Nawyki zmieniające życie, wiem, że ten tytuł dużo waży! Wiem. Jednak wiem też, że nawyki, które opisałam w dzisiejszym artykule to drobne kroki, które powtarzane regularnie autentycznie zmieniają nasze zdrowie, nasz wygląd, ilość czasu, którym dysponujemy, efektywność w pracy, czy wygląd naszego domu, a co za tym idzie, zmieniają nasze życie.
Mam dla ciebie niespodziankę. Dzisiejszy artykuł możesz również wysłuchać w wersji audio. Wystarczy kliknąć PLAY w okienku poniżej:
PO CO NAM TAK WŁAŚCIWIE DOBRE NAWYKI?
Z naukowego punktu widzenia tworzenie nawyków obniża poziom aktywności naszego mózgu. Mówiąc inaczej, różne czynności wykonujemy z automatu, nie zastanawiając się nad daną czynnością. Nasz mózg pozostaje nieświadomy, co jest jego cechą pożądaną w przypadku treningów, utrzymywania domu w porządku czy rezygnowania ze słodyczy. Uwierz mi, że w tych sprawach świadomy mózg nie jest naszym sprzymierzeńcem. Świadomy mózg szuka motywacji i w nieskończoność analizuje wszystkie „za” i „przeciw”. Nieświadomy mózg wzmacniany wypracowanymi nawykami po prostu nie zauważa, że robimy to, co robimy. Pomyśl jakie rzeczy dziś robisz z automatu? Myjesz zęby, wstawiasz rano kawę, ubierasz się – to twoje nawyki. Wciąż masz mnóstwo możliwości, by na tę listę wrzucić jeszcze kilka polepszających życie czynności.
Nie wiem, jakie ty masz motywacje, by każdego dnia szlifować wspierające cię nawyki, ale opowiem ci trochę o moich. Otóż ja, Basia Szmydt, prowadzę te wszystkie habit trackery, czyli tabelki, w których zaznaczam każdy kolejny dzień, w którym udało mi się wypić odpowiednią ilość wody, wyszczotkować ciało na sucho, przeczytać rozdział książki lub pójść na spacer, bo mam w swojej głowie określoną wizję siebie samej.
Chciałabym być tą dziewczyną, dla której wszystkie te czynności są automatyczne, nad którymi się nie zastanawia. To sprawia, że kształtuję w sobie określoną tożsamość. Mogę powiedzieć o sobie: „tak, jestem molem książkowym, czytanie jest dla mnie bardzo ważne. Robię wiele, by znaleźć w ciągu dnia czas na czytanie książęk, które są moją pasją” i wiem, że te słowa znajdą potwierdzenie w moim stylu życia.
Mogę powiedzieć: „jest dla mnie ważne, by wprawić swoje ciało w ruch chociaż przez 30 minut dziennie, na maksa zależy mi, żeby mieć dobrą kondycję” i kiedy spojrzę na swoją wydrukowaną tabelkę pod koniec miesiąca, mogę uczciwie przyznać sama przed sobą, że oto dałam temu dowód. To mnie uskrzydla, to dodaje mi sprawczości, to sprawia, że czuję się dosłownie, jak architektka swojego życia. Jest coś jeszcze. Gdy raz wypracuję nowy nawyk, o który rzecz jasna muszę ciągle dbać, to nie mam już ochoty cofać się o kilka oczek niżej w tej grze. Mam ochotę na więcej. To działa jak domino. Zaczynasz wprowadzać w życie nowy nawyk związany z twoim zdrowiem, załóżmy, że jest to rozpoczęcie dnia ze śniadaniem białkowo tłuszczowym. Zaczynasz jeść właśnie w ten sposób tylko ten jeden posiłek, ale już po krótkim czasie zauważasz, ile energii ci on daje i jak wspaniale usuwa popołudniowe uczucie senności, więc myślisz sobie, że dodasz do swojego dnia jeszcze jeden nawyk. Niech to będzie picie 2 litrów ciepłej wody, którą przygotowujesz w ciągu kilku minut, czekając, aż twoja jajecznica będzie gotowa, a potem przelewasz do termosu, który masz zawsze pod ręką. Według Jamesa Clear’a autora książki „Atomowe nawyki” to zjawisko nazywa się piętrzeniem nawyków. Nawet nie zauważysz momentu, w którym będziesz chciała więcej i więcej, a jeden nawyk będzie wynikał z poprzedniego i będziesz wykonywała je automatycznie.
