„Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni. Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni” – tak mi się śpiewa ta piosenka Kultu pod nosem, na myśl o naszym ostatnim, bezdzietnym wyjeździe we dwoje.
Zyskując wakacyjny czas bez naszych ukochanych synów, wiedzieliśmy że w domu zostać nie możemy i nie chcemy. Bo nasz niedawno wyremontowany dom, to wciąż ogrom roboty w każdym kącie. A my choć pracować lubimy i ten dom też tworzymy, bo kochamy tu być, to jednak dla higieny psychicznej czasem wyjechać trzeba i zmienić perspektywę też trzeba. Tak też postanowiliśmy. Choć zapomnieliśmy, że z podopiecznych to został nam jeszcze nasz pies, który mocno zweryfikował nasze wakacyjne plany.
No bo na początku, to wiesz, palcem po mapie, hulaj dusza piekła nie ma. Sprawdzaliśmy połączenia lotnicze po Europie, wyobrażaliśmy sobie te rogaliki z migdałowym kremem popijane espresso pod Fontanną di Trevi w Rzymie. Albo spacery wzdłuż Sekwany w Paryżu z butelką wina i bagietką pod pachą.
Żadne z na nie chciało zostawiać tego naszego uroczego kundla w psim hotelu albo u znajomych, ani tym bardziej wieźć go w samolocie, więc uznaliśmy, że jedziemy w Polskę. Bez planów, bez dużego bagażu i bez nadmiernych oczekiwań. Za to z psem, pełnym bakiem paliwa i stosem książek. Wolność!
SPANIE W AUCIE
Początkowo mieliśmy wziąć ze sobą namiot i rozkładać go co wieczór. Na dzień przed planowanym wyjazdem mój mąż wpadł do kuchni i z entuzjazmem 16-latka oznajmił, że materac z naszego futona (O TEGO), po złożeniu tylnych siedzeń, pasuje jak ulał do naszego 17 letniego audi. Klamka zapadła – będziemy spać w aucie!
Zapakowaliśmy dwie poduszki, prześcieradło, kołdrę, a nawet lampeczki na baterie. Normalnie Pinterest 🙂
W Polsce nie ma żadnych przepisów zakazujących nocowania w swoim aucie. Przynajmniej my takich nie znaleźliśmy i uznaliśmy, że skoro nikomu nie przeszkadzamy i śpimy w dozwolonych miejscach, to prawa nie łamiemy.
Szukając miejsc na nocleg zależało nam, żeby było … pięknie 🙂 Żebyśmy mogli obudzić się sami, w jakimś atrakcyjnym przyrodniczo miejscu, a skoro wybraliśmy się na Mazury, to marzyła nam się pobudka z widokiem na jezioro. Chcieliśmy również, żeby było intymnie i w bliskiej odległości od miasteczka, w którym rano chcieliśmy wziąć prysznic i zjeść śniadanie. Jak się okazało, znalezienie takiej miejscówki wcale nie było takie trudne, choć wiem, że mój mąż jest naprawdę wybitny jeśli chodzi o taki research.
Tomek miejsc na nocleg szukał przez Google Maps. Tomek odpalał mapę i patrzył na dość dużym przybliżeniu czy w okolicy, w której jesteśmy nie ma jakiś uroczych mieścinek, leśnych polan z parkingami, punktami widokowymi czy miejscami poświęconymi stricte pod kampery. Pomocna okazała się również strona Polskicaravaning.pl gdzie rownież można znaleźć całkiem sporą miejsc do spania na dziko w całej Polsce.
Jeśli mój post okaże się być dla Ciebie inspirujący i zechcesz wyjechać tak jak my na Mazury, to polecam Ci kilka sprawdzonych miejscówek, w których my zatrzymaliśmy się na noc. We wszystkich czuliśmy się bezpiecznie, choć byliśmy sami, a widok na jezioro mieliśmy na wyłączność 🙂
SPRAWDZONE MIEJSCÓWKI DO SPANIA NA DZIKO NA MAZURACH:
- punkt widokowy we wsi Bobrówko tuż obok Mikołajek. Przepiękne miejsce! Leśna polana, widok na jezioro, niedaleko miasteczka, w którym można zjeść pyszne śniadanie i wziąć prysznic w porcie nad Jeziorem Śniardwy.
