Dziś doszłam do wniosku, że jako jedno z postanowień noworocznych powinnam wpisać sobie podpunkt: „podszkolić się z social mediów”. Przyznaję, że jestem w tym dosyć kiepska. Nie chodzi nawet o same posty, słowo w nich pisane czy też złapanie odpowiedniego kadru na zdjęciu. Chodzi o to, że ja ciągle zapominam o tym, że cześć moich czytelników na przykład w ogóle nie używa instagrama czy też facebooka i dopóki nie napiszę czegoś na blogu to wirtualnie dla nich nie istnieję. Jeszcze inni nie wejdą na mojego bloga dopóki nie poinformuję ich o tym za pomocą posta na instagramie czy też „fejsie”. Muszę też zapamiętać, że są tacy, którzy korzystają tylko z FB albo tylko z Insta. Ufff….!!! Dużo tego i chyba potrzebny mi harmonogram publikacji. Czasami tęsknię za czasami, gdy moim jedynym medium do komunikacji był mój blog i to tutaj skupiałam całą uwagę czytelników. Nie musiałam się zastanawiać co, gdzie i kiedy napisać. Blogerzy (w tym ja!) też byli wtedy jacyś tacy bardziej sumienni i zdecydowanie częściej pisali. Dzisiaj łatwiej jest wrzucić szybki wpis na „insta” zamiast „wypracowania” na blog. Czasy się zmieniają. Dziś zewsząd zalewa nas morze informacji. Ciężko się przez to przebić i trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby dotrzeć do nowych czytelników.
A ja chcę docierać. Bardzo chcę. I jeszcze bardziej chcę wrócić tu, do mojego miejsca w sieci. Wypielęgnowanego, zaprojektowanego tak, byś się tu dobrze czuła, byśmy mogły wypić sobie wirtualną kawę. Ale żeby tak się stało muszę skupić się na blogu i to tutaj gromadzić cały kontent, którym chcę się dzielić i inspirować. Przede wszystkim tutaj, a resztę traktować jako dodatek. Intuicja i serducho podpowiada mi, że tak właśnie będzie najlepiej 🙂
Uff! Tyle tytułem przydługiego wstępu. Po co o tym wszystkim piszę? Bo dziś przy tej naszej wirtualnej kawie czy też herbacie, czy też wodzie z cytryną chcę Ci opowiedzieć o tym jak po raz kolejny, razem z moim mężem postanowiliśmy wywrócić nasze życie do góry nogami. Sprzedajemy nasz dom, w którym spędziliśmy ostatnie 4 lata naszego życia, i który wybudowaliśmy od zera, inwestując w niego każdą wolną chwilę i każdą wolną złotówkę. Tak, sprzedajemy. To się dzieje naprawdę. Jesteśmy jednocześnie podekscytowani tym, że się odważyliśmy, że idzie nowe, a jednocześnie przerażeni – dokładnie tym samym.
Wiele osób puka się w czoło, gdy o tym mówimy. Kiwają głową z niedowierzaniem. Są nawet takie czytelniczki, które napisały mi, że się czują oszukane i przestają mnie czytać 🙂 Jeszcze inni nam kibicują i przytaczają podobne przykłady ze swojego życia. Większość jednak nieustannie gratuluje nam odwagi w podjęciu tej decyzji. Nie zaprzeczę, że wystawienie domu na sprzedaż takiej odwagi od nas wymagało, ale jest to do przejścia.
Opowiem Ci dlaczego.
Krótka historia naszego domu
Nie będę się tu zbyt rozpisywać, ale napiszę kilka zdań dla tych, którzy czytają mnie od niedawna. Mieszkamy wspólnie z moim mężem i dwoma synkami w bardzo dużym domu na wsi pod Warszawą. Od stolicy dzieli nas 35 kilometrów, a do Śródmieścia spod domu zabiera nas kolej i w ciagu 30 minut jesteśmy w centrum. To akurat plus. Plusem jest też sam dom, który zaprojektowaliśmy wspólnie z architektką według naszej wizji. Nieustannie uwielbiamy ten projekt i gdybyśmy mogli przenieść nasz dom w inne miejsce nie wahalibyśmy się ani chwili. Plusem są fajni sąsiedzi, nasze częste z nimi spotkania i wspólne poczucie humoru. Plusem jest kameralna, wiejska szkoła naszych dzieci. Generalnie wszystko zdaje się być w jak najlepszym porządku. Włożyliśmy w ten dom ogrom pracy, czasu i pieniędzy i przez ostatnie 10 lat budowanie go, zajmowanie się nim, urządzanie i rozmawianie o nim było naszym tematem numer jeden. Wszystko pod niego ustawialiśmy. Kto budował dom ten zrozumie mnie ciut lepiej 🙂 Budowaliśmy go absolutnie pod siebie z myślą, by spędzić tu resztę życia. Nauczyłam się jednak, żeby ograniczać używanie zwrotów „na zawsze”, „na stałe” i „na całe życie” – zwłaszcza w kontekście miejsca zamieszkania.
Skoro wszystko było ok to dlaczego go sprzedajemy?
Mogłabym odpowiedzieć na to pytanie najprościej – bo możemy. I nie ma w tym ani krzty bezczelności. To nasza własność, nasze pieniądze i nasze decyzje. Po prostu możemy to zrobić, bo nic w zasadzie na tym etapie życia nas nie ogranicza.
Bo temat zmiany miejsca przez ostatnie 4 lata wracał jak boomerang. Nieustannie. Oboje z mężem mieliśmy okresy, kiedy uspakajaliśmy się wzajemnie i stwierdzaliśmy, że jak już wykończymy ten dom to na pewno nam minie i zechcemy tu zostać. Potem na jakiś czas po prostu sobie żyliśmy, remontowaliśmy kolejne pomieszczenie, czarowaliśmy swoją rzeczywistość. Raz nam to wychodziło lepiej, raz gorzej, ale fakt jest taki, że każde z nas w głębi serca czuło, że ten dom nie jest naszym miejscem na ziemi. Tylko bardzo długo nie umieliśmy się do tego przyznać.
Bo ciągnie nas do miasta. Po prostu i najzwyczajniej w świecie. Brakuje nam miasta tak bardzo, że chwilami aż boli. Miasto dodaje nam energii, inspiruje nas. Jesteśmy miejskimi ludźmi, którzy domek na wsi najchętniej mieliby na weekend. Tutaj – „zdziadzieliśmy”. I naprawdę nie przesadzam. Ja, nawet jak wychodzę do miasta to zawsze muszę zdążyć na pociąg o 14, żeby odebrać maluchy ze szkoły. Nie wrócą sami z kluczem na szyi. Na zajęcia dodatkowe, do sklepu po sól, co to jej zabrakło, do szkoły, do kościoła, do kolegi z klasy – wszędzie samochodem. Na naszej wsi nie ma nawet ścieżek rowerowych. Tęsknię za miastem! I przyznaję rację wszystkim, którzy pisali mi o tym, że zatęsknię gdy ja zachwycona wprowadzałam się „już na zawsze” do wymarzonego domu. Odebrałam lekcję, nauczyłam się o sobie wiele mieszkając tutaj i wiem już czego chcę, a czego nie. Nie chcę tutaj mieszkać i jest to decyzja przemyślana jakiś milion razy na przestrzeni ostatnich 4 lat. Nawet jeśli jest zła, to nie spocznę póki się nie przekonam.
Kolejnym argumentem, który być może nie brzmi optymistycznie, ale jednak jest cholernie prawdziwy i warto sobie o nim przypomnieć jest fakt, że kiedyś i tak wszyscy umrzemy. Nie skorzystanie z okazji, by zobaczyć jak jest po drugiej stronie lustra, nie odważenie się na taki krok, nie poznanie tego jak może być gdzieś indziej – nie, tego nie zaakceptuję nigdy. Będę się bała jak cholera i godzinami będę się zastanawiać czy dobrze robimy, ale to zrobię. Bo ostatecznie życie mamy tylko jedno, a dom, który sprzedajemy to tylko budynek. Ten prawdziwy, który tworzymy jest w nas, w naszej rodzinie. To ona jest najsilniejszym fundamentem.
Miałam kiedyś, dosyć krótko wprawdzie, takiego chłopaka w liceum. Był idealny. Tak przynajmniej myślał cały świat z moją mamą na czele, która w drzwiach witała go niczym swojego syna i już wizualizowała sobie go na ślubnym kobiercu ze mną. Był mega przystojny, wysoki, doskonale zbudowany, miał cudny uśmiech, super się ubierał, był szarmancki, kulturalny, uwielbiały go dzieci i starsze panie, no i doskonale się całował. Naprawdę ideał. I ja to naprawdę wiedziałam. Problem w tym, że to nie był mój ideał i musiałam go rzucić. Złamałam serce nie tylko jemu, ale i połowie moich znajomych, którym ciężko było uwierzyć jak można zrezygnować z takiego chłopaka. Można, a czasem nawet trzeba, bo jestem pewna, że tuż za rogiem czeka ten ideał szyty na naszą miarę. Mój czekał. Mam z nim dwójkę dzieci.
Czy nam nie szkoda? Nie jestem pewna czy „szkoda” to odpowiednie słowo. Bardziej porównałabym to do niepokoju, czasem do strachu, która miesza się z ekscytacją, bo oto podjęliśmy naprawdę konkretna i do pewnego czasu niewygodną decyzję. Wciąż nie wiemy gdzie będziemy mieszkać gdy sprzedamy dom. Jednego dnia oglądamy kamienice na Powiślu, drugiego domki w Lublinie, a trzeciego mieszkania w hiszpańskiej Maladze 😀 Czas, życie i budżet pokażą. Wiem jednak, że skoro powiedzieliśmy A to powiemy też B. Wiem też, że zmiana i wychodzenie ze swojej bezpiecznej strefy zawsze niepokoi, ale później jest już tylko lepiej, a Ty odkrywasz w sobie niewyobrażalne pokłady odwagi i pewności siebie. A to naprawdę bardzo przydaje się w życiu i podczas spełniania marzeń 🙂
179 komentarzy
Basiu nie masz pojęcia jak ja Cię rozumiem! Życzę Wam powodzenia i z niecierpliwością czekam na kolejny wpis. Uwielbiam Twojego bloga i cieszę się że ciągle piszesz a nie skupiadz się wyłącznie na fb i Ig.
Dziękuję za miłe słowa ❤️ W tym roku pełna mobilizacja, by pisać częściej tutaj na blogu
Jesteś niesamowita!!!! No po prostu!!
