No i to by było na tyle jeśli chodzi o naszą norweską przygodę. Pakowałam się na dłużej, a tu bach – kolejna zmiana planów. Czasami czuję się jak podczas weselnej zabawy, podczas której klaszcze się w dłonie i zmienia partnera w tańcu. Tyle, że w życiu realnym, gdy przychodzi do kolejnego pakowania walizek i urządzania się to wcale nie bawię się tak dobrze jak na weselu.
Przylecieliśmy tutaj, ze względu na pracę mojego męża i ze względu na tę samą pracę właśnie pakujemy się z powrotem do Polski. Przez koronawirusa świat stanął na głowie, a takie branże jak na przykład lotnicza, w której pracuje mój mąż, dostały po d…pie najbardziej. I teraz robią wszystko, by utrzymać się na powierzchni i wciąż tak naprawdę nikt niczego nie wie, niczego nie może być pewien, i nikt niczego nie planuje. Samoloty stoją smutno zaparkowane na płycie lotniska, a przedsiębiorstwom chwilami brakuje już pomysłów na to, co mogą jeszcze zrobić, by przetrwać.
Tutaj możesz przeczytać więcej o tym jak to się stało, że znaleźliśmy się w Norwegii.
Zatem wracamy do Polski, a ja dawno nie miałam w sobie tak skrajnych uczuć. Z jednej strony nie mogę się doczekać! Stęskniłam się za rodziną i cieszę się na wspólne święta. Marzę o wyspaniu się na swoim twardym materacu. O tym by zjeść coś dobrego i polskiego, by po prostu być wśród swoich. Z drugiej strony Polska to nie jest teraz kraj, do którego chce się wracać niestety. I jest to cholernie przykre uczucie.
Gdy usłyszałam od mojego męża, że musimy się przenieść do Norwegii na jakiś czas byłam załamana. Serio. Przecież dopiero co sprzedaliśmy dom, rozpakowaliśmy kilka kartonów z najpotrzebniejszymi rzeczami u Tomka mamy, rozpoczęliśmy edukację domową z chłopakami i mieliśmy szukać nowego mieszkania. Kolejna nieplanowana zmiana? To było za dużo na tak krótki czas. To było za dużo dla mnie. Jednak nie mieliśmy zbyt dużego wyboru, jeśli chcieliśmy być razem. Przyjechaliśmy tutaj, wynajęliśmy mieszkanie bez żadnych mebli, skompletowaliśmy te meble, kupiliśmy 20 letni samochód i zdążyliśmy się nawet przyzwyczaić do nowego miejsca. A teraz, kiedy pakuję rzeczy do walizki, i kiedy kolejna osoba zabrała ostatnie już krzesła, które wystawiliśmy na aukcji internetowej, wiem, że to było potrzebne. Wiem, że każda taka sytuacja w życiu daje mi jasno do zrozumienia, że wszystko w naszym życiu dzieje się po coś, że wszystko jest lekcją.
Norwegia, której nie znałam i przez wiele lat poznać nie chciałam, dała mi coś, czego w Polsce w tym czasie, z różnych powodów znaleźć nie umiałam. SPOKÓJ. Wewnętrzny spokój, wewnętrzną energię, od której wszystko się zaczyna. Znalazłam tu czas i przestrzeń na to, by niezależnie od pogody chodzić na spacery po lesie, by jeździć na zapierające dech w piersiach wycieczki. Znalazłam czas na czytanie książek, oglądanie pięknych filmów, czas offline, tworzenie treści na bloga, na niespieszne gotowanie i wartościowy, pełen czułości i bliskości czas z moimi dziećmi. Odetchnęłam głęboko i odcięłam się od mediów. Wszystko, co ważne i tak do mnie docierało. Nie musiałam już konsumować na dzień dobry wszystkich tych świecących na czerwono komunikatów. Miałam czas na to, by przygotować mojego starszego syna do egzaminów z informatyki i historii. By zaciekawić go tymi przedmiotami, by ta nauka nie była tylko nudnym kuciem, ale wspólnym odkrywaniem. Oba egzaminy, do których podszedł zupełnie sam, bez udziału rodziców zdał na 5 i ma teraz długie ferie. Jestem z niego bardzo dumna.