- w Giżycku, gdy wpiszesz w nawigację „dzika plaża w Giżycku”, to tuż obok ogródków działkowych do dyspozycji masz kawał linii brzegowej Jeziora Kisajno. Znajdziesz tam takie zatoczki wśród drzew, w których możesz się zatrzymać autem na nocleg. Niestety w zależności od miejsca i tego, kto był tam przed tobą, możesz milo spędzić czas na łonie natury albo zastanawiać się co trzeba mieć w głowie, żeby zostawić śmieci lub ślady porannej toalety. No cóż – tego nie da się przewidzieć. Zaletą jest na pewno święty spokój, bliskość miasteczka i widok na jezioro o poranku.
- koło Olsztyna, niedaleko obwodnicy, ale jednak wciąż bardzo na łonie natury, jest super miejsce do spania. Wieś nazywa się Klebark Wielki, a ja zostawiam ci szerokość geograficzną 53°44’59.9″N 20°35’38.7″E W ten sposób najłatwiej znajdziesz miejsce, w którym jest cisza, spokój, piękne jezioro, a nawet stoliki i ławeczki, przy których rano zjesz sobie śniadanie, delektując się okolicznościami przyrody.
Tak naprawdę takich miejsc jest dużo więcej. To tylko przykłady. Tomek wyszukiwał miejsca na nasz nocleg, gdy ja robiłam zakupy na kolację w lokalnym sklepie. Pełen spontan 🙂
CO WARTO ZE SOBĄ ZABRAĆ NA TAKI WYJAZD, A RACZEJ CO MY ZABRALIŚMY ZE SOBĄ?
Tak jak wspominałam na początku – absolutne minimum. Od samego początku ustaliliśmy, że jemy w knajpkach a w aucie robimy sobie ewentualnie jakieś proste kolacje w formie kanapek i poranną kawę.
Oto co zabraliśmy i co nam w zupełności wystarczyło na 5 dni:
- materac futon
- prześcieradło, kołdrę, poduszki (można śpiwory oczywiście)
- sporej wielkości narzutę
- moskitierę na auto (kupiliśmy w lumpeksie, rzecz według mnie niezbędna)
- spray na komary, świecę na komary i krem do smarowania po ukąszeniach. Tak naprawdę komary to było największe utrapienie podczas tego wyjazdu. Dlatego tak bardzo polecam moskitierę. Rozpinaliśmy ją sobie wieczorem, a potem leżeliśmy na materacu, czytaliśmy książki, piliśmy wino i podziwialiśmy piękne widoki. Niezmiennie też polecam produkty na komary i kleszcze, które u nas działają bezbłędnie:
Mieszankę Spacerową, Żel po ukąszeniach i Świecę Włóczykija – wszystko od Klaudyny Hebdy, same naturalne składniki, głownie olejki eteryczne, których komary i inne owady naprawdę nie cierpią. Żel po ukąszeniach komarów łagodzi swędzenie natychmiast. Byłam naprawdę zaskoczona. Polecam bardzo. Zabieramy je ze sobą na wyjazdy i ratujemy się tym zestawem latem, bo nie ma sobie równych. Przypominam, że na wszystkie produkty Klaudyny w jej sklepie dostaniecie 10 % rabat na hasło basiaszmydt10.
Co jeszcze ze sobą zabraliśmy?
- lampeczki na baterię
- latarkę
- dwa krzesła turystyczne (przydałby się jeszcze stolik rozkładany)
- scyzoryk z korkociągiem
- nóż
- plastikowe i metalowe talerze, miski, kubki i sztućce
- kawiarkę, kawę, herbatę
- mały garnuszek
- zapałki
- kuchenkę turystyczną i butlę gazową
- ręczniki i kosmetyki
- stroje kąpielowe i Żel na Oparzenia Słoneczne
- kapelusze słomkowe i okulary
- ubrania (nie za dużo!)
