Dziś są Walentynki. Porozmawiajmy więc trochę o miłości. A konkretnie o miłości do siebie samej. O dawaniu sobie kolejnej szansy, o wybaczaniu sobie i traktowaniu siebie z czułością. Ten post powstał ku motywacji. Na swojej drodze często spotykam osoby, które we mnie wierzą, dają mi motywacyjnego kopa, są inspiracją. Postanowiłam się tym podzielić. Potraktuj ten tekst jako inspirację właśnie. Każdy z nas ma inne możliwości, inną historię, inne priorytety, a wreszcie inne potrzeby. Niezależnie od tego ile podobnych tekstów przeczytasz, na samym końcu ostatecznie musisz posłuchać swojego ciała, swoich potrzeb, a tę największą motywację znaleźć sama w sobie. Niestety nikt za nas nie będzie dobrze żył. To my dokonujemy konkretnych wyborów na różnym etapie życia, choć te wybory z dziedziny selfcare, są dużo łatwiejsze, gdy ma się odchowane dzieci i nienormowany czas pracy. Gdy po prostu ma się możliwości lub gdy te możliwości stwarza się sobie samemu, krok po kroku. To również weź pod uwagę.
Daleka jestem od tego, by stwierdzić, że przez ostatnie lata się czemuś lub komuś poświęciłam kosztem siebie. Tak wybrałam, takie były moje na tamten moment priorytety. Przez ostatnie lata najważniejsza była dla mnie moja rodzina, moje dzieci. To żeby były zaopiekowane, żeby miały bezpieczny i ciepły dom. A że ten dom był kilka razy zmieniany i jako rodzina doświadczyliśmy kilku przeprowadzek i remontu w dość krótkim czasie, to stanowiło to czasem wyzwanie. Ważny był także sam dom, to żeby był odpowiednio urządzony, posprzątany, wygodny i komfortowy. Tu często bywałam bezkompromisowa. Nie lubiłam się dzielić tą robotą. Mało tego! Czasami przeginałam, bo mam nieznośną tendencję do angażowania się w coś bez reszty i szlifowania aż będzie po mojemu. Tak samo w pracy. Wiele lat upłynęło zanim osiągnęłam ten poziom profesjonalizmu i doświadczenia, jaki mam teraz. Wszystko przez to dopracowywanie każdego projektu do perfekcji, ale i cholernie ciężką pracę, żeby było tak jak jest dziś. Ja po prostu kocham to robić i nie żałuję. Naprawdę nie żałuję. Miałam na to energię, ochotę, miałam też motywację i dzisiaj jestem z siebie i z mojej rodziny naprawdę dumna. Z tego jak to wszystko się poukładało lub też jak my to poukładaliśmy. Mam piękny dom, na który ciężko pracowaliśmy z mężem przez wiele lat. Mam dwóch wspaniałych synów, z których jestem cholernie dumna. Stworzyliśmy przez te lata coś absolutnie wspaniałego.
Jednak w tej mojej niemal doskonałej rzeczywistości zbyt często brakowało czasu dla mnie. Takiego jakościowego czasu dla swojego zdrowia, dla ćwiczeń czy rozwijania swoich pasji. Nie mam na to żadnej wymówki szczerze powiedziawszy. Po prostu sobie odpuszczałam, mówiąc, że na wszystko jest czas i miejsce (tu akurat miałam rację), albo że jestem przecież młoda, zdrowa i daję radę, albo że nie mam czasu i teraz mam inne priorytety. Zamiast wieczornych ćwiczeń czy chociażby spaceru, ja wybierałam coś pysznego na kolację, obowiązkowo w towarzystwie ulubionego wina. Dopóki miałam 30-31, a nawet 35 lat, wszystko było ok. Moje ciało było silne, zdrowe, a metabolizm pracował na pełnych obrotach. Kilka miesięcy po urodzeniu drugiego syna wróciłam do formy sprzed ciąży, przy pomocy trenera na siłowni. Miałam to pod kontrolą, czułam się świetnie. Wszystko zmieniło się chyba w ciągu ostatnich dwóch lat. Skończyliśmy potężny remont domu, który robiliśmy w dużej mierze sami, adrenalina spadła, a ja mówiąc najprościej po prostu się posypałam lub też zapuściłam 🙁 I było to dla mnie naprawdę zaskakujące.
Jak to? Przecież jestem taka młoda! W tym roku kończę 39 lat. Dlaczego więc bolą mnie kolana, biodro, głowa, kręgosłup? Dlaczego czuję się jak galareta i najchętniej siedziałabym na sofie oglądając Netflixa? Jak to możliwe, że zrobiłam to sobie w tak krótkim czasie? Jak to możliwe, że ważę 12 kilogramów więcej niż te 3-4 lata temu? Jak mogłam nie zauważyć tego co się ze mną dzieje i jak bardzo się zaniedbuję? A jednak… Zaciągnęłam wobec mojego ciała dług i to ciało teraz domaga się spłaty. Póki jeszcze jest na to czas.
Kupowałam większe ubrania, a w duchu dziękowałam sobie za to, że istnieje makijaż tuszujący niewyspanie i jeansy w stylu „mommy”, zbierające nadmiar ciała do kupy. Gdy miałam owulację, byłam królową życia, w dodatku bardzo seksowną. Gdy przychodził PMS, omijałam lustro szerokim łukiem. Bezsensowne, błędne koło. A propos owulacji…
W pewnym momencie kompletnie rozregulował mi się okres. Potrafiłam nie mieć miesiączki przez 2,5 miesiąca i to już było bardzo niepokojące. Wciąż zastanawiałam się co ja kurde robię nie tak? Przecież wcale nie jem tak źle, wiem co jest zdrowe, a co nie, grzeszę tylko od czasu do czasu i ogólnie rzecz biorąc jestem spokojnie i optymistycznie nastawionym do życia człowiekiem. Więc skąd te komplikacje? Skąd te wahania hormonów? Dlaczego czuję się jakbym była 20-30 lat starsza niż jestem?
