Moje życie to był ostatnio naprawdę szalony czas. Czas pełen nieprzewidzianych zwrotów akcji i zmieniających się non stop planów. Czas, w którym za wszelką cenę próbowałam złapać jakąkolwiek rutynę, choć tak naprawdę co chwilę zmieniałam adres i wywracałam życie do góry nogami. Czasami zasypiałam wieczorem w ubraniu albo płakałam sobie pod prysznicem, rozmasowując obolały ze stresu kark, a czasem po prostu brałam do ręki kartkę, długopis i próbowałam nakreślić na niej jakiś nowy porządek.
O tym co wydarzyło się u mnie w ciągu kilku ostatnich miesięcy i dlaczego było mnie tutaj tak mało przeczytasz pod tym linkiem:
WRZESIEŃ I PAŹDZIERNIK W MOIM OBIEKTYWIE – przeczytaj
Kiedy mnie wydawało się, że wszystko, absolutnie wszystko mi się sypie i że nie ogarniam niczego. Kiedy codziennie gasiłam wciąż nowe pożary w moim domowym ognisku, najbardziej zorganizowana kobieta w internecie czyli Ola Budzyńska vel Pani Swojego Czasu zaproponowała mi bym została jej ambasadorką. Powiedziała do mnie: proszę pokaż mi jak organizujesz swój czas i jak planujesz. Oh…ok, tylko że wydaje mi się, że jednak mnie z kimś pomyliłaś Ola. Ja przecież do dupy jestem w tym planowaniu :/
To był oczywiście głos mojej wewnętrznej niezdrowej perfekcjonistki, która szeptała mi do ucha, że skoro nie mam pięknie prowadzonego plannera, nie pracuję w blokach czasowych i nie mam doskonale prowadzonego kalendarza to w zasadzie nie powinnam się odzywać.
Gdy do głosu dopuściłam siebie pomyślałam wówczas” Dziewczyno! Kto jak nie Ty? Przecież w ciągu zaledwie kilku miesięcy sprzedałaś dom, rozpoczęłaś edukację domową z chłopakami na piętrze u teściowej, zrobiłaś 3 przemeblowania, ogarnęłaś dzieciom wszystkie zajęcia dodatkowe, na które nikt inny tylko ty musiałaś ich dowieźć, a kiedy już poukładałaś sobie to wszystko niczym tetris to okazało się, że to na nic, bo przyszła druga fala koronawirusa i musisz znowu spakować w dwa dni siebie dzieci i jakieś rzeczy, i przenieść się w zupełnie nieznane miejsce do męża, do Norwegii.
Jestem w tym naprawdę dobra. Umiem podejmować błyskawiczne decyzje i w ciągu kilku dni zorganizować mojej rodzinie dom pachnący rosołem w dowolnym miejscu. Umiem robić listy idealne, dzięki którym niewiele jest rzeczy, o których zapominam. Nikt tak jak ja nie potrafi się spakować i korzystać z tak niewielu rzeczy na miejscu. Jestem odważna, skupiona na celu i idę na żywioł.
A podczas planowania i organizowania swojego życia słucham przede wszystkim swojej intuicji.
W dzisiejszym poście opowiem Ci o tym jak planuję i organizuję swoje życie w kryzysowych sytuacjach. Takich Ci u nas w 2020 pod dostatkiem! Albo inaczej – po prostu powiem Ci jak do cholery dałam sobie z tym wszystkim radę.
Zanim jednak przejdę do tych wszystkich fantastycznych narzędzi i wszelkich sposobów na planowanie muszę poświęcić chwilę bardzo ważnej rzeczy – zasadom panującym w naszym domu.
ZBIÓR NAJWAŻNIEJSZYCH ZASAD, KTÓRE PANUJĄ W NASZYM DOMU.
