Zaczęło się od przeczytania pewnej książki. Nie pierwszy raz z resztą pod wpływem jakiejś lektury, postanowiłam natychmiast działać i zrobić kroki milowe np. w porządkowaniu domu. Rzecz w tym, że poważną redukcją swojego stanu posiadania zajmowałam się już przynajmniej 4 razy w życiu. Za każdym razem, gdy odzyskiwałam przestrzeń obiecywałam sobie, że więcej do tego nie dopuszczę. Nie pozwolę zagracić domu, nie obrosnę rzeczami.
I powiedzmy, że nawet nieźle mi szło. Z roku na rok stawałam się coraz bardziej świadomym konsumentem, coraz mądrzej robiłam zakupy, a samo porządkowanie i pozbywanie się niepotrzebnych przedmiotów było dla mnie coraz łatwiejsze. Daleko mi było i jest do minimalistki, ale też nigdy nie miałam aspiracji, by się taką nazywać. Po prostu lubiłam rzeczy, które z nami zostały w dawnym domu i z radością z nich korzystałam.
Potem przyszło wielkie pakowanie, bo sprzedaliśmy nasz dom. A pakując rzeczy do skrupulatnie podpisywanych pudeł, przysięgam, że zastanawiałam się nad każdą jedną. W konsekwencji miałam poczucie, że to co z nami przyjechało do Lublina było tym, czego rzeczywiście potrzebujemy. Nie od dziś wiadomo, że przeprowadzka to jedna z lepszych okazji, by zrobić przegląd posiadanych przedmiotów.
Pewnego dnia wybrałam się w długą podróż pociągiem do Krakowa i zabrałam ze sobą kilka książek. Jedną z nich była książka Petera Walsh’a pt. „Nie jesteś tym, co masz”.
Bardzo lubię wszelkie książki dotyczące minimalizmu i przeczytałam ich już naprawdę sporo. Dlatego miałam pewne obawy czy kolejna lektura tego typu wniesie coś nowego do mojego życia. Dzisiaj, po jej przeczytaniu, stwierdzam, że to jedna z lepszych pozycji w mojej domowej bibliotece. To właśnie lektura tej książki zainspirowała mnie do napisania dzisiejszego wpisu oraz do … kilkutygodniowych porządków gratów, o których kompletnie zapomniałam na kilka ładnych lat. A mianowicie o naszych wszystkich rzeczach poupychanych w domach naszych rodziców. Na ich strychach, w ich piwnicach, garażach czy w naszych pokojach z dzieciństwa.
Moja pierwsza myśl? „Chcę działać natychmiast i zacząć od strychu teściowej. Tam na pewno są JAKIEŚ nasze rzeczy”. Jak pomyślałam, tak wpisałam w kalendarz, a po powrocie z Krakowa, tuż po śniadaniu, pełna zapału udałam się na strych porządkować. W końcu to tylko kilka gratów z dawnych lat… Z kilku gratów zrobiły się trzy, wypełnione kartonami i workami po dach audi w kombi i dwa tygodnie harówki po kilka h dziennie.
To tak w skrócie.
U mamy mojego męża mieszkaliśmy przez pierwsze lata naszego małżeństwa, czyli dosyć dawno temu. To tutaj urodziły się i spędziły pierwsze lata swojego życia nasze dzieci. Kiedy nadszedł czas wyprowadzki na swoje, zabraliśmy ze sobą wszystkie nasze rzeczy. Stojąc więc na tym strychu kilka tygodni temu, zaczęłam sobie zadawać pytanie: „Skąd to wszystko się tu do cholery wzięło?! Czy to wszystko naprawdę jest nasze? Tyle?!?”.
Sprzątając ten strych byłam smutna, zła, rozczarowana i zawstydzona. Bo niby jakim prawem obciążam czyjś dom swoim bajzlem? Nic z tych rzeczy nie było mi potrzebne, o niczym nie pamiętałam przez te wszystkie lata. Postanowiłam raz na zawsze uporać się ZE WSZYSTKIMI swoimi, naszymi rzeczami. W domu mojej teściowej, w jej garażu, w domu moich rodziców, w ich piwnicy, w moim dawnym pokoju, wszędzie. Kiedyś trzeba to przecież zrobić, a rzeczy same nie znikną. Byłam bardzo zdeterminowana do pracy, ale wcześniej musiałam przyjąć jakiś system.
ODGRACANIE PRZESTRZENI – jaki system przyjęłam?
- Postanowiłam, że nie rzucę się od razu na wszystko i nie będę perfekcyjnie dążyć do celu w krótkim czasie. Jako, że do uprzątnięcia miałam spory teren, podzieliłam zadanie na mniejsze. Zgodnie z zasadą: „pomalutku, powolutku, aż do skutku”.
- Zabrałam ze sobą na ten strych 3 kartony. Jeden był przeznaczony na śmiecie, drugi na rzeczy do oddania, a trzeci na rzeczy do przemyślenia.
- Gdy tylko kartony były pełne, przerywałam pracę i na bieżąco zajmowałam się tymi rzeczami. Te, które miałam wyrzucić segregowałam i ładowałam do bagażnika auta, a te które miałam oddać, najchętniej oddawałam tego samego dnia.