Dziękuję to bardzo miłe ❤️
Basiu, sama mieszkam na wsi i mam znajomych w Wawie. Ci co mieszkają w Wawie to maja domki na działkach na wsiach. Ja takiego domku nie potrzebuje, ale często bywam w Wawie ze względu na potrzeby dzieci i pracę i tochyba zaspokaja moje miejskie potrzeby. To jest bardzo trudny wybór. Życzę powodzenia! Podejrzewam ze najbardziej z tej zmiany bedą zadowolone dzieci . Warto podejmować wyzwania i spełniać marzenia
mam taką nadzieję
Bardzo mnie bawi jak ludzie są zaszokowani faktem, że ktoś potrafi podjąć życiową decyzję. A co śmieszniejsze dotyczące własnego życia. Taka chyba cena pisania o swoim prywatnym życiu. Zawsze ludzie będą krytykować lub mówić jak mamy przeżywać własne życie.
Gratuluję decyzji, która świadczy o słuchaniu swoich potrzeb i determinacji do podążania za swoimi postanowieniami.
Pozdrawiam serdecznie, Kasia
Czasami internet wchodzi za mocno, czasem po prostu ktoś coś pisze pod wpływem emocji pozdrawiam ciepło ❤️
Witaj Basiu, rozumiem Cię, że mieszkanie na wsi ma wiele plusów, szczególnie w wymarzonym, zbudowanym własnymi rękami domu, ale niestety ma swoje minusy. My też mieszkamy w takim miejscu, że wszędzie samochodem. A jak się ma starsze dzieci, jak u Ciebie, to właśnie robisz za szofera. Dlatego my też szukamy nowego miejsca dla siebie i wiemy też, że będzie to Socho, bo tam mamy dziadków, którzy dodatkowo pomogą przy dzieciach, odbiora ze szkoły itp. No i miasto to przede wszystkim więcej możliwości, wszystko na wyciągnięcie ręki. Zatem powodzenia dla Was, trzymam kciuki i ściskam ☺️
Hej Monika 😉 Socho i dziadkowie to dobry kierunek. Ciepło pozdrawiam ❤️
Jedna decyzja, a tyle nowych możliwości:) Samych dobrych zmian życzę, pozdrawiam
To prawda 🙂 dziękuję ❤️
Dobra decyzja. Nie lubisz wsi i koniec, kropka.Mam siostrę, która już ponad 30 lat się tak męczy. Nie jest u siebie. W mieście jest anonimowa i to jej pasuje. Do lekarza to cała wyprawa. Powodzenia
Basiu a może nie sprzedawaj tylko wynajmij na slowhop? Wszystkie czytelniczki będą chciały tam zamieszkać chociaż na tydzień <3
Że też o tym nie pomyślałam ❤️
Chociaż pozostałe argumenty nie do końca do mnie trafiają to ostatni akapit zrobił na mnie wrażenie. Podziwiam Cię i marzy mi się kiedyś taka odwaga do diametralnej zmiany. To musi być piękna przygoda ❤️
Cześć! Baśka! Czytam Ciebie od stu lat 5-6? Nie pamietam. Na pewno sprzed ery Twojego domu. Najpierw łączyła nas estetyka, tematy dzieciowe, problemy kobiet urodzonych w połowie tak 80 😉 potem pojawił się Twój dom. Piękny! Ja już wtedy miałam działkę. I się zaczęło. Inspiracja 100 procent. Po swojemu oczywiście bez kopii bo człowiek kreatywny. Mąż się śmiał: a co na to Basia Szmydt? kiedy wrzucałam pomysły i kolejny raz pokazywałam podłogę, kafle, meble. Jestem w środku budowy. Kasy nam brakuje więc zwalniamy tempo. I wątpliwości. Czy te korki nas nie zniszczą? Czy to że naokoło nikogo prócz dzików nie przerazi skoro teraz cieplutki blok? Czy szkoła ok? Czy to czy tamto. Dużo wątpliwości. I Ewa przyjaciółka moja rok temu chate sprzedała bo rady nie dali z tym i teraz Wy bo tak. I pierwsza reakcja STRES zdenerwowałam się że dom sprzedajecie! Ale jak to możliwe!?! Ale to moje projekcje. Moje stresy. Moje wizje. I w sumie teraz myśle, że dobrze że ciało dało taki sygnał. Jak nam będzie źle, jak nas będzie nosiło jak Ciebie czy moją Ewę to po prostu to zrobie. Nie jestem niewolnikiem murów. Odwagi Miśka! Sprawdzaj! Smakuj! Sprzedasz dom? I co? Ciekawe co przed Tobą! Zobacz Jacy tu odważni ludzie! Nie będę się zamartwiać. Dziękuje. Bo mogę po prostu. Braveheart! To inspiracja że nie muszę wszystkiego robić z wysokiego C.
Nie stresuj się tym co jeszcze nie nadeszło ❤️ Mój scenariusz wcale nie musi być Twoim. Słuchaj swojego serca i intuicji, a wszystko będzie dobrze
O sprzedaży Waszego domu dowiedzialam sie z Instagrama. Ale to blog robi swoją robotę. Genialnie się Ciebie czyta Basiu Gratulacje za podjęcie decyzji. Same nowe rzeczy przed Wami☺ ja sobie daje jeszcze czas czy Walia, a może jednak Polska? Choć wątpliwości pojawiaja się coraz częsciej…
Cieszę się, że tak mówisz, ja też najbardziej lubię swój blog powodzenia w Twoich planach
Trzymam mocno kciuki! ❤️
Dziękuję ❤️
Basiu. Ja sobie cichutko Cię czytam, nie komentując, ale podziwiając. Myślę, Boszzz ile ta kobieta ma determinacji i siły do zmian. Ile odwagi do testowania różnych opcji. To dar i wykorzystujesz go w pełni, wow! 🙂 ja mam w sobie nieustannie poczucie pustki, chochlika co gdzieś ciągnie, popycha, szepcze. Ale jest też drugi, taki o dwóch twarzach strachu i wygody, który ciągnie w przeciwnym kierunku. I tak tkwię w miejscu. Jesteś piękną, odważną kobietą. Gratulacje i powodzenia 🙂
Też mam tego chochlika tylko się nie przyznaję uściski ❤️
to ze mną jest tak:
od początku studiów mieszkam w Krakowie – mieście, które na początku mnie porwało, zauroczyło, a teraz bywa różnie, raz mnie męczy, wkurza, złości, a drugiego razu czaruje na nowo. i mieszkam ja w tym Krakowie już ósmy rok. od prawie 3 lat w szczęśliwym związku, wynajmujemy sobie tę kawalerkę i żyjemy z miesiąca na miesiąc. i co. i jajco. w żadnym z wynajmowanych mieszkań, o tych studenckich nie wspomnę, nie czułam się jak u siebie, jak w domu, w tym 'aktualnym’ jest tak samo. chciałabym na swoje, myśl ta nieustannie się przewija, a ja z nią nic nie robię, tylko się frustruję oglądaniem fb i instagrama, gdzie widzę moich znajomych wychowujących dzieci w domu rodziców, kupujących mieszkania i wykańczających pobudowane domy. pomyślisz, czemu nie kredyt, czemu nie zdecydujemy się na kupno czegoś, a odpowiedź jest prosta – nie wiemy gdzie chcemy żyć i zacumować. ja, 27latka, myśleniem rodem z czasów prlu, sądzę, że jak dom to na całe życie, jak już w niego wpakuję pieniądze, krew, pot i łzy to, choćby skały srały, mam tam siedzieć do śmierci. i nie potrafię się przez to myślenie zdecydować gdzie to moje/nasze miejsce na ziemi jest. nie wiem. na jakieś olśnienie czekam a ono nie przychodzi.
za to przychodzisz Ty. cała na biało 😀 i pokazujesz, że to wszystko to decyzje. czasem niełatwe, podejmowane przez długi, długi czas, ale to tylko decyzje, nasze własne. i że wcale nie jest tak, że musisz być w tych decyzjach konsekwentna, bo przecież nie wiesz jak będzie wyglądało życie po ich podjęciu. masz prawo nie wiedzieć! i przychodzi taki dzień, kiedy możesz stwierdzić, że Cię to życie w tym miejscu, i po tych decyzjach, nie cieszy. po prostu. zdarza się. i mi też się to może zdarzyć! czy podejmę decyzję jutro czy też będę z nią zwlekać kolenje 3 lata – nic to nie zmieni, muszę się nauczyć tego, że może nie wyjść tak jak bym chciała, że decyzja może się okazać nietrafiona, ale doświadczenie – bezcenne.
Basieńko, dziękuję! otwierasz oczy po raz kolejny. w każdym wpisie znajdę coś dla siebie. i choć nie komentuję super często (no już częściej na insta, bo tam szybciej), to wiedz, że czytam i chłonę.
dziękuję, ściskam,
K.
<3
Kasiu! Wow jaki komentarz – powinnaś pisać bloga słuchaj swojego serca, intuicji, nie martw się na zapas. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce ❤️
Basiu, ogromny, ogromny szacunek za szczerość! Przeogromny za to, że masz odwagę i wiesz co wam z mężem i dziećmi w duszy gra…..Nigdy , nigdzie nie ma lepiej i łatwiej ale jest DOBRZE, jeżeli jest się RAZEM!
Trzymam kciuki!
P.S.
nie mam” fejsa”…..zrobiłam eksperyment…kiedy byłam na FB, miliony ludzi składało mi życzenia urodzinowe…kiedy go zamknęłam – o urodzinach pamiętali Ci, dla których istnieję naprawdę 🙂
Trzymam kciuki! 🙂
Gdyby nie blog – w ogóle nie miałabym Fejsa, więc totalnie Cię rozumiem
Basiu, trzymam za Was kciuki, sama jestem podekscytowana tą Waszą decyzją. Od dawna miałaś momenty, o których pisałaś, że to nie to. Dom macie piękny, więc mam nadzieję, że sprawnie go sprzedacie na warunkach jakich chcecie.
Super, że będziesz częściej tu pisała, jestem z tych które zaglądają tylko tu:)
Ludzie, którzy piszą Ci negatywne rzeczy, możliwe że sami w swoim życiu mają coś niewygodnego, tylko w swoim życiu trudniej coś zmienić, łatwiej w cudzym.
Dzięki za miłe słowa Kasiu ❤️
A jak zaczęłam czytać Twój blog to mieszkaliscie u rodziców… i to już 4 lata w tym cudownym domku… Mocno kibicuje, ja sama niedawno wywrocilam swoje i Syna życie do góry nogami i to była moja najlepsza decyzja w życiu! Działajcie!
Super – powodzenia! ❤️
Najważniejsze i najtrudniejsze jest podążanie za sobą, ale to przeważnie jest dobra decyzja. Strach robi swoje, ale nawet jeśli to jest błąd, to będzie nasz błąd 🙂 Trzymam kciuki za znalezienie kolejnej „perełki” do mieszkania. Pozdrawiam ciepło 🙂
Tak jest – to będzie nasz błąd ale każdy błąd czegoś uczy.
