Zimą czekam na wiosnę. Myślę sobie o tym świecie kwitnącym, o tym, że samochód w końcu umyję. I okna! Jak szaleć to szaleć. Czekam na wiosnę, bo wiosną to w ogóle garaż posprzątam, szpilki sobie kupię i zacznę łykać witaminy. Narazie czekam.
W środę czekam na weekend, bo wtedy sobie na przykład poczytam i w weekend ugotuję coś innego niż kotlet z ziemniakami. W weekend to sobie gdzieś pójdziemy i coś porobimy, i wszystko nadrobimy, ale narazie jest środa, więc narazie jeszcze czekamy.
Pytam Tomka czy karnet na siłownię kupił, tak przy kawie porannej, od niechcenia. Mówi, że nie, bo czeka. Aż przyjdzie nowy miesiąc, bo teraz to bez sensu. Lepiej poczekać. Najlepiej na wspomnianą już dzisiaj wiosnę, bo wiosną to z reguły jest najlepiej. Ze wszystkim.
Chciałam dokończyć pralnię. Wiecie, takie cudowne pomieszczenie w domu, wszystkorobiące. Niestety postanowiłam poczekać. Na urlop Tomka, na wenę tówrczą, na może miesiąc nowy. O tak! Zacznę od poniedziałku. Wtedy sobie wszystko rozpiszę. Życie, karierę, zajęcia dodatkowe, jadłospis dla całej rodziny i listę książek do przeczytania. Wszystko sobie od poniedziałku rozpiszę, ale narazie to mamy czwartek, więc na spokojnie. Poczekam. Na ten poniedziałek, w którym to oczywiście zacznę wszystko od nowa.
Filmy na DVD leżą poskładane w zgrabny stosik. Nie oglądam. Czekam. Na wolny weekend. Na to, aż dziadkowie zabiorą moich synów, a ja z miską popcornu, w dresach, z lodami i winem obejrzę ciurkiem trzydzieści.
Ostatnio rozmawiałam z koleżanką. Powiedziała: Wiesz Basia, niech no mi skończą tylko łazienkę, piec zainstalują, sofy nowe przywiozą i wtedy to ja już odpocznę. Jezu jak ja wtedy odpocznę, jak nigdy! Ale narazie muszę poczekać. Sama rozumiesz.
Mój tata ma w piwnicy milion gazet wędkarskich. Nie czyta narazie. Czekają na emeryturę.
Jest jeszcze moja babcia, która przez ostatnie 30 lat gromadziła w wersalce nowe koszule nocne, ręczniki z metkami, różowe, puchowe, wilgoci nie wchłaniające. Na szpital, żeby świetnie i z klasą wyglądać. Dziś z nią rozmawiałam. Ma się dobrze całkiem, szpital jej nie wzywa, a koszule i ręczniki mole w cholerę zjadły.
I tak sobie myślę, że chyba lepiej jest żyć po prostu. Tak normalnie. I gdy najdzie ochota na ten film Allena, to go obejrzeć z lampką wina kosztem sińców pod oczami rano. I na siłownę pojechać też jak najdzie o-ochota, tak by ciało rozruszać, spocić się dla przyjemności, a nie dla wyzwania kolejnego. Nie, że teraz wszystko, albo nic. Bo wiadomo, że z takim nastawieniem to już wypada tylko zaczekać do początku miesiąca, roku, tygodnia. Nie inaczej.
Coś mi się wydaje, że życie to nie jest poczekalnia, i że zrobiło nam się coś takiego, że jak mamy coś robić na trochę to lepiej tego w ogóle nie robić. No chyba, że w końcu nadejdzie ten poniedziałek, ten urlop, albo miesiąc nowy. To wtedy już można rzecz jasna, hulaj dusza – piekła nie ma.
Dużo rzeczy mi ucieka, bo wciąż je odkładam. Postanowiłam, a jakże, noworocznie, żyć w nowym rytmie. Z tej okazji za ostatnie pieniądze kupiłam szminkę. Różową wściekle. Wprawdzie miałam kupić ją dopiero na wiosnę, ale okazuje się, że w styczniu, i w dodatku w środę również doskonale wygląda.
26 komentarzy
Dziś rozmawiałam z ciocią która zrobiła porządki na strychu. Ciocia ma 30letnią córkę. I właśnie teraz w styczniu 2016 nadszedł moment rozstania się np. z wanienką, w której myła swoją malutką córeczkę. Wanienka czekała 30 lat i nikt jej nie chciał.
W strychowej poczekalni zostały: lalki, 10-letnia pralka i waga dla rzeczy powyżej 100 kg.
25cio letnie klocki duplo zyskały nowe życie – po ćwierć wieku ujrzały światło dzienne i są udostępnione dla wnuków! brawo!
