Jestem mistrzem logistyki. Sama sobie ten tytuł przyznałam i tak łatwo z niego nie zrezygnuję.
7 rano budzik dzwoni.
„Mamusiu proszę zrób mi kaszkę” – od tego zdania zaczynam dzień. Dla jednej kaszki jednak szkoda wstawać z łóżka. W ciągu pierwszych 15 minut robię kaszkę dla starszego, kaszkę dla młodszego, kawę dla siebie, włączam bajeczkę, szykuję ciuchy dla M&M’sów, zalewam owsiankę, sprawdzam internety, pakuję jedzenie do pracy, pakuję laptopa. w 45 minut od pobudki, obładowana jak wielbłąd pustynny, na jednym ramieniu torba, na drugim komputer, nosidełko z Marcinem, a za rączkę Michaś, co by ze schodów się nie s…z pierwszym lutego odmówił posługi.
Oczywiście nie zapomniałam o worku ze śmieciami, świeżo wypranych kocykach do przedszkola i paczce pampersów do żłobka, bo się skończyły.
W torebce zaś mam mandat do zapłacenia, skrapowy album do wysłania, recepty do wykupienia i telefon z nieskończonym smsem do męża. Okej wszyscy pozapinami, załadowani. Jedziemy.
Podczas jazdy po Lublinie wznoszę się na sam szczyt moich możliwości podzielności uwagi. Jednocześnie karmię Młodego herbatnikami, odpowiadam Michałowi na milion pięćset pytań dotyczących funkcjonowania świata, kończę pisać smsa i staram sie nie wjechać w dupę panu przede mną. Docieramy do placówek opiekuńczo-wychowawczych! Dzieci odstawione, a ja mam w końcu 15 minut, żeby robić zakupy na dzisiejszy obiad, kolację, jutrzejsze śniadanie. Mózg pracuje na najwyższych obrotach, a ja non stop zadaję sobie pytanie „Co ja mam zrobić na obiad do jasnej cholery?!”. Po raz kolejny obiecuję sobie, że zacznę planować posiłki. yhy.
Przez kolejne kilka godzin skupiam całą swoją uwagę na pracy. No dobra 80 % uwagi. 20 % jest mi potrzebne do zrobienia przelewów, kupienia brakujących papierów do zaproszeń przyjaciółki, kombinowania gdzie by tu pojechać na wakacje, rejestrowania nas na badania okresowe i umawiania się na wizytę do krawcowej. W międzyczasie dzwoni mój mąż, żebym sprawdziła mu o której ma pociąg z Warszawy do Lublina. Pyta jak mi mija dzień. Spoko.
Czas się zbierać. Zgarniam M&M’sy, pakuję do nosidełek. Nie mogąc zapiąć Michała w pasy (puchowa kurtka!) zastanawiam się, kiedy skończy się ta cholerna zima. Wszyscy zapięci. Jedziemy. Kierunek dom. Prosto do domu. Nic po drodze.
Niedoczekanie. Po drodze okazuje się, że trzeba zatankować auto, kupić bułkę tartą do kotletów i bibułę do przedszkola.
Docieram do domu i znów obładowana jak wielbłąd, z dodatkowymi siatkami z zakupami zmierzam w kierunku drzwi.
Zgadnijcie czy klucze mam na wierzchu ?
No i w tym momencie zawsze mam zagwozdkę…czy od razu otwierać butelkę wina czy też może nakarmić najpierw dzieci 🙂
Żarcik. Wino poczeka. Do weekendu. Z resztą dziś i tak nie mogę. Za 3 godziny, tuż po tym jak uśpię Maluchy, znowu wsiadam w auto i jadę po Tomka, do Warszawy. Nie zdąży na ostatni pociąg. Dwa red bulle. Płyta z imprezowymi hitami do samochodu. Okulary wyczyszczone i do przodu.
Jestem Mistrzem Logistystyki. Wiem to. Tak jak każda z Was. Każdego dnia.
32 komentarze
Jesteś 🙂 ja też jestem mimo męża „na miejscu” za to tak późno w domu, że zostaje mu tylko przyjemny obowiązek zabawy Lego, książkowe usypianie Większego i przygotowanie butli na noc dla Małej.
Jesteś. Uważaj na siebie, Basiu, dobrze?
all the time :*
Jesteś mistrzyniom!
Piona Siostro;) u right!
Dla mnie jesteś mistrzynią, bo ja i bez porannego rozwożenia chłopaków miewam problemy z ogarnięciem wszystkiego:)
Oj tak mamy to mistrzynie logistyki.
hej, ale dzieci zostają same w domu jak jedziesz do Wawy?
z teściową 🙂 no co Ty….