- Starałam się podejmować szybkie decyzje, jednocześnie dając sobie czas na ich przemyślenie. Wiem, że trochę masło maślane, ale tak właśnie było. Gdy raz dotknęłam danej rzeczy, od razu podejmowałam decyzję co z tym fantem robię dalej. A jeśli co do którejś nie miałam pewności, wkładałam ją do pudełka, a pudełko stawiałam w centralnym punkcie pokoju, by w ciągu najbliższych kilku dni podjąć decyzję.
Najbardziej istotne w tej „strychowej” historii było to, że wszystkie te przedmioty, którymi musiałam się zająć, były jednocześnie tymi, o których przez conajmniej 5-6 ostatnich lat ani razu nie pomyślałam i ani razu ich nie potrzebowałam. Na palcach jednej ręki mogę policzyć te, które okazały się dla mnie, dla nas na tyle ważne, że je zostawiliśmy.
Co zatem było tym bajzlem? Oto kilka przykładów:
- 3 pudła po bananach wypełnione notatkami z matury i ze studiów mojego męża
- karton zeszytów z podstawówki
- 2 szuflady pełne smyczy, plakietek, biletów wstępu, magnesów na wieczną pamiątkę
- zabawki po naszych dzieciach
- tona kabli
- przynajmniej 10 starych telefonów, modemów, myszek do komputera etc
- szafka pełna kolorowych papierów do drukarki, segregatorów i koszulek
- 30 tub po plakatach, które kiedyś rozdawałam wspólnie z Tekstualną na naszych warsztatach
- całe morze pamiątek ze szkoły: liściki, walentynki, pamiętniki, kartki pocztowe, zaproszenia, winietki z weselnych stołów etc
- stos starych kalendarzy i czasopism
- karton pełen najróżniejszych płyt CD i kaset magnetofonowych
- a także kilogramy rzeczy, których nie potrafię zaklasyfikować do żadnej dziedziny, począwszy od figurki na weselny tort z urwaną głową pana młodego, po 2 kg miękkiego wypełnienia do maskotek. Nie pytaj…
Pewne rzeczy mogłam wyrzucić od razu, pamiętając o RECYCLINGU, ale były też takie, którym musiałam poświęcić czas. Mnóstwo czasu, by na spokojnie zastanowić się: „Czy my tego rzeczywiście potrzebujemy?”. Ale to nie było jedyne pytanie jakie zadawałam sobie i ja, i mój mąż przeglądając rzeczy z kartonu zatytułowanego „DO PRZEMYŚLENIA”.
- Czy było mi to potrzebne przez ostatnie 3 lata?
- Czy to jest coś, co będzie mi potrzebne teraz, w tym momencie mojego życia?
- Czy chcę to zostawić, bo było drogie, bo dostałam to w prezencie i nie wypada mi się tego pozbyć?
- Czy ciężko mi się z tym rozstać tylko dlatego, że jest dobre i być może się przyda?
- Czy ten przedmiot wywołuje we mnie radość i budzi miłe wspomnienia?
- Czy mam już taką rzecz?
- Czy ten przedmiot wyraża mój aktualny styl życia i chcę go zabrać ze sobą do nowego domu?
Jeśli dana rzecz nie przechodziła castingu i stwierdzałam, że jej nie chcę, od razu szukałam jej nowego domu. Tym sposobem np. segregatory i kolorowe papiery do drukarki trafiły do dzieci, do przedszkola, a 2 kg wypełnienia do maskotek do kobiety, która zajmuje się zawodowo krawiectwem.
Pudła z kablami postawiłam na środku pokoju i poprosiłam mojego męża, by je przejrzał. Nie było łatwo, bo gdy je zobaczył od razu chciał je wynieść z powrotem na strych, mówiąc magiczne „Kiedyś się tym zajmę”. Zaczęłam mu jednak tłumaczyć, tak jak to się czasem w małżeństwie tłumaczy, że to droga donikąd. Że przez te wszystkie lata za każdym razem, gdy potrzebował nowego kabla, kupował nowy. Że dzięki uporządkowanym kablom, które zdecyduje się zostawić, będzie mógł efektywniej z nich skorzystać. Podziałało. Mój mąż zredukował ilość tego tajemniczego okablowania z 4 pudeł do jednego, a ja wywiozłam resztę do pojemnika na elektrośmieci.
Notatki ze studiów i zeszyty przejrzeliśmy wspólnie wracając wspomnieniami do szkolnych i studenckich czasów, podziwiając jak dobrze je prowadziliśmy, a potem wszystkie oddaliśmy na makulaturę, zgodnie stwierdzając, że ani my, ani nasze dzieci więcej do nich nie zajrzymy.
Pamiątki zostawiliśmy na koniec. Urządziliśmy sobie wieczór pełen wspomnień, z winem i dobrym jedzeniem i zaczęliśmy przeglądać każdą z rzeczy. Śmialiśmy się do łez, ale i wszystko poddawaliśmy grubej selekcji. Pozbyliśmy się 80 % pamiątek zostawiając sobie same skarby. Każde z nas ma teraz pudełko, a w nim esencję wspomnień zamiast bałaganu, o którym zapomnieliśmy. Ja jestem umiarkowanie sentymentalna i wiem, że dla mnie największą wartością są zdjęcia. Zostawiłam sobie swoje pamiętniki, bo bardzo lubię do nich wracać, ale już kartki pocztowe, liściki od koleżanek z liceum czy ślubne zaproszenia znajomych poszły do kosza.
