Nasze cudowne wakacje w Hiszpanii dobiegły końca. Siedzę właśnie w samolocie powrotnym i przeglądam zdjęcia z wyjazdu. Nie ma ich zbyt wiele. I chyba mnie to cieszy, bo kiedy przypomnę sobie dlaczego nie było okazji ku temu, by pstrykać je jak oszalała – na mojej twarzy pojawia się megaaaaaaa uśmiech.
Wczoraj cały dzień podróżowaliśmy wypożyczonym skuterem, susząc zęby i przemieszczając się z jednej plaży na drugą, opalając się i jedząc pyszne, świeże ryby. Fantastyczne przeżycia.
Malaga jest urocza. Daleka od blichtru typowego dla stolic. Kameralna i domowa. Pełna serdecznych i ciepłych ludzi.
Chcemy tu wrócić. Jak zwykle pada pytanie czy moglibyśmy tu zamieszkać. Cóż, tak jak mówiłam z marzeniami trzeba ostrożnie 🙂
Najlepsza ryba jaką jedliśmy. Świeżusieńka, opalana drewnem dorada, doprawiona grubą solą morską i gęstą jak kisiel oliwą ze świeżą natką i czosnkiem…Tuż po niej pyszna i mocna cafe con leche. To nasze pamiątki z podróży.
Opalamy się na plaży zużywając całą tubkę kremu z filtrem. Szczerze powiedziawszy smażymy się jak pączki w maśle. W tle leci chilloutowa, hiszpańska muzyczka, morska bryza i kolejne strony książki przeczytane w spokoju. Czas leci w odpowiednim tempie. Jest idealnie.
Do końca dnia jeździmy skuterem, nie chcąc stracić ani jednej sekundy. Późną nocą wracamy do hotelu. Malaga pachnie winem, setkami papierosów, które pali chyba każdy Hiszpan, czosnkiem i morzem. Piecze nas skóra, a w ustach wciąż mamy smak słonej wody. Mam 30 lat i czuję, że właśnie przeżywam pierwsze dni nowej, cudownej dekady mojego życia.
Ostatni dzień pobytu nie smuci, bo wiem, że tu wrócimy. Idąc na poranną kawę rozpoznaję twarze mieszkańców widziane poprzedniego dnia, tych samych sprzedawców świeżych owoców morza, tych samych staruszków siedzących na ławkach. Jest 10:00, mieszkańcy Malagi leniwie rozpoczynają kolejny dzień.
Kawa jest mocna i piekielnie dobra. Daje siłę i energię na kilkukilometrowy spacer po starym mieście.
Jest 32 stopnie, coraz krótsza droga dzieli nas od lotniska. Już za chwilę będziemy w Polsce, z dziećmi. Wypoczęci, z nowymi marzeniami. W snach na jawie jesteśmy specjalistami, ale jak mawia nasz przyjaciel Piotrek – marzenie to cel z datą realizacji 🙂
Jako bonus tego posta zdjęcia z telefonu, rozmazane, ale jedyne, pokazujące, że nawet na wakacjach nie ma obijania się. Bieganie bulwarem, nad Morzem Śródziemnym była jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie zrobiliśmy podczas tego urlopu. Tuż obok pysznej butelki wina pitej późno w nocy na chodniku, rozwianych włosów na skuterze etcetera 🙂
Bye Bye Malaga…
18 komentarzy
musicie lecieć tam jeszcze raz, bo ja chcę więcej takich relacji i zdjęć! 😀
Wyjątkowo… eh…
Potrafisz cieszyć się życiem, uwielbiam w Twoim blogu to, że jest taki pozytywny, daleki od dramatów, od razu normuje się człowiekowi ciśnienie i nabiera dystansu, nic tylko brać przykład z Ciebie 🙂
Wow. Zazdroszczę z uśmiechem. Pozdrawiam:)
Az łza zakręciła mi się w oku z tęsknoty za tą rybą…. A natarta była grubą solą? Pyszne były…. Juz wiem gdzie pojadę na pierwsze wakacje jak Jerzyk pozwoli;) a byłam tam 4 lata temu! Boże to juz 4 lata:)
Nowa dekada! Będzie przyjemnie 😀
Wspaniale, ależ Wam zazdroszczę…
piękny urodzinowy prezent 🙂
Przeglądam Wasze zdjęcia i się tylko zachwycam 😀 Wpisuję Malagę na miejsca „do odwiedzenia” 😀
Uwielbiam takich pozytywnych ludzi, a Ty i Twój mąż do takich na pewno należycie! Cudo 🙂
A Pana T. to tylko pozazdrościć, jak opowiedziałam siostrze, że jest jedna taka pani blogerka, co jej mąż niespodziankę zrobił zabrał w 30-ste urodziny na wakacje niespodziankę, to była w szoku i obie dumałyśmy kiedy to nasi faceci będą tacy wspaniałomyślni 🙂
Cudnie 🙂 Aż poczułam tę doradę w ustach i mocną kawę 🙂 Nie zmieniajcie się! Uwielbiam Was :)))
oglądam i czytam z przyjemnością w piekielnym dla siebie czasie.
Basiu – zasługujesz na to wszystko jak nikt inny. idealnie – niech tak bedzie zawsze.
a Ty obok skutera? mój Boże :)!
Tomasz, jesteś mistrzem niespodzianek.
Basia – uśmiech na cały rok? 🙂
Basiu!!! Czytając, a może raczej oglądając Twoje dwa ostatnie posty, odpoczęłam tak jakbym też tam była!
Basiu, wpadam na Twojego bloga od jakiegoś czasu, ale do tej pory anonimowo. Postanowiłam jednak zostawić po sobie ślad 🙂
Uwielbiam to jak piszesz i Twoją normalność. To że nie jesteś (i nie próbujesz udawać) idealnie zorganizowaną i zawsze robiącą tylko właściwe rzeczy.
A ten wyjazd….. wspaniały! Niespodzianka zapierająca dech w piersiach – gratulacje dla męża 🙂
Basiu, obyś częściej miała takie niespodzianki 🙂 Wyjazd Ci służy 🙂 Uśmiechnięta, zadowolona i opalona 🙂
O rety Baśka, ależ ten Twój mąż ma pomysły niesamowite!!! Zazdroszczę i życzę samych takich fajowych niespodzianek.
Ach ja uwielbiam Hiszpanię, musiało być cudownie, zresztą widać na zdjęciach.
Ty mówisz, że tych zdjęć nie ma wiele? 🙂 Są ich setki. Jeszcze nigdy nie miałem okazji być w Hiszpanii, ale po tych zdjęciach stwierdzam, że jest to miejsce, które po prostu muszę odwiedzić! Wielkie dzięki! 🙂