- przenośny prysznic taki jak ten –> KLIK
- miskę gumową, w której trzymaliśmy ubrania i która służyła jako zbiornik na wodę
- saperkę i biodegradowalny papier toaletowy (w razie skorzystania z „toalety” w lesie zostawiamy po sobie porządek, to podstawowa zasada. Z resztą porządek zostawiamy po sobie absolutnie wszędzie)
- książki
- ładowarki samochodowe
- przenośny głośnik
PLAN DZIAŁANIA – JAK SPĘDZALIŚMY CZAS?
No cóż, w zasadzie bez planu, choć i na tym wyjeździe dało się wyczuć w naszym postępowaniu pewien rytm 🙂 Rano pobudka i myśl, że dobrze się człowiek wysypia na tym materacu i że od dzisiaj podróżujemy tak co roku. Potem aromatyczna kawa z widokiem na jezioro i szybka poranna toaleta. Potem decyzja dokąd jedziemy i poszukiwania miejsca, w którym możemy wziąć prysznic (na Mazurach takich miejscówek jest sporo, bo to przecież kraina żeglarzy; prysznice bez problemu znajdziesz przy każdym porcie w cenie 10-15 zł za 7 minut prysznica; można też skorzystać z prysznica na stacji benzynowej).
Jako że śniadanie jemy dosyć późno to zasiadaliśmy do niego niemal w porze obiadowej. A czasami zamiast śniadania jedliśmy po prostu obiad. Przy okazji tego wpisu polecę Ci kilka miejsc, w których dobrze zjedliśmy.
W Olsztynie zjedliśmy pysznie w restauracji MISA. Pyszny pad thai – bardzo polecam.
Przy okazji, muszę, bo się uduszę, pokazać kilka kadrów z Olsztyna, który odwiedzić miałam już dawno, bo to rodzinne miasto mojej przyjaciółki Tekstualnej, ale nigdy nie było mi po drodze, aż w końcu dotarłam i się oczarowałam. Udało mi się złapać Olsztyn w kilka moich kadrów.
Z Olsztyna ruszyliśmy dalej, w stronę Mrągowa i Mikołajek. W Mrągowie postanowiliśmy spróbować lokalnej kuchni i w restauracji Smaki Mazur zjedliśmy zupę karmuszkę, plince z pomoćką i dzyndzałki warmińskie. Wszystko nam smakowało!
W Mrągowie wypożyczyliśmy sobie wodny rower i pospacerowaliśmy trochę po miasteczku. Piękne te kamienice!
Mikołajki nie skradły naszych serc, za dużo straganów i za dużo ludzi, choć miasteczku piękne. Zjedliśmy tu za to pyszne śniadanie w przepięknym, uroczym ogrodzie. Polecam to niesamowite miejsce, naprawdę warto. Bistro nazywa się Przechowalnia Marzeń.
No cóż tak naprawdę to koniec relacji i wszelkich porad, bo taki wyjazd nie wymaga zbyt wielu przygotowań, gdy jest się dorosłym człowiekiem. Można bardziej na spontanie jak się chce, można gotować wszystko na polanie lub nad brzegiem jeziora i wtedy warto wziąć ze sobą więcej kuchennego sprzętu, ale to też niekonieczne, bo to właśnie na takim wyjeździe człowiek sobie uświadamia, jak niewiele mu do szczęścia potrzeba.
Wystarczy wybrać jakiś kierunek, zboczyć z ekspresówek i autostrad i jeździć małymi, lokalnymi drogami, a potem zatrzymywać się wszędzie, gdzie coś na zachwyci. Taki wyjazd i brak określonego celu to dobry moment by się zatrzymać, by nie musieć odhaczać jak największej iloci atrakcji, no i by przypomnieć sobie jak to jest być znowu małolatą 🙂
Nie ma się czego bać, warto się odważyć, bo to przygoda, której się długo nie zapomina. To jak? Czujesz się zainspirowana?
A na koniec jeszcze cytat z mojego Instagrama:
” Są takie momenty w moim życiu, które są jak tatuaże.
Mazury. On, ja i pies.
Spanie w aucie gdzieś pośrodku niczego.
Książki pożerane łapczywie, komary, które bezskutecznie odbijały się od moskitiery i smak wina w plastikowym kubeczku.
