieckiem jak dobra przyjaciółka. Bycie dobrym dla siebie samego jest równie ważne co dla innych;) nie damy komuś dobroci ani troskliwosci jeśli sami jej w sobie nie posiadamy. Po wyczerpującym grudniu dobrze jest nastroic własne struny aby grało nam w sercu. Ja zaczęłam porządkować przestrzeń w której mieszkam. Pomału bez pośpiechu kiedy mogę szuflada tu szafka tam itd. Powiesiłam plakaty na ścianę ze sklepu o którym pisalas;) jest mega uroczo. Planuje dokupić dwa kwiaty do wiszącego kwietnika. Zaczęłam ćwiczyć joge z you tubem a konkretnie z Małgosia i jestem z siebie dumna i chce mi się. Mam też mate z kolcami na której leżysz, bo dokuczal mi ból pleców od dźwigania synka. To był mój prezent gwiazdkowy dla siebie aby żyło się lepiej i zdrowiej; ) trzeba się szanować, swój czas i być wdzięcznym za wszystko co mamy.
Pozdrawiam Basiu
Wow ile rzeczy wyprowadziłaś! Super ❤️
Dobry wpis , czytałabym więcej , np. jakie książki czytasz . Zbiegiem okoliczności też w piątek chodzę z małymi do biblioteki , dobrze żeby dzieci naszych czasów wiedziały że takie miejsca w ogóle istnieją …;). Mnie kusi masaż na te chandrę zimową…ale ale ….zauważyć trzeba że dzionek się wydłuża ….powolutku, słońca przybywa … Nic tylko planować wakacje ,do moich zostało jeszcze tylko równe 200 dni ….jprdl masakra jak długo jednak kupię witaminę d….
Mój ulubiony blog w sieci,Absolutny ,niepokonany numer 1.Basiu trafiasz w samo sedno, a wizyta na Twoim blogu jest dla mnie jak odwiedziny moich ulubionych osób,smakuje jak ulubione danie i jest tu bardzo miło i wygodnie,Człowiek się po prostu czuje lepiej. Dziękuje Ci za to,że jesteś i karmisz nas tak pysznymi kąskami jakimi są Twoje teksty.Jesteś najlepsza.
Nawet nie wiesz jak mi miło – dzięki! To dla mnie mega ważne mieć takich czytelników, którzy myślą podobnie do mnie ❤️
Uważność jest szalenie trudna…Ale warto o nią zabiegać i skłaniać swój rozedrgany i wciąż czymś pobudzany umysł do uważności dnia codziennego:) zwłaszcza, że jutrzejszej uważności może już nie być..Pozdrawiam:)
Wspaniały wpis, Basiu. Specjalnie weszłam na Twojego bloga, po poczułam, że brakuje mi dziś, żeby ktoś mnie „pogłaskał” po duszy, nie zawiodłam się 🙂
Masz dobra energie,super piszesz
Dziękuję za super rady, choć akurat jestem mistrzynią odpuszczania 😀
Potwierdzam, ze z tym odgruzowaniem masz rację, dobrze robi. W weekend tylko wywiozłam do PSZOK stare ciuchy i elektronikę, które zbierały mi się od jakiegoś czasu i za każdym razem mam takie miłe uczucie, gdy patrzę w te kąty, gdzie to zbierałam. Pora zajrzeć w inne kąty i tam też zrobić czystki 🙂
Czyste „biurko” = czysta głowa
Basiu, dziękuję za ten wpis. Mam wrażenie, że napisałaś go specjalnie dla mnie witaj w klubie miłośników skandynawskich kryminałów i CSI kryminalnych zagadek
Witaj!
Doskonale piszesz. Wiele mądrych słów i ta naturalność, która powoduje totalną wiarygodność. Zwracasz w życiu uwagę na to co i dla mnie ważne. Z przyjemnością wracam tu do Ciebie. Tematy lekkie i poważne, zawsze znajdę coś ciekawego.
Bardzo fajna z Was rodzinka 🙂
Dziś dodatkowo zaciekawiłaś mnie matą…napisz proszę czym kierować się przy jej wyborze – coś czuję, że byłaby dobra na moje bolączki.
Dzięki za miłe słowa przy wyborze maty kieruj się certyfikatem oryginału. Super post na temat Pranamat napisała Joanna Pachla na swoim blogu.
Zdradzisz gdzie można wypić taką kawę?
Ja lubię chodzić do sieciówki – Green Cafe Nero, np. tego przy Placu Trzech Krzyży albo do Ministerstwa Kawy przy Pl. Zbawiciela, albo do Charlotte tez przy Pl. Zbawiciela
Piękny wpis. Spróbuję zastosować się do twoich wskazówek, zobaczę co z tego wyjdzie 🙂 Jak nie mam energii to zazwyczaj robię jedną z dwóch rzeczy – albo robię coś „pożytecznego” – w domu lub do pracy i od razu poprawia mi się humor, bo coś udało mi się zrobić albo gdy już zupełnie opadam z sił, po prostu pozwalam sobie na to, staram się odpocząć i liczę, że kolejnego dnia będzie lepiej 🙂
Prawidłowa reakcja ❤️
Mi osobiscie bardzo pomaga sport. Wyjście na spacer, spacerowanie szybkim krokiem, ćwiczenia na świeżym powietrzu, trucht, jazda na rowerze, wszystko to sprawi, że organizm będzie miał czas naprawdę się zrelaksować oraz dotlenić. W pracy siedze przed komputerem i jak wracam do domu, mam ochotę zrelaksowac się bez niepotrzebnej elektroniki.
Dostarczenie ciału odpowiedniej dawki tlenu sprawi, że zostanie dotleniony mózg, a to spowoduje nagły zastrzyk energii oraz większą chęć do działania.
Kiedy nie mam na nic energii to przede wszystkim jestem bardzo marudna i w takich momentach wolę zdecydowanie siedzieć sama. Zazwyczaj łapię w rączki jakąś fajną książkę przeczytaną miliony razy albo włączam film, którego sceny znam na pamięć. Innym moim sposobem na zdobycie energii jest sprzątanie w książkach, dokumentach lub po prostu układanie ubrań. Bardzo też lubię przeglądać blogi podróżnicze. Bardzo mnie to relaksuje a jednocześnie motywuje do pracy.