Gdziekolwiek to będzie, będzie najlepiej…♥️
Mogłabym egoistyczne napisać wracaj do Lublina ale z niecierpliwością będę oglądać i dom w Maladze
Dziękuję ❤️❤️❤️
Jedyna stała to zmiana czekam na rozwój sytuacji, gratuluje odwagi i trzymam kciuki za powodzenie i wybranie swojego najpiękniejszego miejsca na ziemi. Szalona! Ale w pełni to rozumiem ❤️
Dzięki! ❤️
Jak ja Cię rozumiem! Ja wyjechałam z moim ideałem z Poznania do Piły 7 lat temu i bardzo źle się tu czuje, ale w głębi serca czuje że ta Piła to tylko przesiadka w naszym życiu, że zaraz stąd uciekniemy do „miasta”. Ale doceniam ten slow life, który tu mam
Trudne decyzje – powodzenia ❤️
Pięknie się Ciebie czyta Basiu. Najważniejsze, że decyzja podjęta RAZEM i masz rację DOM jest tam gdzie WY jesteście:-) Powodzenia 🙂
Dziękuję
Ja wiedzialam ze tak bedzie 🙂
Totalnie nie rozumiem jak można chciec sprzedać taki pełny dom ale z drugiej srony wiem, je jak ze musi to sie musi i koniec. I taki paradoks: Kasia Simplicite po mieszkaniu u was postanowiła zamieszkać na wsi w lesie a Wy po chwili z tej wsi uciekacie. Życie pisze ciekawe scenariusze…
Kasia już też ze swojej wsi ucieka z zupełnie innych powodów. Życie puszę różne scenariusze
Odważna decyzja. I chyba to jest ten moment. Ja troszkę starsza i dzieci już większe,mieszkamy na wsi przy dużym mieście, ale w przeciwieństwie do Ciebie od początku dzieci chodziły do przedszkola, szkoły w mieście – gdyż tam pracowaliśmy. I w zasadzie pogodziłam się z myślą ,że jestem trochę kierowcą moich dzieci – ale tych poranków i spacerów nie zamieniłabym na miasto:) trzymam kciuki i ciekawam gdzie wylądujecie
I już szok spowodowany tym, że sprzedajecie dom, przestał być takim szokiem. Najbardziej do mnie trafił ten argument z chęcią zamieszkania w mieście. Podejrzewam, że na dłuższą metę też nie dałabym rady na wsi. Z powodów, które właśnie wymieniłaś w tekście.
Powodzenia!
PS Zapraszamy do Lublina 🙂 Całkiem przyjemnie się tu mieszka.
Wiem 🙂 w końcu spędziłam tam 25 lat swojego życia
Witaj Basiu!
Jakiś czas temu przeczytałam pewną książkę, „Miasto Szczęśliwe”, która w bardzo przystępny sposób pokazuje rzeczywistość ludzi mieszkających na przedmieściach – skazanych na samochód, tęskniących za czymś nieuchwytnym. Pokazuje też alternatywę – życie w miastach dobrze zaprojektowanych, gdzie nie tylko wszędzie możesz iść na piechotę, ale gdzie przede wszystkim jest też społeczność tętniąca życiem. Bardzo tę książkę polecam, choć może jest bardziej pozycją dla urbanistów czy architektów, to i zwykłemu człowiekowi może pomóc w bardziej świadomym znalezieniu swojego miejsca na Ziemi. 🙂 Mi otworzyła oczy na wiele spraw.
Ooo zaciekawilas mnie, chętnie przeczytam – dzięki ❤️
Mega podziwiam podjęcie takiej decyzji. Ja sama marzę o tym, żeby w końcu wynieść się z miejsca, w którym mieszkamy, tylko jest jedno, za to duże ALE… to ja tego chcę a nie mój mąż, to dom rodzinny męża, nie mój i właściwie to tracę już nadzieję, że kiedykolwiek uda mi się przekonać go do zmiany. Staram się to rozumieć, i nawet trochę plusów dostrzegać, ale ciężko mi. Tymbardziej z ekscytacja będę obserwować Wasze dalsze losy. I z zazdrością też 🙂
To prawda, mi było łatwiej, bo oboje chcieliśmy tego samego ❤️ Powodzenia
Basiu podziwiam za dezycję! My mieszkamy w podobnej odległości od centrum Warszawy, dzieci wozimy do szkoły w Warszawie, ja pracuję zdalnie, mąż ma własną firmę, która pozwala na dowolną lokalizację. Świadomie wyprowadziliśmy się z Warszawy 8 lat temu kiedy skończyliśmy budować nasz dom – z 5 latkiem i 13 dniową córeczką. Pomimo dojazdów do szkoły i odbierania dzieci co poprostu trzeba zaplanować nie żałujemy dcyzji! Odległość miasta jest na tyle bliska,że zawsze możemy wyskoczyć do kina, na zakupy czy na piwo ze znajomymi ( chociaż Ci „miejscy” mają mniej czasu niż Ci nasi sąsiedzi na miejscu aby usiąść na tarasie i napić się wina) . Jednak absolutnie rozumiem chęć zmiany , które są nam potrzebne jak tlen 🙂
trzymam kciuki za znalezienie nowego, wspaniałego dla Was miejsca sooner then later !
Fajna historia trzeba szukać swojego miejsca – zdecydowanie ❤️
Gratuluję decyzji. Jakbym siebie słyszała i powody Waszej sprzedaży domu są mi bardzo bliskie. Całe życie mieszkając na wsi ciągnęło mnie do miasta i także z mężem podjęliśmy decyzję o kupnie mieszkania w mieście. Z powodów pewnych wydarzeń z życia aktualnej Wspólnoty Mieszkaniowej spełnią się marzenia mojego życia. I tu sprawdza się powiedzenie, że nie ma tego złego coby na dobre nie wyszło. Właśnie czekamy aż nasze M się wybuduje. Za dwa lata planowana jest przeprowadzka do mieszkania z tarasem, z widokiem na rzekę, blisko parków, w spokojnej dzielnicy stolicy Dolnego Śląska. Już nie mogę się doczekać… Wam gorąco kibicuję.
Brawo! Trzymam kciuki ❤️
I bardzo dobrze! Kupiłam 1,5roku temu mieszkanie. Takie w połowie moich marzeń. Bo kasa, bo lokalizacja, bo szkoła blisko. Zawsze marzyłam o mieszkaniu w kamienicy. Wynajmowałam takie przez cztery lata i wiem doskonale za czym teraz tęsknie. Jeszcze do niedawna myślałam, że muszę jakoś żyć w tym moim mieszkaniu w pół do marzeń. A teraz myślę „oh, fuck it!”. Ile razy żyję? Raz! Mam z czegoś rezygnować? Nie ma opcji. 🙂 Szukam, sprawdzam, kalkuluję i daję sobie max 5lat na kamienicę!
Trzymam kciuki za Was!
Go girl! Niech to będzie mniej niż 5 lat – trzymam kciuki ❤️
A czy można prosić o jakiś link do sprzedaży? 🙂 Chętnie zapoznam się z ofertą.
Iza ogłoszenia narazie nie ma, bo mamy kupujących. Jeśli coś się zmieni – dam znać
Oj Basia Basia A ja poniekąd dzięki Twoim wspisom rzuciłam Warszawę bez strachu no cóż, klimatyzuje się w Nowym miejscu, miasto jak Ty uwielbiam ale jestem pod Warszawa, nie w tak mocnej dziurze i powoli przyzwyczajam się. Życzę powodzenia, dobrych wyborów
I ja Tobie ❤️
Basiu, doskonale Cie rozumiem, ja tez jestem miastowa dziewczyna, nie moglabym mieszkac na wsi i nawet moj maz, ktory jest ze wsi, stwierdzil, ze teraz on tez nie moglby mieszkac poza miastem. My uwielbiamy podrozowac, ale na co dzien musimy miec miasto pod nosem, sklepy, kino, kawiarnie. Ja po prostu nie wyobrazam sobie siedziec caly weekend w domu i nie moc wyjsc nawet na spacer, bo nie ma gdzie! Czekam na Twoj nowy z cierpliwoscia 😉 i na wiecej wpisow na blogu. Pozdrawiam cieplo z IE 🙂 Ania
Dziękuję ❤️❤️❤️
Basiu, czytam Cię od kilku lat, gdy sama podejmowałan decyzję o budowie domu pod miastem. Twój stary wpis o znalezieniu miejsca na ziemi, pomagał mi w moich rozterkachMy mieszkamy od prawie roku, jest dobrze póki co mam pytanko, może zbyt osobiste, bo dotyczące finansów, a le jestem szalona realistka. Czy stać Was na wyprowadzke, gdy nie uda się sprzedać domu? Domy zwłaszcza w dalszych lokalizacjach często długo się sprzedają. Co jak nie uda się znaleźć chętnego?
Nie. Musimy najpierw sprzedać dom, żeby móc kupić coś innego.
Czesc Basiu, muszę Ci napisać że Twoje sprzedażowe wpisy to miód na moje serce sami jesteśmy na podobnym etapie. Mamy domek w Sudetach, w lesie, na terenie parku krajobrazowego, bez najbliższych sąsiadów i z ogrzewaniem gazowym dla niektórych brzmi pewnie jak bajka, ale ja czuję że się duszę, że straciłam bezpowrotnie dawne miejskie życie, kochałam naturę jak była wyborem, a jak stała się koniecznością to nie mam nawet ochoty z niej korzystac. Czuję się jak w wiezieniu. Mieszkamy tu pół roku i chcemy po wstępnym remoncie sprzedać dom. cholernie się boje przyszłości ale czuję że wpadlabym w paranoję zostając tutaj oczywiście wszyscy pukają się w głowę 😉 pozdrawiam!
Idź za tym głosem, który podpowiada Ci zmianę ❤️
Mieszkałam Basiu całe dzieciństwo i młodość w okolicy, w której stoi Wasz dom. W miasteczku na B dokładniej. Na Twój blog trafiłam przypadkiem, kilka lat temu i szczerze się zdziwiłam, że tak pełna pomysłów na życie, pozytywna osoba wybrała sobie do życia takie miejsce. Bez prawie żadnej komunikacji, no na takim kompletnym ekhm…wszędzie daleko. Mieszkając w tamtej okolicy, brakowało mi dokładnie tych samych rzeczy, których brakuje Tobie. Też myśleliśmy o przeprowadzce do Warszawy, ale wolimy jednak mieszkać w domu…Chcieliśmy mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko. I mamy:) Znaleźliśmy miejsce dla nas idealne.
Też pod Wwą, ale…z rozbudowaną komunikacją pozwalającą na samodzielność dzieci, szkołą w zasięgu nóg/roweru. Z kolegami dzieci po sąsiedzku, z Wwą, do której nie jeździ jeden pociąg raz na godzinę, tylko jest więcej wygodnych możliwości dojazdu.