SPIRALA ZŁYCH NAWYKÓW
Jest jeszcze jedno zjawisko, które nazywa się spiralą złych nawyków.
„Złe nawyki napędzają same siebie. Wywołują uczucia, które w założeniu mają zagłuszać. Czujesz się źle, sięgasz więc po śmieciowe jedzenie. Odżywiasz się śmieciowym jedzeniem, więc czujesz się źle. Oglądanie telewizji rozleniwia cię, przeznaczasz zatem na oglądanie telewizji jeszcze więcej czasu, bo nie masz siły na nic innego. To równia pochyła – samonapędzająca się machina złych nawyków. (…) Nie owijając w bawełnę: nie znam nikogo, kto konsekwentnie przestrzegałby dobrych nawyków w niekorzystnym otoczeniu. Jeden z najbardziej praktycznych sposobów na wyzbycie się złego nawyku, polega na ograniczeniu kontaktu z sygnałami, które go wywołują”
„Atomowe nawyki” James Clear
Tak, tak, nawet jeśli miałoby to oznaczać wyniesienie telewizora do piwnicy i zrobienie porządków w kuchennych szafkach w taki sposób, by raz na zawsze pozbyć się wszystkich zakamarków ze śmieciowym jedzeniem i przekąskami na czarną godzinę. Czego oczy nie widzą… Ta prosta metoda może naprawdę zaskoczyć w procesie pozbywania się głęboko w nas zakorzenionego złego nawyku.
ZADBAJ O SPRZYJAJĄCE OTOCZENIE
I analogicznie, jeśli chcemy wypracować ten dobry, zadbajmy o swoje sprzyjające otoczenie, a raczej o otoczenie, które będzie sprzyjało dobremu nawykowi. Połóż w misce na blacie kolorowe warzywa i owoce, niech będą zachętą do zdrowego gotowania. Zadbaj o napompowane opony w swoim rowerze i wyprowadź go z garażu. Ten pierwszy krok może sprawić, że od dziś będziesz jeździła na nim codziennie. Niech te sygnały, z którymi będziesz kojarzyła dobre nawyki, będą dla ciebie oczywiste. Zobaczysz, jak szybko wejdą ci w krew.
Dam ci jeden przykład z mojego życia. Będzie on dotyczył mojej pracy, a jak się zapewne domyślasz, zawodowo zajmuję się pisaniem. Piszę niemal codziennie od kilkunastu lat. Posty na bloga, posty na Instagram, e-booki, artykuły sponsorowane dla klientów, a także artykuły na zamówienie dla innych osób. Mam takie dni i jest ich naprawdę całkiem sporo, kiedy za nic w świecie mi się nie chce. To zupełnie normalne i oczywiste. Pewnego dnia odkryłam przepiękną składankę muzyczną na Spotify. Były to piosenki z elementami mantr, w języku, którego nie rozumiałam, ale wokalistka miała tak aksamitny głos, że nie zdziwiłam się w ogóle, gdy odkryłam, że ten rodzaj muzyki jest określany mianem medicine music. Zaczęłam słuchać tej składanki podczas pisania tekstów i zawsze przy biurku w moim gabinecie. Każdego dnia włączałam te piosenki przez kilka miesięcy z rzędu. Od dnia, w którym zrobiłam to pierwszy raz, minęło jakieś półtora roku, a ja za każdym razem, kiedy chcę być skupiona w 100 % i w 100 % poczuć, że oto pracuję i chcę skończyć dane zadanie, włączam swoją składankę. Mało tego! Moi domownicy wiedzą, że jeśli w tle leci moja medicine music, nie wolno mi przeszkadzać, bo pracuję. Magia? Absolutnie nie. Po prostu wypracowałam nawyk i sprawiłam, że mój mózg przeszedł w tryb automatu i przestawia się na tryb pracy i skupienia, gdy tylko usłyszy pierwsze takty!
Dla ciekawskich wklejam link do mojej składanki. To wersja na YT, ale znajdziesz ją też w aplikacji Spotify.
