Zapomnieliśmy o tym Dniu Dziecka. Wszyscy bez wyjątku, z którymi spędziłam ostatni weekend.
I dzieci, i dorośli.
Zapomnieliśmy, że przecież mieliśmy świętować ten dzień jak nigdy przedtem. Że miały być atrakcje, hektolitry lodów, karuzele, wycieczki i zabawek góra. Tak nam się dorosłym wydawało, że tak być powinno.
Zamiast jednak zaplanować świętowanie, my spakowaliśmy kilka toreb i pojechaliśmy do cioci Moniki, do małego domku postawionego na leśnej polanie. Do miejsca gdzie i zasięg kiepski, i sklepów z zabawkami nie ma, i spożywczy też tylko jeden oddalony o dobrych kilka kilometrów.
Zlały się nam te daty w jeden długi, pysznie letni weekend, ale kiedy patrzę na zdjęcia moich umorusanych dzieci to myślę sobie, że może tak całkiem o tym świętowaniu nie zapomnieliśmy?
Bo przecież, kiedy Michał zamarzył o domowej pizzy to ciocia zrobiła ją w pół godziny. Ulubioną – margheritę.
A kiedy wszyscy trzej wymyślili bitwę na wodne baloniki to każdy z dorosłych na zmianę te baloniki napełniał.
I truskawki dzielnie z szypułek obieraliśmy, żeby im bardziej smakowały.
I ognisko rozpaliliśmy, żeby mogli jabłka na patykach upiec, choć te jabłka smakowały jak kiełbasa podobno.
I po te lody najprawdziwszym kabrioletem, takim z otwartym dachem ich zawieźliśmy i muzykę na fulla włączyliśmy w tym kabriolecie oczywiście.
I radość była ogromna, i buzie całe w tym soku z truskawek, i włosy dymem pachnące, i stópki czarne, bo przecież to nic złego, gdy się nawet na spacer idzie na bosaka. Zwłaszcza w Dzień Dziecka.
W tym małym domku na leśnej polanie spędziliśmy trzy piękne dni. Pełne miłości, dobrego jedzenia, śmiechów
i stłuczonych kolan, które trzeba było wycałować. Trzy dni pachnące latem, skoszonym sianem, leśnym mchem, truskawkami i powietrzem przed burzą. Trzy dni pełne pytań i odpowiedzi, które mała główka nie zawsze rozumie. Pełne emocji i ogromnej wdzięczności za to, że te dzieciaki nam się „przytrafiły”.
Za to, że tak pięknie nas uzupełniły.
Za to, że nadały naszemu życiu tak ogromny sens.
I tak sobie myślę, że chyba robimy to dobrze skoro te kwiatki bez okazji wciąż dostajemy i te pytania „w której ręce?”
—————————————————————————————————————————————–
Na zdjęciach nasi chłopcy ubrani są w ubranka z najnowszej kolekcji 4F. To takie specjalne ubranka, takie, które wytrzymają pieczenie jabłek w ognisku, bitwy na wodne balony, czerwcowe truskawki rozmazane na koszulkach i wycieczki kabrioletem po lody do wiejskiego sklepu. Jakość sprawdzona osobiście przez chłopaków i naszą pralkę pracującą niezmordowanie. W sam raz dla dzikich dzieci. Dla dzieci z Bullerbyn.
13 komentarzy
Piękne przeżycia im fundujecie 🙂 Super!
Piękny czas. Najlepsze co możemy dać dzieciom. Wspomnienia.
Według mnie, wasz weekend wyglądał jak kwintesencja tego co w dzieciństwie najpiękniejsze
Marta dziękuję Ci, że widzisz to tak samo jak ja <3
Cudownie, sielsko i anielsko. Wspaniały klimat 🙂
U Moniki taki klimat to pewniak 🙂
swietnie spedzony weekend! zazdraszczam 🙂
Domek na leśnej polanie… piękny Dzień Dziecka 🙂
i dla dorosłych ten Dzień Dziecka też był wyjątkowy 🙂
Jestem przekonana że do takich chwil beztroski Twoje dzieci będą wracać z wielką przyjemnością. Fajnie że spędzacie czas razem a nie koło siebie ze smartfonem w ręku.
Ela tam nie ma zasięgu 😀 :d 😀
Ja pamietam moje dzieciństwo takie właśnie, troche brudne, dymem pachnące i bardzo mi brakuje tego, żyjąc na obczyźnie dla moich własnych dzieci.. Pozdrawiamy serdecznie całą Twoją czwórkę i oczywiście ciocię Monikę też 🙂
Świetny wyjazd. Dzieci napewno super się bawiły a czas w ten sposób spędzony na długo utkwi im w pamięci.