Czasem tak jest, że świat ci nie sprzyja. Czasem myślisz sobie, że oto zaplanowałaś sobie wszystko na tip – top, a następnego dnia zderzasz się z codziennością, z nieoczekiwanymi problemami i twój plan przestaje mieć rację bytu. U mnie właśnie nastały takie dni. Totalny armagedon. Nie miałam czasu, by pomyśleć, by napisać coś dla ciebie. Nie miałam energii, by wstać wcześniej, nie zasnąć razem z dziećmi wieczorem, albo napić się wina z mężem czy pójść na spacer. Bo nie miałam czasu, bo nie miałam siły, bo byłam zmęczona. To trzy najczęściej powtarzane przeze mnie zdania w ciągu ostatnich 2 miesięcy. Możliwe, że w ciągu ostatniego roku. Zawsze coś było ważniejsze. Trwanie w takim stanie sprawiało, że po pierwsze każdy dzień nie różnił się od poprzedniego, albo mijał mi w jeszcze gorszym nastroju, a po drugie miałam pretensje do wszystkich i o wszystko. Głównie o to, że jestem zmęczona, nie mam siły i nie mam czasu. Codziennie wieczorem zasypiałam z postanowieniem, że jutro będzie inaczej. Jutro sobie wszystko poukładam, zapiszę, ogarnę, kupię nowy, lepszy kalendarz, będzie spokój, chill i zen. Ale gdy nadchodziło to „jutro” okazywało się, że nagle tych domowych spraw jest jeszcze więcej niż wczoraj, a mój misternie zbudowany plan i kalendarz ambitnie wypełniony po brzegi może się schować.
Wiesz, to naprawdę zupełnie normalne, że czasem w życiu sprawy lubią się nawarstwiać, zwalać ci się na głowę bez zapowiedzi, wymykać się spod kontroli. To zupełnie normalne, że czasem musisz porzucić swoje plany zdobywania świata i przez tydzień zamknąć się w domu, bo masz problem z dziećmi albo zdrowiem i wtedy słowo „priorytety” nabiera zupełnie innego, głębszego znaczenia.
Ale nie jest normalne to, że w całym tym kołowrotku, zwanym potocznie „zwykłym życiem”, zapominasz, że JEDNYM Z TYCH PRIORYTETÓW JESTEŚ TY SAMA. Ja zapomniałam i kiepsko na tym wyszłam. Odkryłam też dlaczego tak się stało i jak mogę to zmienić i dziś chcę ci o tym napisać.
Za mną godziny rozmów z mądrymi kobietami. Z moimi koleżankami, przyjaciółkami, couchami, terapeutami i czytelniczkami. Każda z tych rozmów pozwoliła mi zrozumieć :
– CO TO ZNACZY, ŻE JESTEM WAŻNA?
– TO ZNACZY, ŻE SIEBIE KOCHAM I WIERZĘ W SIEBIE NA 100 %.
Wiesz zbyt późno odkryłam powód niepowodzenia mojej próby zorganizowania się. Kupowałam kolejne kalendarze, podejmowałam coraz to nowe wyzwania i z wielkim smutkiem, dołem i taką krytyką wobec siebie samej odkryłam, że oto znowu się rozczarowałam. Znowu ten sposób nie zadziałał. Znowu nie dotrzymałam sobie obietnicy, a przecież tym razem miało być inaczej, tak na „sto pro”. Miał być rytm i czas na wszystko, a jest dupa blada.
Wiesz dlaczego uderzałam głową w ścianę każdego dnia? Bo siebie nie kochałam, nawet nie lubiłam i kompletnie przestałam wierzyć w siebie. A jeśli tego nie miałam, a musisz wiedzieć, że jest to fundament, to wszystkie sposoby na zorganizowanie się, wszystkie książki, które przeczytałam, godziny terapii, w których uczestniczyłam i inspiracje na to jak osiągnąć lepszy work-life-balance – mogłam sobie, z całym szacunkiem, o dupę potłuc.
Bo jeśli nie kochasz siebie, to nie jesteś w stanie zrozumieć dlaczego twoje ciało krzyczy i błaga cię o masaż lub sen. Zamiast tego powiesz, że kiedyś tam pójdziesz, ale teraz nie masz czasu.
Jeśli nie wierzysz w siebie i w moc swojej osoby to nigdy nie zdobędziesz się na to, by być asertywną, wredną wręcz i suczowatą babą, która nie zgadza się na niezapowiedzianych gości, bo ma do napisania post, albo uszycie kołderki na zamówienie. Nigdy nie uwierzysz, że jesteś w tym dobra i dalej będziesz pozwalać na stwierdzenia „a co ty tam klepiesz na tej klawiaturze”, „chce ci się bawić w te kołderki?”.