KLIKNIJ TUTAJ I POSŁUCHAJ MOJEJ MEDICINE MUSIC DO PRACY
Zapraszam cię do posłuchania o moich nawykach, które w sobie wyrobiłam, albo wciąż konsekwentnie wyrabiam. Myślę, że mogę powiedzieć, że wszystkie zmieniły w jakiś sposób moje życie, a ja na maksa cieszę się z tego, jaką osobą się stałam, wprowadzając je w życie. Być może zainspirujesz się nimi, a może znajdziesz dla siebie zupełnie nowe, twoje nawyki. W końcu to ty najlepiej wiesz, czego ci na tym etapie twojego życia najbardziej potrzeba.
Zaczynamy!
Wyobraź sobie, że wczesnym rankiem wchodzisz do swojej kuchni. Zlew aż kipi od naczyń pełnych resztek z wczorajszego obiadu. Nikomu nawet nie chciało się spłukać talerzy. Twoje piękne blaty lepią od różnych sosów, rozlanej herbaty i śmietanki, której używałaś, gotując zamaszyście wczorajszy posiłek. Napiłabyś się kawy, ale nie masz ani jednego czystego kubka. Zmywarka jest nierozładowana, tabletki do niej też się chyba skończyły. Myślisz sobie, że już gorzej ta kuchnia i ten poranek wyglądać nie może. Wszędzie pełno okruchów, brudnych naczyń, rzeczy dzieci, których nie powinno tu być, a w rogu stoi worek pełen śmieci, który czeka na wyniesienie. Zapomniałabym o pustej lodówce, w której na próżno szukać i mleka do kawy i jajek na śniadanie. Uff…aż mi ciężko, gdy to piszę! Głównie dlatego, że parę takich poranków w życiu zaliczyłam. Zwłaszcza gdy dzieci były malutkie.
Jest też odwrotny scenariusz. Chcesz posłuchać? Wyobraź sobie, że wstajesz rano. To nie jest twoja ulubiona pora na pobudkę. Pospałabyś jeszcze co najmniej 2 godziny. Wstajesz jednak, bo dorosłość nie pozostawia zbyt wiele wyboru w tej kwestii. Wkładasz swoje miękkie kapcie i sweter, które zostawiłaś wieczorem przy łóżku. Schodzisz po schodach, związując włosy w luźną kitkę i otwierasz drzwi swojej kuchni. Od pierwszej chwili jesteś wdzięczna sobie i domownikom za to, że poświęciliście te 20 minut wieczorem na jej ogarnięcie. Jest czysto, rzeczy są odłożone na miejsce, świeże kwiaty w wazoniku pachną na całe pomieszczenie, a ty nie marzysz o niczym teraz tak bardzo, jak o kubku aromatycznej kawy. Otwierasz zmywarkę z czyściutkimi naczyniami i wyjmujesz ulubiony kubek. Otwierasz puszkę z kawą (jak to dobrze, że jest uzupełniona!) i wsypujesz kilka jej łyżeczek do kawiarki, która po kilku minutach zaczyna roztaczać po kuchni aromat świeżej kawy. Wlewasz sobie do kubka gorącego naparu, uzupełniasz ulubionym mlekiem (którego zapas masz w szafce) i delektujesz się tym porankiem wszystkimi zmysłami. Wciąż jesteś zaskoczona tym, jak wielki wpływ na początek dnia mają małe, powtarzalne i wyuczone nawyki, które wykonujesz niczym automat, po to, by rano tak dobrze się poczuć i tak cudownie rozpocząć dzień.
Który scenariusz wybierasz? Ja znam doskonale ten pierwszy, pełen chaosu i ten drugi, jak z bajki, którą projektuje się samodzielnie. Zdecydowanie i konsekwentnie od kilku lat wybieram wieczorne sprzątanie kuchni. I choć czasem po całym dniu naprawdę mi się nie chce, a jedyną rzeczą, na którą mam chęć jest to, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku, to te 20 minut wieczornego ogarniania kuchni jest naprawdę tego warte. Od tego zacznij. To tylko sprzątanie. To tylko sprawdzenie, czy jest jeszcze kawa, czy może trzeba po nią jeszcze ekspresowo wyskoczyć do sklepu. To tylko wstawienie naczyń do zmywarki i pozostawienie pustego zlewu. To tylko przetarcie blatów i odłożenie rzeczy na miejsce. To tylko włożenie do wazonu gałązki bzu zerwanej na spacerze.