To takie moje życiowe dewizy. Zebrane tutaj w całość i spisane przeze mnie na bazie moich doświadczeń życiowych, moich sukcesów i porażek, przebytej terapii, przeczytanych książek i godzin rozmów z mądrzejszymi ode mnie. Te wszystkie zasady tylko pozornie nie są związane z organizacją czasu i planowaniem. Wręcz przeciwnie! W moim przypadku żadne planowanie i organizacja bez wdrożenia tych zasad nie może się rozpocząć. Oto one:
NIE KAŻDY MUSI MNIE LUBIĆ
A co za tym idzie nie każdy musi zgadzać się ze stylem życia, który wybrałam, z decyzjami które na co dzień podejmuję. A uwierz mi, głosów o tym, że jak ja tak mogę „ciągać” te dzieci po świecie, bez „normalnej” szkoły, nie posiadając „normalnej” pracy słyszę setki! Kiedyś to się nawet tymi „dobrymi radami” przejmowałam. Non stop pytałam innych co sądzą o mnie, o moich wyborach, a gdy spotykałam się z krytyką to bardzo mocno brałam ją do siebie i kwestionowałam swoje decyzje. Niepotrzebnie straciłam tylko czas. Bo dziś wiem, że nikt nigdy za mnie mojego życia nie przeżyje. Błędów za mnie też nikt nie popełni. Ani moja mama, ani teściowa, ani przyjaciółka, ani pani Jadzia z warzywniaka też. Ufam swojej intuicji najbardziej na świecie, a ona mnie nie zawodzi i podpowiada każdego dnia, że dopóki swoimi wyborami nie krzywdzę innych ludzi to to są dobre wybory. Dobre i moje. Moje i moich najbliższych.
Dlatego też sprzedaliśmy nasz piękny 250 metrowy dom, choć każdy z naszych bliskich pukał się w głowę, a teraz nadaję do ciebie z 50 metrowego mieszkania w Norwegii, bo intuicja podpowiedziała mi, że nowy dom to sobie może jeszcze kupię albo wybuduję, ale teraz mam spakować walizki i sprawić, by moja rodzina w tym szalonym czasie była w komplecie.
Im szybciej uświadomimy sobie tak prostą rzecz, że nie każdy w życiu musi lubić nas i nasz styl życia, tym łatwiej będzie nam iść przed siebie z odwagą. Wiem co mówię 🙂
ROZMOWA TO PODSTAWA
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że nie znoszę fochów, obrażania się i niewypowiedzianych pretensji. Albo wypowiedzianych, ale z opóźnieniem. Nie uznaję cichych dni i zamiatania problemów pod dywan. Nie lubię powiedzenia „dzieci i ryby głosu nie mają”. W naszej rodzinie głos ma absolutnie każdy, a ja jako jedyna kobieta w rodzinnym składzie, każdego dnia uczę moich chłopaków jak ważna jest rozmowa. Nie ma takiego problemu, którego nie da się przegadać. Dziś moi synowie mają 10 i 7 lat. Od co najmniej kilku potrafią powiedzieć „jest mi przykro”, „chcę pobyć sam”, „nie lubię, gdy tak mówisz”, „mamo nie masz dla mnie czasu”. Nauczyłam ich tego. Nauczyłam ich tego, że rozmowa z nimi jest dla mnie ważna.
I teraz uwaga! Ta zasada, by mówić o tym co się czuje dotyczy również mnie. Bo to, że ja jako mama i żona potrafię słuchać to jedno, ale to że muszę mówić o tym co mi leży na sercu to drugie – trudniejsze. Uczę się tego, by nie zgrywać cierpiętnicy, która sobie ze wszystkim sama poradzi, albo która czeka aż oni się domyślą. No nie, nie domyślą się. Dlatego mówię: „mam dość”, „muszę teraz iść na spacer”, „nie ma mnie teraz przez 2 godziny, bo będę czytać w wannie”, „nie mam ochoty dziś na gotowanie, zamawiamy pizzę”. Mężczyźni, nawet ci mali, potrzebują prostych komunikatów, ale to my kobiety musimy je najpierw wypowiedzieć.
DZIECI SĄ NASZE, NIE MOJE
Niby prosta rzecz, a w zasadzie od niezrozumienia w tym obszarze bierze początek większość problemów i frustracji rodziców dzieci. Zwłaszcza małych dzieci.
My kobiety mamy taką nieznośną potrzebę kontrolowania wszystkiego i przekonania, że w naszym domu tylko my jesteśmy w stanie zrobić coś dobrze. Że jeśli broń Boże opuścimy posterunek na chwilę lub na kilka dni to ten mąż na bank założy źle pieluchę temu dziecku, obiad źle zrobi albo co gorsza nie zrobi go w ogóle i dziecko z głodu umrze. No świat się po prostu zawali. Otóż nie. Nie zawali się. Będzie sobie funkcjonował. Inaczej, może mniej perfekcyjnie niż pod naszą opieką, ale da radę.