STYCZEŃ
Sylwestra i Nowy Rok spędziłam w Norwegii. Mój mąż poszedł do pracy, moje dzieci zatopiły się w świecie Minecrafta, a ja zrobiłam sobie drinka (a jakże!), pyszny makaron (a jakże!) i obłożyłam się świeżutkimi i pachnącymi plannerami. Zaczęłam pisać jak szalona listę rzeczy, których w swoim życiu już NIE CHCĘ. Na przekór wszystkim postanowieniom, obietnicom, że od teraz będę już fit dziewczyną ogarniającą wszystko na tip top, zaczęłam od tzw. dupy strony. Moja lista rzeczy, których już nie chcę w swoim życiu była całkiem długa, ale co najważniejsze zawierała takie podpunkty jak: „nie chcę już więcej nie mieć siły, by pójść na spacer”, „nie chcę jeść syfu”, „nie chcę zajadać emocji jedzeniem albo zapijać winem”, „nie chcę już odkładać siebie na później”. To był mój rachunek sumienia. Tego dnia nie wpisałam na swoją noworoczną listę postanowień niczego więcej. Tylko to czego już nie chcę. I byłam przy tym wobec siebie bardzo uczciwa. To było coś nowego, bo do tej pory funkcjonowałam w tzw. „zrywach”. Starałam się wyrobić w sobie nawyki, ale nie zawsze mi się to udawało. A już nawyk, by być aktywną fizycznie dziewczyną, był kompletnie poza moim zasięgiem. Tak mi się przynajmniej wydawało…Tak czy siak, gdy nadeszła magiczna północ Nowego 2023 Roku, powiedziałam do siebie: „TO BĘDZIE MÓJ ROK. TYM RAZEM STAWIAM NA SIEBIE”. Byłam ciekawa co z tego wyniknie, ale i bardzo zdeterminowana, by coś zmienić, by schudnąć, by poczuć się w szczycie swojej formy, by siebie odzyskać.
Jednak najpierw poleciałam z moim mężem na cudowne, wymarzone wakacje we dwoje. A na wakacjach, wiadomo dużo wina, dużo deserów i dużo świeżej chrupiącej, francuskiej bagietki od rana do wieczora (Gwadelupa to francuska kolonia).
ZDJĘCIE
Pewnego dnia, kiedy byliśmy na plaży, a ja kąpałam się w krystalicznej, lazurowej wodzie w dwuczęściowym bikini, mój mąż zrobił mi zdjęcie, gdy wychodziłam z wody. Gdy je zobaczyłam, rozpłakałam się. Pierwszy raz w życiu rozpłakałam się na swój widok. Myślę, że kiedyś pokażę Ci tutaj to zdjęcie, ale jeszcze nie teraz. To było moje ciało. Opuchnięte, z nadmiarowymi kilogramami, bez ściskających jeansów „mommy”, bez pozowania, bez filtrów, za to z rozregulowaną gospodarką hormonalną, galaretowate i obolałe. To był dla mnie bardzo, bardzo trudny moment, bo chyba nie miałam świadomości tego jak jest naprawdę. Wciąż przecież funkcjonowałam w poczuciu, że jakoś to będzie, że bez przesady, że ojtam, ojtam.
Poczułam wtedy, że kompletnie straciłam grunt pod nogami. Nie miałam planu, nie miałam motywacji, nie miałam samozaparcia, nie wiedziałam co mam zrobić. Jeszcze…
PLAN
Kiedyś wspominałam Ci, że jest coś takiego jak Test Gallupa. To taki test, którego wynik pokazuje Ci jakie drzemią w Tobie wrodzone talenty i jak możesz je wykorzystać w życiu czy pracy. Ja wprawdzie nie mam talentu, który pozwala każdego dnia kochać sport jeszcze mocniej, ale mam inny talent – jestem STRATEGIEM, a to oznacza, że nawet jeśli spotka mnie w życiu coś trudnego, to ja najpierw sobie popłaczę, a po kilku godzinach mam już plan działania. Tak było też tym razem. Postanowiłam otrzeć łzy i dokończyć moje wakacje z mężem w najlepszym stylu, a po powrocie zacząć realizować swój plan.
Tak naprawdę to zaczęłam już na Gwadelupie, bo to tam za pośrednictwem Instagrama znalazłam trenera personalnego, z którym umówiłam się na spotkanie niemal tuż po wylądowaniu, ale o tym za chwilę.
CO JEST DLA MNIE DOBRE?
Gdy zaczęłam tworzyć w głowie swój plan naprawczy byłam w kropce. Jak mam wiedzieć co jest dla mnie dobre? Jak zmieścić w ciągu dnia picie ziół, odpowiednią kaloryczność, ćwiczenia? Co jest lepsze? Jedzenie wszystkiego, ale w małych ilościach czy może jedzenie głównie białka z tłuszczem? A co z japońską dietą wodną, która zakłada rozpoczynanie dnia od pół litra ciepłej wody? Będąc na wakacjach miałam sporo czasu, żeby się nad tym zastanowić i ostatecznie uznałam, że po prostu będę testować różne rzeczy i słuchać swojego ciała. W końcu wiedzę ogólną w tym zakresie miałam naprawdę sporą. Myślę, że gdybym była w programie Jeden z Dziesięciu, to pytania z tej tematyki wzięłabym na siebie. Gorzej z praktyką.
Było coś jeszcze. Coraz więcej bliskich mi osób zaczęło chudnąć, zdrowieć i zachwycać się nowym stylem życia, który wybrali. Coraz częściej podczas wspólnych, towarzyskich spotkań moi znajomi zamiast wina wybierali wodę i nie jedli kolacji, mówiąc, że o tej godzinie już nie jedzą. Początkowo wpuszczałam te rewelacje jednym uchem, a wypuszczałam drugim, ale gdy na Gwadelupie kolejna koleżanka opowiedziała mi o tym jak zmieniło się jej życie, po tym jak zmieniła swoje nawyki żywieniowe, postanowiłam spróbować. Tylko spróbować i zobaczyć czy to dla mnie.
Czym był ten nowy styl życia? W dużym skrócie to dieta niskowęglowodanowa. Czasem w sieci możesz ją znaleźć pod hasłem „low carb” lub w bardziej restrykcyjnej wersji – „keto”. Taka dieta niemal całkowicie eliminuje ukochane przez nas chleby, bagietki, makarony, a także cukier. To co mnie przekonało do niej najbardziej, to że odżywiając się w ten sposób, jesteśmy w stanie wyregulować swoją gospodarkę hormonalną. Dodatkowo jemy w oknie żywieniowym (wyszukaj intermittent fasting), na przykład od 10 do 16, lub do 18 i dajemy swojemu organizmowi czas na strawienie wszystkiego i odpoczynek. Jest coś jeszcze. Przestajemy myśleć nieustannie o jedzeniu, jesteśmy syci i nie podjadamy, co dla osób takich jak ja, dla których jedzenie ma silny ładunek emocjonalny, jest szalenie istotnym argumentem. To brzmiało jak recepta na sukces i ogromna nadzieja. Postanowiłam spróbować.
Nie chcę się tutaj wymądrzać, bo wcale nie jestem ekspertem. Po prostu testuję na sobie i dzielę się tym, co usłyszałam, a na końcu wpisu odeślę Cię do profesjonalistów w tym temacie.