Moja nauczycielka polskiego z liceum zwykła mówić: „nie róbcie bałaganu w swoim mózgu, nie przechowujcie w nim śmieci, róbcie notatki!”. Miała na myśli również to, czego musieliśmy się nauczyć, zaliczyć i zapomnieć, jeśli nas to nie interesowało. Czasami wydaje mi się, że gdybym nie zapisywała takiej ilości rzeczy, jaką zapisuję, to po pierwsze nie zrealizowałabym nawet 1/10 celów i marzeń w moim życiu, a po drugie byłabym naprawdę zmęczonym człowiekiem. Listy przynoszą spokój i kontrolę, listy zwalniają z nieustannego myślenia o milionie rzeczy do załatwienia i o tym, jak je umieścić na osi czasu każdego dnia. Listy to absolutna magia i sprawczość, a ich sporządzanie wchodzi w krew bardzo szybko. I nie mam tu na myśli, tylko listy zakupów, bo tę robimy niemal wszyscy (mam nadzieję!). Ja robię listę zadań każdego dnia, listę postów, które chcę opublikować w danym miesiącu, listę prac około domowych czy tych w ogrodzie. Mam wydrukowane tabelki, na które wpisuję aktywność fizyczną na dany dzień. Do kalendarza wpisuję czas z przyjaciółmi, randki z mężem, rodzinne wakacje, a nawet swój odpoczynek. Kocham wszelkie habit trackery i skreślanie na nich kółeczek za każdym razem, kiedy wypiję odpowiednią ilość wody, wyszczotkuję ciało na sucho czy łyknę suplementy. Jestem trochę zafiksowana na ten temat, ale ja to po prostu uwielbiam i weszło mi to w nawyk. Nawyk, który pozwala mi wyciskać z każdego dnia, jak z cytryny bez poczucia, że za chwilę oszaleję od nadmiaru aktywności. Nie oszaleję, mam przecież swoje listy, które myślą za mnie 🙂
Och jak bardzo zapominamy o terapeutycznej mocy spacerowania! Przyrośliśmy odrobinę za mocno do tych samochodów, a nasze ciała na tym cierpią. Czy pamiętasz jeszcze, gdy jako dziecko niemal wszędzie chodziłaś na piechotę? Czy pamiętasz, ile skarbów można było wtedy znaleźć? Na ile różnych osób się pogapić? Na ile pomysłów wtedy wpadałaś? Może to wcale nie jest takie trudne, by sobie o tym przypomnieć nawet teraz? Spacerowanie obniża poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Można to poczuć już po przejściu kilkudziesięciu metrów. Można poczuć, jak napięcie opuszcza nasze ciało, oddech się wyrównuje, a w głowie uspokaja się ta gonitwa myśli. Wystarczy wyjść na dwór i iść przed siebie. Cudownie, jeśli możesz spacerować po lesie. Życie jednak lubi mieć swoje tempo i na las to możemy znaleźć czas w weekendy lub w jeszcze bardziej wyszukanych okolicznościach. Jeśli nie lubisz „marnować bezproduktywnie czasu” spaceruj po coś. Po to, żeby zrobić te 8-10 tysięcy kroków (tu pomaga aplikacja do zliczania, wiem, że to można lubić). Spaceruj do sklepu albo do kosmetyczki. Zrezygnuj z auta albo autobusu, wyjdź trochę wcześniej i przejdź przynajmniej część trasy na piechotę. Spacery uzależniają i szybko wchodzą w nawyk.
To właśnie od spacerów zaczęłam swoją przygodę ze zrzucaniem wagi i wprowadzaniem aktywności fizycznej do mojego życia. Spacerowałam jak szalona, przysięgam. Moja kondycja od lat nie była tak dobra. To wspaniałe i zupełnie darmowe lekarstwo. Grzechem jest z niego nie korzystać.