Całą resztę w mojej ocenie GRATÓW oddałam w różne miejsca. W dalszej części wpisu podpowiem Ci gdzie.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić
Pozbywanie się rzeczy dla niektórych osób może się wiązać z całą lawiną trudnych emocji. Zwłaszcza, że i sytuacje, podczas których decydujemy się na odgracanie są różne.
Dlaczego tak bardzo boimy się pozbywania przedmiotów, które do nas należą, nawet jeśli zupełnie ich nie potrzebujemy i wciąż przenosimy je z miejsca na miejsce? Powodów jest kilka. Według autora książki „Nie jesteś tym co masz”
boimy się, że podejmiemy niewłaściwą decyzję i wyrzucimy coś, czego później będziemy żałować
Z mojego doświadczenia wynika, że tak rzeczywiście może się zdarzyć, ale … nie jest to koniec świata i spotyka nas to zadziwiająco rzadko, jeśli robimy to z głową i dajemy sobie odpowiedni czas. Rzeczy to ostatecznie tylko rzeczy. Ważne, by odpowiedzieć sobie na pytanie: czy ten przedmiot mnie cieszy, czy wyraża moją osobowość, czy jest w ciągłym użyciu? A potem podjąć dorosłą decyzję. Jesteśmy mistrzami w odkładaniu wszystkiego na wieczne PRZYDA SIĘ. Jeżeli to dla nas za mało, można spróbować odłożyć rzecz, z którą nie potrafimy się rozstać do kartonu na rok i sprawdzić czy przez ten rok choć raz o niej pomyśleliśmy.
boimy się, że stracimy wspomnienia albo, że po nas nie zostanie ich wystarczająco dużo
Z tym pierwszym każdy musi uporać się sam i sam określić, które ze wspomnień są dla nas tymi najważniejszymi, które pamiątki to nasze skarby. Wybrać je, a potem odpowiednio o nie zadbać i je wyeksponować. Wywołać zdjęcia, podpisać albumy, dołączyć karteczki z historiami, oznaczyć pudełka itd.
Podobnie ma się rzecz ze wspomnieniami o nas. Cóż, wszyscy kiedyś umrzemy i to na naszych dzieciach prawdopodobnie będzie spoczywał ciężar uporządkowania naszych klamotów. Rzecz w tym, że jeśli będzie ich ogrom i będą one w totalnym nieładzie, naszym dzieciom trudno będzie stwierdzić co jest rzeczą wartościową i pamiątką po nas, a co jest zwykłym rupieciem. Czyż nie byłoby wspaniale już teraz, kiedy jesteśmy jeszcze silni i młodzi zadbać o tę część naszego życia i rzeczy dla nas ważne odpowiednio zorganizować?
boimy się też ogromnego poczucia winy, bo coś było drogie
Rzeczy tracą na wartości. Tak już po prostu jest. I choć kiedyś na te buty musieliśmy pracować przez pół wakacji, to dzisiaj nie nadają się już do niczego. To tylko przykład oczywiście, jednak cena za dany przedmiot nie może być jedynym powodem, dla którego powinien on z nami zostać.
boimy się, że nam nie wypada, bo dostaliśmy coś na prezent, bo to rzeczy po zmarłych bliskich
Utraty bliskich nie doświadczyłam całe szczęście. Peter Walsh w swojej książce poświęcił temu wiele, bardzo przydatnych rozdziałów. Jeśli stoisz aktualnie przed problemem uporządkowania domu po stracie bliskich osób, np. rodziców to z całego serca polecam Ci książkę „Nie jesteś tym, co masz”. Ja zapamiętałam z niej ważny fragment mówiący o tym, że rzeczy np. naszych rodziców, służyły właśnie im, spełniły swoją rolę i należy im za to podziękować, a potem, jeśli my ich nie potrzebujemy, puścić dalej w świat. To czy my będziemy posiadać te rzeczy czy też nie, nie będzie definiować tego jak bardzo kochamy swoich bliskich i jaka jest siła naszych o nich wspomnień.
boimy się braku czasu
I słusznie, bo porządkowanie bajzlu to jest wyczerpująca, fizyczna praca, ale kiedyś to po prostu trzeba zrobić. I trzeba o swoich rzeczach pomyśleć całościowo. Zastanowić się nad każdą przestrzenią, w której te nasze graty mogą się znajdować, a potem krok po kroku się z nimi uporać. Można poświęcić weekend na odgracenie garażu albo obiecać sobie, że za każdym razem, gdy będziemy u rodziców, uprzątniemy jedną szufladę w naszym starym pokoju. Byle do przodu.
CO ZROBIĆ Z NIEPOTRZEBNYMI RZECZAMI?
- Jeśli zdecydujesz się coś wyrzucić pamiętaj, że coś, co dla Ciebie jest śmieciem, dla kogoś innego może być prawdziwym skarbem. Nie wierzysz? Zerknij proszę na profil Uli @parametry i obejrzyj jej stories z wypraw po częstochowskich śmietnikach. Zdziwisz się co ludzie potrafią wyrzucić na śmietnik. I proszę – pamiętaj o segregacji odpadów. Nie robić tego w dzisiejszych czasach to po prostu wstyd.
