Wczoraj świętowaliśmy Dzień Dziecka. Pojechaliśmy do babci Gosi. Kiedy chłopcy byli zajęci doprowadzaniem mieszkania babci do stanu poniżej wszelkiej krytyki, ja wyjęłam zdjęcia w wielkich pudłach. Zdjęcia nieposegregowane, niepoukładane chronologicznie – luzem. Każde zaskakuje i wywołuje uśmiech na twarzy. Wczoraj świętowałam swój dzień dziecka. W domu moich rodziców jak zwykle o tej porze na stole stały pachnące piwonie, był kompot z rabarbaru i truskawki ze śmietaną. Lato!
Najpiękniejsze lato, jakie pamiętam było na wsi u mojej babci. Spędzałyśmy tam z moją siostrą dwa miesiące wakacji. Często wyjeżdżałam tego samego dnia, w którym świętowałam zakończenie roku szkolnego (swoją drogą – czyż moi rodzice nie mieli dobrze??!!). To były najlepsze wakacje, jakie mogłabym sobie wyobrazić będąc dzieckiem. Nic nie pachnie piękniej niż polska wieś latem. Bylam beztroskimi dzieckiem, kreatywnym, do domu wpadałam tylko po to by coś przegryżć. Pajdę chleba z miodem z dziadkowej pasieki, kubek mleka, cedzony przez chusteczkę prosto od krowy rzecz jasna, najlepszą zupę z warzyw, które rano musiałam przyniesć z ogrodu. Raz w tygodniu babcia i dziadzio jeździli do małego miasteczka na większe zakupy, a my czekałyśmy z siostrą na drodze wypatrując ich z daleka. To było coś! Czasami nie trzeba było wcale przychodzić do domu, żeby coś zjeść. Właziłam na drzewa w poszukiwaniu najlepszych papierówek czy czereśni i jadłamje, aż rozbolał mnie brzuch. W tamtych czasach nie do pomyślenia było siedzenie w domu, kiedy była piękna pogoda. Najlepsza zabawa była na dworze. Budowałam domki, adaptując jakiś kącik i znosząc tam stare fotele, słoiki, gotując oszukane zupy i mielone z błota, zamiatając podłogę własnoręcznie zrobioną miotłą z gałęzi. Grałam w piłkę nożną, strzelałam z procy, podziwiałam żniwa, szukałam najlepszych gniazd kur i w dziadkowym kapeluszu znosiłam je do kuchni babci. Z ciotecznym rodzeństwem graliśmy w karty albo w „państwa-miasta”. Albo w eurobiznes oczywiście. W telewziji były dwa programy, nudne jak flaki z olejem i czasami jak padał deszcz oglądałam coś w stylu McGaywera. Całe dnie spędzałam nad małą rzeczką w towarzystwie mojej wiejskiej paczki. Budowaliśmy tamy z kamieni i kąpaliśmy się, aż do wieczora.
Rozbijałam kolana, a najlepszą na to receptą był liść babki znaleziony przy drodze. Do koleżanek w Lublinie pisałam listy, nie smsy. Jaka radość, gdy listonosz przynosił list z odpowiedzią! Czułam się wtedy taka dorosła. Wieczorem sen przychodził niemal błyskawicznie, pod kołdrą wypełnioną gęsim pierzem, tak grubą, że nie byłam w stanie dostrzec własnych palców u nóg.
Jeździłam czasem z rodzicami na wycieczki. Na Roztocze, do Warszawy. Wszystko mnie zachwycało, wszystko było takie wow! (zostało mi do dzisiaj). Bo czy można było sobie wyobrazić lepszą przygodę niż wyjazd pociągiem w towarzystwie kuzynów na cały dzień do stolicy? Z termosem pełnym słodkiej herbaty i kanapkami z mortadelą. Smakowała najlepiej. Jechaliśy z nosami przy szybie zachwycając się łąkami i domami tak szybko migającymi za oknem. Nikt nie chciał mieć więcej, wszyscy wyglądaliśmy podobnie, mieliśmy podobne marzenia i te same uśmiechy na buziach. Z owej wycieczki zadzwoniłam do babci, z automatu, wrzucając do niego żeton z duża literą „A”.