A więc twierdzisz, że nie wiesz, jak zmobilizować się do picia wody w powiedzmy zadowalającej ilości? Ja też nie wiedziałam, serio. 1-2 szklanki to był mój maks, zazwyczaj na początku dnia, kiedy jeszcze pamiętałam. Później oczywiście zapominałam. Woda to bardzo ważny budulec naszego ciała. Wodę pić po prostu trzeba. Sprawia, że wszystkie narządy wewnętrzne pracują, jak należy i są odżywione. Woda transportuje składniki odżywcze w naszym organizmie i usuwa z niego toksyny. Gdy jesteśmy nawodnieni, nasza skóra i włosy pięknie wyglądają no i oczywiście łatwiej nam schudnąć i pozbyć się obrzęków limfatycznych. To już mamy ustalone. Co, jednak jeśli ta zimna woda ci po prostu nie wchodzi? Przerzuć się na wrzątek z plasterkiem cytryny i plasterkiem imbiru. Latem dorzuć kilka listków mięty. Zamiana zimnej wody na ciepłą z cytryną zmieniła u mnie kwestię nawadniania diametralnie. Mój mózg myśli, że piję herbatę. Ciepłą wodę zabieram ze sobą w niewielkim termosie do torebki i gdy siedzę u manikiurzystki na paznokciach, proszę tylko o kubek, żebym mogła sobie wlać mój napar. Przyzwyczaiłam się do tego, wyrobiłam w sobie nawyk, robię to już z automatu. Bardzo, bardzo ci to polecam.
Zamiana słodkiej owsianki z toną bakalii i owoców, słodkich naleśników czy chałki z masłem i miodem na jajecznicę smażoną na maśle zjadaną w towarzystwie warzyw lub sałatki, totalnie zrewolucjonizowało moje życie, gospodarkę hormonalną i nastrój. Tak, oto siła jajecznicy! A konkretnie białkowo tłuszczowych śniadań, od których zaczynam każdy dzień. I mówię to ja, dziewczyna, która nie wyobrażała sobie innego śniadania, niż to słodkie. Kwestia przyzwyczajenia, uwierz mi. Solidna porcja jajecznicy sprawia, że jestem syta do naprawdę późnych godzin popołudniowych. Jest coś jeszcze. Takie śniadanie sprawia, że nie mam ochoty na słodkie, na podjadanie, nie jestem senna po południu i zupełnie nie potrzebuję drugiej kawy. To też jest dla mnie nowe, bo wcześniej ok. godziny 12:00-13:00 oczy mi się dosłownie zamykały. Wciąż lubię rytuał picia popołudniowej kawy, ale teraz wystarcza mi bezkofeinowa. Wpisz sobie w wyszukiwarkę na Pinterest „low carb breakfast” i zobacz, ile fantastycznych przepisów na ciebie czeka. Na jajecznicy lista się nie kończy.
Polecam Ci w tym miejscu świetną książkę „Glukozowa rewolucja” Jessie Inchauspe
Umówmy się, czasy, gdy wolno było ci położyć się do łóżka w makijażu, skończyły się kilka albo kilkanaście ładnych lat temu i była to ta noc, kiedy wróciłaś nad ranem z TEJ imprezy. Dzisiaj nie wolno ci robić takich rzeczy. Dzisiaj jesteś dorosłą kobietą, dla której dbanie o cerę jest ważne, i która nie wyczekuje z utęsknieniem kolejnych zmarszczek, tylko kombinuje, jakby tu ich nadejście nieco spowolnić. Zatem powtarzaj, co należy zrobić każdego wieczora, przed pójściem spać: konkretny demakijaż (najlepiej dwuetapowy, najpierw olejkiem, który rozpuści makijaż, potem delikatnym żelem do mycia buzi), następnie tonik (często pomijany, a tak istotny w pielęgnacji, bo to właśnie tonik przywraca skórze odpowiednie pH i przygotowuje ją na wchłanianie składników z kolejnych kosmetyków), na koniec bogaty i odżywczy krem na noc. Rano wystarczy przemyć skórę żelem i nałożyć krem z filtrem (polecam używać kremu z filtrem na twarz przez cały rok, to naprawdę spowalnia proces starzenia). Całość zajmie ci jakieś 3 minuty.