OD CZEGO ZACZĘŁAM
Zaczęłam od pracy nad swoją głową i nad zbudowaniem właściwych przekonań na swój temat i na temat swoich możliwości również. Przede wszystkim zdałam sobie sprawę, że teraz mam w końcu czas dla siebie, co wytrąca mi z ręki wszystkie wymówki. Moi chłopcy mają już 10 i 13 lat, są samodzielni, mają swoje zajęcia i tak naprawdę nie potrzebują mojego towarzystwa w takim stopniu, jak jeszcze kilka lat temu. A to daje mi naprawdę duże pole do działania i mnóstwo możliwości, które postanowiłam wykorzystać. Przegadałam z moim mężem ten temat, powiedziałam mu o swoich planach i o tym, że nie będę już w domu i przy dzieciach w takim wymiarze, jak dotychczas. Mam mądrego partnera, który przez całe życie mi kibicuje, ale nawet jeśli bym takiego nie miała, to i tak zrobiłabym wszystko, żeby jeszcze bardziej usamodzielnić dzieci i znaleźć przestrzeń dla siebie. Już wiem co się dzieje, gdy takiego czasu sobie nie daję i jak wtedy się rozpadam.
Obiecałam sobie, że nie będę się do nikogo porównywać. Tylko do siebie. Że całą uwagę skupię na tym, żeby sprawdzać jak się czuję, jak reaguje moje ciało na ćwiczenia i na dietę. Postanowiłam być swoją największą motywacją.
Zdałam sobie sprawę, że jestem osobą, której bardzo ciężko jest wytrwać w postanowieniach, dlatego tym razem postanowiłam zastosować metodę tygodniowego planowania. Jestem człowiekiem – kalendarzem (to ten strateg!), co oznacza, że uwielbiam wszystko zapisywać i planować. Niestety mam tendencję do sporządzania zbyt ambitnych planów, których nie mam szans zrealizować w czasie, który sobie założyłam. Czuję wtedy frustrację i potrafię rezygnować z rzeczy mniej ważnych, byleby tylko się wyrobić. Do tej pory do rzeczy mniej ważnych zaliczał się wszelki sport. Musiałam to ograć inaczej. Postanowiłam planować moje ćwiczenia, dietę i wszelkie inne zabiegi dla swojego dobrostanu tylko na tydzień do przodu. Odhaczam zadania z danego tygodnia. Tylko tyle i aż tyle. Moimi zadaniami jest trzymanie się założonej diety i robienie trzech treningów w tygodniu. Dla mnie ma to sens i nie przeraża mnie tak bardzo jak trzymiesięczna metamorfoza czy 90 dni do bikini 🙂 To tak zwane małe kroki. Dzięki temu mam większą szansę, by aktywność fizyczna weszła mi w nawyk, a nie tylko była kolejnym zrywem. Póki co się sprawdza. Dam znać jak będzie mi szło dalej.
Postanowiłam być wobec siebie turbo uczciwa. Nie zliczę ile razy oszukiwałam sama siebie mówiąc sobie, że od jutra, albo od poniedziałku zmieniam swoje życie, by w okolicach środy wrócić do dawnych nawyków. Miałam na to mnóstwo tłumaczeń, na czele z tym, że kochanego ciałka nigdy za wiele, że trzeba się akceptować w każdym rozmiarze etc. Bycie uczciwym wobec samej siebie oznaczało również przyznanie się do tego, że ja wcale w to nie wierzę. Nie wierzę w to, że kochanego ciałka nigdy za wiele, nie akceptuję siebie, gdy mam nadwagę. Tyle. Ty możesz, masz prawo, ja nie muszę.
Obiecałam sobie, że będę dla siebie wyrozumiała, że zrobię sobie odpowiednie badania, znajdę odpowiedniego trenera i będę uczciwie słuchać jego wytycznych. Udało mi się, ale o tym za chwilę.
Postanowiłam przestać szukać nieustannej motywacji. Po prostu odhaczam zadania wpisane na listę bez analizowania ich. Mam na myśli oczywiście te zadania związane z odchudzaniem. To jest mój osobisty krok milowy. Jestem jak koń dorożkarski. Jedyne co muszę zrobić to pójść na trening, nie odwoływać go, nie przekładać, tylko pójść i go zrobić, tak jakbym szła do pracy na 8:00.
Radykalnie ograniczyłam alkohol. Nie będę tutaj rozwodzić się na temat tego jak czułam się rano po wypiciu kilku lampek wina. Jeśli tak jak ja jesteś w okolicy 40-tki, to na pewno doskonale wiesz jak wygląda kac gigant po wypiciu jednej lampki wina za dużo. To dosyć niesprawiedliwe, ale takie są fakty niestety. Mój organizm nie toleruje alkoholu tak dobrze jak kiedyś, a ja gdy kilka tygodni temu przeleżałam w łóżku z bólem głowy cały dzień, obiecałam sobie, że za nic w świecie nie chcę się więcej tak czuć. Lampka wina w Paryżu – bardzo proszę. Wino w każdy piątek po ciężkim tygodniu – to już nie dla mnie. Do kalendarza wpisałam wszystkie daty, w których w 2023 roku napiję się ulubionego wina. Pierwsza taka okazja 28.04. podczas weekendu z przyjaciółką.
Radykalnie ograniczyłam cukier. Nie napiszę, że wyeliminowałam, bo zdarza mi się sięgnąć po daktyle, które mają w sobie sporo cukru, ale aktualnie w mojej kuchni króluje ksylitol i erytrol, na bazie których robię desery, gdy tylko nachodzi mnie ochota na coś słodkiego. Cała magia polega na tym, że po takich dodatkach nie ma w organizmie wyrzutu insuliny, co ostatecznie prowadzi do uregulowania hormonów i cukru. Na końcu wpisu odeślę do mądrzejszych ode mnie w tym temacie. Ja dopiero raczkuję, choć mam juz na swoim koncie kilka udanych kulinarnych eksperymentów. W końcu gotowanie to coś, co kocham nieustannie.
Ograniczyłam węglowodany i jem śniadania białkowo – tłuszczowe. To był dla mnie najtrudniejszy punkt, bo gdybym miała na bezludną wyspę zabrać jedną potrawę, to byłby to świeży chleb z masłem. Na początku było mi bardzo trudno. Brakowało mi bagietki i bułeczek. Jednak, gdy tylko zaczęłam zauważać zmiany w swoim samopoczuciu i obwodzie talii, uznałam że idę w to dalej, skoro mi to służy. Poza tym w sieci jest cała masa przepisów na białkowo tłuszczowe śniadania, nie tylko wytrawne. Dlaczego śniadanie białkowo – tłuszczowe? Tu znowu chodzi o cukier we krwi i hormony. Po takim śniadaniu jesteśmy bardzo długo syci, nie potrzebujemy popołudniowej kawy, bo nie zaliczamy spadku energii. Warto spróbować, żeby się przekonać. Mój post to za mało 🙂 Ja też przez długi czas tylko czytałam na ten temat znad swojego talerzyka z kanapkami z bagietką, aż w końcu postanowiłam po prostu spróbować.