Jeśli nie lubisz siebie to ostatnią rzeczą na jaką się zdecydujesz będzie szukanie pomocy w sprzątaniu czy opiece nad dziećmi. Zbyt będziesz zajęta krytykowaniem siebie i szukaniem sposobów na to jak być lepszą wersją samej siebie, ta sprzątającą, perfekcyjną i dającą sobie radę.
A gdyby tak odwrócić myślenie?
Kocham siebie, więc chcę sprawić sobie przyjemność. Dlatego jadę na dobre jedzenie do ulubionej knajpki, albo na lody i film do przyjaciółki.
Kocham siebie i bardzo nie podoba mi się na jaki stres się narażam, dlatego poproszę o pomoc panią sprzątającą i opiekunkę, bo nie daję rady i chcę wyjść na długi spacer.
Lubię siebie i jestem wystarczająco dobra, więc nie będę miała problemu, żeby odmówić niespodziewanym gościom.
Wierzę w siebie i w swoją inteligencję, w swój talent i możliwości, więc mężu, dzieci – wybaczcie, ale zamykam się w pokoju, by popracować przez 3 godziny. Zamówcie sobie pizzę.
Zacznij od tego, by zastanowić się nad tym jakie wartości mają dla ciebie największe znaczenie w życiu, a potem zastanów sie czy żyjesz w zgodzie z nimi. I zanim z marszu odpowiesz „rodzina!” to powiedz sobie samej szczerze, czy jeśli jesteś non stop zmęczona, bawiąc się z dziećmi załatwiasz milion innych spraw to żyjesz w zgodzie z wartością „rodzina”? Może gdybyś na tym samym miejscu, na piedestale, oprócz rodziny umieściła siebie, swój rozwój, swój odpoczynek i małżeństwo to mogłabyś przestać szukać nowych sposobów organizacji i doskonalenia siebie? Może właśnie wtedy odkryłabyś ten pożądany work-life balance?
Weź odpowiedzialność za siebie i za swoje wartości. Otocz się opieką. Bądź zdrową egoistką, bo nie każdy musi cię lubić. To ty musisz lubić siebie. Przede wszystkim.
Jestem ważna, więc jadę do Łodzi na warsztaty dla blogerów wnętrzarskich.
Jestem ważna, więc jadę tam sama, bo chcę odpocząć i pobyć ze sobą sam na sam – bo bardzo siebie ostatnio polubiłam.
Lubię siebie, więc dziś rozpieszczę się doskonałym jedzeniem i kieliszkiem szampana. Z widokiem na kibiców ŁKS i Widzewa oraz ganiających ich policjantów – to będzie cos niesamowitego 🙂
Uwielbiam czas ze sobą, więc pójdę do ulubionego, małego kina. Będę odpoczywać.
Kocham siebie i obiecuję sobie, że nie będę się już bała. Swojego sukcesu, zdrowego egoizmu i tego wszystkiego, co wyniknie po tym jak sobie uświadomiłam, że jestem cholernie ważna.
33 komentarze
Pięknie napisane.
Ale dla mnie totalnie odległe, nie umiałbym przystawić do swojego życia.
Zazdroszczę.
to jest idealnie napisane Basiu, ale co z tego? pierwsza część 100% nawet 101%… druga…. nierealna do zrealizowania… dlaczego? bo siebie nie kocham, bo siebie nie lubie, bo siebie nie akceptuje i nie umiem tego zmienić. też planuje że jutro będzie inaczej… ale nie potrafię tego osiągnąć
Gratuluje i zdrowo zazdaszczam umiejętności
Kocyk wygrywa póki co
Pozdrawiam
No tak.. dziś kolejny raz zaplanowałam wszystko w kalendarzu i połowę planów diabli wzięli..