W naszym domu nasze dzieci to nasze wspólne dzieci odkąd są na świecie. Od pierwszych ich dni. Razem się nimi zajmujemy, gotujemy im, ubieramy, pierzemy, uczymy, opierniczamy, chodzimy z nimi na spacer, czytamy im. No jasne, że kiedy mój mąż jest w pracy, w Norwegii to większość obowiązków jest na mojej głowie. Dlatego nie mam najmniejszego problemu, by wyjść z domu, kiedy Tomek wraca z pracy. Albo by wyjechać na kilka dni. Albo na tydzień z przyjaciółkami. Mój mąż sobie wtedy świetnie radzi, bo dom to znany mu teren.
Nie można być perfekcjonistką, która musi wszystko zrobić sama, bo inaczej się udusi i jednocześnie oczekiwać, że będzie się wypoczętą, posiadającą aż nadto wolnego czasu, spełnioną kobietą. No tak się nie da. Tu trzeba odpuścić. Po prostu.
WSZYSCY W NASZEJ RODZINIE MAJA OBOWIĄZKI
W nawiązaniu do tego, co pisałam wyżej: dom to nie jest tylko moje miejsce! Wszyscy go tworzymy, wszyscy z niego korzystamy, wszyscy w nim brudzimy, a co za tym idzie – wszyscy w nim sprzątamy. Obowiązkami z moim mężem dzielimy się po połowie. Sprząta ten, kto ma na to czas. Po prostu każdemu zależy na tym, żeby było ogarnięte. Ja gotuję, bo on nie lubi. On sprząta i zmywa po tym moim gotowaniu, a dzieci robią nam kawę po obiedzie. Brzmi jak bajka, ale to coś, co sobie wypracowaliśmy przez lata. Jeszcze 5-6 lat temu potrafiłam pucować mieszkanie, bo przecież za chwilę mąż wraca z pracy i co on sobie o mnie pomyśli jak zobaczy syf! Tak o sobie wtedy myślałam. Myślałam, że posprzątany dom świadczy o mojej wartości. Dziś wiem, że to kompletna bzdura. Dużo mi dała przebyta terapia u psychoterapeuty (tutaj link), godziny rozmów z moim mężem i ostatecznie uświadomienie sobie, że nigdzie, absolutnie nigdzie nie jest napisane, że robota w domu należy tylko do mnie. Bardzo uwalniające uczucie.
O obowiązkach moich dzieci powstanie w ramach współpracy z Panią Swojego Czasu osobny wpis. To temat, który mnie aktualnie pochłania – nauka samodzielności moich dzieci. Odkryłam (dosyć późno), że muszę nauczyć ich mnóstwa rzeczy, żeby móc wypuścić w świat ogarniętych gości, którzy potrafią gotować, prać sobie za przeproszeniem gacie i podlewać kwiatki.
KAŻDY W NASZYM DOMU MA PRAWO POBYĆ SAM
Oj długo ich tego uczyłam, długo. Zarówno tego, że mama musi pobyć sama, wypić kawę, poczytać książkę, jak i tego, że każdy z nich ma swój pokój, w którym może się na chwilę schować, gdy po prostu ma na to ochotę.
Dzień, w którym usłyszałam od mojego wówczas 5 letniego synka „jestem przebodźcowany, chciałbym melisy i pobyć sam w pokoju” zapamiętam na całe życie 😀 Dziś to już normalna sprawa. Komunikat „chcę teraz pobyć sam” pojawia się w naszym domu niemal codziennie.