Dzięki temu, że najpierw generalnie posprzątałam mój dom, pozbywając się wszystkich niepotrzebnych rzeczy (o tym będę pisać w kolejnych artykułach), a potem przeorganizowałam go tak, by każdy przedmiot miał swoje miejsce, sprzątanie zajmuje mi dosłownie chwilę, a ja z dumą mogę określić się mianem zorganizowanej osoby, choć przez większość życia słyszałam, że jestem zapominalską bałaganiarą. Okazuje się, że wystarczyło stworzyć sprzyjającą przestrzeń dla nowego nawyku, jakim chciałam, żeby stało się odkładanie rzeczy na miejsce. Plus ja naprawdę z całego serca marzyłam, by stać się uporządkowaną osobą. Pomagało pytanie: co zrobiłaby w tej sytuacji taka uporządkowana osoba? Sukcesywnie organizowałam mój dom, pomieszczenie po pomieszczeniu i przypisywałam rzeczom miejsce. To nie stało się w jeden dzień. Myślę, że zajęło mi to lata! Ale to sprawiło, że dziś maksymalnie oszczędzam czas na sprzątanie i szukanie różnych rzeczy. To sprawiło, że całą rodziną działamy, jak automat, gdy trzeba rozpakować walizki po podróży, torbę po basenie czy zakupy spożywcze do szafek, bo wszystko ma swoje miejsce.
Nawyk analogiczny do tego z wysprzątaną na rano kuchnią. Zaścielenie rano łóżka zajmuje mi tylko minutę. Moment wieczorem, kiedy wchodzę do uporządkowanej sypialni i zanurzam się w pościeli, jest bezcenny. Znowu – warto! Latem tę pościel jeszcze oczywiście wietrzę, bo tego letniego zapachu wiatru nie da żaden płyn do płukania.
Pościelenie idealnie łóżka, wyniesienie z sypialni wszystkich rzeczy, których nie powinno w niej być i otwarcie okna na oścież, choć na kilka minut, może być naszym pierwszym sukcesem i nastroić nas pozytywnie na resztę dnia. To wręcz symboliczne. Czujemy, że mamy ten dzień pod kontrolą od samego rana. I nawet jeśli ta kontrola przestanie nam się udawać z różnych powodów, to ostatecznie i tak wieczorem położymy się spać w pięknej sypialni.
Nad tym nawykiem pracuję aktualnie najmocniej i marzy mi się, by mój mózg pewnego dnia wskoczył w tryb automatyczny i nieświadomy, a nie tak jak teraz analizujący i szukający motywacji do tego, by wejść na matę do ćwiczeń. Bo choć jeszcze nie osiągnęłam tego stanu, to przekonałam się na własnej, niemal 40-letniej skórze, jak ważne dla mojego zdrowia jest posiadanie silnych mięśni. Mięśni, które będą miały za zadanie utrzymać mój szkielet, kiedy będę starsza, które są największym spalaczem tłuszczu, które sprawiają, że mam silne, wytrzymałe ciało. To według mnie największa motywacja do tego, by wyrobić w sobie nawyk regularnej aktywności fizycznej. Możesz zacząć od tego, co sprawia ci największą przyjemność. Niech to będzie rower, ale pod górkę. Niech to będzie spacer, ale intensywny z kijkami. Niech to będzie joga, ale długa i wymagająca. Ja namawiam cię do treningów siłowych i niech to będzie chociaż jeden trening w tygodniu. Chociaż jeden. Obiecuję ci, że po miesiącu zobaczysz, jak zmienia się twoje ciało. Jak napina się skóra, a ty masz większe możliwości. To naprawdę budujące. I nie ma co się oszukiwać, brak ruchu donikąd nas nie zaprowadzi. To równia pochyła do różnych schorzeń na starość. To dzisiaj pracujemy na to, jak będziemy się czuły za 20-30 lat.
MOJE ULUBIONE TRENERKI Z YOUTUBA – ZERKNIJ I ĆWICZ ZUPEŁNIE ZA DARMO
O tym, jak ważne jest robienie list, już było. Pochylmy się chwilę nad robieniem list zakupów. Jest takie powiedzenie: jeśli nie wiesz, dokąd jedziesz, każde miejsce jest dobre. Zatem, jeśli czujesz się ok z tym że jesz przypadkowe rzeczy, często musisz się posiłkować pizzą albo kebabem na wynos, to możesz pominąć ten akapit. Jeśli jednak bardzo zależy ci na tym, żeby twoje jedzenie było dla twojego ciała paliwem, to musisz zadbać, żeby to paliwo znalazło się w twojej lodówce, szafkach i szufladach kuchennych. Jeśli nie będziesz mieć na stanie podstawowych, zdrowych produktów, z którym całkiem szybko możesz wyczarować pyszny posiłek, to zjesz byle co.