Koncert świerszczy i pluskanie ryb w jeziorze.
Cudowny, letni i lepki upał.
Zapach ziół i zapach porannej kawy, którą piliśmy zagryzając ślwiki w czekoladzie i mocząc stopy w porannej rosie na trawie.
Rozpalona słońcem skóra i pachnące wiatrem włosy.
Młodość.
Moment.
Jak tatuaż”
„Jedną z tajemnic szczęśliwego życia, są maleńkie uczty” Iris Murdoch
Jedną z moich uczt będą te Mazury.
20 komentarzy
Basiu, cudnie! W tym roku jeszcze wakacje w komplecie z potomkiem, ale jesienią koniecznie chociaż jeden weenend spędzę poza domem tylko z mężem – taki jest plan. Jestem zbyt wygodnicka na taki spontan w aucie, ale urlop tym razem chcemy spędzić bliżej natury na glampingu 😀 z każdym wpisem lubię Cię coraz bardziej, żałuję, że nie dane mi było poznać Was na spotkaniu w Lublinie, mam nadzieję, że będziecie organizowały kolejne kobiece zjazdy 🙂
Pozdrawiam!
Glamping brzmi super, też mi się marzy 🙂 prawdopodobnie następne spotkanie we wrześniu, zobaczymy 🙂
Basiu, please, popraw proszę nazwę Klebark Wielki, bo chcę pokazać mężowi artykuł (od 3 pokoleń jego rodzina tam mieszka) a z babolem nie chce cieszę się że nasza kraina przypadła Wam do gustu. Zapraszamy częściej
Już poprawione, dzięki za czujność 🙂
Czy czuję się zainspirowana? I to jak!! Co za pytanie, na Mazurach już w tym roku byliśmy bo co roku spędzamy w czerwcu kilka dni pod żaglami (co ogromnie polecam, podobny sposób spędzania czasu, tylko przemieszczamy się po wodzie a nie lądzie. A Mikołajki są najpiękniejsze od strony wody, przypominają mi małe chorwackie miasteczka.) ale wciąż pamiętam Twój przewodnik po Kazimierzu i tak sobie myślę, że może taki weekendowy wypadzik we dwoje do Kazimierza ze spaniem w samochodzie nad rzeką. Pozdrawiam
Dzięki Asiu! Polska jest taka piękna!❤️
Super pomysł, super wpis!
Dziękuję ❤️
Basiu, skoro spaliście w bagażniku, to gdzie były bagaże? Czuję się zainspirowana, ale nie wiem, jak by się spakować w takim razie…
Podczas jazdy materac składaliśmy na pół i rozkładaliśmy siedzenia. Bagaże wędrowały na tylne siedzenia. Na noc gdy rozkładaliśmy i siedzenia i materac, bagaże kładliśmy na siedzenie pasażera i pod siedzenia z tyłu. Tak kompaktowo, jak Tetris 🙂
Oj, to nasz klimaty mocno. Jeździmy w tym stylu od zawsze, tylko z namiotem. Jak nie było dzieci, włóczyliśmy się we dwoje z niewielkim namiotem, chętnie stopem po Europie. Teraz mamy troje dzieci i duży namiot, niedawno wróciliśmy z Dolomitów:)
Mazury w twoim obiektywnie cudowne!
Wspaniale 🙂
Basiu zainspirowałaś mnie do podobnej podróży! Jak zwykle- zdjęcia niesamowite.
Super! Wspaniale 🙂
Piękna wyprawa i opis. Tylko uwaga—- Olsztyn to Warmia, a nie Mazury:))
Dziękuję za poprawienie 🙂
Świetny wpis – bardzo inspirujący. Musimy zorganizować sobie taki wyjazd – bez namiotu i zbędnych rzeczy! Dzięki!!!
Też marzę o takim tripie – chociaż w pojedynkę trochę się obawiam, ale pewnie niesłusznie
A to było w sezonie letnim? Jutro się wybieram, pewnie skorzystam z którejś z miejscówek… pytanie tylko czy w sezonie jest tam równie pusto i cicho…
Tak