Dzień za dniem ucieka zbyt szybko. Każdy podobny do poprzedniego i następnego. Ja już wiem, że lato się kończy. że to ostatnie dni beztroskiego biegania boso po trawie rano. Że trzeba łapać te chwile na zapas.
Nie jestem jednak do końca przekonana czy wiedzą o tym moi Panowie. Najchętniej powyciągaliby jesienne koce, skarpety i wraz z pojawieniem się pierwszej kropli deszczu zatopili w sofach przed telewizorem.
Nie, nie i jeszcze raz nie. W piątek łapiemy promienie słońca i robimy sesję zdjęciową do konkursu, który już niedługo na blogu. Jesteśmy dwa kilometry od domu, a my i nasze jedno z dwóch dzieci czuje się jak na zagranicznych wakacjach. To w mikropodróżach tkwi potęga. I w chęci ruszenia się z domu. Tak po prostu. Mimo wszystkich znaków na niebie mówiących, że to nie jest dobry pomysł. Mimo deszczu lejącego się na głowę. Trzeba się po prostu ruszyć.
Ruszyliśmy też w kierunku ulubionego Kazimierza Dolnego. 50 kilometrów od naszego domu. jedno z najbardziej uroczych miasteczek w Polsce. Szybki wypad. Szybka kawa u Dziwisza. Jedno dziecko. Relaks! Polecam Wam Kazimierz po raz kolejny. To fantastyczny pomysł na weekend, a jeszcze lepiej na wypad na tygodniu, kiedy tłum mniejszy. Jestem przekonana, że Was zachwyci.
Na koniec Lublin. Bezdzietny, późno wieczorny, skąpany w świetle starych latarni, tajemniczy ze swoimi wszystkimi zakamarkami. Nasze miasto. Kolejny szybki, spontaniczny wypad. Kolejne doświadczenie. Skręcamy niechcący w boczną uliczkę, zwabieni muzyką i światłami. Tym sposobem trafiamy na „wesele” w sercu miasta. Kończy się kolejny dzień Jarmarku Jagiellońskiego. Grają regionalne kapele, tłum przypadkowych ludzi, którzy trafili tam tak jak my tańczy. Przepiękne lampiony dają niesamowity klimat. Lublin zachwyca swoim nocnym życiem.
To był fajny weekend. Cieszę się, że udało mi się ruszyć siebie i swoich chłopaków. Cieszę się, że w naszym otoczeniu jest tyle miejsc, które zachwycają. I że tak niewiele potrzeba, żeby przeżyć kolejny dzień nieco inaczej.
Ściskam Was poweekendowo.
11 komentarzy
Boże! Jak Wy macie cudownie! 😉
My, w ciągu tygodnia się ciągle mijamy, przychodzi weekend i zalegamy w łóżku, później kręcimy się po mieście, gdzieś się z kimś umówimy, ale — czegoś mi brakuje. Wypadu gdzieś do lasu, łażenia, picia herbaty z termosu i przegryzania domowym ciastem drożdżowym, miliona zdjęć drzew, liści, jeziora i wszystkich robaczków-ślimaczków i ptaszków 😛
Cholerka! Muszę coś ogarnąć!
PS. Czy na 3 zdjęciu Marcin trzyma … cytrynę? 😛
nie to jabłko 🙂 ogarniaj ogarniaj, trzymam kciuki 🙂
Do niedawna wydawało mi się, że w Lublinie nie ma nic specjalnego. Ostatnio, jednak, spotykam tylu ciekawych ludzi, tyle fajnych projektów ma miejsce w naszym mieście, że aż żałuję, że nie mogę wszędzie być. Coraz bardziej doceniam Lublin, a hasło „Lublin – miasto inspiracji” już nie wydaje mi się naciągane 🙂 Okolice też są bajeczne.
Nigdy nie byłam w Lublinie…to tak daleko:(
Zaczarowałaś mnie miastem, te zdjęcia, te lampiony i uśmiechnięci ludzie…
Może powinnam spakować walizki i wyruszyć zanim skończą się wakacje, zanim zacznie padać deszcz i wyciągnę wełniane skarpety i flanelową pidżamę?;)
Kaziemierz rzeczywiście ma swój urok, ale tak jak napisałaś, na tygodniu można tak bardziej na spokojnie 😉 a ten nasz Lublin też potrafi zachwycić!
Piękne te zdjęcia, szczególnie te robione nocą. Przyznam się bez bicia, że nigdy nie byłem w Lublinie..
Piękne zdjęcia:). Ja byłam w Lublinie i tylko na chwile niestety. Chciałabym mieć kiedyś możliwość zobaczyć jego nocne oblicze:)
Piękne to zdjęcie pierwsze!
Te zdjęcia z Lublina – rewelacja! uwielbiam takie klimatyczne, niekomercyjne, wydarzenia.
Wprost uwielbiam zdjęcia z Twojego bloga! Synek przeuroczy bez dwóch zdań 😉 Mogę spytać skąd są te jego spodnie? Sama kupiłam ostatnio dwie pary z maxmia.eu, bo słyszałam od koleżanki sporo ciepłych słów o jakości, ale te z Twoich zdjęć też wyglądają na bardzo porządne, więc jestem zainteresowana :> A co do tego, że lato ucieka zgadzam się w 100%. Podoba mi się Twoje optymistyczne podejście i to jak Twoje posty ładują mnie energią, pozdrawiam! 🙂
Przepiękna relacja. Lublin wciąż czeka na mojej liście do odwiedzenia, ale już po zdjęciach wiem, że ma mój klimat. Pozdrawiam.