Postanowiłam przez kilka pierwszych miesięcy gdy jestem na tzw. redukcji, skorzystać z diety pudełkowej. Jako blogerka dostałam propozycję takiej współpracy już w zeszłym roku, ale ciągle to odkładałam. Teraz moment jest idealny! Codziennie rano pod moimi drzwiami znajduję 3 gotowe, pyszne posiłki „low carb”. Moim zadaniem jest tylko je podgrzać, zjeść i nie podjadać. Wszystkie dania są naprawdę pyszne i w ogóle nie chodzę głodna. W dniu, w którym ćwiczę, mam ochotę na coś słodkiego. Wtedy robię sobie zdrowy, niskokaloryczny deser. Podlinkuję Ci na końcu do moich ulubionych stron z przepisami.
Mam współpracę z BISTRO BOX CATERING i jeśli masz ochotę skorzystać z takiej opcji powrotu do formy, to na hasło „Basia10” otrzymujesz 10% rabatu na zamówienie.
KLIKNIJ TUTAJ I ZOBACZ OFERTĘ BISTRO BOX CATERING
Ćwiczę z trenerem. Odkładałam to przez wiele lat, bo zawsze były ważniejsze wydatki albo po prostu nie miałam kasy. Gdy tylko skończyliśmy remont, postanowiłam tak gospodarować naszym budżetem, żeby móc wykupić sobie treningi z profesjonalnym trenerem. Znam siebie i swój słomiany zapał, dlatego zapłaciłam za 3 miesiące treningów z góry i tak jak wspomniałam, jestem jak koń dorożkarski. Wpisuję w kalendarz, jestem uczciwa wobec siebie, idę, robię, odhaczam, next.
Jeśli nie miałabym pieniędzy na trenera, prawdopodobnie wykupiłabym dostęp do BeActive TV Ewy Chodakowskiej i ćwiczyłabym z nią na naszym poddaszu. Trener, którego znalazłam bardzo mi odpowiada. Każe mi słuchać swojego ciała, dba o moją postawę, koordynację ruchową i powoli wprowadza ćwiczenia z obciążeniami. Póki co, za nami 6 wspólnych treningów, ale zdam raport za jakiś czas 🙂 Na siłownię chodzę w koszulkach męża, nie mam fancy ciuchów (jeszcze!). Gdy przyszłam pierwszy raz, najprostsze ćwiczenia sprawiały mi trudność, a maszerując na bieżni, dostawałam zadyszki. Po tygodniu już widzę progres w zakresie ćwiczeń, a na bieżni ciągle klikam sobie wyższy poziom. To motywujące!
Chodzę spać maksymalnie o 22:00. Przez to nie wyrabiam się aktualnie z robotą i wiele rzeczy muszę naprawdę odpuszczać, ale sen to jest moja podstawa. Gdy tylko mam taką możliwość, to idę pod prysznic, gdy na dworze jest jeszcze jasno. Przebieram się w piżamę i o 20:00 – 21:00 jestem już w łóżku. Moje dzieci też tego nauczyłam. Teraz, w lutym o to łatwiej. Latem wcale nie chce nam się tak wcześnie iść spać – to zrozumiałe. Ale staram się spać tyle, ile mój organizm potrzebuje, a potrzebuje dużo. Ostatnio 9-10 godzin! Staram się maksymalnie wyciszyć przed snem. Bardzo pracuję nad tym, żeby nie siedzieć na instarolkach wieczorami. Nie zawsze mi się to udaje, ale małymi krokami. Ważne, że o wczesnej godzinie jestem już w łóżku i organizm dostaje sygnał, że dzień się kończy, można odpocząć.
Mam swoje rytuały. Aromaterapia, czyli wkroplenie kilku kropel olejku do dyfuzora, ulubione masła do ciała na bazie olejków, ulubiona pościel, przewietrzony pokój i koniecznie zioła na dobranoc w ogromnym kubku. Jestem totalną fanką ziół i wypijam conajmniej dwa dzbanki dziennie. O olejkach eterycznych pisałam więcej tutaj:
Na wyciszenie przed snem bardzo polecam Ci herbatę od Klaudyny Hebdy „NA DOBRY SEN”. To kompozycja 11 ziół, których działanie ma działanie uspokajające, wyciszające, rozluźniające. Idealna również do regeneracji po ćwiczeniach. Pamiętaj o moim kodzie rabatowym „basiaszmydt10”, daje 10 % zniżki na zakupy.
CO MNIE MOTYWUJE?
Chcę być zdrowa. Tak po prostu. Moim marzeniem nie jest sześciopak, ale brak cukrzycy za kilka lat, brak otyłości, która będzie mnie blokowała w tak wielu czynnościach, brak rozwalonych hormonów, które robią w głowie szajbę.
Chcę mieć na maksa dużo energii i odmłodzić się o 10 lat. Tak jest! Chcę mieć siłę na wielokilometrowe spacery bez zadyszki, na rower, na łyżwy, na morze i na góry.
Chcę patrzeć na siebie w lustrze z miłością a nie współczuciem.
CO SIĘ ZMIENIŁO PO PRAWIE 2 TYGODNIACH OD WPROWADZENIA ZDROWYCH NAWYKÓW?
Czasu minęło mało, ale ja już widzę zmiany. Przede wszystkim w głowie. Sprawdza się u mnie planowanie tylko na tydzień do przodu. Wierzę całą sobą, że dam radę. Trafiłam na super mądrego trenera, który prowadzi mnie krok po kroku w tym procesie. Straciłam ochotę na chrupiące bagietki, czekoladę i wino. Praktycznie przestałam myśleć o jedzeniu, dzięki temu, że jestem najedzona dietą niskowęglowodanową. Nie mam spadków energii popołudniu, rzadko piję drugą kawę. Zaczęłam się ruszać poza treningami, robię długie spacery. Gdy jadę do miasta, to w jedną stronę jadę autobusem, a z powrotem wracam na piechotę, jeśli mam taką możliwość. Schudłam 1,5 kg! Mam zakwasy. Czuję, że chudnę, a to raptem 2 tygodnie! Jestem zmotywowana 🙂 Wysypiam się, bo nie scrolluję wieczorem telefonu. Zamiast tego pochłaniam książki. Ostatni raz tak dużo czytałam w liceum. To dlatego, że zostawiam telefon poza sypialnią. Polecam.
Póki co testuję nowe nawyki, nową dietę, nowe ćwiczenia i idzie mi całkiem nieźle. Jeśli Cię to zmotywuje, to za jakiś czas opowiem Ci jak mi idzie. Daj mi proszę znać w komentarzu.