Na koniec kilka moich ulubionych zdjęć z dzieciństwa.
Robione u profesjonalnego fotografa z bukietem ukochanych piwonii: Proszsz jaka byłam śliczna. Moja mama wciąż dziwiła się dlaczego mam takie rzadkie włosy. Pewnego dnia ciocia zapytała mamy dlaczego ta robi mi grzywkę od potylicy prawie? Grzywka została przerzedzona, włosy zagęściły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki 🙂
Zdjęcie z mojej komunii i ja licząca ogrom kasy, który wtedy dostałam – 700 złotych!!!! Niestety nie nacieszyłam się nią za długo, bo moi rodzice postanowili kupić za nią nowy dywan. Na pocieszenie dostałam zegarek z pływającą rybką zamiast wskazówki – #tylewygrać!
Opowiedzcie mi o swoim najpiękniejszym wspomnieniu z dzieciństwa.
31 komentarzy
Ja jak zwykle wyjąca. A to dlatego, że przypomniałaś mi też moje wakacje u dziadków na wsi. <3 dzięki!
:*
ahhhh! wróciły wspomnienia!
proszszsze 🙂
Ja mieszkałam w takim miejscu, także moi rodzice mieli mnie i moje siostry na głowie non stop. Nie wyjeżdżaliśmy na wakacje, takie czasy… ale nie zamieniłabym tego nawet na najlepsze zagraniczne wczasy. Mam bardzo podobne wspomnienia, które teraz coraz częściej wracają i przynoszą te wszystkie zapachy, smaki, uczucia…i wzruszenia,że miałam tak wspaniałe dzieciństwo. Cieszę się,że są ludzie na tym szalonym świecie, którzy doceniają takie momenty. BTW super blog, trzymaj tak dalej. Pozdrawiam
dzięki 🙂
Basiu, nam też zabrali pieniądze z komunii – złotówki i marki – nie dali się człowiekowi nacieszyć, oj nie dali :/ patologia 😀
haha – marki, na bogato 🙂
Moi rodzice za kasę z komunii kupili każdej z nas komplet sztućców. I Jamnik, radio na kasety. Sztućce teraz cieszą mnie bom na swoim ale wcześniej nie miałam pojęcia po co komu tyle łyżeczek i noży….
ha widzisz jacy gospodarni rodzice 🙂
a ja z kuzynem pod Lubartowem kury oswajałam! 🙂 reagowały na imię jak się je wołało i nie odstępowały nas na krok. Budowaliśmy też domki z siana pod samym dachem stodoły, pamiętam zapach i prążki słońca spomiędzy desek. Ciocia Marysia robiła najlepsze pierogi z kaszą i gęstą prawdziwą śmietaną.
jednak najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to moja mama. wspólne wyprawy na targ, poziomki, twarożki na kolacje i owsianki przed pójściem do szkoły.
pięknie! widzę te promyki słońca … 🙂
Basiu, dziękuję Ci za Twoje wspomnienia, bo odświeżyły mi moje i to bardzo podobne, jak jeździłam do Babci na wieś i były to dla mnie najlepsze wakacje! Pamiętam jak biegałam po deszczu w stroju kąpielowym, bo Babcia mówiła, że urosnę po deszczu:) Moją pierwszą w życiu zupę z warzyw z ogródka ugotowałam właśnie tam. Niezapomniany smak czereśni i truskawek jeszcze z ziemią 🙂 Mogłabym jeszcze pisać i pisać… a parę dni temu minęło już 3 lata od jej śmierci…
pozdrawiam cieplutko i uwielbiam czytać i śledzić co u Ciebie 🙂
fajna babcia Domka :*
Mam bardzo podobne wspomnienia z dzieciństwa. Również bardzo często spędzałam całe dwa miesiące wakacji razem z braćmi u dziadków na wsi. Były kąpiele w rzece i robienie zapór, by wody było więcej. Było chodzenie po drzewach. Chodzenie z babcią na maliny. Gonienie kotków. Zabawa z kurczaczkami, dopóki babcia nie zauważyła (my raczej nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co może nam zrobić kwoka). Przygotowywanie ramek dla pszczół pod miód, a później jego wykręcanie w specjalnej wujkowej maszynie. Huśtanie się na bramie wjazdowej z gipsem na ręce i wiele, wiele innych bardzo miłych wspomnień mam. Chciałabym, żeby moje dzieci też takie miłe wspomnienia miały ze swojego dzieciństwa 🙂
Pozdrawiam 🙂
huśtanie się na bramie w gipsie – mistrz! 😀
Grzywka mistrzowska 🙂
Wakacje u babci – jagody ze śmietaną, dzień brudasa i najpyszniejsza zebra na świecie.
