Weekend w obiektywie choć juz piątek dzisiaj. Ale przecież dla większości rodziców w Polsce z tego weekendu zrobił się cały tydzień. Bo strajk nauczycieli, bo i szkoły, i przedszkola zamknięte na cztery spusty, a my czy nam się to podoba czy też nie, musimy wznieść się na wyżyny swojej cierpliwości i rodzicielskiej miłości i pogodzić się z tym na co wpływu nie mamy, i uważność na przykład poćwiczyć. Dziś będzie o uważności właśnie. Często spotykane słowo ostatnio – nie sądzisz? Modne takie. Ze wszystkich stron każdy nam mówi ( z moim blogiem na czele 🙂 ), że powinnismy być uważni. Powinnismy się zatrzymać, skupić na prostych rzeczach, być tu i teraz, zrezygnować z tego, co niepotrzebne. Łatwo powiedzieć, kiedy życie popędza, kiedy każdego dnia milion spraw do ogarnięcia, kiedy sami czasem nie wiemy w co najpierw ręce włożyć. A ja Ci powiem, że wszyscy, którzy mówią, że uważność jest potrzebna i ma na nas zbawienny wpływ mają rację. Dlaczego? Bo żyjemy w zwariowanych czasach. Nigdy jeszcze świat nie dostarczał nam tylu bodźców co dziś. Dziś wszystkiego jest za dużo, mamy problem z wyborem czegokolwiek, bo wybór jest zbyt duży. Wszystko wymaga naszej uwagi, wszystko zachęca do tego, by nazwać je priorytetem. W konsekwencji sami nie wiemy na czym tę naszą uwagę skupić i co jest dla nas ważne. Pędzimy, bo boimy się, że coś nas ominie, że za mało zobaczymy, zrobimy, zarobimy, osiągniemy. Wciąż powtarzamy, że jeszcze tylko 2 miesiące i odpoczniemy na urlopie. Jeszcze tylko zrobimy to, to i to, a później odpuścimy i będziemy „chillować”. Nam się ciagle wydaje, że naprawdę mamy umiejętność zakrzywiania czasoprzestrzeni i jeśli sobie wymyślimy, że coś nastąpi w danej chwili to tak właśnie będzie. A ja po raz kolejny, do znudzenia powtarzam, że nikt z nas nie dostał życia na próbę. Nie mamy magicznych przycisków „przewiń” i „stop”.
Zbyt późno orientujemy się, że nasze dzieci zdążyły urosnąć w czasie, gdy my jeszcze tylko coś robiliśmy i sprawdzaliśmy i w zasadzie to nie mają już ochoty, byśmy poświęcali im uwagę. Jest już za późno, by czytać im na dobranoc, by się z nimi na sofie „kokosić”. Zbyt późno zdajemy sobie sprawę, że my sami stajemy się coraz starsi i rzeczy, o których kiedyś marzyliśmy dziś nie są już dla nas tak atrakcyjne lub co gorsza w dalszym ciągu są nieosiągalne, a my nie mieliśmy czasu, by choć przez chwilę o tych marzeniach swoich pomyśleć i zacząć je realizować. Zamiast „być” wybieramy „mieć” albo „robić”. Zamiast spotkań wybieramy komunikatory. Zamiast zwykłego nudzenia się wybieramy przeglądanie tablicy na „fejsie”. I tak w kółko. Nieprzerwanie.
Codzienność to miliony spraw, które wymagają od nas natychmiastowej reakcji. To jakiś cholerny rollercoaster wypełniony zadaniami po brzegi, a bycie zajętym jest najbardziej pożądaną formą bycia w ogóle. Oh jakże lubimy być zajęci! Lubimy gdy się dzieje. Problem w tym, że w tej naszej „zajętości” nie umiemy się zatrzymać. Zamiast tego do znudzenia powtarzamy „nie mam na nic czasu”. A to nieprawda. Czas jest tylko my nie potrafimy go docenić i się nim cieszyć.
Uważność wymaga ćwiczenia i dyscypliny. Serio. Coś, co kiedyś było dla nas naturalnym stanem (pamiętasz to wiszenie na trzepaku godzinami i rozmowy „o życiu” ? ) dziś jest kolejnym nawykiem, który musimy w sobie wyrobić. Ale to nawyk, nad którym naprawdę warto pracować.
Uważność pozwala złapać balans i spokój. Pozwala odpocząć. Trzeba tylko nauczyć się dostrzegać w ciągu dnia momenty. Czasami zwykłe pierdoły. Pochylić się nad nimi.