WAŻNE! To, że ja tyle dzisiaj mogę, nie oznacza, że Ty musisz. Tak jak pisałam – ja mam tyle możliwości, bo mam duże dzieci, bo udało mi się tak zorganizować swoją pracę, że mogę pójść do trenera. Pamiętaj o tym i nie porównuj się. Bardzo Cię o to proszę <3
NA KONIEC – POLECAJKI
W kwestii jedzenia polecam profil na Instagramie i kanał na YT Braci Rodzeń. Polecany mi przez przyjaciół i moje czytelniczki. Świetni lekarze!
Jeśli szukasz pomysłów na zdrowe, fit desery bez cukru i węglowodanów sprawdź profil na Instagramie „Ona ciągle gotuje” i bloga Ms Fox. Genialne!!!
Jeśli szukasz super kanałów do ćwiczeń w domu sprawdź BeActive TV, YT Moniki Kołakowskiej i kanał jogowy Gosi Mostowskiej.
Jeśli potrzebujesz dodatkowego kopniaka do działania, polecam z całego serca fantastyczny e-book „Projekt zdrowie” Edyty Zając
Jeśli chcesz posłuchać mądrej kobiety mówiącej o ziołach i naturalnych metodach powrotu do zdrowia, polecam PROFILTAKTYKA na Instagramie.
52 komentarze
Jaki inspirujacy wpis!
Podlaczam sie,tez chce byc zdrowa,elastyczna i energiczna,mam 44lata i nikt o mnie nie zadba tak ja ja powinnam o siebie zadbac w kazdej dziedzinie!
Nie dla smieciowego jedzenia!!
Dziekuje Ci Basiu z Twoja energie!
Ja tez jestem Basia 🙂
Powodzenia Basiu ❤️
Trzymam kciuki,Basiu.Po roku z Braćmi Rodzeń już wiem,że to jest dobra droga.Polecam zainteresowanym ich książkę i kanał.Kopalnia informacji.Low carb i jego działają.Moj mąż już był na skraju cukrzycy,z paskudnymi wynikami,a jest coraz lepiej.
I to jest,Basiu,ten moment -jedtem trochę starsza od Ciebie i wiem,że gdybym w Twoim wieku wiedziała to co dzisiaj,uniknęłabym nadwagi ,rozregulowanych hormonów i różnych dolegliwości.Walcz więc dzielnie o siebie.Jestem pewna,że dasz radę.Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję ❤️
Basiu, praktycznie nigdy nie piszę komentarzy w sieci, ale chciałam Ci powiedzieć, że tworzysz moje ulubione teksty w całym internecie 🙂 dziękuję Ci za Twoją energię, spokój i motywację! Trzymam za Ciebie kciuki <3 Jestem sporo młodsza, i z bobasem na pokładzie, więc nie mogę sobie pozwolić na podobnie duże zaangażowanie w temacie zdrowia. Ale staram się codziennie zrobić coś dla siebie – ciała i duszy. Bardzo pomagają mi spacery w lesie i joga (najczęściej z Gosią). Nawet 10-15min sesje, ale robione regularnie, potrafią zdziałać cuda dla naszego organizmu. Powodzenia!
Dziękuję ❤️ to wspaniale, że znajdujesz dla siebie czas ❤️ las to darmowy terapeuta 🙂
Basiu, ja również tak jak Agnieszka rzadko piszę komentarze i również z bobasem na pokładzie 🙂 (pozdrawiam Cię, Agnieszka!), ale chcę napisać, że cudownie motywujący jest Twój tekst i takiego właśnie potrzebowałam! Jestem teraz także na etapie nieakceptowania swoich zbędnych kilogramów i próbuję to zmienić – w sensie kilogramy, nie brak akceptacji 😉 Bardzo trzymam za Ciebie kciuki i pisz, proszę, o efektach.
A ja za Ciebie ❤️❤️❤️
Basiu wiesz, że trzymam kciuki bardzo mocno i dziękuję za ten pomysł, aby wpisać w kalendarz kiedy napiję się wina 🙂 kradnę i planuję. Z fantastycznych dziewczyn w sieci polecam Ci Dietoterapia Lenartowicz – boskie przepisy LC i ogrom wiedzy oczywiście Bracia Rodzeń niezawodni – ja z nimi od 15.01 schudłam już 4 kg – i to jest moja pierwsza redukcja od 20 lat 🙂 trzymam kciuki i czekam na kolejne raporty
Brawo Kasiu, brawo! ❤️
Dziękuję za te słowa z całego ♥️. Dobrze wiedzieć, że inni też tak mają . Przeżywam teraz trudny czas i ciężko mi się zmobilizować do ruchu. Sprobuję malymi krokami i chętnie będę obserwować Twoje zmiany . Pozdrawiam i życzę wytrwałości
Trzymam za Ciebie kciuki ❤️
Basiu!
Świetny tekst, inspirujesz, nie ukrywam, gdy tylko zobaczyłam na insta Twój wpis o ćwiczeniach, postanowiłam, że … to już czas najwyższy również – na mnie ! -32 letnia, mężatkę,jak mawiają zlosliwi ” bezdzietna lambadziare”, która zwyczajnie się zapuściła.
Mam bardzo wysoko rozwiniętą kulturę jedzenia, kochaaam gotować, podejmować gości, poza tym dom to dla mnie zawsze ciepły obiad i coś do kawki jak też cała masa rytuałów z tym związanych. Ale postanowiłam to zmienić, 5 dzień ćwiczę , staram się jeść w miarę zdrowo, bo do „czystej michy” na razie mi daleko..ale od czegoś trzeba zacząć. Moja motywacja to przede wszystkim dobre samopoczucie i zdrowie, bo też czuje się jakbym miała 20 lat więcej, dodatkowo, co miesiąc 2 tygodnie wyjęte z życia, od pms cała puchne, a o humorach to nie wspominam, czuje się zupełnie innym człowiekiem wtedy.Wyniki mam dobre, ale tak nie da się funkcjonowac. Dlatego od połowy stycznia zaczęłam się ruszać, więcej chodzić, i nie jem wszystkiego na co mam ochotę, a gdy zobaczyłam że Ty również zaczynasz ćwiczyć, nie ukrywam poczułam się raźniej, bo znam Cię z bloga chyba już 7 rok i tak jak Ty kocham gluten, pieczywko wszelkie i inne takie makarony, ale cóż. Trzeba to zrobić dla zdrowia, tego fizycznego ale też dla zdrowej głowy żeby dobrze funkcjonowała nie tylko 2 tygodnie w miesiącu.
Pozdrawiam i życzę nam wszystkim wytrwałości!