„Ludzie często wybierają produkty nie ze względu na ich rodzaj, lecz za sprawą umiejscowienia. Jeśli po wejściu do kuchni zobaczę na blacie talerz z ciastkami, to wezmę garść i zacznę jeść, nawet jeśli wcześniej nie przyszło mi to do głowy i wcale nie byłem głodny. Jeżeli patera z przekąskami we wspólnej przestrzeni w biurze zawsze jest pełna pączków, to trudno raz na jakiś czas się nie skusić. Nawyki zmieniają się w zależności od sygnałów, które masz przed oczami.”
„Atomowe nawyki” James Clear
Żeby dobrze funkcjonować i wyrabiać sobie dobre nawyki, potrzebujemy narzędzi. Dobrze wyposażona kuchnia, dobrze zrobiona lista zakupów i nieodpuszczanie tych zakupów, to według mnie klucz do sukcesu. Nie zliczę, ile razy przez ostatni rok zwalczyłam w sobie chęć przed zamówieniem pizzy, tylko dlatego, że w mojej lodówce była dobra ryba albo jajka, cukinia, masło, cebula, czosnek, kawałek cheddara i trochę pieczarek. Nie zliczę, ile razy nie zjadłam tabliczki czekolady, tylko dlatego, że miałam wszystkie składniki potrzebne do zrobienia pysznego koktajlu. Tak to właśnie działa. Każdemu z nas włącza się tzw. „szperacz szafkowy”. Jeśli znajdujemy zdrowe rzeczy, jest nam łatwiej zachować zdrowe nawyki. Jeśli każda z moich szafek kuchennych byłaby szafką z przekąskami, to byłoby po mnie i po moim zdrowym odżywianiu. Jeśli nie mam w domu słodyczy, to ich nie jem. I analogicznie, jeśli mam w domu świeże cytryny i miętę, to łatwiej mi zrobić sobie pyszny, gorący napar. Jeśli w szufladzie mam słoik masła orzechowego, a w misce z owocami soczyste jabłka, to jestem uratowana, gdy najdzie mnie ochota na coś słodkiego. Kluczem jest dostępność produktów.
„Podjęcie lepszej decyzji jest łatwe i naturalne, jeśli jesteś otoczony bodźcami wyzwalającymi dobre nawyki”
„Atomowe nawyki” James Clear
Często wydaje nam się, że żeby nasze życie było takie, jak sobie wymarzyłyśmy potrzeba ogromnej, czasem wręcz niemożliwej do wykonania pracy i to nas na starcie przerasta. Ja wiem, że to nie wielkie „zrywy” w postaci remontu, kolejnej diety cud, czy wykupionego karnetu na siłownię decydują o sukcesie w tym temacie, ale suma drobnych, powtarzanych każdego dnia kroków, które po kilku, kilkunastu latach dają ci poczucie, że właśnie zaprojektowałaś swoje życie marzeń i swoje otoczenie. Jednak, żeby tak się stało, potrzebujesz rutyny, powtarzalności, wiary w to, że efekt będzie namacalny nie następnego dnia, ale że pracujesz na to, kim będziesz i jak się będziesz czuła i wyglądała w przyszłości. Samo wyznaczenie celu to za mało. Potrzebne są właśnie te małe, ale konsekwentnie powtarzane kroki, które cię do niego doprowadzą. To nie plan roczny w kalendarzu jest w nim najważniejszą kartą, ale pojedyncze strony z konkretnymi datami, na których będziesz skreślała to, co robisz każdego dnia.
Czego z całego serca ci życzę, a na zachętę i dla ułatwienia startu poniżej znajdziesz karty, tzw. habit tracker do wydrukowania. Wystarczy, że klikniesz na nie prawym przyciskiem myszki i zapiszesz na dysku do wydrukowania.
11 komentarzy
Dziękuję. Dużo cennych wskazówek w Twoim poście. Ostatnio bardzo mnie zainteresował temat wyrabiania nawyków. Mam ich w planie bardzo dużo. Tylko nie wiem od ilu powinnam zacząć? Kilku na raz? A może pojedynczo? Zdradzisz proszę jaka jest Twoja opinia? Pozdrawiam.
