Basia, a czego wam tak najbardziej brakuje na tych Karaibach?
Czy jest coś za czym szczególnie tęsknisz?
Czy odliczasz dni do powrotu do Polski, czy raczej wolałabyś zostać na Karaibach na dłużej?
Oto jestem, ja i moje odpowiedzi na te najczęściej pojawiające się pytania.
Na początek jednak mała ściągawka dla nowych czytelników i skrót do postów, w których można znaleźć historię naszego przyjazdu na Gwadelupę i półrocznego tutaj pobytu. To tylko niektóre z nich:
– Lecimy na Karaiby, na pół roku!
– Dotarliśmy na Karaiby, nasze pierwsze wrażenia.
– Gwadelupa, rozpakowałam się, zostanę tu na dłużej.
A teraz do rzeczy. Za czym tęsknimy najbardziej? Za rodziną i przyjaciółmi! O tak! Nasze telefony są rozgrzane do czerwoności, fejsbukowy mesendżer non stop w użyciu, a wideokonferencje chłopców z dziadkami są na porządku dziennym. Boże dziękujemy Ci za wifi 🙂
Nasz dom w Polsce zawsze tętni życiem. Albo biegają po nim dzieci sąsiadów, albo robimy przyjęcie na kilkadziesiąt osób. Kocham otaczać się dobrymi ludźmi w moim życiu. Bardzo mi ich brakuje. Moich przyjaciółek, z którymi tak dobrze raz na jakiś czas zrobić sobie babski weekend. Moich sąsiadów, z którymi zrobiłoby się jakiegoś grilla. Mojej siostry, moich rodziców, rodziny Tomka. Wszystkich ich nam brakuje jak nie wiem co! Po powrocie zaplanowaliśmy objazdówkę po rodzinie bliższej i dalszej. Nie mogę się też doczekać pierwszej imprezy w naszym domu, po powrocie. Myślisz, że powinnam ją zrobić w karaibskim stylu? 🙂
A najlepsze jest to, że wracamy na Wielkanoc. To dopiero będzie rodzinny czas. A jak Wielkanoc, to jedzenia!
No właśnie jedzenie, kolejna rzecz, za którą tęsknię w zasadzie codziennie. Już pomijam fakt, że tęsknię za moją ukochaną garmażerką, która ratuje mi dzień, kiedy nie mam siły i czasu, by nakarmić swoją rodzinę. Ja, w zasadzie to my wszyscy, tęsknimy za naszym, polskim jedzeniem, które jest według mnie przepyszne. I nie wiem czy to kwestia tego, że tu na wyspie dobre są tylko owoce i to co ewentualnie sama wyczarujesz z dostępnych składników, czy to efekt naszego „wyposzczenia”, ale na myśl o żurku mojej mamy, ze świeżo tartym chrzanem , kiełbaską i żytnim chlebem, albo pierogach ruskich mojej teściowej, albo ogórkowej babci Teresy mam gęsią skórkę. Jak wrócimy to będziemy jeść nieprzerwanie przez tydzień 🙂
Tęsknię za czasem wolnym, bez dzieci. Tak powiedziałam to 🙂 Pamiętasz mój ostatni wpis o tym jak być szczęśliwą mamą? No właśnie.
Tęsknię za szkołą i przedszkolem, które najdelikatniej rzecz ujmując pozwalały mi i moim dzieciom od siebie odrobinę odpocząć. I choć nauczanie Michała i domowe przedszkole Marcina to jest fantastyczna rzecz i patrzenie na to, jakie postępy robią każdego dnia jest bardzo budujące, to jednak fajnie by było, żeby raz na tydzień ktoś to zrobił za mnie. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię. Zatem brakuje mi naszego polskiego rytmu, pewnej stałości, powtarzalności. Tutaj ciągle jesteśmy tylko na chwilę, wszystko jest na chwilę, zaraz wracamy. Wciąż w wakacyjnym trybie, a powiedz mi ile można być na wakacjach z rodziną? No ile?! 🙂
Tęsknimy za naszym najwygodniejszym na świecie łóżkiem i za sofą w salonie. Tutaj mamy tak niewygodne łóżko, że wstaję o 5, żeby dłużej na nim nie leżeć. Gdyby nie komary i niezbędna moskitiera i strach przed karaluchami (brrr!) to spałabym na podłodze, serio! Nie mamy też żadnej sofy, na której można po prostu położyć się wygodnie z książką czy obejrzeć film, a do wyboru mamy tylko plastikowe, „działkowe” krzesła albo plażę i leżenia na piasku. Zgadnij co zazwyczaj wybieramy? Mój kręgosłup woła „litości” za każdym razem, kiedy zaczynam i kończę dzień.