- Zorientuj się czy w Twojej okolicy działa fejsbukowa grupa Uwaga śmieciarka jedzie. Wystarczy do takiej dołączyć, dodać post ze zdjęciem rzeczy, którą chcemy oddać i możesz być pewna, że w ciągu kilku minut znajdzie się przynajmniej kilka chętnych osób. Ja w ten sposób oddałam stare naczynia z PRL, drukarkę bez kabla czy ramki na zdjęcia.
- Poszukaj sklepów charytatywnych. W Lublinie polecam Emaus. Możesz zawieźć tam niepotrzebne rzeczy, a pieniądze z ich sprzedaży wesprą bezdomnych. W Warszawie super działa fundacja Sue Ryder i jej sklepy.
- Niepotrzebne koce, narzuty czy śpiwory chętnie przyjmą w schroniskach dla zwierząt. Ważne, by nie były wypełnione pierzem. Takie nadają się niestety tylko na śmietnik.
- OLX i opcja „oddam za darmo” albo „sprzedam” to zawsze dobry pomysł.
- Popytaj wśród znajomych, zastanów się czy coś z Twoich rzeczy może im się przydać.
- Książki możesz oddać do biblioteki, a materiały plastyczne np. do szkół czy przedszkoli.
- Elektrośmieci wyrzuć do specjalnych pojemników. W Lublinie stoją takie pod Centrum Handlowym SKENDE.
PO CO TAK WŁAŚCIWIE NAM TE PORZĄDKI?
Posprzątana, zorganizowana przestrzeń, w której każdy przedmiot ma swoje miejsce i swoją funkcję – to przede wszystkim. Ale to nie wszystko. Wydaje mi się, że jako dorośli ludzie powinniśmy po prostu wziąć odpowiedzialność za swoje graty. Nie tylko w swoich mieszkaniach, ale również tych wszystkich zapomnianych zakamarkach: strychach, piwnicach, pokojach z dzieciństwa, garażach i szafkach wstydu, z których rzeczy się na nas wysypują. Po prostu zrobić diagnozę naszego stanu posiadania i porządnie rozprawić się z tym bajzlem. Nie obarczać nim nikogo oprócz nas samych. Nie sztuką jest wywozić wszystkie „PRZYDASIĘ” do rodziców.
Ja sprzątając ten strych, z każdym wyniesionym do bagażnika workiem czułam się jakby mi ktoś zdejmował z pleców kilkukilogramowy odważnik.
Jednak najważniejszą według mnie rzeczą, którą po porządkach odzyskujemy jest CZAS. Bo rzeczom należy poświęcać czas, a im więcej mamy rzeczy, tym więcej tego czasu na nie marnujemy. A ja myślę, że jest milion ciekawszych zajęć niż nieustanna walka z bałaganem.
„Sporządź listę tego co najlepsze, najwspanialsze, naj, naj, naj w Twoim życiu, a następnie znajdź skarby, które będą Ci o tym przypominały”
Wizja mieszkania, w którym otaczają nas tylko przedmioty, które nas cieszą, które nam się podobają, które mają swoje miejsce i funkcję, które przywołują najmilsze wspomnienia to jak dla mnie wizja bardzo kusząca. To daje poczucie wolności. Uwalniasz się od nadmiaru. Dosłownie i w przenośni.
Moim celem nie jest namawianie Cię do zostania minimalistką czy do stworzenia ascetycznego domu. Wręcz przeciwnie. Jeśli lubisz eklektyczne, wypełnione przedmiotami pokoje to też jest OK. Każdy z nas jest inny, ma inny gust i poczucie estetyki i ta różnorodność jest wspaniała. Chciałabym jednak namówić Cię do tego, by być bardziej świadomą. By otaczać się przedmiotami pięknymi i przydatnymi, by rozprawić się ze swoimi gratami w absolutnie każdej przestrzeni, która nam przyjdzie do głowy i zrobić miejsce na NOWE. Nie nowe rzeczy, ale nowe formy spędzania naszego czasu. Według mnie warto. Bo niezależnie od powodu, dla którego chcemy zabrać się za odgracanie, nagroda na końcu jest podobna – to uczucie niesamowitej ULGI, możliwość złapania oddechu, czas i jasny umysł.
Mam nadzieję, że mój wpis okaże się być dla Ciebie inspirujący i motywujący. Jeśli masz do mnie jakieś pytania albo chcesz podzielić się swoją historią – zostaw proszę komentarz.
Zdjęcia użyte w tekście nie przedstawiają mojego bałaganu. Kupiłam je w Internecie.
