Mnie też dopadają te wszystkie złe emocje. To chyba zupełnie naturalne, że w tym niełatwym przecież czasie pojawia się strach, zniechęcenie, spadek nastroju, brak energii i frustracja spowodowana tym, że nikt z nas nie wie kiedy to wszystko, ta cała okołokoronawirusowa gorączka się skończy. Ja też się martwię. Niemal codziennie.
Martwię się zdrowiem moich bliskich, zwłaszcza rodziców, którzy muszę codziennie stawiać się w pracy, gdzie spotykają wiele osób. Martwię się sytuacją ekonomiczną kraju, moich bliskich, swoją własną. Martwię się tym, że codziennie słyszę o nowych zakazach, w tym o tym najbardziej dla mnie absurdalnym jakim jest zakaz wstępu do niektórych lasów. Martwię się kto te nakazy i zakazy wydaje i dlaczego nie obejmują one zamknięcia kościołów? Dopadają mnie te myśli po trochu każdego dnia. Pozwalam im do mnie przyjść, zwłaszcza wieczorem, kiedy w głowie tyle emocji zebranych przez cały dzień. Przychodzą, ja je akceptuję, przepracowuję je wszystkie, w swoim tempie i wypuszczam z mojej głowy razem z głębokim wydechem. Rozumiem to, że te emocje się pojawiają, ale nie pozwalam im zdominować mojego dnia. Wiesz dlaczego? Bo nieustanne zamartwianie się i narzekanie nic, absolutnie nic mi nie daje. Ciągnie mnie w dół zamiast dodawać otuchy.
A niczego mi tak bardzo teraz nie potrzeba jak otuchy, spokoju i radości. Jak nam wszystkim.
Dlatego kolekcjonuję dobre momenty, zwracam na nie uwagę jeszcze bardziej intensywnie niż zwykle, robię z nich sobie kolaż na koniec dnia albo…wpisuję do małego Notesu Wdzięczności, który trzymam w szufladzie nocnej szafki.
Nie pokażę ci wnętrza mojego notesu, ale pokażę ci kilkanaście zdjęć z naszych ostatnich, domowych dni. Za wszystkie te momenty jestem całym sercem wdzięczna. A potem opowiem ci co robię, żeby zmienić swoje nastawienie i co sprawia, że czuję się o niebo lepiej 🙂
Mogłabym tak usiąść sobie w fotelu albo w łóżku, w piżamie i narzekać. Że kiepsko z pracą, że nie można wyjść z domu, że dzieci nie chodzą do szkoły i wciąż dokazują, że trzeba oszczędzać, kombinować w kuchni, że nie wiadomo kiedy zobaczymy się z rodzicami, że ta kwarantanna potrwa dłużej niż wszyscy myślimy i tak dalej, i tak dalej… Mogłabym, ale nie mam do tego prawa. Bo kiedy tak na spokojnie się zatrzymam i rozejrzę dokoła to widzę, że ja mam już wszystko. Że w tym właśnie momencie jestem spełnionym, szczęśliwym człowiekiem, który ma to szczęście mieć bliskich obok siebie, resztę rodziny (zdrową!) na facetime, ma ugotowany obiad na każdy dzień, wodę w kranie, ciepłe i mega wygodne łóżko, a w swoim domu nie jest zamknięty tylko bezpieczny. Tak, to ja – ten szczęśliwy człowiek, który każdego dnia dziękuje po stokroć za to, co ma. Serio.
I paradoksalnie – czuję w sobie ogromny spokój i wierzę w to, że wszystko będzie dobrze.
Ufam na 100 % w to, że Ktoś tam na górze ma na mnie, na moją rodzinę plan. I wierzę całą sobą w to, że to jest plan doskonały.
Co robię, żeby tak właśnie się czuć? Żeby pielęgnować w sobie ten spokój?
1. Przede wszystkim myślę (na głos) na co tak naprawdę mam realny wpływ, a na co nie mam go ani trochę.
Nie mam wpływu na to co leci w wiadomościach, na to jak długo będzie trwała ta sytuacja i te wszystkie obostrzenia. Niezależnie od tego jak bardzo będę zła z tego powodu nie mam wpływu na to, by zaszła jakakolwiek zmiana w tym zakresie. Mogę zostać w domu i nie spotykać się z ludźmi. Mogę odbyć kwarantannę, kiedy z zagranicy wraca mój mąż, myć ręce, chodzić co jakiś czas do sklepu w maseczce i w ten sposób nie rozsiewać żadnych zarazków. Koronawirusa czy też grypy, czy też innej cholery.