🙂
Dobrze, że masz teściową 🙂 No ale mistrzynią jesteś!!!! Pokłony.
Ja też jestem!!! Pokłony dla mnie 😀
Najgorzej jest wybrac się z domu tak żeby się nie spocić i nie zdenerwować, zdołać z dzieckiem na ręku wziąść torebkę, śmieci i zamknąć jakoś drzwi. Choć nie, największym sportem jest znieść ten worek ze śmiećmi z wózkiem z dzieckiem w środku. Drugie piętro niby nie wysoko ale jednak.Najgorzej jak starszy dzieć sobie wspomni na dole, że o czymś zapomniał…
Trochę mnie zdziwiłaś że Michał je co dzień jeszcze kaszkę… myślałam że takie duże dziecko je różnorodne posiłki, bardziej podobne do naszych a nie młodszego brata.
je kaszkę manną ze smakiem. Myślę, że jak zostaniesz mamą to jeszcze wiele rzeczy Cie zdziwi 🙂
Nie no w sumie ja sama też lubię, ale nie codziennie 😛
a owsianki nie lubią, czy gluten nie wchodzi w grę:)? Moje też praktycznie codziennie kasz, tylko różne kasze i różne wariacje – jaglanka, owsianka, czasem placki bananowe.
Marcin je wszystko. Michal je 5 potraw. Dwie skrajnosci 🙂
WOW! Myślę, że gdyby przekazać ten post gdzieś wyżej, tytuł mistrza logistyki należałby Ci się urzędowo 🙂
A ja, w myśl cytatu z Twojego pierwszego posta „Teraz prędko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu…” prędziutko zapraszam do siebie na małe poczytanie! 🙂 A do Ciebie wprosiłam się sama i chyba trochę zabawię… 🙂
Skandal!!! Zgodnie z ideologią gender to mężowie powinni wyrzucać śmieci! 🙂
Żeby jeszcze mieli na to czas 😉
Hej! Taaaa zwykły dzień matki dwojga dzieci z mężem w delegacji hihi od siebie polecam Ci robić większe zakupy w sklepie przez net np Tesco, Alma czy Piotr i Paweł. Oczywiście część małych zakupów warto zrobić w osiedlowym sklepie. Po pierwsze możesz zamówić je np wieczorem kiedy dzieci już śpią. Po drugie możesz 6 razy sprawdzić czy potrzebny Ci kolejny jogurt. Po trzecie zakupy będą dostarczone prosto pod drzwi. Także zyskasz czas i pieniądze na nieprzemyślane zakupy hihi i nie będziesz nic dźwigać 😉 pozdrawiam
Mieszkam na wsi 🙂
Jako studentka logistyki mogę śmiało powiedzieć, że ta cała teoria uczelniana nijak się ma do rzeczywistości 😀 Prawdziwym logistykiem możemy zostać tylko i wyłącznie jako pani domu i Matka Polka 😀 🙂
Z tym wielbłądzim wchodzeniem i schodzeniem po schodach to jakby ja 😉 I z tego powodu nie lubię zimy -ciężko się nosi cokolwiek z czwartego piętra 😉
Czytając takie wpisy oczy mi się szeroko otwierają, a serce zaczyna bić szybciej – z przerażenia.
Podziwiam matki, które to wszystko ogarniają.
Basiu, podziwiam! Jesteś wielka! Za każdym razem to pokazujesz 🙂
O tak, zdecydowanie bycie Mamą wymaga tego. Ja czasem sobie tak myślę ile ja mogłabym rzeczy zrobić, ile czasu bym miała gdybym nie miała dzieci, choć kocham je do szaleństwa. Ale gdyby ich nie było, to było by nudno strasznie:) Na pewno nie robiłabym wielu rzeczy, które robię teraz!
Ha! jestem tak samo genialna 😀 do tego wdrożyłam w życie planowanie obiadów na całe 5 dni, jest moc, co?;-) Pozdrawiam ps. b. dobry blog, by nie użyć słowa fajny;-]
O tak! ja jestem logistykiem i w zyciu i w pracy 🙂
Basiu fajne podejście,fajny post.
Pozdrawiam,
Oooo to ja nie wiedziałam, że prawie sąsiadkę podglądam ;)) Pozdrawiamy po mistrzowsku 🙂
Wszystkie matki akrobatki łączcie się:)
Życie 🙂 świetny post. A tak w ogóle to kiedy się przeprowadzacie pod Warszawę?
1,5 roku 🙂
Oj jesteś jesteś. I ja też :-)))))