Na zajęcia dodatkowe, do sklepu po sól, co to jej zabrakło, do szkoły, do kościoła, do kolegi z klasy – wszędzie pieszo lub rowerem 🙂
Wam też tego serdecznie życzę!
A no widzisz – rozumiesz mnie jeszcze lepiej mieszkając w miasteczku na B
Powiedziane tak prosto, a tak pięknie, bo po co ubariwiać to co prawdziwe i mądre. Podziwiam Cię za to, że nie oszukujesz siebie. I tu nie chodzi o dom, ale o życie. Pozdrawiam i życzę cudownych chwil. M.
Staram się dzięki❤️
Choć mam dopiero (aż) 33 lata, pomieszkałam od urodzenia z rodzicami (wiadomo) w mieszkaniu w Krakowie, końcówka liceum i studia u dziadków w mieszkaniu w Krakowie, po śmierci taty przeprowadziłam się z Mamą i siostrą pod Kraków do domu i wiesz co… Wróciłam do Krakowa do rodzinnego mieszkania po 5 latach. Jestem mieszczuchem, kocham energię mojego Krakowa, wszystko pod nosem, z auta prawie nie korzystam, rower, autobus/tramwaj, nogi i wszędzie da się dotrzeć, załatwić. Tak korki są, ale to chyba w każdym mieście 🙂 Rozumiem twój wybór i jak mówisz, w życiu trzeba wszystkiego spróbować 🙂 trzymam kciuki 🙂 pozdrawiam 🙂
Fajna ta Twoja historia dzięki ❤️
Basiu choć Was nie znam w Realu to z całego serca Wam kibicuje. Chciałabym Ci również dodać, że ja za doba to nawet na „naszą – klase” mogłabym zajrzeć, tak bardzo chce czytać Twoje myśli. Może dlatego że hmmm w bardzo wielu kwestiach nasze życie jest podobne. Proszę Cię nie zarazaj się komentarzami typu, że niedoceniacie. Mam wrażenie że piszą je osoby które wiele jeszcze nie rozumieją. POZDRAWIAM Was i życzę spokoju ducha w tym ważnym dla Was czasie.
Dziękuję, zwłaszcza za tę Naszą Klasę ❤️
Trzymam kciuki za powodzenie w szukaniu swojego miejsca na ziemi 🙂 I podziwiam „jednak” odwagę powrotu do miasta.
Ja mieszczuch od urodzenia, kochałam swoje miasto miłością bezgraniczną, do czasu jak nie założyłam rodziny i nie urodziły się moje dzieci. Wtedy okazało się, że ciągłe imprezy sąsiadów, trzaskanie drzwiami, palenie papierosów pod oknem, psy za ścianą – zaczęły mnie męczyć. Padło na zmianę mieszkania z parteru na 3 piętro (dwupoziomowe) w nowej dzielnicy. Na szczęście mój tata powiedział, zastanówcie się…to dalej będzie blok i to bez widny. Zmiana planów, kupujcie działkę i budujcie dom! Tym sposobem zamieszkaliśmy w domu, pierwszy rok przepłakałam, bo nie umiałam odciąć pępowiny od mamy bo mieszkała piętro wyżej, nie jeździłam autem, zmiana pracy (dalej) – to był koszmar! Ale….powoli było lepiej – minęło już prawie 14 lat:-) Jedno mogę powiedzieć JA: czy mieszkałam w mieście (dużym) czy na wsi blisko miasta, tak samo często korzystam z dostępnej „kultury”, goście?….tak samo. Jedynie dzieci chyba najwięcej mają utrudnień z dojazdami….nie nie dojazdami tylko KORKAMI. Korki w tej chwili są wszędzie i jest coraz gorzej. Zastanawiamy się co zrobimy jak dzieci się wyprowadzą, są 2 opcje: mieszkanie w mieście lub malutki domek. Ostatnio zakupiliśmy małe mieszkanko i urządzając je teraz już mam nerwa, że w czynszu płacę opłaty na które nie mam wpływu, że sąsiad piętro niżej gotując obiad częstuje mnie zapachem zupy i słyszę okap, że dzieci obok na boisku grają w piłkę 🙂 nie wiem czy znowu bym to wytrzymała. W domu/mieszkaniu muszę mieć komfortową ciszę, w pracy, na mieście lubię gwar i muzykę. Trudny ze mnie człowiek do mieszkania… 😉 Kiedyś w miastach nie było tyle samochodów, smogu….było fajniej. Teraz (jestem z Trójmiasta) co drugie mieszkanie jest wynajmowane, a więc imprezy, hałas….to mnie bardzo powstrzymuje przed powrotem do mieszkania. Dlatego trzymam kciuki byście byli zadowoleni ze swojej decyzji. Bo my jeszcze nie wiemy jaką podejmiemy z mężem decyzję, a musimy ją podjąć bo obecny dom jest za duży.
Ale masz przynajmniej bardzo sprecyzowane oczekiwania. Wierzę, że znajdziecie dla siebie swoje miejsce ❤️
Nosz w mordę! Szaleństwo! 🙂 Trzymam kciuki! 🙂
I tak jak napisał ktoś wyżej, Twój wpis zadziałał u mnie jako stres, mój stres, o moją przyszłość. Bo czytam i rozumiem to rozdwojenie. I sama mam w sobie pierdyliard wątpliwości.
Mój rodzinny dom znajduje się około 40 km od Warszawy. Całe życie dojeżdżałam – co mi nie przeszkadzało zbytnio, bo po prostu tak było zawsze 🙂 Na studia wyprowadziłam się do Warszawy z lekkim obrzydzeniem do tego miasta. Bo ja nigdy nie będę mieszczuchem – pomyślałam. Wracałam i nadal wracam co tydzień, ciągnie mnie na wieś, lubię swoj dom rodzinny, swoją rodzinę, znajomych, lasy, itp.
Ale też musze przyznać, że polubiłam Warszawę – mimo że nie korzystam codziennie z życia miasta, to musze przyznać, że tutaj częściej chodze na spacery po parkach (które kiedyś uznawałam za więzienne spacerniaki otoczone płotem :D), bo na wsi szybko robi się ciemno (a ja boję się ciemności); uwielbiam starówkę, szlajanie się po pracy, wskawiwanie do teatru na wejsciówki, do otwartego kościoła na chwilę ciszy i szybką „zdrowaśkę”, lubię tą swobodną anonimowość, nie oglądanie się na sąsiadów i innych ciekawskich, czuję się tu po prostu dobrze. Chociaż nie jak w domu…
Z drugiej strony mam wybudowany dom w surowym stanie na wsi. Duży dom wybudowany przez moich rodziców dla mnie – posag 😀 (szczęściara). Stoi i czeka. Wraz z wątpliwościami… bo czuję, że będę teskniła za miastem, za wygodą, za tym że wszystko można i nic nie trzeba. Boję się pakowania w kilkuletnie skupienie tylko wokól remontów, napraw, wożenia dzieci, życia wg rozkładu pociągu.
Bardzo marzę o tym, żeby to połączyć. Znależć pracę, w której będę mogła pracować 2 dni zdalnie a 3 z warszawskiego biura. Znaleźć jakis balans., żeby nie zdziadziec na wsi, ale też korzystać z miasta. Boję się tego jak cholera!
w kazym razie: trzymam gorąco kciuki za poszukiwania swojego miejsca na ziemi! 🙂
Dużo tych wątpliwości i wszystkie je rozumiem Jak to mówił 100 latek, który wyskoczył przez okno i zniknął – jest jak jest i będzie co ma być wszystko będzie dobrze ❤️
❤️ i tyle w temacie!
Witaj Basiu, czytam sobie Ciebie od dawna i kibicuję po cichu z przepastnego fotela z mojej miejskiej wsi. Kilka lat temu stałam w rozkroku, już mi było za ciasno w mieszkanku na warszawskiej Pradze, za głośno, za tłoczno, ale wszędzie w miarę blisko. Dorastające dziecko, które woziłam jak szalona po całej Warszawie na różne zaplanowane atrakcje. Wtedy pojawiłaś się Ty, z Twoim przejrzystym opisem, pełna marzeń o domu na wsi i zaletach tego własnego miejsca na ziemi. Czytając o Twoich perypetiach, wyciągałam po woli wnioski: 1) nie buduję domu, kupuję ten który stoi i mi pasuje, (nie lubię czekać), 2) moje nowe miejsce na Ziemi musi być ucywilizowane (np. cytowane-ścieżki rowerowe, wiejski sklep obok, blisko (ograniczonych, ale zawsze) rozrywek, 3) dziecko i ja organizujemy życie na miejscu (szkoła, praca, zajęcia dodatkowe) koniec z bezmyślnym siedzeniem w korku. Zatem kończąc ten przydługi wywód dziękuję Ci Basiu, z pewnością odczytałam z Twoich postów co chciałam, niekoniecznie zgodnie z Twoim zamysłem. Teraz mam swoją miejską wieś, cichą, spokojną, ucywilizowaną i nie zamienię jej (przynajmniej na razie:]).
Cieszę się, że posłuchałaś siebie ❤️
Boże, Basia jak ja Cię rozumiem! Sami przeprowadziliśmy się z Łodzi na wieś, z mieszkania do wielkiego domu z ogromną działka i jeszcze większym potencjałem. Jest pięknie, cudownie, ale… czegoś mi brakuje. Niby to miasto to też nie było to, ale ta wieś tak mnie przytłacza. Zazdroszczę odwagi i gratuluję jednocześnie mam nadzieję, że też kiedyś spróbujemy jak się żyje gdzieś indziej, pewnie za granicami naszego kraju. Powodzenia! ❤
Trzymam kciuki ❤️
Dziękuję, dziękuję, dziękuję…… na Twoim blogu wybrzmialy wszystkie moje rozterki. Przeszłaś w realu drogę, którą ja odbyłam jedynie w wyobraźni. Zawsze wydawało mi się że chcę mieć dom. Mamy 4 dzieci, mieszkamy w Krakowie. Dom w mieście odpadał z uwagi na olbrzymie pieniądze. Obliczyliśmy że stać nas na działkę i dom 15-20 km od miasta. Szukałam długo(3 lata na pewno) miejscowości, większych/ mniejszych w których moglibyśmy wybudować dom. W międzyczasie kończyłam drugie studia, urodziłam czwarte dziecko i jakoś nie składało się na to żeby podjąć decyzję. Dziś weszłam na Twój blog i jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że podzieliłas się z nami tą informacją. Uświadomiłam sobie bowiem, że ja wcale nie chcę się wyprowadzić z miasta! Musiałam przeczytać u Ciebie ten wpis żeby odnieść go do siebie. Kocham moje miasto, to że najważniejsze rzeczy jak szkoła dzieci, przedszkole, pracę, sklepy, kino, basen,dom kultury mam w promieniu 4 km!!! Jest mi tu wygodnie. Owszem mieszkanie mogłoby być większe, ale wiem że zanim byśmy wybudowali dom to najstarsze dziecko poszłoby do Liceum i okazałoby się że chce mieszkać w Krakowie bo dojazdy męczą. Tak więc póki co zostaję w moim mieszkaniu, choć pewnie remont się przyda. A Tobie życzę odnalezienia waszego miejsca w życiu i niech powiedzenie które zawsze rozśmiesza mojego trzylatka was prowadzi. A brzmi ono ” tam dom twój, gdzie kapelusz wieszasz”.