Hej Edyta, sama musisz dojść do wniosku, co jest dla ciebie najważniejsze, ile masz aktualnie zasobów, możliwości, siły, energii. Więc to zależy. Jeśli masz ochotę pochylić się nad wieloma obszarami, to niech to będą naprawdę małe, ale systematyczne kroki. Wiesz nie 50 książek w rok, ale 5 stron książki co wieczór itd.
Trzymam kciuki!
Bardzo ciekawy i potrzebny artykuł, ja chcę wprowadzić suplementację kwasòw omega i wit D jako nawyk. Zawsze przeraźało mnie branie garści lekòw na wszystko ale zgłębiam temat, bo wiem że jest to niezbędne dla zdrowia fizycznego i psychicznego mojego i mojej rodziny. Trochę przeraża mnie mnogość tych produktòw i zròżnicowanie cen na rynku więc jeszcze jestem na etapie wyboru.
Wiem Aniu, zewsząd dociera do nas ogrom informacji i nie wiadomo co wybierać. Ja suplementuję i współpracuję z marką Naturell. Zerknij sobie na ich stronę, mają wszystko wyjaśnione w przystępny sposób.
Dziękuję za inspirację
Basiu, uwielbiam cię. Właśnie tego potrzebowałam, że robiac obiad można cię posłuchać. Bardzo motywujesz do zmiany nawyków. Lecę drukować tabelkę
Super, że skorzystałaś ❤️ nagrania dźwiękowe to chyba dobry pomysł
Dziękuję za ten wpis!! Doceniam ilość pracy, jaką w to włożyłaś! I to nagranie- cudownie się tego słucha!! ♥️♥️
Dziękuję ❤️❤️❤️
Cześć Basiu, jak zawsze bardzo przyjemnie się czytało! 🙂 Mam refleksję odnośnie do nawyków – jak bardzo należy je dostosować do siebie i swojej aktualnej sytuacji (czasem bardzo tymczasowej), zamiast iść w ślepo za nawykami prezentowanymi przez innych, nawet gdy wydają nam się bardzo atrakcyjne. Mój bardzo napięty harmonogram dni roboczych powoduje, że od ponad pół roku znaleźliśmy z mężem tylko 4 razy czas na „duże” zakupy – mam tu na myśli zakupy na tydzień w sklepie typu Biedronka czy Lidl. Za duże obciążenie dla osoby, która musi tam pojechać, przywieźć, wnieść zakupy i rozpakować oraz dla tej drugiej, która musi zostać wtedy sama na tyle czasu z dziećmi. Dodatkowo mój mózg płata mi sklepie psikusy, rozpraszam się długą listą i kolorowymi alejkami, w skutek czego kupuję zawsze za mało (np. 2 jabłka dla czteroosobowej rodziny na tydzień to chyba za mało…). Uwielbiam planować, zawsze tak robiłam: jadłospis na tydzień, przegląd szafek, lista zakupów i zakupy – to była dla mnie norma. Tymczasem od kilku miesięcy niesamowitą ulgą jest dla mnie podejść do sklepu codziennie (ew. co drugi dzień – jeśli ocenię, że wszystko w domu jest) rano w drodze z placówek dzieci. Kupuję wszystko, co jest potrzebne na 1 lub 2 obiady, śniadania, wszystko co się skończyło. Zajmuje mi to max 15 minut, zakupy mieszczą mi się do jednej torby, więc jestem w stanie zanieść to do domu i po schodach bez większego wysiłku, rozpakowanie też idzie szybko. W efekcie mniej rzeczy marnujemy, nie mam oporu przed zakupami, w lodówce widać gdzie co jest, a warzywa mamy świeże. Pewnie zaletą jest to, że pracuję zdalnie, więc i tak mam sklep na (samotnej!) drodze przedszkole – dom, możliwe, że bez tego nie byłoby to tak bardzo niewymuszone. Odpuściłam kurczowe trzymanie się rad z poradników w stylu „planuj posiłki na tydzień i rób zakupy w sobotę, bo jak nie to niezdrowo, drogo i wszystko wyrzucisz”. Teraz sprawdzają mi się drobne codzienne zakupy i to one są moim nawykiem. I dobrze mi z tym! 🙂
Wspaniale! ❤️ dziękuję za Twój komentarz