Nie mam wpływu na to, że firmy jedna po drugiej zaczną upadać ze względu na ekonomiczny kryzys. Mój wpływ może ograniczać się do wspierania małych, polskich marek, które tego wsparcia tak bardzo potrzebują albo do kupowania różnych używanych rzeczy na olx, żeby wesprzeć ludzi, dla których te kilkadziesiąt złotych zarobku będzie bardzo istotne w domowym budżecie.
Jednak są rzeczy, na które mam olbrzymi wpływ. Ogromny wręcz! i to ja sama jestem za te wszystkie rzeczy odpowiedzialna. Spisałam je sobie wszystkie na kartce i czytam tę listę niemal codziennie.
2. Dbam o to, jakie informacje przyswajam.
Mogłabym usiąść w fotelu i oglądać wiadomości. W końcu lecą 24 h na dobę. Wszystkie złe, katastroficzne, pełne smutku, wirusa i śmierci. Przepychanki polityków o to kto ma rację, przekłamywanie faktów i te nieustannie migające na czerwono napisy, które każą nam słowem „epidemia” wypełnić cały dzień.
Wypisuję się. Wyłączam. Dłużej juz tego słuchać nie mogę. Już więcej nie chcę analizować tego, kto ma rację. Tego co jest prawdą, a co czystą manipulacją i polityczną grą. Wystarczy.
Tak samo jak złe wiadomości, którymi każdy z nas jest karmiony jak z kroplówki, odstawiam na bok ulubione kryminały i thrillery. To nie czas dla mnie na książki pełne krwi, śmierci, tajemniczych morderstw, smutku, depresji i samotności. Jestem tym co czytam, słucham i oglądam i mam na to duży wpływ. A teraz chcę być chodzącym spokojem. Teraz jedyne czego pragnę to spokoju, miłości i radości dla siebie i swojej rodziny.
Próbowałaś kiedyś włożyć na uszy słuchawki z lecącą spokojnie mantrą? Na przykład podczas gotowania obiadu. Wyobraź sobie, że zamieniasz lecące w tle wiadomości na mantrę wdzięczności. Na przykład taką jak ta (link).
Na początku może być śmiesznie, ale jeśli tylko pooddychasz sobie spokojnie i po prostu skupisz się na czynności, którą robisz i na muzyce lecącej w tle, możesz, tak jak ja, poczuć jak stres odpuszcza.
Kiedy włączam wiadomości czuję jak wzrasta we mnie napięcie.
Kiedy słucham spokojnej muzyki czuję jak ogarnia mnie spokój.
Dla mnie wniosek w tym przypadku jest bardzo prosty.
Przyjmuję dobre informacje. W internecie oglądam ludzi, którzy uśmiechają się do tej kamerki telefonu i całym sobą próbują przekazać swoją dobrą energię światu. Ja to kupuję! Internet teraz rozkwitł! Trzeba tylko umiejętnie filtrować treści. Trzeba sobie wzajemnie poprawiać nastrój.
Oglądam bajki Disneya z dziećmi i płaczę ze wzruszenia. Śmieję się w głos, gdy włączamy „Kuchenne rewolucje” z Magdą Gessler. Słucham wspaniałej, pełnej miłości muzyki, słucham opowieści moich synów (czasem naprawdę niekończących się). Czytam pozytywne książki, które wnoszą dużo do mojego życia, które uczą mnie spokoju, opowiadają piękne historie.
Dzwonię do przyjaciół, do rodziców i razem się śmiejemy.
Mam wpływ na to, jakimi informacjami się karmię. To ja dokonuję wyboru.