Haha dzięki za piękny komentarz ❤️
Obstawiam że wyladujecie w Lublinie
Dobrze robisz i nie tłumacz się ludziom którzy uważają, że mają prawo mówić Ci co masz robić. Świetnie Cię rozumiem. W Gdańsku mieszkałam w samym Centrum. Teraz co prawda mieszkam w Sztokholmie ale…na spokojnym osiedlu 15 minut jazdy od Centrum. Czuję się jakbym mieszkała na wiosce i nie powiem, że nie tęsknię za szumem Centrum. Będzie dobrze!
Pewnie, że będzie
Swoje miejsce na świecie… odszukać takie miejsce to jest skarb. I życzę tego Tobie, sobie i Twoim czytelnikom. To ważne jak chleb, bo chleb najlepiej smakuje w domu… Pozdrawiam.
Dziękuję ❤️
Basiu ja czytam ten tekst i jest to tekst dojrzałej, mądrej kobiety, która wie czego chce. Gratulacje za odwagę!!!!
Dziękuję ❤️
Jestem bardzo ciekawa, gdzie zdecydujecie się zamieszkać. Sama przeprowadzałam się 10 razy, więc nie szokuje mnie Wasz plan sprzedaży nowego, w pełni urządzonego domu. Ja najpierw przeprowadzałam się kilka razy z rodzicami, w tym 2,5 roku mieszkałam za granicą. Potem były studia daleko od domu, przeprowadzki w poszukiwaniu pracy… Teraz mam własną rodzinę, dwóch synów. Z moimi chłopakami mieszkaliśmy najpierw w małym mieszkaniu w dużym mieście, a 10 dni przed planowanym terminem drugiego porodu przeprowadziliśmy się do małego miasteczka, do domu z ogrodem, 70 km dalej. Tutaj mój mąż prowadzi własną działalność gospodarczą, a chcieliśmy być blisko siebie. Nie mamy w tej miejscowości żadnej rodziny, przyjaciół, pierwszy rok był dla mnie bardzo ciężki. Z tym, że my od razu założyliśmy, że będziemy tu mieszkać ok 5 lat, a potem przeprowadzimy się do docelowego miejsca. I staramy się konsekwentnie realizować nasz plan. Mieszkamy w domu wybudowanym tuż przed wybuchem II WŚ, który gruntownie wyremontowaliśmy, mamy ogródek, piękną, drewnianą werandę. Lubimy nasz dom, ale to nie jest nasze wymarzone miejsce na ziemi. Mimo to cenię bardzo ten czas, który tu spędzamy. Mieszkanie tutaj pozwoliło nam jeszcze lepiej poznać nasze potrzeby, a narodziny dzieci zweryfikowały niektóre z nich. Ja już wiem na 100%, że nie mogę żyć bez ogrodu i że nie chcę mieć sąsiadów za ścianą. Lubię mieszkać w spokojnej okolicy, nie lubię korków, spalin samochodów i walki o miejsce do zaparkowania samochodu. Nie chcę już wracać do aglomeracji, ale brakuje mi dostępu do możliwość i i usług, które oferuje. Długo szukaliśmy z mężem działki pod budowę przyszłego domu. Wypisaliśmy na kartce wszystkie istotne dla nas kryteria. Odległość od szkół, dużego miasta, lasu (to było dla nas wazne), itp. Kupiliśmy działkę na spokojnym osiedlu domów jednorodzinnych, 200 m od lasu, blisko małego, zabytkowego miasteczka. W nim mamy szkoły, sklepy, basen, wszystko co potrzebne do życia na co dzień. Dalej będziemy mieszkać daleko od dziadków i to już się nie zmieni, ale w tej samej gminie mieszka kuzyn z rodziną, trochę dalej kolejny i nasi przyjaciele. Mam nadzieję, że będzie nam tam dobrze.
Wow! Ale masz doświadczenie
Pamiętam jak stałam przed wyborem, dom na wsi czy wieksze mieszkanie w mieście. Wygrało wieksze mieszkanie ze wzglęu na dzieci. Infrastruktura miejska, szpitale, pogotowia, lekarze, szybki dostęp do kultury rozrywki sztuki i usług. Gdyby to był dom na wsi to wieczne wożenie dzieci… zdecydowałam że nie chce być szoferem. Co do samej budowy domu.. mam w swoim otoczniu na prawde wielu znajomych którzy zdecydowali sie na takie rozwiazanie, idzie za tym budowlany styl życia. Można to lubić, a nawet trzeba w owej sytuacji, w przypadku niektórych niekończąca się budowa, i orbitowanie wokół tego tematu. Szcególnie gdy na budwoe gmera sie samemu. Zamiast np realizować się zawodowo czy hobbystyznie jest sie w rozkroku pomiędzy projektowaniem, urządzaniem , bądź budowaniem. Przysłowiowa cisza i spokój to dla mnie za słaby argument by rezygnować z walorów życia w mieście. No ale… wszystko wg uznania i preferencji 😉
Przypadkiem chyba skasowałam bardzo ważne zdanie w mojej opowieści: nowa działka jest znacznie bliżej dużego miasta, 25 min jazdy samochodem do ścisłego centrum. A gdybym tylko chciała wyskoczyć do galerii handlowej czy popularnego sklepu na I to wystarczy mi 15 minut na dojazd. Opłaca mi się wyskoczyć po pracy na 2 h, nie muszę robić z tego całodniowej wyprawy.
Wiesz co Basia? Napisałaś w sumie to co myślę.. dom piękny, spodobał mi się od początku, blogowa wizja waszego życia, nawet z #hasztagzycie (bo ja i blog i insta śledzę 😉 ) taka piękna, sielska.. ale najpiękniejsi jesteście Wy 🙂 i kurcze zazdrość jest paskudna, ale mega zazdroszcze, że macie siebie, wspólną wizję i wspólną przyszłość. Nieważne gdzie, ważne, że razem 🙂 Życzę wam powodzenia 🙂
Dziękuję ❤️
Och, mogłabym napisać podobnie…. 2 lata temu wrocilam do rodzinnej miejscowości pod Warszawą, ale na jej obrzeża. Niby do autobusu najbliższego mam 300m ale jezdzi rzadko więc do drugiego i do skm trzeba isc 1km. Te też nie jeżdżą co 10 minut. Wszędzie jeździmy samochodem bo najbliższy sklep jest 1km od nas. Do lasu mam rzut beretem i ten las znienawidzilam przez dziki – po zmroku boję się wyjść z domu bo chodzą stadami. Mieszkamy tu 2 lata a corka w najblizszym sasiedztwie nie ma zadnych kolezanek choc wiem ze jakies dzieci są. Pierwszy rok to był totalny zachwyt, ale od roku czuje jakbym miała kamień na żołądku, poczucie że wszystko jest nie tak, że to NIE MOJE MIEJSCE;( niby racjonalnie rzecz biorac wszystko powinno grac, ale kurcze nie gra:( bije sie z myślami, nie znosze przeprowadzek, wykonczyla nas budowa, na mysl o zmianie mi slabo…
Rozumiem Cię doskonale. Mnie też na myśl o zmianie słabo i też się boję, ale wolę, by było mi słabo przez chwilę (bo to przejściowe) niż być niezadowoloną z tego gdzie mieszkam przez resztę życia
Czasem trzeba wyjść ze strefy komfortu, po prostu. Mieliśmy fajne mieszkanie, duże, w centrum dużego miasta, i też byliśmy szczęśliwi. Wszystko było piękne, ale w sumie gdy je skończyliśmy remontować to jakoś tak zachciało nam się czegoś innego. Kupiliśmy ruderę i teraz ją remontujemy, mieszkając w niej z trójką dzieci… Mieszkamy na budowie, co jest trochę kłopotliwe z trójką małych dzieci, i niektórzy też się pukali, a nawet dalej pukają, że takie piękne mieszkanie zamieniliśmy na ruderę. Tutaj bardziej gra nam w duszy, przynajmniej teraz, miejsce jakby lepsze dla nas na teraz… Może niektórzy tak mają, że muszą szukać i sprawdzać gdzie im będzie lepiej? Doszukiwanie się, że coś z tym lokum jest nie tak bo chce się je zmienić, jest złą ścieżką, i trzeba to zignorować. Basiu podczytywałam Cię od jakiegoś czasu, i nie byłam zdziwiona decyzją, ludzie ciekawi życia często wychodzą ze swojej strefy komfortu. Pozdrawiam i powodzenia.
Ooo jak fajnie to napisałaś – dzięki ❤️
To piękne, że wspólnie z rodziną Robisz to co Ci podpowiada serce
Sama też niedawno podjęłam, można by powiedzieć, szaloną decyzję wyjazdu na drugi koniec Polski i chociaż bywa ciężko to nie żałuję, bo moje serce bije w tym nowym miejscu o wiele szybciej i mocniej ze szczęścia
I to najlepszy wyznacznik! ❤️
Podziwiam ludzi, ktorzy maja czas i chęci by komentowac Twoje decyzje i wybory. Powodzenia w miescie!
Co do mnie mam przeczucie ze ny osiągnąć pelnie szczescia trzeba miec mieszkanko w kiescie i domek na wsi. Win-Win. Tak by część roku na wsi i odpoczywac pd halasu.
Zgadzam się w 100 % to również mój wymarzony model
Na początku pomyślałam,,co Ona robi taki super dom,,. Ale potem zorientowałam się że sama kilka lat temu zmieniłam dom….ba żeby tylko dom….zostawiłam dom,toksyczny związek,kraj….zabrałam tylko dzieci i walizkę ciuchów i powiem Ci że wszyscy pytali się w czoło a teraz ja jestem mega szczęśliwa A oni to widzą i nie mogą wyjść z podziwu do mojej odwagi:) Więc rozumiem Cię Basiu.