Trafiłaś Basiu w punkt. Ja też coraz częściej doświadczam czekania: na przeczytanie stosu książek ktore przytachalam z biblioteki, na naukę nowych języków, na wspomniany weekend, kiedy to zrobieniewiadomoco, na udoskonalenie wiecznie niedoskonałego projektu, by moc go wreszcie puścić w świat… Uczę się nie odkładać, nie czekać na lepszy moment, byc tu i teraz i czerpać z tego garściami.
O matko to o mnie. I potem przychodzi taka smutna myśl że życie mi minie a ja dalej będę czekać.
Bo przecież nie można się umówić na jazdy doszkalające od jutra… wymyśliłam sobie i umówiłam się na 15 lutego. Bo? Bo poczekam i nastawie się psychicznie.
Nowe jeansy kupie jak schudnę…wiec zaczekam a tymczasem katuje takie w których ani wyglądu ani komfortu…ale zaczekam
O tak…przyjdzie weekend i wyciągnę z pudełka ten nowiutki i błyszczący szybkowar który był pod choinka bo w weekend to idealny czas by być Nigella w swojej kuchni…nie wiem na co czekam w końcu od świat mija miesiąc
Poczekam aż dotrze do mnie ze nie ma czasu na czekanie…
Jesteś mną czy ja Tobą? Mamy tak samo czy mamy to samo ;)? Czytałam o sobie 😉 przez przypadek… chyba jesteś fajna;) moze ja jednak tez;)?!
Dziękuję Basia! Dobrze zakończyć dzień, czytając taki wpis 🙂
Basiu…. nigdy Ci tego nie mówiłam… ale kocham twoje usta! Są bombowe!
Chcę zdjęcie z tą różową pomadką 😉 bedzie ładnie pasować do tekstu, pozdrówka Basiu
Bardzo jestem ciekawa jak wygląda Wasz cudny domek z zewnątrz!
A ja też stałam się mistrzynią odkładania na później i albo wszystko albo nic. I bardzo mi ten Twój post pomógł w zrozumieniu że żyje tu i teraz i jutra może nie być. Uwielbiam Cię za te mądre słowa.
Idealnie trafiony post. Każdy chyba na coś czeka i ciągle coś odkłada: a to osoby, a to chwile, a to rzeczy. Musimy nauczyć się korzystać tu i teraz.
A ja odosnie szminki, czy to ta ktora masz pomalowane usta na zdieciu? Piekna mzesz sie podzielic jaka fima i jaki odcien? Cos czuje ze i mi bedzie w niej dobrze. Pozdtrawiam Marzena
na tym zdjęciu ma tylko bezbarwny carmex, tą różową muszę nauczyć się malować 😀
Basiu, a co z planami kominka w salonie? Zrezygnowaliście?
nieee, nie zrezygnowaliśmy, ale Nowy Jork taki piękny, Central Park taki zielony, nowojorskie taksówki takie żółte 🙂
Wszyscy na coś czekamy. Mam wrażenie, że ciągle wydaje nam się, że już za chwilę nadejdzie ten właściwy moment, że może za rogiem czekają lepsze okoliczności. Trudno jest przestać czekać. Może powinniśmy brać przykład z dzieci, one nie odkładają spraw na później. 🙂
P.S. Piękne są te wielkie okna.
Tak to jest z tym odkładaniem na później a chyba jednak trzeba zacząć żyć tak po prostu:)
Znam ten stan… aż za dobrze, niestety. Przez kilka lat – czekaliśmy, nie z wyboru, a kiedy mogliśmy żyć normalnie, wymyślaliśmy sobie nowe poczekalnie… bo brakowało nam tego czekania! 🙂
Nie wierze! masz taki kolor ust??? Tez taki chce:-)
Ja nie czekam, tylko zwyczajnie nie mam czasu, bo mi się gdzieś rozłazi 🙂
Czytałam setki blogów, z świetnymi fotami, fajnym tekstem, ale tylko Twój jest prawdziwy , nie udawany! zdjecia takie prawdziwe, codzienne, tekst powala- Super -tak trzymaj! 🙂
dziękuję, to bardzo miłe!
Fajny post,czytało się tak lekko a zarazem daje do myślenia….:) Też czekam…Czekam na wiosnę jak nigdy jeszcze .. W kwietniu ma przyjść na świat moja córeczka na która czeka już cała moja rodzina:) pozdrawiam gorąco !!!!
powodzenia w kwietniu i zdrówka! 🙂
Też tak mam i często mówię sobie, że zrobię coś dobrego dla siebie, ale później. Tylko po co czekać? Życie jest zbyt krótkie na czekanie 🙂 A tak nawiasem mówiąc piękne okna, jestem zauroczona salonem!
Bardzo fajny tekst,ja też wiecznie czekam bo to bo tamto a najlepsze spontany
Wspaniałe wnętrza, minimalistycznie z gustem. Coś pięknego.