2. Planuję to jak będzie wyglądał mój dzień.
To czemu poświęcam swój czas zależy ode mnie. Czy spędzę go w łóżku, zajadając smutki chipsami, czy zrobię porządki w szafie i z dużą starannością poskładam wszystkie swoje ubrania. Czasami każda z tych opcji jest dobra. Ważne to wsłuchać się w siebie i w swoje potrzeby. Ważne to wiedzieć na co dziś mamy energię. Rekomenduję jednak nie wylegiwać się w tym łóżku zbyt długo ani nie podchodzić do codzienności zbyt ambitnie. Znajdźmy złoty środek 🙂 Na mnie ogromny wpływ miały słowa mojej przyjaciółki Moniki Mrozowskiej (polecam ci jej konto na instagramie), która pewnego dnia na swoim stories oświadczyła wszem i wobec, że ona ten czas kwarantanny zamierza poświęcić sobie i temu, by kiedy wszystko wróci do normy, założyć gotową już przepiękną, żółtą sukienkę bez pleców i wyjść z ogromną radością w miasto. Czyż to nie jest wspaniała wizja? Żeby właśnie teraz robić wszystko na co brakowało nam czasu, a na co nie potrzeba ogromnej ilości pieniędzy? Ja czytam wspaniałe książki, co chwilę zaparzam sobie dzbanek ciepłej wody z imbirem, cytryną, goździkami, miętą i cynamonem. Szoruję się szczotką na sucho, biorę naprzemienne prysznice, zdrowo sobie gotuję (nawet z resztek!) i codziennie ćwiczę jogę (czasem tylko 10 minut!). Ba! nawet robię antystarzeniowy masaż twarzy po kąpieli i wmasowuję w twarz jakieś cudowne olejki i guzik mnie obchodzi czy to działa czy nie, ale sprawia mi to po prostu ogromnie dużo przyjemności 🙂 ps. obliczyłam, że żeby przebiec 5 kilometrów muszę okrążyć mój dom ok. 60 razy 😀 😀 😀 jest tyle opcji!
Spędzam czas z moją rodziną, czytam książki dzieciom, piekę im pachnące na cały dom bułki, chleby i ciastka. Mam dla nich garnek zupy, a w zamrażarce zawsze lody truskawkowe. W myśl zasady, że jeśli czasem się nie wie jak powiedzieć „kocham cię” to trzeba pomagać sobie jedzeniem 🙂 Wieczorem organizuję filmowe seanse ze zrobionym w domu popcornem. Po prostu staram się być dla nich jak najbardziej przewidywalnym światem. Widzę jak bardzo jest im to potrzebne.
3. Rozpisałam plan dnia.
Pewnego dnia odkryłam, że każdy z nas go potrzebuje. Plan dnia nas ratuje i jest dużym punktem odniesienia choć…jest mocno elastyczny i nie robimy tragedii jeśli trochę nam się rozjeżdża. Dzień za dniem na tej kwarantannie nagle zaczął się robić jednym, wielkim weekendem. Dzieci nie mogły się w tym odnaleźć, nie umieliśmy wygospodarować czasu na szkołę, pracę i posiłki i postanowiliśmy to zmienić. Teraz mamy plan, który w zasadzie z tygodnia na tydzień ewoluuje, ale mamy takie poczucie, że jest podział na dzień powszedni, szkolny, pracujący i na weekend, kiedy się luzujemy i odpoczywamy. Podzieliśmy się z Tomkiem obowiązkami, ustaliliśmy godziny posiłków, przejęliśmy kontrolę nad tym szalonym czasem. Wieczorem robię sobie listę rzeczy, które mam do zrobienia następnego dnia. Bardzo polecam.
4. Wysyłam dobrą energię w świat
Jestem blogerką i mam konto na Instagramie, któremu co miesiąc przybywa kilkaset nowych obserwatorów i postanowiłam wysyłać w świat dobrą energię. To moja misja. Codziennie decyduję o tym, co napiszę, czym zainspiruję mojego odbiorcę, jaki wpływ chcę mieć na drugiego człowieka. Wybieram dobrą energię, dobre momenty, proste przyjemności. Wybieram podkreślanie na każdym kroku tego, że życie jest naprawdę dobre. Pomagam to dostrzec. To mój wybór. Mam na to wpływ.
I wiesz co? Karma do mnie wraca. Każdego dnia dostaję wiadomości pełne ciepła i wdzięczności od swoich czytelniczek. Dostaję od nich zdjęcia jedzenia, które robią według moich prostych przepisów, i które poprawia im nastrój.