Powiem Ci też że ,,czuć,, w Twoich wpisach że nie jesteś szalona z tym miejscem że ono nie daje Ci tej siły, pasji ,przestrzeni. Także powodzenia i szukaj swego szczęścia:) Będę z zachwytem obserwować:*
Dzięki – trzymaj kciuki ❤️
Basiu, podziwiam Cię i szanuję. Chciałabym mieć Twoją odwagę i tak dobrze ogarniać swoje życie. Powodzenia na nowej drodze życia
Dziękuję ❤️ Ps. Ja też się boję
Basiu, blog, blog i jeszcze raz blog.:)
Pozdrawiam serdecznie i z zainteresowaniem czekam na Waszą decyzję.Najważniejsze- choć to truizm to żyć w zgodzie ze sobą.Macie tę odwagę i to jest godne podziwu.Bądźcie szczęśliwi.
Tak tak! Ja też najbardziej chcę być tutaj. Dziękuję ❤️
Basiu, wcale mnie nie dziwi Twoja decyzja 😉 ale dziwi mnie to, że ludzie tego nie rozumieją… Nie rozumieją, że ktoś ma odwagę zmienić coś w swoim życiu i podąża za głosem serca i intuicji. I przede wszystkim, że mu się chce to zmienić! Bo przecież zmiany bywają niewygodne…
Doskonale znam te rozterki i sama po 3 latach zmieniałam mieszkanie, które pieczołowicie remontowaliśmy z mężem… Choć było duuużo głosów dookoła, że 'bez sensu’, że 'tyle pracy na marne’ itd… to ja wiedziałam, że to miejsce nie jest dla nas. Dopóki człowiek nie zamieszka to cieszy się tym remontem i nie myśli za bardzo jak to będzie później… skupia się na urządzaniu i tak jak napisałaś 'czarowaniu rzeczywistości’… ale gdy ta rzeczywistość przychodzi to okazuje się, że nie do końca jest nasza…
Od 6 lat mieszkam z mężem i synem w 'naszym’ miejscu. I nigdy nie żałowałam decyzji o zmianie. Choć nie ukrywam, że teraz marzy się nam mieszkanie z ogromnym tarasem… i choć rodzina i znajomi twierdzą, że lepiej kupić domek z ogródkiem- my uparcie szukamy tarasu na ostatnim piętrze wysokiego budynku w mieście… bo przecież sami najlepiej wiemy co dla nas najlepsze ❤️
Pozdrawiam Cię serdecznie odważna kobieto!! I pamiętaj Basiu: 'I kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu.’
Dziękuję za przypomnienie o tym wszechświecie ❤️ Powodzenia w szukaniu Waszego tarasu
Basiu, ja myślę, że gdy po podjęciu decyzji czujesz ulgę, to jest to dobra decyzja. Niestety najczęściej ja mam wątpliwości mnóstwo, a ulgę rzadko czuję:( Sama jestem niespokojną duszą, przeprowadzałam się tyle razy, że trudno zliczyć! Najpierw sama mając 15 lat wyjechałam do szkoły, a potem z rodziną wiele razy aż wylądowałam w Anglii. I za każdym razem mówiłam sobie, że to ostatni raz, że jak tylko mieszkanie własne, jak tylko dom własny… Ale tak niestety nie jest, bo ciągle coś przeszkadza, przez to czuję się okropnie, jak bym była niewdzięczna, ale to nieprawda. Jestem wdzięczna za tyle rzeczy! to chyba normalne, że ciagle dążymy w życiu do czegoś więcej, rozwijamy się, zmieniamy. Dlaczego męczyć się w domu z okropnymi sąsiadami obok, z ogródkiem, do którego zaglądają sąsiedzi z 10 okien (te angielskie domki i ich podwórka!)? To nie daje spokoju, a po przeczytaniu twojego wpisu na blogu znalazłam w sobie odwagę i wiem, że trudno, czeka mnie ogrom pracy, ale zabieram się stąd. Tylko nie wiem gdzie!;) Raz się żyje, trzeba szukać swojego miejsca. Pozdrawiam i nie mogę się doczekać jak będziesz urządzała swój nowy dom, mieszkanie czy co tam jeszcze innego wymyślisz!
U mnie sytuacja jest nieco inna, bo my wbrew pozorom nie jesteśmy tu jakoś bardzo nieszczęśliwi. Wiedziemy na tej wsi całkiem szczęśliwe życie tylko czegoś nam brakuje, więc nie jestem pewna czy poczuję ulgę czy raczej po prostu polepszę jakość naszego życia, może tak 🙂 ale rozumiem doskonale o co Ci chodzi ❤️ Powodzenia i odwagi w Twoich planach, trzymam kciuki 🙂
Oglądając zdjęcia Waszego domu, niestety nasuwa się myśl, iż jest on niefunkcjonalny i zbyt duży (ogólnie zbyt duży, gdyż np. pokoje dziecięce są zbyt małe). Będąc architektem, dostrzegam szereg rozwiązań, które często są realizowane, jako spełnienie marzeń klientów, a po pewnym czasie klienci wracają po „zderzeniu” z rzeczywistością i niestety przyznają rację, że rozwiązania przy których się upierali nie są funkcjonalne. Wówczas okazuje się, że coś co zjawiskowo prezentuje się na zdjęciach nie spełnia swojej funkcji użytkowej, jak również jest nieekonomiczne w eksploatacji.
Z serdecznością,
Karolina
Warto jest posłuchać różnych opinii i spojrzeć na sytuację np. z punktu widzenia architekta. Z Twoich wymienionych zastrzeżeń zgodzę się z jednym – dziś budując dom zdecydowanie powiększyłabym pokoje chłopaków. Cała reszta to podręcznikowe stwierdzenia, które nijak się mają do mojej sytuacji. Dom i funkcje, które spełnia są dokładnie takie, jak sobie założyliśmy, a na etapie budowy zrezygnowaliśmy np. z ogrzewania ścian (podlogówką), bo w domu by było za ciepło, a dom jest energooszczędny. Moje zderzenie z rzeczywistością nie dotyczy budynku, ale miejsca zamieszkania. A życie, czy to w domu, czy w mieszkaniu to nie tylko architektoniczne aspekty i dążenie do ideału w tej kwestii, ale cała reszta #hasztagzycie
Z serdecznością
Żadne pieniądze nie są warte tego, aby zrezygnować z marzeń sprawdzenia co jest po drugiej stronie lustra. Popieram i się zachwycam odwagą jak gdy Niebałaganka w góry ruszała. Fajne takie podejście, aby się do niczego nie przywiązywać i umieć zaczynać od początku kolejny raz w życiu.
Fajne, fajne, ale trochę stresu przy tym jest pierwszy raz najbardziej boli
Basiu, dlaczego mój komentarz nie został opublikowany?
Karolina
Został, ale po 48 godzinach, gdyż byłam zajęta szukaniem mieszkania offline.
Mam 32 lata i 19mieszkań za sobą i w Polsce i w 'świecie’- wszystkie wynajmowane z różnymi wspaniałymi ludzmi lub z partnerem. Mieszkanie numer 20 jest 'nasze’ co prawda na kredyt 😉 ale nazwijmy go naszym.
Mieliśmy opcję – dom pod Warszawą, piękna okolica, blisko rezerwatu, dom po babci więc do remontu+rodzina do spłacenia. Oczyma wyobraźni widziałam taras, ogródek z ziołami i bandę psów ze schroniska.
A zaraz potem przypomniałam sobie:
1. remont u szwagierki-ciągłe decyzje dot. mieszkania i problemy które wychodziły po drodze,
2. że obok jest cmentarz z rodzinnym grobem co oznacza częste niezapowiedziane wizyty 'na chwilę’,
3. że nie mam i nie chce mieć samochodu- wolę komunikację miejską i rower, a jak trzeba to biorę auto na minuty
4. jak bardzo lubię spontaniczne wypady nad Wisłę latem, lub do kina w zimny zimowy wieczór
5. że bardzo nie lubię dokładnie planować swojego czasu i nie cierpię być czymś ograniczona ( np. godzinami odjazdu autobusu)
6. ile czasu spędzę na dojazdach(nawet jesli rownoczesnie bede czytac książkę)
7. że pół roku w Polsce jest jednak zima i ten ogród może mi zastąpic park i weekendowe wyjazdy w głuszę
8. ile pracy jest 'dookola’ domu a ja tego nie lubię
9. że rodzina nas wyklnie jesli zrezygnujemy kiedys z tego domu i bedziemy chcieli go sprzedac (bo to ich krwawica!)
10. ile kosztuje utrzymanie domu….
Teraz mieszkamy na warszawskiej Pradze, nowe budownictwo -więc wszystko działa, jest bezpiecznie i miło(znamy sąsiadów), klimat w tej dzielnicy jest 'wakacyjny’ :D, mam 20 minut do centrum a mieszkanie musielismy tylko odmalować. Czy to nasze docelowe miejsce? Na pewno nie. Mowią mi to moje poprzednie mieszkania i przeprowadzki. Być może kiedys je sprzedamy, albo wynajmiemy…albo podzielimy na dwie kawalerki po rozwodzie :D. Nigdy nie mówie 'nigdy’,’zawsze’ i 'na 100%’ .
Życie może nas zaskoczyć pozytywnie lub negatywnie ale zmiana którą wymusi zawsze jest dobra (choć czasami może być trudna i bolesna). Bo zmiany są dobre – dzięki nim rośniemy, uczymy się i idziemy dalej w życiu.
Powodzenia – będę śledziła co dalej u was.
Wow! Ależ precyzyjna analiza! To dopiero cenna rada. Nam zabrakło takiej analizy na początku naszej historii z domem. Zbyt optymistycznie patrzyliśmy na wszystko. Jednak wszystko w zyciu dzieje się po coś i gdybym miała tę historię powtórzyć to bym to zrobiła
Basiu, dodam jeszcze , że najbardziej spodobało mi się stwierdzenie: „Postanowiliśmy sprzedać, bo MOŻEMY”.
W punkt.Nikomu nic do tego.:).
Chciałabym w Waszym wieku (jestem nieco starsza) umieć kierować się wyłącznie własnym sercem, przekonaniem i o wiele mniej (albo wcale )przejmować się tym , co na temat moich decyzji mają do powiedzenia inni.Tej umiejętności nabytej dużo szybciej ,niż mnie się to udało, serdecznie Ci gratuluję. Kibicuję Wam.:)
Uczcie się dziewczyny od Basi!
My też się przejmujemy opinią np. rodziny, ale nie wpływa to ostatecznie na nasze decyzje tak naprawdę nie mamy jakiś super mocnych charakterów z moim mężem, ale każdy taki ruch nas umacnia w następnych decyzjach i jest już bardziej z górki uściski
Basiu wysłałam wczoraj komentarz, ale ku mojemy zdziwieniu jeszcze się nie ukazał.
Pozdrawiam,
K.
Tak jak wyżej – miałam wyłączony komputer.
A mnie miasta brakuje tylko troszeczkę. Brakuje mi możliwości wieczornego biegania, bo po wsi troche strach po zmroku (ze mnie coś rozjedzie). Nie wyobrażam sobie jednak powrotu do Lublina. Jest za tłoczony, głośny i irytujący. Wole las, błoto i ciszę. Ale za Was trzymam kciuki, żeby Wam w mieście się podobało.
