Jestem aktualnie dziewczyną ze wsi i niedługo minie dwa lata odkąd możesz mnie tak nazywać.
Lubię to miejsce.
Lubię tę ciszę przerywaną tylko odgłosami ptaków, świerszczy i wszystkiego innego, co w tych krzakach siedzi.
Lubię spokój, zwłaszcza ten święty.
Lubię slow life, który sobie tu płynie. Przecież wiesz – piszę ci o tym nieustannie.
Żeby jednak moje życie miało balans.
Żeby móc funkcjonować na wsi, mając 33 lata i niespożytą energię, i krew buzującą w gorących żyłach – potrzebuję MIASTA!
Staram się nie myśleć o tym, że życie na wsi mnie w jakiś sposób ogranicza. Szukam pozytywów. Kiedy tęsknię za Warszawą, łapię pociąg do Śródmieścia i jadę – po prostu.
Kocham Warszawę wiesz?
Kocham wielkomiejski rytm.
Biorę to miasto z jego wszystkimi zaletami i wadami.
A ty wciąż zadajesz mi pytanie jak ja mogę kochać Warszawę i za co właściwie?
Za co?
Za energię, której nie doświadczam nigdzie indziej, która inspiruje mnie do działania.
Za to jak oddycha intensywnie i jak zwalnia totalnie podczas leniwych weekendów.
Za różnorodność i za to, że wciąż jest w niej tyle do odkrycia.
Za dźwięki, smaki i zapachy.
Za dostęp do wszystkiego, czego potrzebuję, w zależności od tego, na co akurat mam ochotę i czas.
Za to, że to miasto dopasowuje się do mojego nastroju, rytmu i dnia.
Za możliwości.
Za maleńkie, przytulne kawiarnie i za dobre restauracje.
Za niszowe księgarnie i piękne place zabaw.
Za miejską zieleń, za drzewa powtykane między wieżowce, za liczne parki i skwery.
Za bulwary wiślane i praski brzeg Wisły.
Za koncerty, wystawy i wszystko, co ważne, i co dzieje się właśnie tu – w stolicy.
Wreszcie za ludzi. Tych, na których gapię się godzinami, znad kubka kawy, i za tych poznanych przypadkowo, którzy zostali moimi przyjaciółmi na lata.
To ludzi właśnie, tak bardzo różnorodni tworzą to miasto, dają mu swoją energię i pasję, sprawiają, że Warszawa to żywy organizm. Ci ludzie tworzą klimat stolicy.
Hipster na Placu Zbawiciela, bezdomny na Centralnym, staruszka sprzedająca Peonie na Dolnej, celebrytka w Galerii Mokotów, słoiki z Radomia, Lublina czy Kielc, freelancerzy okupujący kawiarniane stoliki i „menago” stojący w korkach, w swoich lśniących, flotowych furach, sprzedawca kebaba i szef kuchni z drogiej knajpy na Koszykach, pani Jadzia z klatki obok i Czarny Roman na Nowym Świecie, Wietnamczycy, których dzieci noszą polskie imiona i kibice Legii wracający z meczu.
Wszyscy są Warszawą.
Możesz kochać Warszawę tak jak ja. Możesz stwierdzić, że więcej tu nie przyjedziesz. Jedno jest pewne – zawsze będziesz mieć o niej JAKIEŚ zdanie, bo Warszawa nie potrafi być obojętna.
Ja wiem, że to miasto budzi kontrowersje. Wiem tez, że najłatwiej jest wysiąść na Centralnym, w drodze na lotnisko, rozejrzeć się dookoła i stwierdzić – co za syf!
Może to jednak kwestia charakteru jest? Wrodzonego malkontenctwa? Może gdybyśmy wiedzieli, w którym kierunku patrzeć i otworzyć się na wszystko, co miasto jest w stanie nam zaoferować, Warszawa zostałaby odczarowana? Może nie warto wyrabiać sobie opinii na podstawie jednego spaceru na trasie Dworzec Centralny – przystanek linii 175, o 16:00 w piątek? Może warto spędzić tu także weekend i zobaczyć jak bardzo miasto się wtedy rozleniwia. Tak bardzo, że ma się wrażenie jakby całe ubrane było w dresową bawełnę przemysłową. Może zanim powiemy jak bardzo brzydka architektonicznie jest Warszawa, zerknijmy do albumów z przedwojennymi jej zdjęciami i wtedy zrozumiemy, że została odbudowana gołymi rękami, po tym jak zrobiono z niej jedną, wielką piaskownicę? Że ten patchwork to historia naszego kraju. Może wtedy zrozumiemy jej naturalny rytm, który wyznaczają mieszkający i pracujący tu ludzie.