Dostaję wiadomość od mojej mamy, która w ramach zabicia czasu postanowiła ze wszystkich kolorowych resztek włóczki zrobić mi hippisowską narzutę na drutach.
Teściowa dzwoni, żeby powiedzieć, że wysiała już pierwsze warzywa w swoim ogródku i będziemy mieli co jeść latem.
Sąsiad dzwoni i pyta czy nie potrzebuję czegoś ze sklepu.
Odbieram telefon od przyjaciółki, która chce się ze mną napić wirtualnie wina albo od drugiej, która wysyła mi cudowny zachód słońca.
Dostaję od syna kawę do łóżka i milion spontanicznych buziaków i przytulasów.
Dostaję wiadomości od wspaniałych ludzi, którzy chcą ze mną współpracować i doceniają moje miejsce w sieci.
Dostaję aż naddto!
Karma wraca <3
Na lodówce magnesy z miejsc, za którymi tak przyjemnie się tęskni i babcia, która nade mną czuwa każdego dnia. Wiele razy zastanawiam się nad tym co by w danym momencie mi powiedziała, co by zrobiła i jakby się zachowała. Była moją oazą spokoju i ogromnym źródłem takiej prostej, życiowej mądrości. Każdego dnia jestem wdzięczna, że była obecna w moim życiu przez 35 długich lat <3
Południowe słońce tańczy sobie przez bambusowe żaluzje i zachęca do tego, by położyć się choć na 15 minut.
Mój widok znad biurka i wiosna w naszej wsi.
Łazienkowy autoportret i słońce, tym razem zachodzące, które tak pięknie wpadało do mnie na antresolę.
Kocham dziecięce pokoje. Nawet z tym bajzlem.
Znowu tańczące słońce, tym razem na porannym, kuchennym parapecie i zdjęcie nas – rodziców w pokoju Marcinka <3
Moje centrum dowodzenia i niespodziewany kwiatek na naszym podwórku.
Wiosna we wsi i mapa, na którą nie mogę przestać patrzeć. Jedną z maleńkich kropeczek jest Gwadelupa.
Kochana Moja Czytelniczko życzę ci dostrzegania wszystkich blasków życia. Nie zapominaj, że jest tak piękne!
Bądź dla siebie dobra i pamiętaj, że jest naprawdę wiele rzeczy, na które masz wpływ <3
20 komentarzy
Dzięki! Tego mi było trzeba – spokoju, natury i pozytywnego myślenia 🙂
Nawet się wzruszyłam. Piękny ten post ☺️ i właściwie podpisuję się obiema rękami pod Twoimi punktami. Też odstawiłam ukochane kryminały na półkę, a sięgam teraz po książki np Agi Maciąg. Wróciłam do codziennej jogi, dużo gotuję i stworzyłam harmonogram dnia. A jak już nie mogę wytrzymać z moją wesołą trójką dzieciaków, to wymykam się do lasu za domem. A jeszcze żeby dopełnić całości zrezygnowaliśmy z tv ☺️
Ściskam mocno i dziękuję za piękny wpis do porannej kawy.
to jest plan dla osob , ktore pozostaja w domu. jestem pielegniarka . wczoraj mialam nocke od 19 do 7 rano. w domu bylam o 8. szybo cos zjadlam i do lozka. obudzilam sie o 14 po ok 5 ipol godziny snu. szybki prysznic, maz tez wlasnie wstal, tez pielegniarz i tez na noce. szybki obiad , ogarniecie domu bo jednak syn 12 letni w tym czasie byl sam , kawa na tarasie , robienie kolacji i o 18 godzinie jazda do pracy. nie ma czasu na joge , gotowanie i pieczenie i takie tam . sa mysli ale jak zagospodarowac czas synowi, kto i kiedy zrobi zakupy i nam i tesciowej i przepraszam wkurza mnie marudzenie innych osob jakie sa nieszczesliwe bo musze w swoich 4 scianach bezpiecznie pozostac . a dzisiaj wrocilam po nocce o 8, przedluzylo sie zdanie dyzuru, wskoczylam do lozka a teraz po 2 godzinach jestem na nogach bo szkoda dnia na sen . na nocke ide dopiero jutro. wlasnie robie liste zakupow na swieta ( tez pracujemy w swieta), pralka chodzi, trzeba posciel zmienic a i jeszcze zostalo kilka zadan do zrobienia ze szkoly , czau zabraklo.