56 komentarzy
Właśnie dziś zaczęłam odgracać garderobę, a jest to dla mnie bardzo trudne i myślałam o tym, że potrzebuję jakiejś książkowej inspiracji. Weszłąm na instagram i znalazłam informację o nowym wpisie u Ciebie 🙂 Dziękuję! Dla mnie najtrudniejsze jest to, że wydałam sporo pieniędzy na te wszystkie rzeczy. Jak pomyślę ile podróży mogłabym za nie odbyć… Wiem, że na ten moment te rzeczy nie są już tyle warte co kiedyś, a jednak coś mnie blokuje. Straszne jest to, że przedmioty którymi obrastamy są źródłem tak wielu trudnych chwil. Po przeczytaniu Twojego wpisu Basiu, czuję się zmotywowana do dalszej pracy, ale z moim oporem powinnam chyba czytać go codziennie 😀
cieszę się 🙂 To prawda, rzeczy wywołują w nas mnóstwo emocji. W kwestii ubrań serdecznie Ci polecam blog Joanny Glogazy i Kasi Kędzierskiej Simplicite – to prawdziwa skarbnica wiedzy. Powodzenia <3
Kochana jak to jest, że gdy tylko pomyślisz o czymś wszechświat zaczyna Ci sprzyjać – ja od tygodni chodzę zła bo zagraciłam salon, bibliotekę, kuchnie i każdy zakamarek domu – i wiem ze koniecznie potrzebuje tego oczyszczenia – dziekuje za radę 3 pudel i natychmiastowego wynoszenia ich – dzięki temu nie zmienię bałaganu w stos pudel – bardzo dziekuje
Ja nie mam świadomości, że tak właśnie jest, ale rzeczywiście, bardzo często moje myśli dosyć szybko się krystalizują. Ale to też wiąże się zawsze z działaniem 🙂 Powodzenia z Twoimi pudłami, trzymam kciuki <3
To znak, że trafiłam na Twojego bloga, bo sama właśnie próbuję uporządkować mieszkanie. Od 7 lat nie mieszkam z rodzicami i od tamtej pory uzbierało mi się multum przydasiów, z którymi nie potrafię się rozstać. Z jednej strony wiem, że większości nigdy nie wykorzystam, ale z drugiej trochę szkoda, bo już nie raz miałam tak, że coś wyrzuciłam/oddałam a za jakiś czas tego potrzebowalam(a leżało kilka lat). Teraz jestem na etapie segregacji ubrań. I tu cieszę się, że nie pozbyłam się części ciuchów z czasów, gdy byłam jeszcze szczupła, bo po kilku latach walki powoli wracam do swojej dawnej sylwetki. U moich rodziców mój dawny pokój i cały strych zawalony jest gratami i każde porządki wyglądają w ten sposob, że do śmieci/wykorzystania/oddania idzie 1/100 tego co tam zalega. A reszta wraca na swoje dawne miejsce. I można by myśleć, że w końcu uda się ogarnąć ten nieład, ale ciągle znosimy tam kolejne rzeczy… Według mnie te zachowania to wszystko pozostałości dawnych czasów, gdzie człowiek był biedny i miał niewiele lub po prostu nie mógł czegoś zdobyć bo było nieosiągalne. Każda rzecz była cenna, zepsute się naprawiało, jedno ubranie przechodziło przez pokolenia. Teraz mamy nadmiar i nie potrafimy tego ogarnąć. A sentymentalność to już kolejna sprawa.
Książkę koniecznie muszę przeczytać. Pozdrawiam serdecznie
Masz rację. Nasi rodzice po wszystko musieli stać w kolejkach, wszystko dzisiaj jest ważne, cenne, może się przydać. Niestety życie w nadmiarze, w bałaganie często przysłania nam (i im) to co naprawdę ważne i czemu moznaby poświęcić swój cenny czas. Powodzenia w porządkach
Basiu, piękny tekst, jak zawsze zresztą☺️100%! Nie zaszkodziłoby aby przedmiot 'wielkie odgracanie’ był wykładany już od przedszkola. Dziękuję za kolejną dawkę przyjemnej lektury. Serdecznie pozdrawiam, Gosia.
Super pomysł 🙂
A ja polecę od siebie mój sposób na pozbywanie się np. książek, ubrań i zabawek po dzieciach, puzzli itp. Jest mnóstwo licytacji charytatywnych na których można takie przedmioty wystawić a przy okazji wesprzeć kogoś kto potrzebuje pomocy. Od razu człowiekowi lżej się robi i poprawia samopoczucie jak wie że przy okazji zrobił coś dobrego. Bardzo lubię kupować i czytać książki ale na ogół przeczytam raz i się kurzą na półce bo przecież nie wyrzucę. Ostatnio kilka książek trafiło w ręce dobrych osób o wielkich sercach i przy okazje wsparły zbiórkę dla Ninki z Lublina walczącej z SMA. Jeśli pozwolisz Basiu to wrzucę tu jeszcze link do grupy na fb z takimi licytacjami https://www.facebook.com/groups/380000670081262
Pozdrawiam
Świetny pomysł 🙂 ja dla Niny wystawiłam kolację ze mną i kilkoma dziewczynami z Internetu
Niestety mój budżet nie pozwolił na licytowanie i spotkanie z Wami. Brawa dla Was za inicjatywę i zazdroszczę zwycięzcy 🙂
Kilka lat temu SAMA musiałam sprzątać wielki dom po śmierci babci, ubrania, naczynia, książki, papiery i masa innych rzeczy przeszła przez moje ręce. Ważę 56 kg, a dżwigałam ciężkie worki i kartony, a to do samochodu, a to do punktu z odzieżą używaną i wtedy postanowiłam, że nigdy nie zagracę swojego życia i domu, bo nie chcę nikomu sprawiać problemu, zmuszać go do takiej pracy i podejmowania decyzji, co wyrzucić, a co zostawić. Masz rację, nasze rzeczy to nasz problem. Wiadomo, że podjęłam się tego zadania ze względu na babcię, ale straciłam mnóstwo czasu i energii na porządki. Jeśli kochamy naszych bliskich, to nie obciążajmy ich tym.