Oj jak ja Cię rozumiem! ❤️ trzymam za Ciebie kciuki ❤️
Oczywiście, że czekam na kolejne wpisy w tym temacie! Powodzenia!
Wymiatasz kobieto!!! Oby tak dalej! Masz świetne podejście – walka o zdrowie jest super!! U mnie podobnie – mieszkam na wsi i nie mam siłowni w okolicy, więc kupiłam Fit Ring i ćwiczę grając (paradoksalnie to daje niesamowite efekty, bo człowiek nie myśli o zmęczeniu tylko chce pokonać kolejnego potwora ) oraz ograniczyłam słodycze/podjadanie. Może nie mam tak spektakularnych efektów jak Ty, ale walczę o zdrowie! Damy radę!!
Kasiu, u mnie też narazie nie ma spektakularnych efektów, powoli, krok po kroku 🙂 trzymam za Ciebie kciuki!
Dobrze się to czyta. Ja jednak czuję jakiś delikatny zgrzyt. Z jednej strony mocno promowany świąteczny eBook pełen masła, kalorii i węgli, „tak smakują prawdziwe Święta” kupujcie itp. a teraz trend low carb i robimy formę. Trzymam jednak mocno kciuki za tę zmianę. Pozdrawiam
To nie zgrzyt. Święta to świętowanie, to jedzenie czegoś od święta. Nigdy w życiu nie zrezygnuję z moich rodzinnych, świątecznych przepisów pełnych masła. Będę nimi świętować 😉
Ze wszystkim sie zgadzam i totalnie popieram, wspieram i kibicuje. Odchudzanie to „the story of my life” i niestety, do tej pory zawsze z nawiazka wracalo… ♀️ natomiast od sierpnia zeszlego roku ruszylam w koncu z innym podejsciem – tym razem walczac o zdrowie i dobre samopoczucie podobnie jak i Ty ❤️ na liczniku w tym roku 42… Podpisuje sie pod low carb, (w porywach keto) i postem przerywanym – w koncu dobrze spie nie budzac sie wielokrotnie w nocy. Potezna ogolna poprawa samopoczucia. 2-3x w tyg silownia, duzo cwiczen oporowych z obciazeniem, powoli do celu. Do listy osob madrych, z ktorych regularnie korzystam dorzucam: Ajwendieta (Iwona Wierzbicka), Joseph Mercola, Dr Jason Fung, ketokocur, ketobulka, Catherine Shanahan, Benjamin Bikman… O Braciach Rodzen byla juz mowa. I przede wszystkim to wszystko z duza iloscia Milosci do siebie ❤️❤️❤️ Jest wiele metod, jedne lepsze dla nas, inne mniej skuteczne. Cialo z nami komunikuje i trzeba sie wsluchac. Obserwowac, dopasowywac, szanowac. Kibicuje i podazam rownolegle wlasna sciezka ❤️ Sle moc Milosci!
Dziękuję za piękny komentarz. Z wzajemnością ❤️
Gratuluję Ci serdecznie już na samym niemal starcie! Napisałaś już wcześniej, że nie zamierzasz szukać motywacji, tylko odhaczać zadania. I to zdanie chyba najbardziej mnie zainspirowało, dało do myślenia…bo faktycznie…ja ciągle szukam motywacji♀️ Nie jestem jeszcze na najlepszej drodze, bo wciąż oszukuję się, że od jutra, bo ciągle jakaś gościna, jutro tłusty czwartek ♀️ itp itd. Ale jestem po 40ste, czas ucieka i jak nie teraz, to kiedy? Postaram się wkroczyć choć w części na Twoją ścieżkę…i marzę przy tym o spokoju, który bije od Ciebie. Dużo pracy przede mną … Pozdrawiam serdecznie
Trzymam za Ciebie kciuki Aga ❤️
Basia, bardzo mi się podoba Twoje podejście do siebie – czułe i wyrozumiałe, ale nie pobłażające.
Trzymaj się i powodzenia!!
Dziękuję ❤️
Jestem w podobnym miejscu więc wszelkie aktualizacje na pewno będą świetną motywacją. Tylko jedno zastrzeżenie – ponoć erytrytol i ksylitol jednak powodują wyrzut hormonów, zdecydowałam się na odstawienie wszelkich zamienników cukru. Metodą małych kroczków:) pozdrawiam serdecznie, Kasia.
Super ❤️ odstawiaj na zdrowie 🙂
Basiu myślę ,że pod tym tekstem nie jedna z nas by się podpisała …ja dwiema rękami Wspaniały tekst Prawdziwy …też chce znaleźć w sobie te siły do zmian Pozdrawiam
Trzymam za Ciebie kciuki ❤️
Dobry wieczór, Basia już śpi ale ja tu swoje 5 groszy dorzucę. Ten wpis jest piękny i dotyka strun wielu kobiet bo jest od serca i bardzo szczery a tego nie da się oszukać.
W tym roku moje 39 urodziny, zawsze byłam z tych, które mogły jeść a figura była nienaganna. Po 35 roku życia… przybrałam jakieś 3 kg ale powiedzmy sobie szczerze w tym wieku to nie tragedia a regularnej aktywności fizycznej nie było, no może poza zrywami pt. ” do wakacji zostało 4 tygodnie …” potem zmieniłam pracę, od 9 miesięcy mam wyczekiwany prestiż w międzynarodowym korpo..praca z domu, finanse znośne, wiele osób mówi oo zazdro… I tu zaczął się problem.. praca z domu i kiedy nie mam potrzeby zakupów bądź wycieczki do śmietnika …potrafię mieć na krokomierzu mniej niż 3 tysiaki … każdy powie Twój wybór…ale tak nie jest do końca, mam dzieci, samodzielnie się o nie troszczę, mam studia…jeść muszą, w czystym chodzić również, nie zarabiam aż tyle żeby opłacić pomoc…I tu zaczyna się równia pochyła na wadze + 5 kolejnych kg …czuję się źle, ciało galareta i jest coraz gorzej…przerabiałam już miłość do siebie i akceptację…no way ….jeśli to się nie zatrzyma skończy się to głęboką depresją… wiem że wystarczy po prostu, bez myślenia pójść i zacząć ale jestem tak zmęczona tym wszytskim że mówię sobie ..od jutra …a jutro jest dokładnie tak samo … Może ktoś zna jakieś fajne ćwiczenia na youtube które nie trwają dłużej niż 20 min na początek…..