wspanialego wielkiego tygodnia wam zycze
Bardzo mi przykro, że tak właśnie wyglada teraz dzień twój i Twojej rodziny. Jestem Wam ogromnie wdzięczna za Waszą pracę. Ja mam inną, tak samo jak tysiące innych osób. Oni też jakoś muszą zorganizować sobie czas i też różne emocje nimi targają. Życzę Wam dużo zdrowia i żeby dobry czas jak najszybciej powrócił ❤️
Lubię codzienność, prostą, domową u siebie i u innych… Spokojnych nadchodzących Świąt Wielkanocnych.
Rozbija się o to, by w tym nienormalnym czasie zachować normalność. I to wszystko. No i żeby się nie pozabijać w tych czterech ścianach 🙂
Dziękuję <3
Basiu, Ciekawi mnie najbardziej, czy przewartościowała się u Was kwestia wyprowadzki do miasta? Nastały trudne czasy, a może być również gorzej w przyszłości…Właściwie nic nas już chyba nie zdziwi. Dziś miasto jest najbardziej niebezpiecznym miejscem, codziennie spotykamy innych ludzi na klatkach schodowych, na ulicy, w pracy… Na wsi jest o wiele bezpieczniej. Czy miasto ze smogiem, z dużą gęstością zaludnienia (w czasie ewentualnych epidemii duży minus), bez dostępu do własnego ogródka (jesteśmy zależni od dużych supermarketów, ekonomii i polityki…), z ciasnymi mieszkaniami, gdzie walczy się o każdy cm powierzchni jest dobrym rozwiązaniem na życie we współczesnym świecie? Czy wyjście do kawiarni, kina , marketu i przejście się bulwarem w 30-35 stopniowym upale latem jest wartością? Ja mam ogromne wątpliwości. Od wielu lat marzę o wsi, w mieście się duszę, ale nie mam możliwości finansowych, aby się przenieść z rodziną. W czasie kwarantanny pozostają nam – maleńki ogródek wielkości pokoju (dla trójki dzieci w wieku 8 i 11 lat to nie wystarcza) i betonowe ulice – mieszkamy w dzielnicy na obrzeżach miasta (zakaz wstępu do lasów, wszyscy wiemy o co chodzi). Dzieci są już u kresu wytrzymałości, za mało ruchu, za ciasno w 4 ścianach… Basiu, macie tak wspaniałe warunki do życia dla siebie i dla dzieci a wieś daje wam duże bezpieczeństwo na wiele jeszcze lat (dopóki dzieci nie pójdą na studia do miasta), bez smogu, w razie epidemii czy innych zawirowań. Myśleliście o zmianie decyzji? Pozdrawiam ciepło, Ewa
Zobaczymy jak będzie, jak się życie ułoży i jak świat będzie wyglądał na koniec roku. Ciężko prognozować cokolwiek, kiedy jest takie szaleństwo jak teraz.
Basiu, fajny wpis! Ja pracuję z domu i słucham muzyki w pracy, takiej POZYTYWNEJ – bardzo mi to pomaga. I muszę Ci to przesłać, bo babeczka w chórku bardzo mi Ciebie przypomina! https://www.youtube.com/watch?v=fiShsfvbFUA Jest okrąglejsza niż Ty co prawda, ale uśmiech, okulary i energia – ma coś w sobie „basiowego”. Polecam ten kanał, bo grają świetne covery.
Fajne! 🙂
Basiu,pieknie napisałeś. Z wielona Twoimi wpisami się zgadzam i wieloma mnie poruszasz. Szkoda tylko,że trudno Ci zrozumieć że kościoły są dostępne…dla mnie pójście do kościoła, to być może jak dla Ciebie joga czy mantra. Ty masz to codziennie, ja w Kościele byłam 5 raz w przeciągu tych kilku już tygodni i byłam tam kilka minut. Było tam max 5 osób na powierzchni, w której normalnie może przebywać 800 osób. To zdecydowanie bezpieczniejsze miejsce niż każdy duży sklep. A spotkanie z Najświętszym Sakramentem to dla mnie moment z którego później czerpią w kolejnych dniach…..pozdrawiam ciepło
Ja to rozumiem. Również jestem osobą wierzącą. Wierzącą, ćwiczącą jogę, sluchającą pięknych mantr i nic się u mnie nie wyklucza. Mój sprzeciw dotyczący otwartych kościołów nie uderza w wiarę, ale w niezrozumienie zakazów naszych rządzących. Powiedz mi proszę jak Ty to rozumiesz? Jak można zamknąć lasy i zakazać spacerowania na świeżym powietrzu (co jest wspaniale w profilaktyce wszelkich dolegliwości układu oddechowego), a pozwolić na otwarte kościoły. I dalej – niech kościoły pozostaną otwarte, ale na litość boską niech nie wlepiają ludziom mandatów za spacerowanie po lesie.