Jako rodzina, ze względu na charakter naszej pracy i edukację domową chłopaków jesteśmy niemal nieustannie ze sobą i w swoim towarzystwie. Takie samotne chwile robią nam wszystkim dobrze na głowę. Polecam wprowadzenie tej zasady każdemu. Zwłaszcza, że szykuje nam się kolejny lockdown i pozamykane szkoły :/
PLANY MOGĄ ULEC ZMIANIE
No cóż. Rok 2020 pokazał nam, że plany mogą zmieniać się nawet kilka razy dziennie. Moje życie w tym roku to jedna wielka zmiana planów. Sprzedaż domu, przeprowadzka, nowy kraj do życia, którego ani przez sekundę nie rozważałam, a do tego dzieci. A dzieci równa się nieprzewidywalność. Bycie elastycznym, bardzo elastycznym, to dla nas rodziców jedno z najważniejszych i największych wyzwań. Plany się zmieniają, po prostu. Trzymanie się ich za wszelką cenę i walka o to, by było jak dawniej prowadzi tylko do frustracji. To na nic. To, że dany plan sprawdzał się idealnie w sierpniu, nie oznacza że będzie się wciąż sprawdzał w listopadzie. Dlatego ja cały czas weryfikuję swoje przekonania, oczekiwania i możliwości, jakimi dysponuję. Wiedziałam, że we wrześniu, kiedy będę się przeprowadzać po sprzedaży domu i wywracać swoje życie do góry nogami, nie będę mieć tyle czasu na pracę co w styczniu, kiedy moje dzieci chodziły do szkoły na 8 godzin. Swoją organizację dopasowuję do okoliczności. Są takie dni, kiedy w ramach tej organizacji po prostu wieczorem nastawiam zmywarkę, żeby mieć rano czysty kubek na kawę. Zawsze coś. Zawsze można zrobić coś. Ważne, żeby przestać słuchać tej wewnętrznej cholernej perfekcjonistki, która mówi nam, że całość naszych działań ocenia na 3=. Ważne, żeby przestać się porównywać do innych, bo inni mają zupełnie inne życie, inne zasoby, energię, emocje – wszystko.
ZROBIONE JEST LEPSZE OD DOSKONAŁEGO
Tych słów nauczyła mnie właśnie Ola Budzyńska, Pani Swojego Czasu, która uczyniła z nich swoje motto. I och… jakież to jest potrzebne, by sobie o tym cały czas przypominać! Ja lubię mówić jeszcze, że GRAM KARTAMI, KTÓRE MAM. To akurat przeczytane u Edyty Zając. Oba te hasła mam napisane na karteczkach i powieszone na drzwiach lodówki. Skutecznie uciszają moją niespełnioną i niezdrową perfekcjonistkę i czającego się krytyka.
W wielkim skrócie słowa te oznaczają dla mnie mniej więcej to, że robię to co mogę, ile mogę i na ile pozwala mi energia. Nie szlifuję w nieskończoność projektu, by był perfekcyjny, bo w aktualnych okolicznościach, w jakich przyszło mi żyć (z dziećmi non stop na pokładzie), nigdy go nie wypuszczę w świat. Prosta kalkulacja – zrobione jest lepsze od doskonałego, bo jest po prostu zrobione. Tutaj też trzeba odpuścić.
No dobrze to tyle, jeśli chodzi o moje ZASADY 🙂 a teraz przejdziemy do PLANOWANIA i ORGANIZACJI w czasach kryzysowych. Oczywiście piszę to trochę z przymrużeniem oka, bo niecodziennie przecież mam taki rollercoaster w życiu. Z reguły jest normalnie, a narzędzia i sposoby, z których korzystam to coś, co towarzyszy mi od dłuższego czasu, nie tylko w kryzysie.
KSIĄŻKA „DZIECI I CZAS” OLI BUDZYŃSKIEJ
Gdybym miała polecić każdej kobiecie, która jest matką, zwłaszcza matką małego dziecka jedną, jedyną rzecz do planowania swojego czasu to byłaby to ta książka. Gdybym mogła cofnąć czas do momentu, gdy byłam w pierwszej ciąży to jedyną książką, którą czytałabym dzień w dzień, do poduszki byłaby ta książka „Dzieci i czas – jak zorganizować życie w rodzinie”.
Jest wspaniała, po prostu. A wiesz dlaczego? Bo jest w niej napisane wszystko to, do czego ja sama musiałam dojść przez 10 lat mojego macierzyństwa. Jestem przekonana, że gdybym przeczytała ją kilka lat temu moje podejście do planowania z dziećmi w domu, do organizacji życia, ale i do niezdrowego perfekcjonizmu, który towarzyszy tak wielu kobietom, również mi, byłoby zupełnie inne. Ta książka uczy odpuszczać, pokazuje jak realnie spojrzeć na swoje zasoby, możliwości. Podnosi na duchu i zamiast karmić cię hasłami typu „wszystko jest kwestią organizacji” (sama kiedyś mówiłam takie bzdety), albo „każdy z nas ma 24 godziny do wykorzystania” mówi ci, że to nieprawda. Bo życie z małym dzieckiem to jak bieg przez płotki i czasem jedyną rzeczą, jaką przy takim maluchu będziesz mogła sobie zaplanować to godzina nastawienia tej nieszczęsnej zmywarki. I Ola w tej książce udowodni ci, że naprawdę nie jesteś sama, i że to nie jest też koniec świata. I że planowanie nawet przy małym dziecku się opłaca, nawet w wersji minimum J
Bardzo, bardzo polecam. Przeczytanie tej książki dało mi ogromnie dużo i zmieniło moje podejście do wielu spraw. Nawet teraz, gdy moi synkowie mają 10 i 7 lat.