Teleturnieje z tatą, nocne pogaduchy z mamą, tory przeszkód z bratem…
Mogłabym tak godzinami
dzień brudasa – yes yes yes 🙂 moim dzieciom też to robię 🙂
Ależ się uśmiałam – oszukane zupy – też gotowałam takowe a na drugie były zrazy z kamieni zawiniętych w liście:) A coś co się nazywało niebkiem (chyba) robiłaś? Wykopywało się dołek wkładało jakieś skarby i zakrywało szkiełkiem i zasypywało piaskiem. Nie pamiętam czemu to miało służyć. Chyba trzeba to było po jakimś czasie odkopać czy coś takiego:) Pamiętam jeszcze grę w gumę w klasy itp. A do tego w wakacje budowaliśmy na podwórku domki, były takie fajne krzaki, które tworzyły jakby dwa pokoje, to było coś:) W zimie próbowaliśmy też raz z dzieciakami z podwórka zbudować igloo, nie wyszło niestety:)
haha to były widoczkiiii 🙂 !!!
Oczywiscie babcia na wsi!! najpiekniejsze chwile w zyciu. Wakacje spedzane co roku. Nie do opisania, tak wiele pieknych chwil tam bylo. Babci bulki drozdzowe pieczone w piecu i popijane cieplym jeszcze mlekiem od krowy, wspinaczki po drzewach i sasiad goniacy z grabiami za cala ferajna za ” nielegalne ” hehe zbieranie papierowek, pobodki o 5 rano zeby pojsc z babcia na pole zagonic krowy, poranna rosa na nogach i brudnych trampkach, spiewanie piosenek z babcia w drodze porotnej z pola, zbieranie grzybow w lesie i wiele radosci z ich znalezienia, zapach pol, sianokosow, wypiekow babci, ogniska, lizaki odpustowe – och jak na to sie czekalo!!! Zawsze babcia kupowala mi lizaki – grzybki! 🙂 Slodkie jak cholera , ale smakowaly przepysznie i wyjatkowo ! Kiedy zblizala sie niedziela odpustowa, babcia zawsze stawiala mnie na taborecie zrobionym przez dziadka i plotla mi warkocze spiewjac przy tym. I jej niesamowite wieczorne opowiesci z czasow wojny ! Zawsze siedzialam z otwarta buzia sluchajac je uwaznie!!! Tak bardzo za nia tesknie !!! Szkoda ze nie doczekala moich dzieci !! bylalby tak samo cuowna i niesamowita prababcia jak dla mnie babcia!! Buziaczki Basienko !!! Dzieki za twoje wspaniale wspomnienia !