Masz 100 % racji
Ten wpis wpadł mi z nieba 🙂 Odgracam właśnie mieszkanie po dziadkach przygotowując się do remontu i jest to dla mnie ciężkie, smutno mi się robi wyrzucając lub oddając rzeczy, które im służyły. Ale teraz trochę inaczej o tym myślę. Może z czasem zbiorę się również do porządków w moim rodzinnym domu!
Powodzenia ❤️
W przyszłym tygodniu czeka mnie przeprowadzka do własnego mieszkania, stworzymy tam całą przestrzeń dla siebie od nowa. To dla mnie idealna okazja, żeby zrobić porządki w swoich rzeczach. Zainspirowałaś mnie! Świetny wpis.
powodzenia 🙂
W zeszłym roku musieliśmy opróżnić dwu pokojowe mieszkanie i komórkę po Babci. Oprócz wieku cennych historycznie pamiątek (trafiły do Archiwum w Częstochowie), zdjęć, porcelany, krysztalow itd itd którymi podzieliśmy się z rodzeństwem… wyrzuciłśmy setki 60 letnich!!! igieł, gwoździ, kluczy nici, dokumentów, pościeli, kosmetyków, o meblach nie wspomnę… W komórce była stara wanna, płytki sprzed 30 lat… Do piwnicy juz nie byliśmy psychicznie w stanie wejść… A najgorszy w tym był ból że ktoś kiedyś tego używał, a teraz większość rzeczy ładuje na śmietniku… Nie róbmy tego swoim dzieciom i wnukom
wykonaliście kawał dobrej roboty!
Bardzo dobry tekst. Zgadzam się ze wszystkim. Fajnie , że podałaś te przykłady rozwiązań. Jeśli mogę podam swój na pozbycie się książek. Kilka lat walczyłam z sobą żeby pozbyć się takich książek których już nie przeczytam, do których nie wrócę , były wśród nich też prezenty. Mam małe mieszkanie i ciężko jest mieszkać w takiej bibliotece. Tej zimy znalazłam gdzieś w Internecie informację o takiej stronie skupszop.pl która skupuje książki i zleca odbiór firmie kurierskiej. W rezultacie pozbyłam się ponad 70 pozycji , poświęcając tylko czas na wpisanie numeru ISBN do ich aplikacji i od razu miałam wstępną wycenę. Następnie wydrukowałam te zamówienie, włożyłam do kartonu z książkami które chcieli ode mnie odkupić i czekałam na umówionego kuriera. Po odbiorze przez firmę wycenili ponownie , odjęli jakieś grosze za np. zagiętą okładkę i otrzymałam wpłatę na konto Wszystko sprawnie. W ten sposób zdobyłam pieniądze na nowe rzeczy albo przyjemności i nie muszę już myśleć o odkurzaniu tych książek. W moim mieście biblioteka nie chce za bardzo tych książek, więc ten sposób uważam , że był najlepszy. Polecam
świetna opcja! Nie słyszałam o takiej- dzięki 🙂
Gratulacje i podziwiam! Tak solidne uporządkowanie na pewno wymaga dużo zaangażowania i motywacji oraz odporności na zniechęcenie. Moja przyszła teściowa jest typem osoby, która wszystko zostawia i na dodatek gromadzi zapasy różnych produktów (trzy zapasowe słoiki kawy w domu przy cotygodniowych zakupach oraz mimo mieszkania w centrum dużego miasta i sklepów pod nosem). Zakup kolejnej nowej rzeczy nigdy nie wiąże się z wyrzuceniem starej. Domyślam się, że to pokłosie czasów, w których dorastała i gdy brakowało produktów. Tym samym połowa szafy/przestrzeni mojego partnera zajęta jest rzeczami, które kupiła, a na które nie ma miejsca w jej pokojach i szafach. Dodatkowo „zagraciła przydasiami” piwnice swoją, rodziców oraz sąsiadów. Non stop narzeka na brak miejsca jednak nie potrafi nic z tym zrobić. Na samą myśl, że w ciągu kilku lat mieszkanie zostanie przeznaczone pod wynajem (w wyniku jej przeprowadzki do innego) i trzeba będzie np. pomóc opróżnić piwnicę robi mi się słabo… Jest cudowną kobietą, jednak brak umiaru i zamiłowanie do miliona dodatków ozdóbek, pluszaków, które wiszą zapomniane i zakurzone powoli doprowadza do poirytowania wszystkich użytkowników mieszkania oraz gości. Uważam, ze nie jestem odpowiednią osobą do doradzania czy zwracania uwagi (jeśli już to może kiedyś po ślubie), próbuję ją zainspirować motywując partnera do „generalnych porządków” u niego w pokoju, jednak kończy się na słowach „ja tez bym musiała tu ogarnąć. Natomiast partner, którego bardzo meczy ta sytuacja, często się irytuje brakiem miejsca uważa, że to mieszkanie mamy i on nie będzie się wtrącał i jej nic narzucał. Patowa sytuacja, która niestety w przyszłości będzie miała właśnie dla niego bardzo uciążliwe konsekwencje. Dlatego będę się starała w swoim mieszkaniu uniknąć podobnej sytuacji, tym bardziej że obecne budownictwo oferuje malutkie komóreczki lokatorskie, a o piwnicach można już zapomnieć.
