Czy u Ciebie też taka cudowna wiosna? Dziś pierwszy raz w tym roku wypiliśmy kawę na tarasie, słońce prażyło, sąsiedzi czyścili grilla przed garażem – idzie dobre! 🙂
Zobacz co polubiłam w tym tygodniu, co mnie zainspirowało i wciągnęło. Może znajdziesz coś dla siebie?
Zacznę od książki. „Cokolwiek myślisz – pomyśl odwrotnie” Paula Ardena to prezent urodzinowy od Moniki. Wracałam do niej kilkukrotnie. Czyta się ją w 30 minut, a zmienia postrzeganie swoich przekonań na dużo dłużej. To tak jak z tym dzisiejszym plakatem. Widzisz, bardzo, ale to bardzo podobają mi się blogi, na których blogerki są jednocześnie zdolnymi graficzkami, mistrzyniami photoshopa, a design na ich blogach to marzenie. Chciałam mieć tak samo. Problem w tym, że kompletnie się na tym nie znam, a na płacenie za to aktualnie najzwyczajniej w świecie mi szkoda kasy (wciąż zbieram na NYC). Pewnego dnia pomyślałam odwrotnie. Zastanowiłam się co potrafię i jak mogę tego użyć. Tak zrodził się pomysł na pokazywanie Ci moich inspiracji w formie słów i rysunków, zamiast wymarzonego kolażu zrobionego w graficznym programie (zapewne zbyt skomplikowanego dla mnie 😛 ). Myślenie odwrotne od tego ogólnie przyjętego warto wcielić w inne aspekty swojego życia. Zwłaszcza kiedy coś tworzysz i byłoby całkiem miło gdybyś się wyróżniła i nie starała się być jak ktoś inny. Najprostsze rzeczy są najbardziej zaskakujące 🙂
Kiedy myślę o fotografii analogowej myślę o dwóch sprawach. Pierwsza to Mo Bloguje, która to bardzo często o niej wspomina i tak mnie zainspirowała, że postanowiłam poszperać w domu moich rodziców, w którym to mam zwyczaj znajdować wszystko 🙂 Druga sprawa to złote czasy wycieczek szkolnych i ten dreszcz emocji, kiedy nie wiadomo było, co zobaczę po wywołaniu 36 klatek z kliszy, i czy na pewno, nie daj Boże nie prześwietliły się, kiedy otworzyłam aparat na małą chwileczkę. Tym właśnie sposobem jestem w posiadaniu aparatu analogowego, marki Kodak, raczej z niskiej półki, ale z dokładnie takiej samej jak mój aparat z podstawówki. Do tego klisza 36 klatek i wyruszam niebawem na fotografowanie sarenek o 4 rano 🙂 Jestem szalenie ciekawa co z tego wyjdzie. To nie lustrzanka, która jak wiadomo nie zawsze potrzebuje człowieka, by zrobić dobre zdjęcie 🙂
Doprawdy nie wiem jak mogłam nie oglądać tego serialu wcześniej. Teraz robię to z tak dziką przyjemnością, z jaką Samantha idzie przez życie 🙂 Ten serial wpisałam na listę filmów, które chcę obejrzeć, a w których znajdę Nowy Jork. Znalazłam! I to jaki. Tiulowa spódnica a la Carrie Bradshaw już wyhaczona. Pozostaje tylko udać się na Manhattan. Przyznaję – dostałam prawdziwego pierdolca na punkcie NYC. Wspominałam, że śnią mi się żółte taksówki? Lubisz? Oglądałaś?
Pozostając w temacie krajów obcych – język angielski. Gdy go nie używam, zamiera. Rozumiem wszystko, nie mam problemu z tym, żeby oglądać film po angielsku (choć nie śmieję się wtedy z żartów – za wolno łapię 😛 ). Mój angielski wymaga ćwiczeń i nauki, po prostu, a ja nabrałam na nią ogromnej ochoty. 15 minut dziennie, tłumaczenie tekstów ulubionych piosenek, oglądanie filmów w oryginale to tylko ułamek tego, co mogę zrobić, by płynnie mówić po angielsku.
