Często w ramach relaksu czytam swojego bloga wiesz? Wracam do postów sprzed kilku lat czy miesięcy i uśmiecham się pod nosem. To mój przywilej – mieć bloga, który oprócz tego, że jest dla ciebie, jest też moim pamiętnikiem, rodzinną kronika i wszystkimi zdjęciami, które czekają na wywołanie. Zostawiam tutaj naprawdę dużą część siebie i szczerze uwielbiam to miejsce.
Kilka dni temu zdałam sobie sprawę jak rzadko zabieram ze sobą aparat, by łapać w kadry zwyczajną codzienność. Kiedyś, dosyć niedawno przecież, bardzo to lubiłam. Zawsze mnie to maksymalnie relaksowało, pozwalało się zatrzymać, dostrzec to, co ważne. Tak mało takich postów ostatnio.
Zabrałam go dziś rano. Miałam go ze sobą w weekend, w drodze do szkoły i podczas ostatnich dni lata w mieście. Włożę go do torebki i wrócę do fotografowania mojej codzienności. Przecież to w tych mikromomentach ukryte jest całe piękno życia.
Mój aparat to już staruszek. Ledwo zipie bidulek, a i ja go nie oszczędzałam nigdy. Ale działa, wciąż działa i towarzyszy mi już od 8 lat 🙂
Jeszcze kilka dni temu wysiadałam z kolejki na stacji Powiśle, by spacerkiem przejść się nad Wisłę.
Podziwiałam tłum ludzi wystawiający twarze do ostatnich promieni letniego słońca.
Jadłam bezsensownie drogi hummus z grillowanym ananasem i zachwycałam się bulwarami nad Wisłą, które w tym roku dostały nowe życie, i które odczarowały brzeg rzeki.
Babie lato, indian summer w pełnej krasie.
Przed chwilą jeszcze wciąż czekałam na lato, co to go przecież nie było wcale, a tu już niebo płonie wrześniowe.
Poranki chłodne, rześkie. Pola skoszone, zaorane.
Konie, które się pasą niedaleko szkoły Michała, chowają się przed deszczem w drzewach.
Rano pachnie wilgocią i mokrą ziemią. Rano pada deszcz, a gorący kubek z kawą parzy moje dłonie.
Wstaję kwadrans przed dziećmi i wpuszczam do domu rześkie powietrze. Robię głęboki wdech i zdaję sobie sprawę jak bardzo, bardzo wróciłabym pod ciepłą kołdrę. Odliczam sobie w myślach dni do powrotu taty dzieci i planuję dzień, w którym się wyśpię.
Kot sąsiadów wcale nie chce zostawić nas w spokoju. Wciąż go wyganiam, bo wredne to i pogłaskać się nawet nie da, ale przyłazi niezmordowany. Polubił Marcina, który wykrada dla niego szynkę z lodówki.
Ze zwierząt to jeszcze żaby, które włażą mi do domu, i do których nie można nawet nic głośnego powiedzieć, bo pod ochroną ścisłą to to. Gniazdo szerszeni też było, co to mnie usunięcie tego 3 stówki kosztowało.
I pajęczyca ogromna też jest. Mieszka w rogu, tuż przy wejściu do domu i łapie komary, więc jej nie usuwam. Wczoraj tylko pożarła pięknego motyla, który według mnie nie zasłużył, a dzisiaj do wielkiej i grubej pajęczycy w amory przyszedł pająk chłopak i zdaje się, że jeśli i jego nie pożre, to będą z tego dzieci, a to już słaba perspektywa jak dla mnie.
Przed chwilą jeszcze czekałam na lato, a dziś wrześniowa szkoła, wczesne pobudki, pełna mobilizacja i próby obudzenia zaspanych ciałek
o poranku. I ten deszcz! Wciąż pada deszcz. Stuka o dach i szyby, kiedy leżymy z Marcinem na dywanie i gramy w domino.
W końcu znalazłam na to czas. Zupełnie nie wiem dlaczego. Taka byłam zabiegana przecież, a teraz czas jakby zwolnił. Jesień idzie.
Czas jest.
Na to, by trochę wolniej wrócić do domu, tuż po tym jak odwieziemy starszego brata do szkoły.
By zakupy razem zrobić w warzywniaku, i by wspólnie coś ugotować.
By poskakać po kałużach w żółtych kaloszach i by zrobić wyścigi ślimaków.
Czas jest, by porozmawiać na spokojnie, bo teraz łatwiej, kiedy mama nie musi dzielić swojej uwagi na dwóch braci.
A Marcinowi chyba się spodobało, bo oświadczył, że on do przedszkola się wybiera, owszem, ale dopiero jak wróci z Karaibów.
Nie umiał jeszcze mówić, a już miał sprecyzowany plan na wszystko, a mi chwilami brakuje argumentów.
Chodź. Zobacz nasz poranek w moim obiektywie.
ps. ależ bym poszła na grzyby! Czy są już w lasach grzyby?
9 komentarzy
Grzybów nie zbieram, ale gdzie się nie obejrzę jest ich mnóstwo! Moi rodzice w 2 godziny uzbierali 4 duże wiadra Także do lasu! Tylko psikajcie się czymś naturalnym na kleszcze! (Ja mam bzika na tym punkcie, bo miałam boreliozę). Pozdrowienia!
Melduję, że grzyby są 😀
Jest wysyp grzybów
Jasne, że są! Pierwsza jajeczniczka z podgrzybkami zaliczona
Mam juz maslaki i sloneczniczki na dzialce.Pajakow ogrom,slimakow i kotow.Jaszczurki chyba juz na dobre zagniezdzily sie na zime a jezyk ( ku uciesze moich dzieci)tupta sobie od czasu do czasu kolo balkonowych drzwi.Na jednym zdjeciu to chyba mimozy.Rozsialy sie u mnie.Jedne przekwitaja,inne w pelni rozkwitu,inne dopiero co zaczely..I wrzosy przecudnie kwitna..podobnie jak mimozy,ktore zakwitaja juz latem.
Sama grzybów nie znam, więc i nie zbieram, ale słyszałam że jest ich w tym roku wysyp 🙂 Ja planuję się zaopatrzyć w weekend w jakieś piękne wrzosy, świeczki zapachowe i już będzie tak jesiennie. Chcę też trochę zwolnić, praca to nie wszystko. Czeka na mnie mnóstwo wspaniałych książek i kawa z cynamonem, także byle do weekendu 🙂 A co do zdjęć, uwielbiam takie codzienne kadry w twoim wykonaniu, wszystko wygląda tak sielsko, ciepło, domowo..
Nie wiem czy to jesienna aura tak na ciebie wplynela, ale post taki jakis inny niz zawsze… Szczegolnie jego druga czesc. Musze przyznac, ze rewelacja jak dla mnie…
Grzyby są i widze ze i zdjecia sie udały na bloga 😉
Kocham jesień <3