Czy tęsknimy za naszymi rzeczami w domu? Hmhhh sama nie wiem co odpowiedzieć na to pytanie. Człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. I tak samo jak można przyzwyczaić się do wygody, tak samo łatwo można przyzwyczaić się do jej braku. Z jednej strony jest mi dobrze z moimi trzema koszulkami, spodenkami i sukienką, w której chodzę non stop (tak, tak – ta czarna 🙂 ). Z drugiej strony myślę, że przyjemnie mi będzie po tych kilku miesiącach „odpicować” się, założyć szpilę i zrobić make-up. No i na maksa tęsknię za moim ulubionym, lubelskim lumpeksem na Diamentowej 🙂
Z jednej strony chłopcy bawią się tym, co ze sobą wzięli (a wzięli niewiele), albo tym co znajdą na plaży i są przy tym kreatywni jak nigdy (przeczytaj ten wpis –> Nie kupujmy dzieciom tylu zabawek!). Z drugiej strony, kiedy ich pytam za czym tęsknią najbardziej, zgodnie chórem odpowiadają, że za resztą Lego.
I wreszcie z jednej strony tęsknię za moją kuchnią, w której uwielbiałam gotować, a później robić potrawom zdjęcia i dzielić się nimi tutaj z tobą na blogu, tęsknię za swoimi książkami czy samochodem, który kocham prowadzić. Z drugiej strony mam ze sobą czytnik z kilkuset książkami i mamy też małego peugota, który nie dość, że pali tyle co nic, wszędzie dojedzie i wszędzie zaparkuje. A kuchnia, no cóż. Ugotowane, zjedzone i tyle. Tymczasowo 🙂 Tak jak móię – do wszystkiego można się przyzwyczaić. Pewne rzeczy przestają mieć tutaj aż tak wielkie znaczenie i wartość. Inny klimat. Myślę, że po powrocie jeszcze bardziej docenimy luksus spania na super wygodnym materacu czy podróż wypucowanym, wymuskanym samochodem z ulubioną płytą włączoną podczas jazdy.
Czy chciałabym zostać na Gwadelupie? Czy chciałabym tutaj zamieszkać? Odpowiedź jest jedna: nie!
Przez te 5 miesięcy zobaczę wszystko, co chciałabym zobaczyć na wyspie. Nie twierdzę, że zwiedzę ją całą, bo to niemożliwe. Zobaczę tylko jej niewielką część, ale to mi w zupełności wystarcza. Zjem kilkadziesiąt kilogramów lokalnych ananasów, setki razy wykąpię się w cudownym Morzu Karaibskim, setki razy zobaczę zachód słońca. poleżę na plaży, która do niedawna była tylko w sferze snów. Zrobię to wszystko, a potem…pora wracać 🙂 Do Polski, do mojego kraju, do jego sezonowości, którą dopiero tutaj tak bardzo doceniłam.
Gwadelupa jest zachwycająca, każdemu życzę, by choć raz w życiu zobaczył Karaiby, ale dla mnie jest za daleko by tu mieszkać. Za daleko od rodziny i od kraju, który mimo wszystko kocham. Nie chciałabym żyć gdzie indziej. Wolę podróżować, oglądać świat, a później wracać do mojej bazy, która jest w Polsce.