Razem z książką lub ebookiem dostaniesz dostęp do platformy on line, na której znajdziesz materiały do druku, webinary, propozycje zabaw itd.
LISTA – moje podstawowe narzędzie do planowania
Robienie list mam we krwi. Bez nich nie funkcjonuję. Jestem w tym doskonała. Czasami wystarczy mi zwykła kartka z drukarki i ulubiony długopis. Do tego kubek kawy albo herbaty i cisza. Moi chłopcy wiedzą, że kiedy mama pisze albo robi listę, nie mogą do mnie mówić. Potrzebuję maksymalnego skupienia, bo tylko wtedy wiem, że niczego nie zapomnę.
Miałam kiedyś taka nauczycielkę od polskiego, która na każdej lekcji kazała nam cały czas pisać, robić notatki i zapisywać swoje myśli. Mówiła, że należy szanować swój mózg i zwalniać w nim miejsce, a tak się może zadziać tylko wtedy, jeśli coś, o czym musimy pamiętać – zapiszemy. Dlatego ja robię listy. I piszę codziennie. Nigdy nie zamienię notesu na aplikację w telefonie. Kocham pisać i ćwiczyć swój charakter pisma.
Jako papierniczy freak i ambasadorka PSC porzuciłam czystą kartkę papieru na rzecz pięknego Mini Planera Pełnego Czasu z serii Kreatywny Chill. Jest przepiękny i na tyle mały, że mam go ze sobą przy sobie w torebce albo plecaku. Ten mały notes to moja pamięć podręczna. Zapisuję w nim wszystkie rzeczy do zrobienia, wszystko o czym muszę pamiętać w danym dniu. To notes na sprawy bieżące np: co kupić w sklepie, na jakie maile odpisać, do kogo zadzwonić itd. Nie panuje w nim żaden określony porządek, ale ja właśnie w takiej formie go potrzebuję. To mój kontrolowany bałagan. Jak go prowadzę? Nie mam na to żadnego określonego sposobu. To po prostu mój „kajet”, który zawsze muszę mieć w torebce. Robię listę rzeczy do zrobienia w danym dniu i potem te rzeczy skreślam. To czego nie udało mi się zrobić przenoszę na dzień następny. Jeśli mam do napisania jakiś tekst to również w tym notesie zapisuję szkic tej publikacji. Kiedyś miałam na to osobny planer, ale odkąd nieustannie coś się w naszym życiu zmienia i jesteśmy w stanie ciągłej przeprowadzki to wolę mieć wszystko w jednym miejscu.
ŚCIANER CZYLI PLANER NA ŚCIANĘ
Gdy mieszkaliśmy jeszcze w Lublinie u mamy mojego męża, a ja miałam do zaplanowania wszystkie zajęcia dodatkowe chłopaków i moja fizjoterapię powiesiłam na ścianie Ścianer, czyli planer, który cały miesiąc ma na jednym arkuszu. W wierszach są dni miesiąca, a kolumny są przypisane do każdego z domowników. Używając małych karteczek samoprzylepnych w odpowiednich kolorach zaznaczałam na Ścianerze regularnie powtarzające się zajęcia chłopców plus wszystkie moje spotkania w danym dniu. To było dla mnie i dla moich dzieciaków bardzo pomocne. Nie pytali mnie ciągle o której gdzieś jedziemy tylko zerkali sobie na rodzinny ścienny planer. Ścianer to świetne wprowadzenie do nauki planowania dla moich synów. To było też super rozwiązanie dla mojego męża, który gdy wracał z Norwegii i przejmował opiekę nad chłopcami bez problemu mógł odnaleźć się w tych wszystkich godzinach i aktywnościach dzieci. Na zdjęciach jest październikowa karta z naszego Ścianera. Ta listopadowa zostanie przyklejona w tym tygodniu jak tylko w swoim tempie ustalimy sobie wszystkie zajęcia. Na spokojnie 🙂
Pamiętaj, że to nie ty jesteś dla tych wszystkich narzędzi, ale one są dla ciebie, by ułatwić ci życie i wprowadzić w nie jeszcze więcej spokoju.