Wyciągam z Warszawy ile się da, nawet mieszkając na wsi. Jestem wdzięczna, że mam ją na wyciągnięcie ręki. Za to, że mogę usiąść z laptopem w kawiarni, trafić niechcący na darmowy koncert chopinowski w Łazienkach, zabrać chłopaków na piknik nad Wisłę i wziąć udział w maratonie jogi na Polu Mokotowskim. Myślę, że to właśnie jest moja równowaga. Myślę, że zbyt długie przebywanie w jednej rzeczywistości, źle wpływa na tę drugą. W moim przypadku na mieszkanie w domu na wsi. Myślę wreszcie, że nie potrafiłabym żyć tu gdzie jestem teraz, gdybym nie miała możliwości znalezienia się w 35 minut w Śródmieściu, i gdybym z tej możliwości nie korzystała. Żeby coś stworzyć, żeby złapać dystans, żeby spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy – potrzebuję wyjechać do miasta. Warszawa dała mi niemożliwie wiele. Wciąż jestem ciekawa co jeszcze od niej dostanę.
36 komentarzy
Od zawsze mieszkam w mieście 🙂 Do pewnego czasu widziałam w tym same plusy 🙂 Z czasem jednak dostrzegłam potrzebę ucieczki, ciszy, spokoju… a w mieście o to ciężko 🙂
<3
Fajnie napisałaś… Wiem dlaczego tak lubisz stolycę…. Jestem trochę starsza, więc szukam w Warszawie miejsc spokojnych, gdzie żyje się wolniej… Jedną z moich ulubionych przerw w pracy jest spacer uliczkami Starych Bielan – …”Kiedyś było to właściwie miniaturowe miasteczko z „rynkiem” w postaci placu Konfederacji i malowniczymi domami – wolno stojącymi i szeregowymi – utrzymanymi w stylu dworkowym. Budynki charakteryzowały się wysokimi, czerwonymi dachami, były to zazwyczaj szeregowe kamieniczki. Siatka ulic wzorowana była na mieście-ogrodzie Ebenezera Howarda, o wyglądzie przypominającym wachlarz, z główną osią pod postacią ulicy Schroegera. …” cyt.TuBielany. Wiosną, latem, gdy wszystko kwitnie, pachnie jest wspaniale. Zresztą właściwie każda z uliczek od Placu Konfederacji jest urokliwa, przenosi wręcz w czasie Kolejnym moim miejscem jest Żoliborz oficerski (kilkanaście lat temu, podczas remontu, znaleźliśmy puszkę z informacjami, iż naszą kamienicę-jako jedną z nielicznych- wybudowała brygada kobiet-murarek), wokół cytadeli, bądź uliczki za kościołem Kostki za placem Wilsona. To zupełnie inna Warszawa. Wychodząc z metra i wnikając w zielone, ciche uliczki wspaniałych domków lub cichych skwerów, zwalniasz, relaksujesz się i czerpiesz też z historii tego miasta. W ostatnich latach powstało tu wiele kawiarenek, czytelni, małych galerii czy restauracyjek – klimatem znacznie różniącym się od centrum. Jest wiele cyklicznych imprez lub wielkich eventów. Sądzę, że warto tutaj też zajrzeć. Polecam.
Bielany, totalnie przeze mnie nieodkryte. Dziękuję Ci za ten komentarz 🙂
Fajny wpis, dzięki za inspirację. Sama z rodziną mieszkam pod Warszawą ale jakoś nigdy nie mogłam się do niej przekonać, szybko wszytko załatwiamy i uciekamy do nas na wieś. Może pora to zmienić i spróbować się z nią trochę bardziej zaprzyjaźnić 🙂 p.s. Uwielbiam Twojego bloga i czytam namiętnie! Pisz pisz pisz dziewczyno do końca świata!
:*
Basiu,
Mam dokładnie tak samo. od lat mieszkam na wsi pod Krakowem i kocham mój dom, ale jak tylko mam okazję to robię całodniowy wypad do miasta.
Nic tak jak miasto nie dodaje mi motywacji do działania. Dlatego od czasu do czasu ładuję tam baterie, a później wracam do mojego spokojnego gniazdka.