Każdy ma swoją historię trochę się uśmiecham na stwierdzenie, że Lublin jest zbyt tłoczony i głośny jak sobie pomyślę w jakim miejscu my szukamy mieszkania
Domyślam się 😉 Lublin zrobił się zbyt tłoczny jak zamieszkaliśmy na wsi, na lekkim odludziu 😉
Miasto teraz służy tylko do pracy i fotografowania 😉
Od trzech lat mieszkamy w DE, w wynajmowanym mieszkaniu, z umową na czas niekreślony. Dwa lata temu kupiliśmy stuletnie dom pod Jelenią Górą, który po remoncie miał stać się pensjonatem i naszym domem. Dzisiaj Zielone Okiennice już działają, przyjmują gości…a nasze mieszkanie na strychu stulatka stoi puste. Jest jeszcze odwiedzany raz do roku dom moich rodziców na Podhalu i dom rodzinny K. pod Wrocławiem, gdzie bywamy nieco częściej.
Nic nie jest na stałe, na wieki, na zawsze – niezależnie od tego, co sobie zaplanowaliśmy. A wolność, którą daje „nieprzyjwiązanie” jest cudowna. I wy właśnie tę wolność zyskujecie 🙂
Tak jest ❤️
Moim zdaniem to bardzo dobrze, że umieliście podjąć taką decyzję. My właśnie planujemy w drugą stronę bo w mieście nam zbyt tłoczno. Zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂
Powodzenia ❤️
Trafiłam właśnie na fajny blog. Ten wpis powinien Ci się spodobać http://www.rzeczovnik.pl/2015/08/centrum-miasta-powroty/
Mega fajny wpis – dzięki za polecenie! ❤️
Basiu życzę Wam powodzenia. Mieszkam w swoim domu już 3 rok, a z tyłu głowy mam takie myśli, że to nie ostatnie moje miejsce na ziemi. Mimo, że dom jest piękny, bo przez nas osobiście budowany i wykańczany to tylko dom. Jeśli będzie trzeba wyprowadzę się i dobrze Cię rozumiem. Mój starszy syn zaczął studia w Katowicach i żyje tam spełniony, korzysta z uroków dużego miasta. Daje radę mimo braku nogi. Wszędzie chodzi pieszo, bo mieszka w centrum. Być może i ja kiedyś znajdę się z powrotem w mieście? Niczego nie wykluczam, bo trzeba żyć odważnie, mieć marzenia i płynąć pod prąd. Tego Wam życzę z całego serca!
Otóż to dzięki i wzajemnie ❤️
Basiu życzę powodzenia w znalezieniu idealnego dla was mieszkania, słuszna decyzja, jeżeli źle się czujecie w obecnym miejscu. Pozdrawiam z Łodzi
Dziękuję ❤️
Bardzo dobra decyzja, jeżeli czujecie, że obecne miejsce Was ogranicza. Myślę, że niewiele osób miałoby odwagę przyznać się samemu przed sobą
Trochę szkoda tej waszej pracy ale po co się męczyć i być nieszczęśliwym
Mysle,ze jesli ludzie maja pieniadze,a mysle ze macie to jest to zwykla decyzja,jesli nie mielibyscie kasy i wyjezdzali np.do Anglii,nie znali jezyka i wiekszej gotowki wtedy to byloby wyzwanie,a tak kaprys
Całe życie pracujemy na to, żeby mieć taki kaprys.
Wyjezdzalam z Polski do Anglii z mezem dwojgiem dzieci,podstawowa znajomoscia jezyka,teraz jest ok.chociaz pracuje jako sprzataczka,skonczylam studia w Polsce tutaj odzyskalismy radosc zycia w Polsce dzieci mialy nerwice lekowo,nie mielismy kasy na jedzenie,w Anglii w przyszlym roku kupimy skromny domek,zaczynalismy z 100euro w kieszeni i to jest wyzwanie
Super ciesze sie ze sa w Polsce ludzie ktorym cos sie udaje pracuja i stac ich na kaprysy zycze wam wszystkiego dobrego
No tak,jak sie pracuje w Polsce cale zycie mozna duzo osiagnac,moze masz racje ludzie nie pracuja i narzekaja w koncu to kraj miodem plynacy,jak Norwegia duzo dobrego wam zycze
Szkoda że mój facet tego nie rozumie.
Gratulacje za podjętą dezycję. Wspólnie z mężem w sumie też podjęliśmy już taką, nawet przychodzili potencjalni kupcy. Jednak wycofaliśmy się bo mieliśmy za dużo alternatyw mieliśmy… włącznie z domkiem w Hiszpanii. Wiemy, że tylko na jakiś czas ta decyzja jest odroczona. Ale jak już podejdziemy jeszcze raz naszą dezycję o sprzedaży domu to już nieodwołalnie. Tego trzeba być pewnym. Trzymam kciuki za „nowe miejsce” i jestem ciekawa na co padnie wybór. Pozdrawiam
o to ciekawy scenariusz. My też wystawiamy już drugi raz 🙂
♡ Uwielbiam! Pozdrowienia dla całej rodziny♡
Ależ mnie zaskoczyłaś! WG mnie ten dom, w tym miejscu pasował do ciebie jak nic innego. Mieszkam pod Warszawa i tez czasem mysle ze fajnie było by życ gdzies indziej ale innym razem mysle ze dobrze jest tu gdzie jestem. Tak czy inaczej podziwiam odwagę. Ja chyba nie miała bym odwagi zrobić dzieciom takiej rewolucji, wierze w to ze dzieci potrzebują miejsca które przez lata będą nazywaly domem wiec czeste przeprowadzki nie sa dla nich dobre. Ale pomijając ten aspekt to wasza decyzja wymaga odwagi i dużej elastyczności. Ja chyba takiej nie mam
Pozdrawiam
Własnie buduję dom pod Gdynią i czuję, że wybraliśmy najlepszą z możliwych miejscówek. Jeśli chodzi o sam dom, to teraz zrobiłabym go inaczej. Czyli chyba odwrotnie niż u Ciebie. Pozdrawiam.
A ja tylko przeniosłam się na kilka lat z Warszawy do Wrocławia. I już nic nie było takie samo…
Mąż dostał tam pracę i postanowiliśmy spróbować zacząć życie w nowym miejscu. Bez rodziny, znajomych, w zupełnie obcym mieście.
I ta decyzja była jedną z lepszych decyzji w naszym życiu. Zakochaliśmy się w mieście i jego klimacie. Spotkaliśmy cudownych ludzi a ja swoją żeńską połówkę. Spędziliśmy tam jedne z lepszych lat naszego życia. Mimo, że niestety musieliśmy wrócić do stolicy to liczę, że kiedyś wrócimy do Wroclawia na stałe. Bo ja tam odkryłam swoje miejsce na ziemi i zostawiłam kawał serca. Muszę po niego wrócić.
Warto ryzykować, podejmować szalone decyzje i czerpać z życia garściami. Bo czasem może przejść nam koło nosa coś naprawdę niesamowitego co odmieni i wzbogaci nasze życie.
Samych dobrych decyzji życzę!
Pozdrawiam ciepło 🙂
Basiu, ja także w 2019 roku sprzedałam swój wymarzony dom na wsi. Razem z rodziną mieszkaliśmy w nim 12 lat, 12 najlepszych lat! Niestety dom zaczął nam ciążyć na duszy i kieszeni. Utrzymanie dużego domu na wsi kosztuje dużo pracy i nakładów finansowych. Zdecydowaliśmy z mężem o sprzedaży domu i kupiliśmy apartament w mieście. Szczerze się cieszymy, ponieważ dzieci mają blisko do szkoły i kolegów a rachunki są niskie. Wszędzie jeździmy na rowerach a na spacer z psami wychodzę do parku. Apartament jest duży i nowoczesny, bardzo wygodnie nam się mieszka. Wszystko jest super, lecz ja coraz częściej tęsknię za moim domkiem, czasami jest mi bardzo ciężko, pewnie jakaś cześć mojego serca na zawsze została w moim domu, który najpiękniej wyglądał o zachodzie słońca.
Pozdrawiam serdecznie Agnieszka
Basiu, rozumiem Cie doskonale! Ty masz jednak to szczęście, że obydwoje z mężem lubicie miasto, w moim przypadku niestety tylko ja. Mam cudownego męża, nie chcę pogarszac naszych relacji przez moje ciągle marudzenie ale nie umiem trzymać tego w sobie. Jemu jest przykro bo włożylismy w niego sporo pieniędzy czasu i energii ale ja mam ciągle jedna myśl w głowie: jak go podremontujemy, wystawiamy na sprzedaż. Jednak mąż czuje się tu jak ryba w wodzie i kocha to miejsce a ja sama siebie oszukuje i próbuje j chociaż polubić, ale to działa na jakiś czas.. Wiem że nigdy nie poczuje się tu jak u siebie. Gratuluję decyzji i życzę powodzenia
Mogę się tylko domyślać jak musi być Ci chwilami trudno. Trzymam kciuki, żebyś sobie wszystko poukladala ☺️
Basia, a moze jeszcze takie wyjscie, wynajmijcie swoj dom i mieszkanie dla siebie. W ten sposob jak cos sie zmieni lub zatesknicie to zawsze bedziecie mogli wrocic. Ja czytajac Twoj wpis chcialam Ci odradzac, ale Wy znacie swoje zycie najlepiej. Jestescie mlodymi rodzicami to mozecie, ale jak dzieci zaczna formowac przyjaznie to bedzie ciezej. Ja mam dosc sasiadow, kolejne mieszkanie i kolejny smrod papierosow, ale i marihuany z podworka i z balkonow, a mieszkamy w dzielnicy lepszej. Zawsze sasiad bedzie sasiadem, ktory ma prawo do swojego zycia i przyzwyczajen, a o spokoj ciezko w takich aranzacjach. Mowie ze nawet na role moglabym sie przeprowadzic i ja uprawiac, bylby spokoj dookola. ale pewno i tam wkradlo by sie male niezadowolenie i narzekanie. Musimy wybierac to gdzie jest mniej narzekan. Hiszpanii odradzam, szczegolnie teraz w kryzysie swiatowej sytuacji. ale jesli w przyszlosci sie na nia zdecydujecie to musicie pomyslec ze to moze byc juz do konca, bo dzieci tam wyrosna, beda kraj traktowac jak swoj, utworza swoje przyjaznie, a Wam zateskni sie za Polska, za rodzina, za przyjaciolmi bo po paru latach poczujecie sie obco, bo fascynacja zacznie stawac sie codziennoscia, bo w pewnym wieku zaczyna sie tendencja wracania do korzeni. Prawie kazdy na obczyznie zyje jedna noga w kraju a druga w ojczyznie, i tak powstaja wewnetrzne rozterki. Wowczas powrot do Polski bedzie ciezszy, bo moze dzieci juz tam zaloza rodziny, Wasza tesknota Was przerosnie a jednoczesnie bedziecie chcieli byc przy dzeciach i moze juz wowczas i wnukach.Bedzie Wam brakowalo ogorkow kiszonych, paczkow z marmolada jak w Polsce i mki na zurek, ot takie niby nic a jednak wzbudzi brak Polski i tesknote za nia na codzien. Wakacje to zupelnie co innego niz zycie 24 godziny na dobe 365 dni w roku w obcym kraju – alle nie odradzam bo do odwaznych swiat nalezy. Przemyslcie jednak to dobrze i prosze Was nie odcinajcie sobie drogi powrotnej. Miec do czego wrocic bedzie Wam dawalo niesamowite poczucie bezpieczenstwa jesli wyjedziecie do Hiszpanii. A w Hiszpanii tez mozecie mieszzkac wynajmujac mieszkanie na poczatek. Zobaczycie jak bedzie i zawsze mozecie sprzedac dom pozniej. Natomiast zycie ma rozne biegi, a Wasza decyzja jest bardzo odwazna. Jesli okaze sie ze bedziecie musieli wrocic to bedziecie mieli do czego. To jest moja rada choc wiem jak mozna bardzo za czyms tesknic. Zycze Wam powodzenia i tego byscie byli tam gdzie bedzie dla calej Waszej rodziny najlepsze, pozdrawiam!