Ścianer to dobra rzecz do ustalania rytmu dnia. Można zacząć od zaznaczenia na nim np. pór posiłków i od tego zacząć planowanie.
KARTECZKI ELEKTROSTATYCZNE
To jest mój absolutny hit! Oszalałam na ich punkcie i mam je we wszystkich kolorach. To znaczy miałam, bo Michał i Marcin już część przejęli.
Korzystanie z karteczek mam po mamie – jestem tego pewna. W moim rodzinnym domu gdy coś było wysoko na liście priorytetów, gdy o czymś następnego dnia pod żadnym pozorem nie można było zapomnieć, zapisywało się na karteczce i przyklejało gdzie się da.
Ta metoda u moich rodziców funkcjonuje do dzisiaj, a ja gdy u nich nocuję znajduję rano przyczepione do lodówki karteczki z hasłami typu „Basiu, pierogi ruskie na dolnej półce są dla ciebie, wyjmij je w domu z worka” 🙂
Karteczki samoprzylepne to już przeżytek, teraz są karteczki elektrostatyczne, które zachowują się jakby były naelektryzowane i przyczepiają się do gładkich powierzchni bez żadnego kleju – rewelacja!
Ja używam ich nałogowo. Gdy czytam książkę to robię na nich notatki z moim komentarzem.
Gdy pracuję nad wpisem najbliższa mi wtedy gładka powierzchnia jest pokryta karteczkami.
Gdy chcę przeprosić moje dzieci za to, że w ciągu dnia zachowywałam się jak norweski troll przyczepiam im karteczkę na drzwiach pokoju.
Wszystkie narzędzia, które mają nam przypominać o tym, o czym nie wolno nam zapomnieć są dobre, ale te karteczki są na szczycie mojej listy 🙂
MINI PLANER TYLKO NA EDUKACJĘ DOMOWĄ MOICH DZIECI
To specjalny notes, który pomaga mi poradzić sobie z ogarnięciem ogromnego projektu jakim jest edukacja domowa moich dzieci i sprawienie, by pozdawali na koniec roku egzaminy. Nie będę się dzisiaj rozpisywać na temat samej edukacji. Chcę Ci jednak powiedzieć, że każdy projekt, nawet ten najbardziej przerażający, przestaje być tak przerażając, gdy go sobie rozpiszemy. Albo gdy go pokroimy na mniejsze plasterki. Ja tak miałam z nauczaniem domowym, czyli z tematem niemal mi obcym. Zwłaszcza jeśli chodzi o 4 klasę Michała. Więcej miałam pytań niż odpowiedzi. Byłam przerażona i nie wiedziałam w co ręce włożyć. Dalej poruszam się dość ostrożnie w tym temacie, ale już jest coraz lepiej, a chłopaki idą jak burza. Postanowiłam również w tym przypadku zastosować metodę, w której radzę sobie najlepiej, czyli zrobienie list. Wzięłam do ręki Mini Planer Pełen Czasu, który na początku ma kartki poświęcone na widok całego miesiąca i zaczęłam od zaznaczenia dat egzaminów. Potem podzieliłam planer na rozdziały, a każdy rozdział przeznaczyłam na osobny przedmiot dla każdego chłopaka. Wypisałam zagadnienia, których musza się nauczyć do egzaminu i gdy opanują dany materiał naklejam w miejsce zgrabnie narysowanej przeze mnie kratki naklejkę. Dzieciaki to lubią, mnie też to porządkuje. Wiem już co i jak robić i ile czasu nam zostało na naukę. A to jak ta nauka będzie wyglądać i w jaki sposób opanujemy materiał to już nasza zupełnie indywidualna sprawa i niewątpliwa zaleta bycia na ED.
JAK PLANUJĘ SWOJE ŻYCIE W CZASACH KRYZYSOWYCH I NIE TYLKO – PODSUMOWANIE
– zapisuję co się da. To mi daje poczucie bezpieczeństwa i uwalnia moją głowę od nadmiaru myśli
– kiedy nie mam siły, kiedy dzień jest z tych najgorszych robię plan minimum, a mój plan minimum to coś ciepłego do jedzenia (makaron z pesto też się liczy), gorący prysznic, równie gorąca kawa, pusty zlew i sen. To też jest planowanie!