Zatrzymał mnie ten moment wczesnym rankiem, kiedy dzieci jeszcze spały i miarowo oddychały, a ja weszłam do jeszcze ciemnej kuchni. Zrobiłam sobie grzankę z chleba, posmarowałam ją masłem i miodem, zaparzyłam kawę i otuliłam kocem na sofie. Ciszę przerywał tylko dźwięk przejeżdżających pociągów za oknem i śpiew ptaków. Poczułam ogromną wdzięczność. I oczywiście szczęście. To naturalne gdy je się chleb z masłem i miodem, a dzieci jeszcze śpią 🙂
Moment, w którym nasze dzieci wchodzą do naszej sypialni, zazwyczaj zbyt wcześnie i pytają czy zrobić nam kawę do łóżka. Już nie pamiętam które z nas ich tego nauczyło, ale to ich naprawdę cenna umiejętność. Tą kawą przyniesioną do łóżka są w stanie później wiele sobie załatwić 🙂 Za każdym razem gdy małe łapki ostrożnie niosą kubek przez korytarz ściska mnie w gardle wzruszenie na maksa. To również numer popisowy moich synów, gdy nocują u nas moje przyjaciółki 🙂
Popołudnie spędzone w domu. Po prostu. Bez żadnych planów, bez spektakularnych wydarzeń. Na sofie, w pełnym składzie, z kubkiem herbaty z cytryną i sokiem malonowym w dłoni, ze stosem gazet wnętrzarskich, pachnącą świeczką. Nuda. Cudowna nuda.
Obserwowanie Tomka, który postanowił sam zrobić posadzkę żywiczną na piętrze naszego domu. Miliony pytań od Marcina „pomagającego” mu w pracy. Zmęczenie Tomka i radość, że coś się udało, że kolejna rzecz w naszym domu „pchnięta” do przodu. I powtarzanie sobie nieustannie słowa naszego sąsiada „pomalutku, powolutku, aż do skutku”.
Rosół. Boże jak ja kocham zapach zaczynającego się gotować rosołu! Z kurczakiem, którego dostaliśmy w prezencie od naszej rodziny ze wsi, i który przez swoje życie jadł to, co udało mu się znaleźć. Wyładowany po brzegi włoszczyzną, której nie żałuję. Z odrobiną kurkumy, ziołami, które akurat udało się zdobyć. Nachylam się nad garnkiem i wącham ten rosół. Zapach niedzieli mojego dzieciństwa.
Kolejne urodziny naszych dzieci i wielkie świętowanie. Ich zadowolone miny w dniu, w którym są najważniejsi na świecie. Nasze niedowierzanie, że mają już tyle lat i łapanie tych momentów, w których jeszcze są malutcy, jeszcze chcą się tulić, jeszcze mają dla nas czas. I tort. No tak tort jest tutaj istotny. Ten na zdjęciu upiekłam dla Michała i tylko ja wiem jak bardzo, bardzo nie lubię i nie umiem piec tortów. Gdy w przepisie jest czas przygotowania 1,5 h mnie zajmuje to 5,5 h. Łączę po drodze trzy przepisy, klnę jak szewc nad nieumiejętnie ubitą śmietaną i rozwalającymi się biszkoptami. Dzwonię 15 razy do mamy z pytaniem co robić, by wreszcie taki koślawy wstawić do lodówki z nadzieją, że ktoś go zje. Następnego dnia zniknął cały. Każdy wziął po 3 dokładki. W tym torcie oprócz mrożonych truskawek był naprawdę ogrom mojej miłości.
Chwile z Marcinem, który w jednej chwili potrafi roztopić moje serce, a ja rozpływam się w miłości do niego, by za chwilę doprowadzić mnie na skraj cierpliwości. Tyle emocji. To dziecko uczy mnie uważności. Próbuję zatrzymać się, by go zrozumieć. By zrozumieć to, że jest jeszcze zbyt mały, by ze wszystkim sobie poradzić, z każdą emocją. Słowa nie nadążają za myślami. Tyle w nim ekspresji, tyle ciekawości świata. Wstaję i idę z nim na ten rower, choć wiem, że to będzie znowu sprawdzian dla mojej cierpliwości. Robię ten piasek kinetyczny, choć wiem, że po porządkach w kuchni za sekundę nie będzie śladu. Ale kiedy jak nie teraz? Jeszcze posprzątam.
Domowa pizza, która jest u nas stałym elementem weekendu. Bez wyrzutów sumienia. Jemy milcząc. Taka dobra.
Popołudniowa kawa z Tomkiem na sofie. Potrafi się obrazić, gdy wypiję ją bez niego.