Wiesz, ostatnio bardzo wkręciłam się w studiowanie ofert gabinetów kosmetycznych i (olaboga!) gabinetów medycyny estetycznej. Z dnia na dzień coraz bardziej wierzyłam, że MUSZĘ, po prostu muszę zacząć coś ze sobą robić. Paul Arden mówi, żeby myśleć odwrotnie. Pomyśłałam więc, że w dupie mam narazie te wszystkie hialurony i inne złote nici. Poszłam do dermatologa, uzyskałam rzetelną diagnozę, ustabilizowałam hormony i uwierzyłam w to, że jestem wciąż za młoda, by się starzeć i zakochałam się w kremie Nivea, do którego dodaję kroplę olejku (tym razem z maruli). Do tego hektolitry wody i moja twarz odzyskuje blask.
Cheryl Cole „I don’t care” to moja piosenka tygodnia. Oczywiście o miłości, ale wiadomo, że nucę tylko „i don’t care” i wpisuje się idealnie w moją aktualną postawę życiową. Chodzi o to, że kompletnie nie przejmuję się tym co powinnam, a czego nie, co wypada i co nie, o czym mogłaś przeczytać na przykład tutaj. I właśnie przeżywam fantastyczny czas ze sobą, podczas którego to dowiaduję się co lubię robić, a czego nie, co myślę, a o czym myśleć w ogóle nie lubię. W życiu z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze.
Poza tym wszystkim wokalistka po prostu zjawiskowa – polecam.
W domu wiosna! Dziś nasze okna zajęczały błagalnie o mycie, a oślepiające słońce nie pozostawiło większego wyboru. Szyby się błyszczą! Do tego ciepełko, taras zbity z palet, na którym to zjedliśmy obiad, wypiliśmy kawę, a dzieciaki wieczorem puszczały bańki. Cudny czas. W domu ogromne poruszenie. Sprzątamy, wyrzucamy, kopiemy w ogródku, czyścimy, planujemy co zasiać. Energia! Lubię te kosmetyki do czyszczenia od Barwa Natura. Nie dość, że skuteczne, ładnie pachną, to jeszcze mają piękne opakowania, które u mnie zapewne dostaną drugie życie, kiedy się skończą. Fajne! Stoją na widoku, nie ma co chować do szafek 🙂
Na koniec zostawiłam najlepsze – DJ Wika. O tym, że jest gdzieś jakaś staruszka, która wstydu nie ma i postanowiła zostać dj-ką, słyszałam już dawno. No fajnie, fajnie – pozytywnie oczywiście! Nigdy nie miałam jednak okazji przeczytać z nią wywiadu, aż do marcowego numeru Grazii. O niebiosa! Co za kobieta! To jest właśnie recepta długowieczności – być jak Wirginia Szmyt, czyli Dj Wika. Podobne nazwisko już mam. Teraz tylko czas wcielić w życie słowa tej starszej pani. Na przykład takie: „Nie sięgam do przeszłości, do spraw, które się nie udały, ale staram się wyciagać z nich wnioski. (…) Jestem, jaka jestem. Nie będę się mizdrzyła do kogoś, żeby mnie polubił, bo jestem w wieku, w którym się już nikogo nie lubi. (…) Poza tym ja się nie poddaję. Nie będę siedziała w domu jak pelargonia na parapecie. Mnie nie interesuje co robi sąsiad – mam swoje życie.(…) Kiedy gram, zapominam ile mam lat, jestem jedną z tych na parkiecie. Gdy gram dla młodych, mam 20 lat. A jeśli dla kogoś jestem śmieszna, to jego probem, nie mój. (…) Nie myślę o przemijaniu, o śmierci, bo nie widzę powodów, żeby się tym zajmować. (…) Ja kocham życie, bo wydaje mi się, że lepiej jest mi na ziemi, niż będzie tam w grobie leżeć”.
Cudownej niedzieli Ci jutro życzę.
Uściski
Basia.
