Czasem pamiętam o tym, by wyjąć z szuflady aparat. By go używać i kolekcjonować chwile. Te niepozowane, te nie na potrzeby czegoś tam określonego, ale by zapamiętać – po prostu. Zapamiętać leniwe weekendy. Zimowe i trudne na tej naszej wsi. Takie, podczas których w myślach sprzedajemy dom i przenosimy się do miasta. Ot zima.
Dzieci w piżamach, śpiące łaskawie do 9, zakopane w kocach i poduchach, schowane w swoim tipi. Wpatrzone w kolejny odcinek Scooby Doo, zajadające górę domowych frytek.
Sobota.
Dziesiątki kłótni.
Trzy pralki.
Kilkanaście fochów.
Sześć wybuchów zmęczonej matki.
Dwa kubki kawy.
Trzydzieści stron przeczytanej książki.
I ja rozmawiająca przez telefon z moim mężem. Tacy młodzi przecież, a siedzą i gadają, że mogłyby te dzieci zjeść coś pozywniejszego niż te frytki sobotnie, że tylko bajki i bajki, że nas kiedyś do domu nie można było z dworu zaciagnąć, a te dzieci teraz to nie potrafią się bawić. że my nie mieliśmy prawie w ogóle zabawek,a dziś mają wszystko i dalej źle i nudno.
A potem nagle uświadamiamy sobie, że właśnie staliśmy się naszymi własnymi rodzicami, i że już to gdzieś słyszeliśmy. Jakieś 20 lat temu.
No cóż. Można by rzec – KRĄG ŻYCIA. W rzeczy samej.
Zatem weekend. Udało mi się wyciagnąć młodzież na dwór, ale po śnieg pojechaliśmy aż do Puław. To tam u naszych przyjaciół znaleźliśmy go całe mnóstwo. Wystarczyło pokazać dzieciom jak fajnie może być, by potem patrzeć na te buzie czerwone od mrozu, ubrania przemoczone i rękawiczki ciężkie od śniegowych kulek. I wtedy rzeczywiście jest tak, jak za naszych czasów.
Co u nas poza tym? Jak to się mówi na wsi „I tak o koło chałupy” 🙂
Oliwka z Chorwacji nie przetrwała pierwszej zimy w naszym domu.
Nad ekspresem wisi plakat z gazety wydarty, adekwatny do sytaucji, tak jakby.
Nad ekspresem stoję robiąc kawę i rozmawiam przez telefon z Panią z gazety. Widziała mnie w telewizji i postanowiła przeprowadzić ze mną wywiad. Pyta mnie jak żyć, kiedy męża w domu nie ma.
A no tak droga Pani. Zasięg mam tylko przy ekspresie. Dzieciom frytki dziś zrobiłam, sobie kawę, książki trochę przeczytałam. Mam smutno niski poziom cierpliwości i wybucham przy byle okazji. Za dużo też przekleństw w sobie noszę jak na 32 letnią dziewczynę, Wciąż tak samo tęsknię i życie płynie. Po prostu.
Po cichu czekam na wiosnę, choć dzieciom mówię, że śnieg to najlepsza rzecz pod słońcem jest. Inaczej przecież nie wygoniłabym ich na dwór…
11 komentarzy
To coś podobnie jak u mnie ostatnio. Frustracja. Może za bardzo chcę, żeby ta zima była wyjątkowa, by nie zmarnować ani jednego dnia. Ale widocznie nawet te zwykłe szarobure godziny spędzone w domowych pieleszach są do czegoś potrzebne. I też ostatnio „Sex in the City ” u mnie na tapecie:) Byle do wiosny 🙂
Basia, nie martw się od frytek się nie umiera, tylko tyłek rośnie, ale chłopakom to nie grozi 🙂 A zima na wsi zawsze jest do .. bani, w sumie późna jesień i wczesna wiosna też, ale za to jak zrobi się już ciepło to za nic nie wyciągną Cię pewnie do miasta 🙂 Pozdrawiam z nad miski niezdrowych czipsów, oglądając któryś już sezon „Gotowe na wszystko” 🙂
HA! Cudny relaks 🙂
Piękne zdjęcia, a to z czerwonym liściem zdecydowanie naj! 😉 Tak jak teraz pomyślę, to rzeczywiście jest tak, że jeśli mamy wspólne zdjęcia rodzinne, to tylko z wakacji. Albo ze szczeniakiem. Nie mam żadnej fotografii mojego mieszkania, zwykłego życia, najbliższego parku, codzienności. Dziękuje Ci za inspirację, żeby to zmienić!
do dzieła 🙂
Chłopcy są prze prze prze słodcy <3
Już zaraz będzie wiosna, będzie ciepło i jasno :*
Ale mi się frytek zachciało…
Mnie też trafia jak wola oglądać bajki zamiast iść na dwór
Basiu, dziękuję za to miejsce!
Bo przecież śnieg to najlepsza rzecz pod słońcem! 😀 <3
Ostatnio wpadłam w Empiku na duński klucz do szczęścia pod hasłem hygge. I co pomyślałam? Że Basia i Tekstualna nie potrzebują takich recept, bo całe są hygge i ich życie, dom i filozofia. Moja zresztą też 🙂
I nawet jest na to definicja ;P
Basiu, może powinnaś częściej wychodzić z chłopcami na sanki. Od razu poprawi Ci się humor 🙂 Wszak wiosna coraz bliżej …