Pierwsze wiosenne opalanie. Jeszcze zimno, ale już błogo. Skóra tęskni za słońcem, a my za wieczorami na tarasie. W tym roku będzie dużo grillowania, będą wygodne leżaki i hamak. Warunki idealne do ćwiczenia uważności 🙂
Wreszcie tydzień z dziećmi w domu i w mieście. Wyzwanie nie powiem. Ale tym razem odpuściłam wiele, by po prostu z nimi pobyć, by wieczny pośpiech i niekończące się listy z zadaniami zeszły na dalszy plan. By nie denerwować się co chwilę, nie tracić cierpliwości, nie powtarzać nieustannie, że nie mam czasu. W tym tygodniu ten czas znalazł się sam. Musiałam go tylko wykorzystać inaczej. Wcześnie chodziliśmy spać, dużo gadaliśmy, jedliśmy dużo dobrych rzeczy i godzinami oglądaliśmy programy przyrodnicze. Bez wyrzutów sumienia.
Te wszystkie małe i wielkie momenty to była właśnie moja uważność. Nic skomplikowanego. Bo życie wcale nie jest skomplikowane i nie musimy tyle robić, i tak bardzo wszędzie się spieszyć. Nie musimy być wszędzie i mieć wszystkiego.
A stan bycia wiecznie zajętym jest naprawdę przereklamowany. Trzeba sobie od czasu do czasu po prostu pobyć. Odetchnąć, pomyśleć w spokoju i ponudzić się. Tak po prostu.
Co Ciebie ostatnio zatrzymało?
Uściski
Basia
16 komentarzy
Dziękuję za piękne słowa. Czytam Panią od jakichś 3 lat i każdy wpis wywołuje u mnie uśmiech na twarzy mieszany ze łzami wzruszenia. Dzięki Pani zaczęłam dostrzegać te momenty, o których Pani mówi. Gorąco pozdrawiam.
dzień dobry. Cudowna nuda mówisz? Wyjątkowa, jedyna, z nudy można zrobić hygge – delektować się nią, współpracować z nią, nie walczyć i może sie okazać że ta nuda na drugie imie ma: życie, dobre życie. jak wielu ludzi dałoby wszystko by móc zaznać takiej nudy. czas doceniać nudy bą są to nudy hygge 🙂 Piekne codzienne zdjęcia. pozdrawiam asia
Cudowne chwile i czas zatrzymany na zdjęciach… czasami trzeba się ponudzić i cieszyć się tym co się ma 🙂 Pozdrawiam
Cześć,
Ale mądry ten wpis. Każdemu przydaje się taki moment oddechu. Zatrzymania się, wyłączenia bodźców i czystej szczęśliwości 😀
Pozdrawiam,
Kasia
kurde ..jaka czysta kuchnia….można jeść z podłogi…
No właśnie, poświęcamy min 10 godz z dojazdami na pracę, nasze dzieci prawie tyle samo z przeładowanym programem w szkole. Zamiast żyć odfajkowujemy kolejny męczący dzień, bo trzeba gdzieś być od-do, potem ogarnąć zakupy, gotowanie, pranie, dom. Ale co możemy zrobić? Nie każdy może pozwolić sobie na free style przez cały tydzień.
Wraz z Kingą z bloga Zaparzę Ci herbatę jesteście dla mnie mistrzyniami umiejętności celebrowania zwykłych momentów. Dzięki Wam uczę się, że można znaleźć szczęście w z pozoru małych, zwyczajnych chwilach i jest to takie piękne! 🙂
Dziękuję, że jesteście. ♥
Nam się bardzo ten tydzień podobał. Mimo strajku i niezłego kombinowania, żeby pogodzić go z pracą, dzieciom udało się pobyć dużo z sąsiadką, tak wakacyjne się pobawić, poodwiedzać się znacznie więcej. Całe dnie z sobą spędzali i jeszcze na koniec płakali, że im mało wzajemnego towarzystwa. Obejrzeliśmy kilka pełnometrażówek, pograliśmy w gry, było naprawdę fajnie 🙂
Te żonkile… Tylko ogródka Ci zazdroszczę 😉
Możesz jeszcze podpowiedzieć, gdzie kupujesz Michasiowi szczupłe spodnie. Na moim chudzielcu wszystko spada
Michaś ma aktualnie wszystkie spodnie z lumpka, tak mi się wydaje. Diamentowa Lublin ofkors. Dresy w H&M.
Ogródka narazie nie ma co zazdrościć, bo tylko żonkile i resztki trawy na nim. Wymaga ogromu pracy, której mega się boję 🙂
Nic dodać nic ująć
Tylko jak się zatrzymać i wysiąść z pędzącego pociągu
Najprostsze rozwiązania są najlepsze 🙂
bardzo dobry artykuł 🙂 Takie pobycie jest mega ważne, a tak często po prostu o nim zapominamy 🙂
Uwielbiam czerpać radość z małych rzeczy. Cudownie czyta się Pani wpisy. Bije z nich wdzięczność i pozytywna energia.
Basiulku, jesteś wspaniała <3
Dziękuję ❤️❤️❤️
Fajny ten Twój weekend. Bez stresu, bez zbędnego napięcia i tylko czysta przyjemność z przebywania razem.