Pozdrawiam
Kiedyś obiecałaś, że zarazisz mnie miłością do Warszawy 🙂 Pamiętasz? Do dziś miasto kojarzy mi się niestety tylko z nudnymi szkoleniami, korkami, długimi powrotami do domu i bólem głowy :/ Aha no i jakiś czas temu doskonale poznałam klimat Dworca Wschodniego :/ Zadziwiające było to, że Pani w dworcowej kawiarni pamiętała, że zawsze zamawiam podwójne espresso 🙂
Krzysia koniecznie! Odczaruję, zobaczysz 🙂
My mieszczuchy (wypowiadam sie rowniez w imieniu syna 😉 podpisujemy się obiema rękami pod tekstem (robie to rowniez w imieniu Leona, bo mimo, ze zdolny to, poki co, opanował dopiero sztuke przewracania sie na brzuch ) . Idziemy w miasto!
go girl 🙂
Zakochałam się w małym angielskim miasteczku,w jego uliczkach pachnących angielska kuchnia, za jego mieszkańców rodowitych Anglików którzy spacerujących klasą i elegancja.(niestety nie wszędzie można ich spotkać w takiej ilości)Za te spacery nas Tamiza. Każda wizyta tam wydaje mi się zbyt krótka i tak szkoda wracać do domu. I tak wiele wspomnień…tam jest Anglia z mojej wyobraźni…
rozumiem Cię, też mam takie miasteczko. Nazywa się Stratford -upon – Avon 🙂
ja moglabym napisac dlaczego NYC nie lubie i w koncu, po 24 latach sie z niego wynioslam 😉
napisz mi to w mailu – błagam! 🙂 NYC – moje marzenie
Ja też bym się chętnie dowiedziała dlaczego nie lubisz NYC, bo tak jak i Basi, to też my dream 😉
Pamietam jak szukalismy dzialki pod budowe domu. I jeden warunek byl konieczny: max 30 min pociagiem do Warszawy . Jedno jest pewne. Bez miasta bym tu zdziadziala, obrosla mchem, roztyla sie, chodzila caly dzien nieuczesana o makijazu nie wspomne. Tak jak dzis zreszta. I mysle ze fajnie jest miec takie 2 swiaty. Z jednej strony koncerty, szpilki, zatracenie w mieskiej dżungli, gdzie nikt cie nie zna i mozesz robic glupoty, a potem wracasz do tych łąk umajonych, mgiel nad polami, bażantów, zapachu takiego ze stoisz i wdychasz i myslisz sobie: gdzie mi bedzie lepiej. Takze tak, kocham miasto i potrzebuje go zeby sie w nim zatracic, czasem pojsc na spacer zupelnie sama, ale musi byc ta wsi spokojna gdzie wszyscy o wszystkim wiedza a jak mysle ze nie wiedza to za pol roku sie okazuje ze oczywiscie wiedzieli. Mysle ze my mieszczuchy mamy podobnie. Sciskam mocno
Piękny komentarz Ola – dzięki. Myślę podobnie.
Ja mieszkam w małym mieście. Mam tu trochę wsi i miasta. Mam rodzinę, zawsze jest gdzie pójść do kogoś na herbatę, podrzucić dzieci dziadkom, kupić pyszne pomidory na ryneczku. Ale raz na jakiś czas uciekam z tej idylli do stolicy . Kawiarnie, wystawy, modne sklepy! Zdecydowanie lubię to 🙂 Basia jak zawsze super zdjęcia!
Dziękuję! 🙂
Warszawę kocham miłością zazdrosną! Czekam aż zrobią do końca s17 i nowe tory rozwiną dla darta, w godzinę wwa bedzie moja:) zeby tylko na bilet lub paliwo starczyło… <3 do zoba w stolycy!
złapiesz stopa 🙂 też się nie mogę doczekać tej trasy!