Ale mam pomysł dla siebie by zamknąć się na parę godzin sama i stworzyć zeszyt z tym co mnie inspiruje, wkleić obrazek z cytatem który będę czytać codziennie 🙂
moja mądra Basia <3 <4 <5 <6 <7
Właśnie w Łodzi byłam na samotnym wyjeździe… kilka lat temu. Tyle że nie jechałam na żadne spotkanie, choć w sumie jechałam – na pierwsze spotkanie z tym miastem. I nawet w tym samym kinie byłam wtedy 🙂 To był dobry czas. Teraz jakoś nie jeżdżę sama, czasami sama wyruszam, ale celem jest spotkanie z drugim człowiekiem. Samotna podróż pociągiem jest dla mnie – na ten czas – wystarczającym SPA 😉
Basiu, bardzo mocny i bardzo potrzebny mi tekst! Od jakiegoś czasu bardziej dbam właśnie o siebie, zaczynam mówić NIE innym ludziom, stawiam siebie na 1.miejscu i po jakimś czasie poczułam wątpliwość czy to na pewno dobrze… czy może nie powinnam wrócić do tego czasu, gdy wszystko co robiłam było dla innych, byłam dla wszystkich miła itd. Bycie sobą i wybieranie czasem siebie to dla mnie nieustające wykraczanie poza strefę komfortu. Dlatego bardzo potrzebowałam Twoich słów. Potwierdzenia, że warto waczyć o siebie. Dla siebie. I dla innych też przy okazji. 🙂
rozpieszczaj się dalej – trzymam kciuki <3
Lubię Cię czytać. I choć większość, z tego co opisujesz, dopiero przede mną (dzieci i dom na wsi) i na razie zdecydowanie (i często) pozwalam sobie na bycie egoistką, mam nadzieję, że za kilka lat przypomnę sobie o tym tekście, albo sama dojdę do podobnych wniosków 😉
Bardzo mądry wpis. Czasami zapominamy o tym, że jeśli nie będziemy szczęśliwe same ze sobą, to te negatywne emocje odbiją się na każdej sferze naszego życia. Dobrze zatrzymać się i pomyśleć: Czego tak naprawdę teraz potrzebuję…?
Chciałabym powiedzieć, że ten tekst mnie nie dotyczy, że ja już przeszłam ten etap. Niestety ciągle jeszcze ze sobą walczę. Też zapisuję kalandarze i nic z tego planowania mi nie wychodzi. I ciągle daję za to sobie po głowie. Nie przyszłoby mi jednak do tej obitej głowiny, że powodem moich niepowodzeń jest brak miłości do samej siebie. Dziękuję Ci, Basiu, za ten tekst.
<3
Również jestem mamą dwóch chłopaków i siedzę w z nimi w domu non stop. Czasem wpadam przez to w furię , chętnie zostawiłabym dzieci z mężem i wyszła gdzieś sama, ale obawiam się że będzie mi smutno siedzieć samej w kinie pośród rozradowanych nastolatków i zakochanych par. Basia powiedz mi czy nie czujesz się samotna będąc sama w kinie?
Absolutnie nie. Lubię swoje towarzystwo.
Uwielbiam kino Charlie 🙂 zdradzisz na jakim filmie byłaś?
Na „Ostatniej rodzinie” 🙂
Basiu,
czytam Cię od dłuższego czasu z wielkim zainteresowaniem, a to, o czym napisałaś dziś jak ulał pasuje do mojego męża (ze mną gorzej, ale się uczę). On bardzo jasno poustawiał swoje priorytety i choć na początku bardzo mi się to nie podobało (bo nie do końca rozumiałam o co mu chodzi) na pierwszym miejscu wskazał siebie. Ale nie w sensie, że jego potrzeby i oczekiwania są najważniejsze, ale tak jak piszesz – że musi zadbać o siebie, o równowagę psychiczną, o zdrowie, o wewnętrzne poukładanie się, żeby dać sobie radę z wyzwaniami codziennego życia i żeby być w sumie lepszym ojcem i mężem. Dlatego np. rano jak biegam na szalona, a on siada ze swoim notesikiem i robi „rachunek sumienia”. Dla mnie wciąż priorytetem są zaległości w pracy (nigdy się niekończące), więc wieczorami nadrabiam, a on wychodzi na trening… Bardzo trudne jest tak na codzień to o czym piszesz, chyba jednak szczególnie dla kobiet, ale też bardzo bardzo potrzebne! Dzięki!
a Ty jesteś świetną żoną, skoro to rozumiesz. Jesteś świadoma – to najważniejsze. Daj sobie czas i też znajdziesz miejsce i czas, by postawić się na #1 miejscu 🙂
Basiu, ja doskonale wiem o czym piszesz. I doskonale wiem jak wyzwalające jest odkrycie tego wszystkiego. Czy nie pojawia Ci się w głowie taka myśl, że gdyby tego uczono w szkołach to ludzie bardzo wcześnie dostaliby klucz do szczęścia, a tak to błądzimy wciąż od nowa…?
Jeśli masz ochotę, to baaaardzo zapraszam do siebie, może nieco inaczej, ale sedno dokładnie takie samo. Trzeba o tym pisać, bo to jest ważne. A w sumie – najważniejsze.