– dostosowuję planowanie do możliwości moich i mojej rodziny. Już się nie porównuję do tych wszystkich bohaterów książek Briana Tracy’ego. To nie jest ani mój świat, ani żadnej matki, którą znam
– gram kartami, które mam – kocham to hasło (Edyta – dziękuję!). Gdy pierwszy raz powiedziałam je sobie na głos, coś jakby się we mnie odblokowało, odpuściło. To piękne słowa dodające otuchy. To, że dzisiaj moje dzieci są ze mną non stop w domu, a ja nie mogę poświęcić się swojej pracy i pasji w takim stopniu jakbym chciała, to wcale nie oznacza, że za rok będzie tak samo. Teraz są takie karty, a za miesiąc będą inne. Czas i tak upłynie.
– poświęcam godzinę albo 20 minut dziennie tylko moim dzieciom (tę mądrą radę zapożyczyłam z książki Oli „Dzieci i czas”). Godzina bez telefonu, bez składania w tym czasie prania, bez niczego. Tylko ja i dziecko. Bo to, że poświęcasz mu cały dzień gotując dla niego, piorąc, zarabiając na życie, żeby je utrzymać itd. To ma dla małego dziecka małe znaczenie. W jego oczach po prostu jesteś zajętą mamą.
– planowanie to nie jest moje wyzwanie, by być super extra perfekcyjną. To sposób na ułatwienie sobie życia, więcej czasu wolnego na to, co lubię, a nie co muszę robić
– rozkładam przerażające projekty na etapy, czy też kroję je na plasterki. Nieważne czy to projekt edukacja domowa dzieci, nauka angielskiego czy też zadomowienie się w Norwegii i wyposażenie tu mieszkania.
– ufam swojej intuicji
– trzymam się zasad panujących w naszym domu
Uff! To już koniec na dziś. Mam nadzieję, że weźmiesz coś dla siebie z moich sposobów na ogarnięcie życiowej karuzeli, zwłaszcza z dzieciakami na pokładzie. Widzisz, jeśli mi się udało i piszę teraz do Ciebie siedząc przy stole zdobytym za darmo na jakimś norweskim OLX, w mieszkaniu wynajętym 2 dni temu, ze śpiącymi w pokojach dziećmi, które przerobiły dziś kolejne rozdziały z podręcznika do matematyki i zrobiły 7-kilometrowy spacer po norweskim lesie, choć jeszcze tydzień temu mieszkaliśmy w Lublinie, to i Tobie się uda wszystko ogarnąć. Tylko na spokojnie, w swoim tempie i na miarę swoich możliwości. Trzymam za Ciebie kciuki.
Podziel się ze mną w komentarzu swoimi sposobami na planowanie. Zwłaszcza w tym czasie, kiedy znowu wielkimi krokami zbliża się ten cholerny lockdown, a szkoły pracują w trybie zdalnym :/ Jak sobie dajesz radę?
Zostawiam Ci jeszcze linki do wszystkich produktów, o których pisałam w dzisiejszym poście, i które możesz zobaczyć na moich zdjęciach. Gdy klikniesz w nazwę danego produktu zostaniesz przeniesiona do sklepu i będziesz mogła przeczytać o nim więcej.
15 komentarzy
Kolekcja kreatywny chill to złoto! Mój szkicownik będzie jutro na mnie czekał w paczkomacie Basia jesteś niemożliwa! Ogromne brawa za Norwegię! A największe za to że w tym całym organaniu nie zapominasz zadbać o siebie!
Co tam? Tym razem Basia podjęła współpracę z Pani Swojego Czasu sp. z o. o. To kampania reklamowa, bo linki w tekście są wyposażone w śledzenie zasięgów. Oznaczaj na początku arty reklamowe!
To Amerykę odkryłaś, naprawdę…
@Mariolataczalska przecież jest napisane, jak krowie na rowie, i na instagramie na każdym slajdzie IS, i w tekście, który komentujesz, już bardziej przejrzyście i wręcz łopatologicznie się nie dało. Po co taki komentarz? Współpraca fajna, do przodu, Basiu!
Ależ super współpraca z PSC! Gratulacje! Basiu, Ty choć to jesteś normalna dziewczyna, dlatego zawsze do Ciebie wracam nie mogę się doczekać posta o wspólnym dbaniu o dom.