To prawda, dziś piwnice nie są zbyt popularne, może to i lepiej? 🙂 co do doradzano rodzicom czy teściom sprawa jest trudna. Tak naprawdę niewiele możemy i niewiele też chyba powinnismy robić, bo to ich życie. Może dobrym pomysłem byłoby podsyłanie im takich artykułów jak mój albo książek? 🙂
Z racji, że mam małe mieszkanie staram się je odgracać na bieżąco. A po przeczytaniu kolejnego poradnika jeszcze bardziej zwiększam obroty. Największy problem mam z maskotkami dzieci, bo o ile pozostałe, nieużywane zabawki są w stanie oddać/sprzedać tak maskotki rozczulają je mega i wór zabawek zagraca pokój. Co jakiś czas zaglądamy do worka i proszę ich o odłożenie chociaż kilku sztuk. Fakt, faktem, sprzedaż pluszaków nie jest łatwa bo chyba każdy jest nim zarzucony, a do śmietnika szkoda wyrzucić.
Kłody pod nogi kładzie też Szanowny Pan Mąż, któremu wiele rzeczy się przydaje. Jakiś czas temu z duszą na ramieniu zgodził się na pozbycie KASET 🙂 i o dziwo wszystkie się sprzedały.
Ostatnio teściowa uszczęśliwiła nas gazetami, które mąż kiedyś zbierał np. Cinema. Pytam się WHY?
A już prawie byłam na prostej 🙂
Oj tak to niekończąca się historia, ale pomału, byle do przodu 🙂
Mam wrażenie, że to nieuświadomiona bolączka naszego pokolenia – urządzamy swoje domy i mieszkania, w których chcemy się otaczać wyłącznie cieszącymi nasze oczy przedmiotami, mamy coraz większą świadomością estetyczną i ekologiczną, lubimy minimalizm i wolność, jaką daje, a jednocześnie rzeczy, które z jednej strony nam do tej koncepcji nie pasują a drugiej – nie są ewidentnymi śmieciami do wyrzucenia często przechowujemy w jakiejś „szarej strefie”. Na strychu u rodziców, w naszych dawnych pokojach, w piwnicy u dziadków itp. Tam gdzie ich nie widzimy i nie musimy o nich myśleć.
To nie w porządku wobec naszych bliskich, mogę sobie wyobrazić, że nawet mając pusty pokój, nasze mamy niekoniecznie chcą w nim mieć nasz sprzęt narciarski, starą drukarkę i kolekcję komiksów z Kaczorem Donaldem 😉
Takie przyzwyczajenia świadczą chyba o braku poczucia odpowiedzialności za swoje rzeczy i braku szacunku do ludzi, których nimi zarzucamy.
Myślę że to wręcz jakiś fenomen socjologiczny – kupujemy za duże pieniądze wyliczone na styk metry kwadratowe mieszkań w dużych miastach, a rodzinne domy na tzw. prowincji traktujemy trochę jak magazyny. No bo sorry – dodatkowych kilkadziesiąt tys. zł za komórkę, w której będę mógł trzymać opony zimowe, skoro mogę podrzucić je dziadkowi do garażu?? 😉
Dziękuję za polecenie kolejnej minimalistycznej pozycji! Nie znałam tej książki, a wydawało mi się, że chyba już wszystkie wydane po polsku przeczytałam. Ja jestem mocno osadzona w minimaliźmie właśnie poprzez doświadczenia: zmiany miejsca zamieszkania, sprzątanie zagraconego mieszkania babci i najgorsze – po nagłym odejściu Taty. Bolała każda rzecz i nigdy bym nie chciała tego dla mojego syna. Natomiast teściowa… jakbym wyżej czytała o swojej… Kiedyś to mi się przyjdzie z tym mierzyć, bo mąż jest jedynakiem. Trzymanie rzeczy, które już nie są nam potrzebne uważam za straszny ludzki nawyk. Wiem, że historia itd., ale o ileż wygodniej się żyje z przedmiotami ważnymi dzisiaj. Póki co cierpliwie po trochu pomagam innym odgracać, jestem rodzinną „specjalistką od wyrzucania”, co w ustach niektórych ma mocno negatywny wydźwięk. Pozdrawiam, życzę cierpliwosci w sprzątaniu i dziękuję za super wpis.
Wybrałaś super „zawód” 🙂
Tylko nie oddawajcie do bibliotek książek po porządkach strychu, piwnic i stuletnich kartonów.
Dlaczego?
Kable i stara elektronika to zawsze ogromny problem, który jest odkładany na później.
Inspirujesz. 🙂 Świetne sposoby na selekcję przedmiotów, przydadzą się nie tylko tym przeprowadzającym się!