no i teraz ja się popłakałam…. jenyyy! Mi na odpuuście kupowali iejadalne, pyszne szczypki 😀
No patrzcie wszyscy spędzali wakacje u dziadków. Ja zresztą też:)Powtórzę się ale i mi zakręciła się łezka w oku. Babcia miała taką starą kuchnię w piwnicy, oddała nam ją do gospodarowania. Każdy przyniósł resztki farb z domu,stare dywany, jakieś naczynia, sztućce jedni pytali, inni po cichu. urządziliśmy tam klub wakacyjny. Pieniędzy nikt na lody nie dostawał, albo rzadko, za to chodziliśmy zbierać truskawki, pękały nam brzuchy, spod truskawkowej mazi nic nam prawie nie było widać i zarobiliśmy po kilka złotych, wracając też jakąś butelkę znaleźliśmy przy drodze. Wszystkie pieniądze szły do klubowego worka i robiliśmy wypad do sklepu. Zawsze obowiązkowo były lody Bambino i wielki blok – pamiętacie smak bloku z PRL-u 🙂 i tych lodów ehhh… Czasem zdarzało nam się iść na szaber do sąsiada na czereśnie, jeden stał na czatach, reszta na drzewie, połykaliśmy z pestkami, byle więcej, jakoś nikt na złodzieja nie wyrósł:) A biegunką żaden rodzic zbytnio się nie przejmował. Wystarczy, resztę zostawię na post w przyszłym roku. To był cudowny czas:)
lody Bambino kosztowały wtedy 50 groszy. Pamiętam 😀
Mam wrażenie, że każdy z naszego pokolenia ma podobne wspomnienia z dzieciństwa tzn. odbywało sie ono na dworze 🙂 Na mojej ulicy rzadko jeździły samochody dlatego wszystkie dzieciaki bawiły się na jezdni – grając w klasy albo w chowanego. Na schodach sąsiada graliśmy w karty, a na łące z jednego albo drugiego końca ulicy graliśmy w palanta. Była tez rzeczka, którą przeskakiwali najwięksi „kozacy” 🙂 teraz to jednym krokiem można ją pokonać! Dzieciństwo było cudowne… A telewizja i playstation to zło! O!
A ja jestem pokrzywdzona, bo nie miałam rodziny na wsi. Buuu!!
Ale w mieście, na wielkim blokowisku też było fajnie – szwędanie się do wieczora po okolicy, wspinanie się na drzewa, podchody wieczorem itp.
A pamiętacie coś, co nazywało się „niebko”? Nie wiem czy z mojego pokolenia jesteście:), ale niebko to było coś na zasadzie schowanego i zakopanego skarbu pod ziemią – jakieś kwiatki, koraliki, to przykryte kawałkiem szkła i zakopane nieco… A potem każda biegała i szukała tego swojego kawałka nieba:)
u nas to był „widoczek” 😀
Oj wróciły wspomnienia… 🙂 Zwłaszcza, że chyba jesteśmy z tego samego rocznika (84?), więc te piękne czasy to głównie początek lat 90-tych. Ja też jeździłam na wakacje do babci na wieś, cały dzień na dworze, w ramach rozrywki chodziłam razem z sąsiadką zamiatać w banku, w którym pracowała moja ciocia, na jagody, do lasu… niby nic, ale wspomnienia piękne i smutno, że minęły bezpowrotnie. A z tego okresu nie zapomnę wszelkich „nowości”, które się pojawiały w sklepach, jak np. pizza mrożona Rigga 😉 Dziś bym tego nie zjadła, ale wtedy… raj! I pierwszy sos Knorra do spaghetti hehe
A tak w ogóle to uwielbian Cię czytać, choć zwykle nie komentuję – pisz, pisz, jak najwięcej. Jakoś mocno się z Tobą identyfikuję 🙂 Pozdrawiam mocno mocno
84 <3
To lepsze, niż czytanie „Dzieci z Bullerbyn” 🙂 Ja wspominałam swoje dzieciństwo w dzień dziecka na naszym blogu, ale nie będę spamować 🙂
Och! Wakacje na wsi to było to – ja miastowa dziewczyna uwielbiałam (i dalej uwielbiam) wiejskie klimaty. Zabawa w chowanego po stodołach, wyprowadzanie krów na pole, jazda na oklep na koniu, radość z nowo narodzonych kaczuszek, piesków. A jak byłam już nastolatką to prowadziłam traktor na polu z przyczepą! To było coś! I nigdy nie mogłam zrozumieć mojej kuzynki tam mieszkającej, że nie chce ze mną po oborach chodzić 🙂