My kobiety mamy mało wiary w siebie. Nie wierzymy, że jesteśmy dobre i świetnie dajemy sobie radę po prostu intuicyjnie. Niepotrzebne nam poradniki, planery, nauczanie jak mamy sprzątać, układać w szafkach, składać ubrania itp itd. Życie rodzinne, obowiązki domowe, zajęcia dodatkowe, wizyty lekarskie, wywiadówki, praca na etacie, bardzo często u pracodawcy, który bez skrupułów zleca coraz to nowe zadania poza 8 godzinny czas pracy, zawłaszcza wolne weekendy… Doba za krótka. Która tego nie zna? A mimo to ogarniamy wszystko, załatwiamy za siebie i niejednokrotnie za męża, pakujemy rodzinę na wakacje, mamy od lat swoje sposoby no to wszystko bo jak inaczej – to nasza codzienność. Oczywista oczywistość, że każda z nas musi planować i zapisuje sobie dużo, żeby połowy nie zapomnieć.
Ja najwięcej zapisuję w telefonie (nawet listę zakupów) – w jego kalandarzu i notatniku, bo przypomina mi wydając dźwięki i mam go zawsze przy sobie. Mam też często ciężką torebkę, więc telefon wykorzystuję, żeby nie dźwigać ciężkiego kalendarza, szkoda kręgosłupa. Mam piękne długopisy, ołówki, piękne pióro, a w domu korzystam ze ślicznych zeszytów na różne pomysły, co roku mam cudny kalendarz… za dużo mniej niż 80 zł 🙂
Fajnie ze znowu masz czas na pisanie. Lubie zaglądać na Twój blog tak tu swojsko i milo jak u koleżanki na kawie. Dobra organizacja to slowo klucz 😉 jesteś super kobietka ze radzisz sobie z tymi wszelakimi zmianami życiowymi i dajesz się ponieść fali życia. Dobrego dla Ciebie i rodziny. Pozdrawiam
Gratuluję współpracy, bacznie śledzę obie Panie i każdą z Was podziwiam i każda z Was poprawia mi humor i prostuje moje ścieżki, gdy dopada jakiś dołek.
Życzę owocnej współpracy i czekam na kolejne posty.
Niech moc i dobroć będzie z Wami i tego też potrzebuję od Ciebie, teraz właśnie dzisiaj gdy siedzę pod blokiem operacyjnym i czekam na mojego już prawie rocznego synka aż do mnie wróci.
Trzymaj się Basia!
Och <3 Zdrowia dla Twojego synka <3 <3 <3
Fantastyczna współpraca, gratulacje. Uwielbiam Panią Swojego Czasu, właśnie czytam Dzieci i Czas. Czekam na więcej wpisów w ramach tej współpracy oraz dotyczących edukacji domowej. Zastanawiałam się nad ED w tym roku ale nie odważyłam się, także chętnie podpatrzę jak to u Was wygląda i moze od nowego semestru przejdziemy na ED. Bardzo lubię czytać Twoje wpisy i czekam na więcej.
Basiu- bardzo dobry tekst! Można z niego czerpać garściami. Zwłaszcza jesli chodzi o zasady w Waszym domu. Ja dziś także wdrozylam plan minimum- cieply obiad, dlugi spacer po lesie z moją rodzinką, a teraz gorącą kapiel w ramach czasu tylko dla siebie.
Cieszę się bardzo, ze rozpoczęłaś współpracę z PSC. Kobiety powinny jak najczęściej ze sobą wspolpracowac i być dla siebie inspiracją ❤
Ale się cieszę Basiu na tę współpracę z PSC. U Ciebie nawet artykuły sponsorowane są autentyczne, takie Twoje, nie naciągane na siłę. Czytam Cię Basiu od dawien dawna i wiele się od Ciebie nauczyłam, między innymi właśnie planowania, zapisywania które też uwielbiam, z radością czekam na kolejne wpisy. A Wam życzę aby ten czas spędzony razem w Norwegii był dla Was szczęśliwy.
Pozdrawiam
Świetny artykuł! „jestem przebodźcowany, chciałbym melisy… ” 😀
Dziekuje Basiu za ten post, od dawna czytam Twoj blog i jest dla mnie ukojeniem do poduszki. Wartosciowy bardziej niż niejedna ksiazka. Jesteś dla mnie „prawdziwa” i to najbardziej w Tobie lubię. Mam wrażenie ze mnie znasz ,kiedy czytam Twoje posty, ze wiesz czego potrzebuje. I brawa za współpracę z PSC. Brawo Ty!
Czuję dokładnie to samo ❤️ jesteś fantastyczną, silną kobietą