Warszawa jest specyficzna i na pewno nie może pozostać obojętna 🙂 Mimo iż nie pałam do niej ogromną sympatią to są miejsca, które lubię odwiedzać i których na przykład nie znajdę w ukochanym Krakowie 🙂 Ostatnio odkryłam Fotoplastikon – miejsce pachnące klimatem powojennej Warszawy, gdzie każdy element nawiązuje do przeszłości (od muzyki w tle po wyświetlane zdjęcia). Kto nie był – polecam, bo w samym centrum 🙂
Fotoplastykon na mojej liście, dziękuję za przypomnienie 🙂
Ja właśnie przeprowadzam się do stolic. Z jednej strony obawiam się, że nie odnajdę tam siebie. Zawsze szukam spokoju i wolności, więc lubię małe miasta i wieś. Jednak ciekawi mnie atrakcyjność Warszawy i jestem podekscytowana nowym wyzwaniem. Oby było świetnie! 🙂
Będzie! W Warszawie możesz też znaleźć dużo spokoju. Bielany, Żoliborz, Dolny Mokotów – wystarczy skręcić w boczną uliczkę 🙂
Tak jak Ty kocham Warszawę, zanim tu zamieszkałam miałam o niej bardzo złą opinię. Jednak od kiedy tu pracuje i żyję, poznaję ją codziennie, odkrywam kolejne warstwy i każda mnie zaskakuję. Może nie każdą lubię, ale każda pokazuje mi coś innego. Parki, kawiarnie, historia na każdym kroku, mieszanka kultur, luzu i blichtru – można się zachwycić:)
Ja też nie każdą lubię, ale każda jest potrzebna 🙂
Piękny tekst, lekki i z polotem Ale czy piwonie mogą zostać piwoniami, a nie wszechobecnymi peoniami ?
Pozdrawiam, Magda
obie nazwy są poprawne 🙂
Jako Warszawianka dziękuję Ci za ten tekst. Kocham Warszawę za wszystko, za zieleń, za brudny (już nie tak bardzo jak kiedyś) Centralny, za to jak się zmienia i pięknieje, za jej gistorię, za możliwości, za Pragę Północ i Saską Kępę, za moje ukochane Bielany i Stary Żoliborz, za Pola Mokotowskie z mojego dzieciństwa i za długie spacery z obecnych, niezbyt częstych, wizyt.
Warszawa jest niesamowita, nigdzie nie znalazłam takiej energii. Chciałabym, żeby więcej ludzi patrzyło na moje miasto z Twojej perspektywy.
Cześć,tego roku w sierpniu odwiedziłam pierwszy raz Warszawę i muszę stwierdzić,że byłam wręcz zachwycona czystością miasta.:)) Naprawdę, nie wyobrażałam sobie wcześniej,że tak piękne i czyste miasto zastanę. Pochodzę z Opolszczyzny,a od 7 lat mieszkam w Austrii, w Salzburgu. Możecie mi wierzyć, Salzburg jest czystym miastem,ale Warszawa o wiele czyściejsza i spokojniejsza. Pozdrawiam!
Jak ja Ciebie rozumiem. Po prawie 20 latach, wróciłam do wsi pod rodzinnym miastem. Brak mi klimatu wcześniejszego miejsca. Szumu odrzutowców o 4 rano, które leciały na oblot pogody, pięknej łąki na której rzeka Wieprz wpadała do Wisły, zabytkowego parku i stawu z wysepką. Kocham to miasto, w którym zostawiłam połowę swego życia. Ale wrócić bym nie chciała. U mnie na wsi czas płynie leniwie a tego mi chyba trzeba.
ja się chętnie z Tobą wybiorę na kolejny podbój W-wy 😉 od jakiegoś czasu mnie do niej ciągnie, ale do tej kameralnej, spokojnej, pachnącej kawą i porannym słońcem… żeby przejść się główną ulicą, a za chwilę zniknąć w maleńkiej uliczce… zobaczyć tę Warszawę odrapaną, zieloną… przejechać się metrem i wysiąść na stacji na której jeszcze nie byłam…
Ja jako rodowita warszawianka mogę tu wspomnieć o mojej dzielnicy Woli tej końcowej bliskiej Śródmieścia.
O jej murach getta o małym kościele Świętego Andrzeja Apostoła o ławkach przy nimi . Ogródku którym tu się bawiłam jak dziecko a zabawek wtedy nie było i małej siłowni z której korzystam teraz na świeżym powietrzu. O 6 Biedronkach które wyrosły nie wiem ale i tak bliskiej odległości do mojego szpitala, poradni jak zachoruję i nie muszę biegać nigdzie. A także o tych ciucholandach jakie ma blisko.
Mieszkałem przez 20 lat w Katowicach a teraz od 2 lat mieszkam na wsi. Powiem szczerze, że za żadne pieniądze nie przeniósłbym się do miasta z powrotem. Teraz wiem, że żyję. Cisza i spokój, słychać ptaki i ta cisza panująca dookoła. Coś pięknego.