Wklejam link do wpisu u siebie. Jeśli Ci się to nie podoba, rób co uznasz za słuszne 😉
http://jaautentyczne.blogspot.com/2016/06/jeden-z-priorytetow.html
Pozdrawiam Ciebie i wszystkie Czytelniczki :)))
Dziewczyny, uczmy się siebie kochać :)))
świetny tekst Aneta 🙂 Pozdrawiam
Ty o tych kibolach na serio :-)… Uwielbiam Cię dziewczyno :*
Serio, serio – co za przeżycie 😀
https://m.youtube.com/watch?v=n9m8FQ6EHV8
Dziewczyny, kobiety ,mnie na drodze do pokochania siebie ( długa jeszcze została) pomaga Louise Hay. Zresztą wg. niej kluczem do rozwiązania problemow, zarówno na poziomie osobistym , jak i międzyludzkim jest miłość do samego siebie. Oczywiście pojmowana w kategoriach samoszacunku , a nie narcyzmu. I im więcej o tym myślę , tym bardziej logiczne jest to dla mnie. A społeczeństwo wpaja nam od urodzenia raczej przeciwstawne wzorce , wcale nie czyniąc nas szczęśliwymi ( np. Matka Polka poświęcająca się dla wszystkich , a przez to na wszystkich wściekła, PMS przez cały miesiąc). Myślę też, że gdyby wszyscy kochali samych siebie, to nie byłoby potrzeby kanalizowania swoich frustracji w postaci rasizmu, szowinizmueyc. Coś mi mówi, że Hitler bardzo nie lubił samego siebie;););)
Ten link na górze to 10 kroków do pokochania samego siebie. Wg.Louise Hay właśnie.
Pozdrowienia z Luksemburga, Basiu:)
Dziękuję Ci za to nazwisko. Szukałam tej Pani! 🙂
Droga pani Basiu, jest mi bardzo żal pani i pani rodziny. Z własnego doświadczenia wiem że stawianie siebie na pierwszym miejscu, swojego ja, bardzo źle się skończy. Za chwilę zostanie pani sama z pseudo przyjaciółmi. Skoro wstępujemy w związek małżeński, rodzimy dzieci to przedewszystkim to jest naszym powołaniem i w tym właśnie pokazujemy naszą odpowiedzialność. Życzę powodzenia i ogarnij się kobieto.
Kundzia, serio?
Pozdrawiam i do zobaczenia za kilka lat na terapii 🙂
PS. Ach! No tak! Pomoc dla dzieci Basi bo pewnie są niedożywione i brudne, a Ona siedzi i z mężem wino popija, robiąc sobie jednocześnie manicure i pedicure … SARKAZM oczywiście, bo nie wiem czy wiesz.
🙁
Kundzia, niektóre kobiety z własnego doświadczenia wiedzą i czują inaczej niż Ty 🙂
dobrze jest dopuścić to do siebie i nie popadać w skrajności. To oczywiście indywidualny wybór.
Dobra. Mam ochotę cały ten tekst sobie wydrukować i powiesić w widocznym miejscu. Wstrzeliłaś się idealnie w mój obecny stan ducha i znalazłaś słowa,których potrzebowałam. Dzięki. codziennik-kobiety.blogspot.com
bardzo się cieszę! 🙂 też sobie go wydrukuję 🙂
Basiu, Basiu, Basiu…..przejrzałam sobie cały Twój instagram i caaaałego bloga i poprawiłam sobie humor (nie po raz pierwszy – robię to często). Dzięki kochana kobieto za wszystkie ładne zdjęcia i wszystkie mądre słowa. Tęsknię za Twoimi postami DIY (jak np. staaaaary wpis o krasnoludkach z szyszek) i weekendami w obiektywie 🙂
nawet nie wiesz jak ja tęsknię za DIY!
O! Ostatnio zaczęłam podążać za swoim wewnętrznym głosem i okazało się, że moje chroniczne niedobory snu muszą być (chociaż w części) uzupełnione. Wieczorami robię to, co moje dzieci – śpimy. Po kilku wieczorach tej sennej terapii, działam lepiej, myślę lepiej, czuję się lepiej. Świat musi na mnie poczekać. Teraz ważna jestem ja.
Pozdrawiam ciepło.
sen – zbawienie. Super, że tak robisz!
Ja też uwielbiam spędzać czas sama ze sobą! 🙂 Wszak jednej rzeczy mi brakuje- takiej akceptacji siebie, by i swoje potomstwo wychować w zgodzie z sobą! Póki co nie decyduję się z mężem na dzieci, bo boję się, że ugnę się pod naporem teściów i ochrzczę swoje dzieci, a później z drżącym głosem do komunii je wyślę… Jak Ty sobie z tym poradziłaś?
Ściskam!