14 komentarzy
Jestem absolutnie uzależniona od Seksu w Wielkim Mieście 🙂 oglądałam już nie raz wszystkie serie 🙂 to poważny stan 🙂
Poza tym bardzo podobają mi się Twoje inspiracyjne plakaty! Miłej niedzieli!
Barbara. Bardzo, bardzo Cię lubię.
🙂
U nas wiosny jeszcze nie ma, a weekend miał być słoneczny i ciepły. Do tego chłopcy ze szkoły przywlekli jakiegoś wirusa i oczywiście ja się załapałam. A u Ciebie kolorowo, pozytywnie i z dobrym nastawieniem – też muszę częściej powtarzać ” I don’t care”. 🙂
Ale pozytywny wpis 🙂
Prawdę powiadasz – masz szajbę na punkcie NYC, ale jak ja to lubię! 😉
Zaciekawiła mnie ta książka, choć ja teraz na etapie Calm —> POLECAM
https://www.youtube.com/watch?v=ZgwoPqHKQvI
Do Sexu w Wielkim mieście musiała dorosnąć. Ale gdy nadszedł ten moment, miałam 28 lat, byłam w drugiej ciąży i znalazłam czas by w tydzień nadrobić zaległosci!
Cuuudowne jak zawsze:) Sex w wielkim miescie kocham od zawsze chyba juz obejrzałam z 50 razy:D z nowosci polecam płyty Julii Marcel. Niesamowicie energetyczna muzyka:) na wiosnę
Ah aparaty analogowe to było coś! Zdjęcia miały zarąbisty klimat, muszę sobie zrobić taką małą retrospekcjną zabawę tym urządzonkiem 😀
Lustrzanka analogowa starej daty (czyli taka, do której nie potrzeba baterii), zawsze potrzebuje człowieka do dobrego zdjęcia. Powodzenia z Kodakiem i sarenkami o 4 rano. Ja mam taką zasadę, że sarenkom daję spokój. Jeżdżę wprawdzie na takie specjalne wieże obserwacyjne żeby zobaczyć sarny, ale trzeba być wtedy bardzo cicho, a niestety żaden z moich aparatów do takich nie należy.
Co do angielskiego – także powodzenia. Ja traktuję go jako swój drugi język i stety albo niestety myślę głównie po angielsku (może dlatego cały czas go używam). Niestety gorzej z niemieckim. Wróciłam zza zachodniej granicy 2 miesiące temu i mam wrażenie, że wszystko, czego nauczyłam się przez rok mieszkania w Monachium, uleciało. Miałam postanowienie powtarzania sobie niemieckiego codziennie, nawet przez chwilę udawało mi się słuchać podcastów i czytać newsy z Der Spiegel, ale czasem mam poczucie, że to niepotrzebne i strata czasu. Ale nigdy nauka języka nie jest stratą czasu, nawet gdyby to był Estoński albo jakiś bardziej egzotyczny i mało używany. Skoro już opanowałam 2 języki obce to chodzi mi po głowie oczywiście jakiś trzeci, więc chyba muszę wziąć z Ciebie przykład i poświęcić dziennie te 15 minut żeby podszlifować… no nie wiem, może hiszpański albo francuski, bo ich także się kiedyś uczyłam.
spróbuj z norweskim 🙂 nasze wiejskie sarenki zachowują się jak psy domowe 🙂
Też mam t e książkę. Jest świetna. Można ją czytać i codziennie 🙂 Faktycznie 30 minut 😀 Ciekawie przedstawiłaś to wszystko na zdjęciach.
nie uda Ci się nauczyć mówić po angielsku jak będziesz tylko oglądać filmy i czytać gazety. Trzeba MÓWIĆ!
cośty? 🙂
No ja sie nie dziwię, że masz 'pierdolca’ na punkcie NYC. Bo ja sama go mam. Wymyśliłam już że nawet mogłabym tam zamiatać Wall Street, albo myć okna w manhattanskich wieżowcach. Jestem po uszy zakochana w NYC, byłam raz i ten raz wystarczył:) Ty musisz jechać, bo to miód malina;) :*