Basiu,również nie rozumiem zakazu wstępu do lasu i bulwersują mnie te mandaty. Ale zapewniam Cię,że kościoły też są kontrolowane i już mi się zdarzyło czekać przed kościołem na swoją kolejkę,bo w środku było już 5 osób,by nie narażać gospodarzy miejsca na dostanie mandatu.
Ja tez jestem pielęgniarką, na dodatek pracujemy z mężem za granicą, więc u nas dochodzi jeszcze niemożność przyjazdu do Polski na Święta. Pracy mnóstwo, czasu mniej, ale taki zawód wybrałam. Wiedziałam na co się decyduję. I nawet nie chodzi o teraźniejszą sytuację, przecież chcąc być pielęgniarką , wiedziałam że będzie to praca przy łóżku chorego człowieka, więc nie narzekam i robię co do mnie należy. Szukajcie pozytywów, czas z rodziną, dach nad głową, ciepła zupa, własne podwórko, balkon…Ja cieszę się słonkiem w drodze do pracy i do domu, albo przy zakupach. Wystawiajcie uśmiechnięte buzie do słoneczka, bo wit. D3, to życie. Kiedyś będziemy wspominać ten czas, a nasze wnuki nie będą rozumiały o co nam chodzi. Tak jak moje dzieci nie rozumieją, jak im opowiadam o stanie wojennym, jak im mówię, że żywność była na kartki, to pytają czy pieniędzy w tamtych czasach nie było. Albo że w sklepach był tylko ocet. A one pytają po co zamawiano tyle octu. Przetrwamy to razem. My pielęgniarki nie tylko teraz pracujemy ciężko i takie wsparcie jakie teraz dostajemy, zawsze będzie mile widziane.
Ja rozumiem zakaz wstępu do lasu czy parku. Gdy zamknięto szkoły moi znajomi zastanawiali sie jaki to ma sens, skoro ludzie natykali sie na siebie w parku, zaczepiali znajomych, czując sie jak podczas długiego weekendu i nie rozumiejąc sytuacji, ze szpitale nie wyrabiają.
Jeśli chodzi o kościoły to powinny być zamknięte. Tak jak zamknięte sa gabinety psychiatryczne, psychologiczne , fizjoterapeutyczne – czasem chęć i kreatywność pomaga to zrekompensować, choc nie zawsze. Modlić sie można na video, ćwiczyć z rehabilitantem czasem tez. A i czasem pewnie bol jest nie do zniesienia, gdy tej rehabilitacji nie ma. Pewne niedogodności (jakim jest np. zakaz modlitwy w kościele) mozna ponieść w imię przedłużenia ludzkiego życia, naszych mam, babć, dziadków.
Jesteś skarbnicą optymizmu i jestem Ci bardzo wdzięczna że się nim dzielisz. po przeczytaniu takiego tekstu dobry humor zawsze winduje o kilka poziomów w górę.
Miłego dnia.
Chciałam poczytać coś pozytywnego i właśnie to zrobiłam. Zawsze coś u Ciebie znajdę, przepisów nie zapisuję, bo wiem, że są tutaj. A najlepsze to to?, że szukam czegoś i się zatracam w czytaniu:)).
Jestem pozytywną osobą i dobrze mi z tym:)
Cieszę się bardzo ❤️❤️❤️
Pięknie to ujęłaś. W swoim życiu przechodziłam już etap skupiania się na emocjach, udawania, że ich nie ma, aż w końcu dotarłam do tego pięknego punktu zrozumienia. Też wierzę, że wszystko jest po coś i to doświadczenie jest nam potrzebne. Miłego dnia!