Dziękuję Basiu za ten wpis, muszę śledzić jak Ci idzie, może sama ruszę tyłek…
Rozumiem Cię. Czułam się podobnie. Ciężko jest znaleźć w sobie wtedy siłę na to, by pójść na siłownię. Jeśli mogłabym coś zasugerować, to zaczęłabym od spacerów. Takich szybkich, z energiczną muzyką w słuchawkach, nawet wtedy, gdy na dworze zimno i jeśli tylko masz taką możliwość – po lesie. Pierwszy tydzień – spacery, tylko spacery. Drugi tydzień dorzucasz codzienne dwa dzbanki cieplej wody z cytryną. Trzeci tydzień dorzucasz zdrowe śniadanie. I tak po kolei. Nie wszystko naraz, tylko jak puzel po puzlu. Trzymam za Ciebie kciuki i przesyłam wsparcie ❤️
Droga Basiu, tak czytałam ten wpis a buzia coraz szerzej mi sie otwierała. Toczka w toczke te same rozterki co u mnie. Tylko z tą drobną różnicą, że jestem ciut młodsza od Ciebie bo na karku 32 lata. Jednak ostatnie 4 pokazały że zgubiłam siebie, zatraciłam się w rodzinie, a ja w tym wszystkim zniknęłam. Wczoraj pierwsza wizyta u psychologa bo moja głowa potrzebuje pomocy w uporzadkowaniu chaosu, dzisiaj wpis o podobnej sytuacji jak moja. Teraz tylko najtrudniejszy krok wyjsc na siłownie i zacząć patrzeć co ląduje na moim talerzu. Tak bardzo dziękuję za ten wpis, był tak bardzo potrzebny, bo pokazał że takich jak ja jest mnóstwo. Dziękuję ❤️
Pewnie, że jest mnóstwo. Rozumiem Cię doskonale. Ja w okolicach 35 roku zycia poszłam się poskładać na terapię, bo nie dałam rady sprostać narzuconym sobie oczekiwaniom.
Basiu Kochana, jesteś jedną z najbardziej inspirujących osób w przestrzeni wirtualnej. Dziękuję Ci za ten wpis, za to że chcesz się tym wszystkim z nami dzielić i kolejną kopalnię inspiracji
Dziękuję ❤️
Basia jakbym czytalam o sobie! Koniecznie musisz zrobic z tego serie wpisow <3
To fajnie Basiu, że zamierzasz próbować różnych sposobów na odżywianie się ( jakoś nie lubię słowa ” dieta”) i, bo dla każdego jest dobre co innego , ba, co innego może być dobre dla tej samej osoby na różnych etapach jej życia. Mnie bardzo denerwuje jakiś taki ekstremizm żywieniowy w sensie, że jak ktoś je low carb to będzie na siłę przekonywał o jej wyzszosci kogoś komu służy dieta wegetariańska. Wyznawca paleo będzie na siłę prowadził akcję misyjną wobec weganina. I odwrotnie. A mało kto zauważa , że większość trendów żywieniowych obecnie pochodzi ze Stanów , gdzie każda zmiana z tradycyjnej wysokoprzetworzonej diety będzie zbawienna dla zdrowia. Ktoś kto żywi się fast foodem, amerykańskim pieczywem , pije litry sody i generalnie rzadko gotuje w domu, odczuje poprawę niezależnie od tego czy przerzuci się na dietę wegetariańską czy paleo, jeśli będzie jadł z głową. Zatem każdą dietę uzna za tą , która dala mu zdrowie 🙁 Ja należę do tych, którzy mieszczą się w ciuchy z liceum , a jestem grubo po 40-stce , ale z przyczyn zdrowotnych testowano na mnie rozne diety, z naciskiem na low carb w wersji paleo, która dla mnie była fatalna i poskutkowała utratą wagi i bardzo obniżonym nastrojem. I pogłębiła moje problemy trawienne. Natomiast dieta środka- warzywa,kasze,ryby, I nabiał owczy lub kozi ( a nabiał uważałam wcześniej za care zło tego swiata) poskutkowała poprawą. Tak więc masz rację, trzeba się obserwiwać, nie słuchać ekstremistów ( ja np. przez lata nie tykałam owsianki z dobrego owsa, bo to wg. obecnych trendow żywieniowych „pokarm dla koni”, a kiedy ja włączyłam do diety moja flora bakteryjna bardzo mi za to podziękowała) i wybierać to co dla NAS dobre .
Basiu, pewnie wiesz, ale pozwolę sobie napisać: u wielu kobiet bardzo dobrze sprawdza się wiesiołek w regulacji miesiączki. Z tym, że w określonych ,disc duzych dawkach (np.1300 mg, ale to pewnie każdy musi skonsultować ze specjalistą ) Naprawdę pomaga:)
Dziękuję Ci za bardzo mądry komentarz. Zgadzam się z Tobą w 100%. Nie ma jednej recepty, musimy słuchać i obserwować swoje ciało. Z miłością i wyrozumiałością ❤️
Czytając przypominałam sobie to wszystko, co częściowo mam za sobą, bo jakiś czas temu podjęłam podobną decyzję. Żyć zdrowiej. I bardzo podobną drogą podążam. Dziś wiek metaboliczny to -10 lat w porównaniu do tego, gdy zaczynałam. Powoli rysujące się mięśnie, które wcześniej przykrywał tłuszcz. Nadal go mam ale mniej. Proces trwa. Dużo spaceruję, chce mi się, to największa zmiana. Drobniejsze zakupy, paczkomat itd. to okazja do ruchu a nie kolejny obowiązek do wykonania. Tak powoli zmieniło się moje myślenie. Jem zdrowiej i dobrze się wtedy czuję. Odpuszczam – to widzę różnicę na niekorzyść. Poprawił mi się bardzo stan cery, wyniki badań, bo te robię regularnie. Wystarczyło zaledwie kilka tygodni. To dopiero część procesu, który zaplanowałam ale cieszą te drobne zmiany. Bardzo cieszą. Powodzenia Basiu, na pewno będzie tak, jak zaplanowałaś ❤
Bardzo to motywujące! Brawo ❤️
Hejo,
Mimo, że zajmuję się tym, czym zajmuję, to też nie jest tak, ze my jako trenerzy personalni łatwo jest nam utrzymać regularność ćwiczeń na siłowni czy biegania również z nami jako Dietetykami, utrzymać „reżim” zdrowego żywienia gdzie wokół tyle pokus, po prostu nie jest łatwe. My też musimy się przymuszać i motywować bo wiemy, ile z tego korzyści płynie. Staraj się robić wszystko z myślą , że na lata a nie na lato, wówczas będzie łatwiej. Pamiętaj, ze jak już dojdziesz do założonych celów, to łatwiej Ci będzie kontrolować już osiągnięty cel ni dążenie do niego. Więc pamiętaj o tym i trzymamy za Ciebie kciuki 😉
Super ❤️ dziękuję za komentarz ☺️
Dzięki Basiu za ten wpis, jestes inspirująca, szczera i odważna . Dałas mi do myślenia, dziekuje
❤️
Witaj. Gratuluje i trzymam kciuki za postępyswego czasu bardzo podobali mi się bracia rodzen jednak doszłam do wniosku ze są oni baaaardzk radykalni w swoich teoriach. U nich czarne jest czarne białe to białe nie ma kompromisów. I w przeciwieństwie do ona ciagle gotuje bracia negują tworzenie zamienników deseru np żeby było zdrowiej. Nie oni całkowicie eliminują cukier . A przecież wszystko jest dla ludzi. Co nie zmienia faktu ze mądrze mówią. Co do postu przerywanego – rowniez myślałam ze to określone godziny jedzenia. Jednak wyczytałam gdzieś ze jesz kiedy jesteś głodna niekoniecznie o stałych portach dnia. Polecam Anie Kolasinską. Tez dużo mówi w tym temacie. Pozdrawiam serdecznie.