Dlaczego to wszystko spotkało mnie tutaj? Może dlatego, że wszyscy potrzebowaliśmy tej zmiany otoczenia. Może dlatego, że jestem tu zupełnie obca, nie mam zbyt wielu okazji do rozmów, mogę być turystą i zamiast się angażować w bieżące, lokalne sprawy, mogę z ciekawością wszystkiemu się przyglądać. Może dlatego, że Norwegia to miejsce, które niczym nie krzyczy. Wszystko jest stonowane – od architektury, przez styl jazdy na drogach, aż po mentalność mieszkańców i zachwycającą przyrodę, która tutaj zdecydowanie dominuje, a ludzie zdają się być do niej tylko dodatkiem.
Coś co początkowo wydawało mi się kolejnym, ogromnym wyzwaniem, w rzeczywistości owszem było tym wyzwaniem i wymagało nie lada wysiłku, ale przyniosło mi wiele dobrego. I jest to kolejny dowód na to, że życiu trzeba mówić tak, i że opłaca się być elastycznym i dopasowywać się do zaistniałych okoliczności. No i że zmiany są zazwyczaj niewygodne, zmuszają nas do porzucenia bezpiecznych ram, ale pozwalają siebie samego lepiej poznać, dodają odwagi i wzbogacają w doświadczenia. Jesteśmy tym, co uda nam się przeżyć i doświadczyć czyż nie?
Dzisiaj muszę już kończyć. Czas się przygotować do jutrzejszego lotu i spakować tzw. „wałówkę” na długą podróż. Zostawiam Ci tu jednak trochę tego norweskiego spokoju w formie zdjęć. Jestem przekonana, że przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie ten spokój odnaleźć wszędzie.
Ja pakuję go do bagażu podręcznego, zdecydowanie.
Zdjęcia zrobiłam podczas jednej z naszych wycieczek do Verdens Ende, co po norwesku oznacza koniec świata. Jest to najbardziej wysunięta na południe część Norwegii. Zachwycające, olbrzymie skały wynurzające się z wody, bezkresne zimne morze, rybackie kutry, mróz, cisza i surowy krajobraz. Przepięknie.
A na końcu znajdziesz krótki film z tego miejsca. Zobaczysz w nim mój spektakularny upadek na tych skałach, które na mrozie pokryły się cieniutką warstewką lodu. Najpierw nieustannie opierniczałam swoje dzieci, by uważały, a na koniec sama weszłam tam, gdzie wchodzić nie powinnam? No cóż 🙂
Do zobaczenia w Polsce 🙂
10 komentarzy
Uwielbiam Twoje wpisy Basiu, czytam jak zawsze do poduchy, czasem zagladam tu po nocy. Czuje spokój, dziekuje Ci za to!
Dziękuje Kochana ❤️
Swietny flimik! Dzieki!
Super wycieczka, pieknie tam ❄️
Super. Powodzenia . Smutno mi z powodu tych smętnie stojących samolotów… Mam też nadzieję, że będą sprawne jak z powrotem do nich wsiądziemy . Wesołych świąt!
Super przygoda, choć krótka. Powodzenia w kolejnej odsłonie.
Jesteącie przykładem na to że zmiany są potrzebne by móc się rozwijać, doświadczać, smakować i podejmować decyzje. Ogólnie dziwne to wszystko…Ale póki jest się razem to można wiele. Zdrowych Świąt! asia
Super,mam wrazenie,ze jak sytuacja sie unormuje wrocisz na stale do tej Norwegii..
Nie wrócę na stałe do Norwegii, jeśli nie będę musiała 🙂 wolę mieszkać w Polsce, mimo wszystko
Witaj Basiu, byłam tam latem 2016 r. – pięknie tam.