16 komentarzy
Oj tak, to chwilowa, piękna, gorąca przygoda! Ale będą zdjęcia do albumu!
Chapeau bas, Pani Basiu…
Piękne zdjęcia! Gratuluję tak starannego, przyjemnego w odbiorze bloga. Jestem tu pierwszy raz i już wiem, że niedługo przeczytam wszystkie wpisy 🙂 Uwielbiam ludzi pozytywnych, zawsze mam nadzieje, że ich nastawienie do życia udzieli się mi. Jestem chyba z podobnych okolic, bo z powiatu wołomińskiego. Pozdrawiam ciepło 😉
Super, dziękuję za miłe słowa 🙂
Cudownie szczery wpis 🙂 Basia ja już też tęsknie za Twoimi wpisami z bazy, to tak tylko na marginesie, skoro post o tym.
ja trochę też 🙂 ileż można te palmy wrzucać ? 🙂
Mój Tata zawsze powtarza, że podróże są wspaniałe, ale najfajniejsze w nich są powroty do domu. Człowiek na nowo umie cieszyć się tym, co wydawało mu się nudne i zwyczajne. Czyli po tak genialnej wyprawie jeszcze najlepsze przed Wami 🙂 Ponadto też zaczęłam doceniać polską sezonowość, przyszło to z wiekiem i uświadomieniem sobie, jak ten czas pędzi! Zdjęcia i Twoja opalenizna – obłędne!
Końcówka mnie wzruszyła. Kocham podróże, ale moje miejsce to Polska.
Piękne zdjęcia. Fajnie, że pokazałaś Gwadelupę i Twoje prawdziwe „wakacyjne” życie. Podziwiam to że nie pokazujesz wyidealizowanej rzeczywistości. Ja również kocham podróże, ale najfajniej wraca się do domu, z którego zawsze można gdzieś jechać dalej.
Miłego dnia dla was wszystkich.
Imigrantka zdecydowanie nie bedziesz 🙂 ale na obczyznie najgorsze sa wlasnie pierwsze 6 miesiecy. potem juz z gorki 🙂
O tak, po 6 miesiącach zaczęłabym się rozglądać za przedszkolem i szkołą. Prawdopodobnie otworzyłabym knajpę z polskim jedzeniem no i mieszkałabym maks 3 h samolotem od kraju 🙂
Basia, lumpek na Diamentowej ma młodszego brata na Jana Pawła 😉 Ci sami właściciele, więc idea i dostawcy też identiko. 😀 Przywieźcie ze sobą hipersłoneczną wiosnę!
Ale na Jana Pawła już nie wywołuje u mnie takiego drżenia łydek 🙂
Pięknie napisane „a później wracać do mojej bazy, która jest w Polsce”. Też uwielbiam Nasz kraj, mimo, że nie ma w nim „kokosów” 🙂
A ja dodam od siebie, że bardzo tęsknię za Waszą domową codziennością w kadrze i za „Ulubionymi w sobotę” ===》 kocham ten cykl A może Basiu „Ulubione z Karaibów” ?? pozdrawiam
Wzruszylam sie czytajac koncowke. Kilka tygodni temu podjelismy z mezem decyzje, ze wracamy z emigracji i ten wpis tak dobrze oddaje moje uczucia w tej kwestii. Nie mamy Waszych karaibskich warunkow ani klimatu, ale tesknota za rodzina i wspolna z nimi codziennoscia jest coraz gorzej przez nas znoszona. I na pierwszy rzut oka naprawde niczego nam nie brakuje, udalo nam sie kupic dom, mamy fajna prace, przyjaciol, a jednak ciagle gdzies w glowie tez mysli, ze nie do konca udalo nam sie zaaklimatyzowac. Marze juz o zakupach na moim ubionym ryneczku, o smaku pomidora w sezonie i wylegiwaniu sie w ogrodzie rodzicow, kiedy tylko przyjdzie mi na to ochota. Pozdrowienia!