Mamy już kupujących chętnych na nasz dom, wszystko się wyjaśni na jesieni gdy dokończymy formalności w urzędach. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie, a oni dostaną kredyt to wtedy się wyprowadzamy, choć jeszcze nie wiemy gdzie 🙂
Basia i ja przybijam piątkę ze zrozumieniem. Mieszkałam do 20 roku życia na wsi gdzie mówiąc kolokwialnie psy du** szczekały do najlblizszego sklepu 4km przystanek autobusowy 5km itp. Cóż ze miejsce piękne na Lubelszczyźnie i każdy znajomy zachwycony jak tu cicho i cudownie… a gó*** prawda! Kocham Warszawę kocham tu mieszkać i każdy kto mówi ze chce uciec na wieś śmieje mu się w twarz i serdecznie polecam okres jesienno-wiosenny na wsi gdzie błoto po uszy, ciemność i marazm wygrywają z największa depresja…trzymam kciuki za Was a DOM jest w Waszych serduszkach 🙂
Basiu, nawet nie wiesz jak się cieszę, że jakiś czas temu trafiłam na Twój Instagram, a przez niego tutaj. Jesteś niesamowitą, pozytywną, mądra i szczerą osobą.
My jesteśmy mieszczuchami i za nic nie przeprowadzilibyśmy się na wieś, ale ze szkolnych, licealnych i studyjnych znajomych zostaliśmy w mieście prakrycznie sami. Nikt nas nie rozumiał i nadal nie rozumie. Owszem, weekendy (niektóre) w domku poza miastem na pewno są świetne, ale życie z dala od miasta nie jest dla nas.
Ciekawa jestem czy nasi znajomi, jeżeli któreś z nich ma podobne do Was odczucia, zdobyły się na taką szczerość i taką zmianę.
Życzę dobrej zmiany.
dziękuję 🙂 najważniejsze to wiedzieć czego się chce, a potem do tego dążyć – super, że tak macie 🙂
Witaj Basiu,
Cieszę się że mogłam przeczytać ten wpis, trzymam za Was ogromne kciuki i tym samym w skrócie opowiem naszą historię:
W czasie studiów dostałam dom od rodziców na wsi niedaleko Poznania cieszyłam się jak jasna chol… Mój tata dużo przy nim pracował ja z mamą jak tylko można było pomagalyśmy. Kiedy poznałam mojego męża (dodam że oboje pochodzimy z wiosek) pracował i miał małe mieszkanko we Wrocławiu. Zamieszkaliśmy razem we Wrocławiu po ślubie zajęliśmy się wykończeniem domu k/ Poznania urodził się pierwszy syn a my nadal byliśmy we Wrocławiu do Poznania jeździliśmy na weekendy i święta później urodził się drugi syn i wtedy zapadła decyzja – ja z dziećmi będę na wsi pod Poznaniem a mój mąż w tygodniu będzie we Wrocławiu bo praca a w dni wolne będzie przyjeżdżał do nas na wieś.
Aż któregoś dnia doszliśmy do wniosku, że jednak to nie tak powinno być, że Wrocław i okolice bardziej nas kręcą że ten Poznań to nie jest nasze miejsce na całe życie – zapadła decyzja o sprzedaży domu, moi rodzice zrozumieli nas i dopingowali w zamiarach inni pytali „dlaczego, po co?”
Sprzedalismy duży dom i wróciliśmy wszyscy do małego mieszkanka we Wrocławiu w tym samym czasie rozpoczęliśmy budowę domu niedaleko Wrocławia (mamy zamiar wprowadzic się do niego pod koniec roku ) jesteśmy zadowoleni i nie żałujemy swojej decyzji, już wiemy że duże miasto nas męczy.
A w nowym domu pomieszkamy kilka lat i znów się przeprowadzimy bo mamy jedno wspólne marzenie – mieszkać w górach ✨
(to nas kręci to nas podnieca 😉 )
Pozdrawiam Ciebie ciepło ☀️ rozumiem Waszą decyzję i kibicuję w szukaniu swojego miejsca na ziemi.
Paulina
Ale super historia 🙂 i taka…podzielona na etapy 🙂 nie dałoby rady w te góry od razu? 🙂 powodzenia <3
Mój mąż użył tego posta jako argumentu za pozostaniem w mieście. Ciekawe czy pandemia nie wpływa na ocenę Waszej decyzji?Ubawiłam się komentarzami. Dopoki nie zobaczyłam ze Trochę zbyt ostro zareagowałaś na komentarz o ksprysie… Fajnych masz czytelników gdyby nie ich komentarze blog nie byłby aż tak fajny. A to prawda, że stąpając twardo po ziemi czyta się powyższe komentarze o wielkiej odwadze i męstwie z uśmiechem w kąciku ust.
nie uważam, by moja odpowiedź była zbyt ostra.
Basiu podziwiam Was za odwagę! Trzymam mocno kciuki ♥️
dziękuję 🙂
Moim zdaniem oczywiście warto zobaczyć, jak to jest mieszkać w mieście, podjęcie takiej decyzji na pewno nie jest łatwe- zgadzam się. My z mężem odwrotnie-uciekamy z miasta, kochany ciszę i spokój. Nie jesteśmy tak towarzyscy, lubimy spędzać czas razem. Trochę mieszkaliśmy w różnych miejscach naszego miasta-Krakowa, i zawsze ale to zawsze trafiliśmy na mniejszego lub większego „świra” sąsiada. A tu jeden aktor codziennie śpiewał, głośno ćwiczył scenki, a że raz na miesiąc pracował to non stop wieczorem impreza, ściany w tym bloku cienkie i liche, z drugiej strony niedoslyszaca starsza Pani i jej program pierwszy od rana do wieczora, gdzieś indziej sąsiad grillujacy, inny wyrzucał śmieci -niby resztki jedzenia dla ptakow-przez okno, inny palił trawkę, czy papierosy-bez kitu co 20 minut, nie pracował. Tu, gdzie teraz mieszkamy od roku był jeden miesiąc bez remontu, przez pozostały czas non stop, i to tak, że ściany chodzą, z wymianą pionów kanalizacyjnych na czele. Mamy niemowlaka w domu i chodzi przede wszystkim o niego. Nie znoszę mieszkac w bloku. I ja i mąż wychowaliśmy się w domach, ja w mieście, on na wsi. Przez chwilę szukaliśmy większego mieszkania, ale zawsze coś nam nie pasowało. A znając nasze szczęście i tak byśmy mieli super sąsiedztwo. Moim zdaniem w kwestii przeprowadzki na wieś najważniejsza jest lokalizacja działki. Szukaliśmy najpierw takiej 30 km od miasta, ale dojazdy powodowaly ogromną stratę czasu. Takim sposobem znaleźliśmy naszą wymarzoną -4 km od miasta, mąż ma stamtąd 3 min autem do biura, ja autobusem 25 min- i tak szybciej niż przez miasto budowa domu spowoduje, że osiwiejemy, ale wiemy, że warto. Oczywiście w bloku bliżej sklep, szkoła, przychodnia. Jednak logistycznie dla nas trudniej w bloku, bo mamy psa. To są tylko nasze doświadczenia, i w żadnym wypadku nie chce zniechęcać. Trzymam kciuki za Was!!
Czasem ciężko jest znaleźć swoje miejsce na ziemi, ale zazwyczaj takie zmiany wychodzą na lepsze, więc nie ma się czego bać. Gratuluję podejścia do tematu! Ciekawy wpis, pozdrawiam serdecznie 🙂
Malaga, Powiśle, a na końcu szary klocek w Lublinie 😀 Ot magia internetowych bzdur.
Magia internetowych bzdur, od przeczytania których ty zaczynasz dzień i nabijasz mi statystyki
Dziękuję Ci za ten wpis. Przypomniałaś mi, że moje tęsknoty o domu pod lasem, sprawdzają się w czasie letniego urlopu ale mogą być bardzo uciążliwe zimą. Bardzo szczery wpis i podziwiam Twoją odwagę, bo taki punkt myślenia jest w blogosferze rzadkością.
W samo sedno! Jestem teraz z mężem w takiej samej sytuacji, a nasz nieskończony dom i ciągła męczarnia myśl kiedy zostanie wykończony, że trzeba zmienić to , tamto, to przeszkadza, to nadaje się do wyrzucenia, tam widać pleśń, tam trzeba podłączyć gniazda, tu droga nie taka, tyle błota, tyle kurzu w garażu, życie przemienia się w chaos i czasami cierpienie. To wykańcza i nie chce się kompletnie niczego! Nie będę mówić że nie mamy budżetu bo to może być klucze w tym , że tu jestem i trafiłam na Twój wpis wpisując w google: Chce sprzedać dom. Widzę plusy mieszkania na wsi, ale w domu się męczymy i wszyscy są daleko. Myślę też o tym, jak będziemy mieli po 50 lat to możemy żałować naszej decyzji. Czuję się w tym domu przytłoczona, zmęczona i ograniczona. Jakieś rady? wiemy z mężem, że męczy nas to obojga i nie wiemy co dalej…. P.S również mamy dwójkę dzieci.
Pozdrawiam.
Moją jedyną radą jest to, żeby zmienić coś jeśli Cię uwiera. Po sprzedaży domu nie było u mnie ani jednego dnia, w którym bym żałowała tej decyzji.