Zgadzam się ze wszystkim co napisałaś – myślę tak samo. Puenta jest taka, że można się inspirować różnymi kontami, treściami, ale ostatecznie trzeba słuchać swojego ciała i intuicji.
Basiu trzymam kciuki, doskonale Cię rozumiem.
Ja w tym miesiącu skończyłam 43 lata. Całkiem dobrze mi ze sobą, ale jeszcze kilka miesięcy temu było inaczej. W lipcu zeszłego roku, zaliczyłam podobny „dołek” jak Ty. Wróciłam z rodziną ze wspaniałych wakacji, ale kiedy oglądałam zdjęcia z wyjazdu, nie byłam zadowolona. Oglądałam siebie na tych zdjęciach i to, co widziałam, nie podobało mi się. Zobaczyłam panią w średnim wieku, zaokrągloną tu i ówdzie, zmęczoną życiem. A najbardziej chyba zdołował mnie cellulit widoczny na ramionach… Podczas wyjazdu przytyłam 2 kg i to nie jest dużo, ale u mnie, przy wzroście 163 cm, widać różnicę. „Przecież zawsze przybierasz podczas urlopu” – powiedział mój mąż. No właśnie, przybieram, ale nic z tym nie robię. Nie ćwiczę, mało się ruszam. Nie chcę już tak dalej, pomyślałam wtedy. Mam 42 lata, nie będę już młodsza ani sprawniejsza. Jeśli teraz o siebie nie zadbam, to kiedy? Bezpośrednim impulsem do zmiany był moment, kiedy moi rodzice postanowili zabrać do siebie naszych synów (7 i 9 lat) na wakacje. Zostałam sama w domu, miałam po pracy mnóstwo wolnego czasu. Stwierdziłam, że jeżeli nie wykorzystam tego momentu i nie zrobię czegoś dla samej siebie, to naprawdę źle ze mną. Wyciągnęłam ze strychu matę do ćwiczeń, włączyłam ulubioną muzykę i zaczęłam ćwiczyć. I tak codziennie przez godzinę, przez 2 tygodnie. Zrobiłam z tego najważniejszy punkt dnia. Już po 10 treningach widziałam zmiany w sylwetce. Zmodyfikowałam też trochę dietę, żeby nie marnować efektów treningu. Szybko zgubiłam te 2 kg, a potem następne dwa. Poczułam, że mogę być sama dla siebie motywacją – wspaniałe uczucie. Kiedy wróciły dzieci, ćwiczyłam dalej systematycznie 3 razy w tygodniu. W ostatnich dniach sierpnia mieliśmy zaplanowaną przeprowadzkę i wtedy zarzuciłam treningi, inne sprawy wydawały się ważniejsze. Ale z czasem coraz bardziej mi ich brakowało, więc na początku grudnia znowu wyciągnęłam moją matę… Ćwiczę teraz 2 razy w tygodniu, systematycznie, o stałych porach dnia. Traktuję to jak każde inne zadanie do wykonania. Zrobiony trening wpisuję do kalendarza z kolejnym numerem – takie moje małe „zboczenie”, pomaga mi to zmotywować się do dalszych treningów – nie lubię mieć „dziur” w kalendarzu. Mam plan, żeby zrobić w tym roku 100 treningów, a w wakacje rozebrać się na plaży z dumą, bez poczucia wstydu.
Brawo! Co za piękna i inspirująca historia! Ja też jestem człowiek – kalendarz ☺️
Cieszę, że piszesz o zmianie trybu życia na zdrowszy i o słuchaniu w tym siebie. Wydaje mi się, że wszyscy zbyt łatwo godzimy się na śmieciowe żarcie i sposób życia, który nikomu nie służy. Ale podziwiam Cię za tak radykalne zmiany – dieta, ruch, więcej snu – to dużo na raz!
Ja co prawda ruszam się sporo, ale mam 35 lat i już od dłuższego czasu zdecydowanie nie jest ok jeśli chodzi o moje zdrowie. A dzieci i poświęcenie swojego czasu dla rodziny, to wszystko jeszcze przede mną… Ze względu na problemy z układem pokarmowym przerabiałam już różne diety, problemów do końca nie rozwiązałam, ale straciłam już cierpliwość i silną wolę. O ile zabranie się za ćwiczenia nie jest dla mnie tak bardzo trudne, to trzymanie się zdrowych nawyków żywieniowych zaczęło mnie przerastać. Nie potrafię tak ciągle zrezygnować z tego co mi smakuje chociaż wiem, że byłoby to dla mnie lepsze. Może kiedyś znajdę jakiś sposób dla siebie… Także życzę Ci dużo wytrwałości! Trzymam kciuki i będę chętnie obserwować zmiany 🙂 Może się kiedyś miniemy na siłowni bo właśnie myślę o zapisaniu się do trenera w tym samym miejscu 😉
Ps. Ale jeśli chodzi o polecajki i zioła – trzeba doczytywać i sprawdzać co mówią lekarze bo można sobie zaszkodzić!!!
a ja trzymam kciuki za Ciebie i życzę Ci dużo zdrowia <3 Co do lekarzy, to jednak częściej mi w życiu zaszkodzili niż pomogli i staram się zachować zdrowy rozsądek i słuchać swojej intuicji i ciała. Jeśli chodzi o zioła, polecam albo korzystanie z gotowych mieszanek albo z prostych naparów, które nasze mamy podawały nam często już gdy byliśmy małymi dziećmi. Pokrzywa, mniszek lekarski, melisa, rumianek - tutaj nie masz ryzyka, że coś Ci zaszkodzi, a pomóc może. Pozdrawiam ciepło 🙂
Przytulam mocno i życzę wytrwałości
Tez w tym roku chce zadbać o siebie dzięki za motywację.
Kibicuję! Fajnie, ze wrzucasz do neta takie niewyretuszowane fotki – to bardzo ważne! Dzięki 🙂