Super rady Basiu, czuję, że zbliżający się weekend będzie pracowity – ODGRACANIE czas start! Wiosenne porządki wejdą na wyższy poziom 🙂
Kasia pisze ” Jeśli kochamy naszych bliskich, to nie obciążajmy ich tym.” Ale jest jeszcze druga strona medalu.
Nie wymagajmy od naszych babć, żeby na siłę pozbywały się większości książek, naczyń, ubrań tylko dlatego, żeby wnusia lub wnusio mieli łatwiej po jej śmierci.
Najczęściej mieszkanie sprząta ten kto je odziedziczył. Takie odgracanie jest chyba niewielką ceną dla tych, którzy odziedziczyli ten wielki dom.
Kasia pisze ” Jeśli kochamy naszych bliskich, to nie obciążajmy ich tym.” Ale jest jeszcze druga strona medalu.
Nie wymagajmy od naszych babć, żeby na siłę pozbywały się większości książek, naczyń, ubrań tylko dlatego, żeby wnusia lub wnusio mieli łatwiej po jej śmierci.
Najczęściej mieszkanie sprząta ten kto je odziedziczył. Takie odgracanie jest chyba niewielką ceną dla tych, którzy odziedziczyli ten wielki dom.
Czytając ten wpis przypomniałam sobie ile ja mam do zabrania od rodziców, a zbieram się do tego już od bardzo dawna…. jeszcze przyjdzie taki dzień, że mi się uda zebrać w sobie i zrobimy porządek! Porady od Ciebie oczywiście świetne. Pozdrawiam!
Oj sporo dzieci zwozi rzeczy do rodziców. Ja sama musze zrobić takie odgracanie.
Dużo tego, i super rady. Dzięki za ten wpis 🙂
Super wpis, pozdrawiam 🙂
Najgorzej zabrać się za takie porządki. 🙂 Ale jak już się zacznie – to efekt cieszy oko! Fajny, inspirujący wpis.
Książkę wpisałam sobie w kolejkę, akurat jest jeden egzemplarz w mojej bibliotece. 🙂 Z rzeczami w mieszkaniu mamy walczę od dwóch lat przy każdym pobycie i końca nie widać (ostatnio głównie przez pandemię, bo prawie nie jeździłam), ale dzięki za podniesienie motywacji. Przetestuję trzy pudełka, może da mi to dodatkowego kopa – trzy kartony do zapełnienia podczas każdej wizyty 🙂
Cenne wskazówki 😉 Może się wezmę za takie wiosenne odgracanie. Pamiętam, że zrobiłam wstęp do tego rok temu, na początku pandemii. Co ciekawe, takie odgracanie pozwala się totalnie wyłączyć i zresetować 😉
Twój wpis zmotywował mnie to zrobienia porządku w swoim życiu i swoich rzeczach. Bardzo pomocny!
Pani Agnieszka – w punkt- poruszyła w swoim komentarzu ważny temat naszych rodzinnych domów i składowanych w nich rzeczy….
U moich rodziców już strych się ugina… siostra, brat, ja…. Każdy coś tam zgromadził….
My z mężem jesteśmy właśnie w trakcie przeprowadzki… I o matko, ile to pozornie prozaiczne doświadczenie wywołało we mnie przemyśleń! Przez ostatnie miesiące mieszkania w kawalerce wiecznie się o coś potykaliśmy, narzekaliśmy na małą ilość miejsca, ciągle czuliśmy się przytłoczeni chaosem wokół nas… A jednocześnie kiedy ktoś mówił o minimalizmie, zawsze ze śmiechem odpowiadaliśmy, że nas nadmiar nie dotyczy, bo przecież nie zmieścilibyśmy zbyt wielu rzeczy w jednym pokoju. Jak bardzo się myliliśmy! Nawet nie wiem, ile do tej pory wynieśliśmy pudeł i worków przedmiotów do wyrzucenia lub oddania, a mnóstwo rzeczy do przejrzenia jeszcze przed nami… Znaleźliśmy m.in. ogrom starych notatek ze studiów, ubrania i buty, których nie nosiliśmy od lat, ulotki i foldery z biur podróży „na pamiątkę”… I tak sobie myślę, że wynikają z tego dwie rzeczy. Po pierwsze, przeogromny sentymentalizm, próba zamknięcia wspomnień w przedmiotach, które w rzeczywistości nie tylko nie mają już żadnej wartości, ale też po wielu latach nawet nam samym niczego nie przypominają. A po drugie: mentalność biedaka. Myślenie, że nie można wyrzucić czy oddać jeszcze nierozwalonych butów lub sukienki, która wyszła z mody lub przestała nam się podobać, bo „może kiedyś się przydadzą”, może rozpadną się nowe i te stare będą na zapas. Oczywiście żadne z nas ich nie wykorzystywało, a przestrzeń zapełniała się, powodując, że nam było coraz ciaśniej. I jest dokładnie tak, jak piszesz: każde kolejne wyniesione pudło wiązało się z poczuciem ulgi, zrzucenia z siebie ciężaru. Lubię myśleć, że pozbywając się starego, robię miejsce na nowe. I nie chodzi mi jedynie o rzeczy – wręcz przeciwnie, po przekopaniu się przez te wszystkie graty na pewno zrobię sobie przerwę od kupowania. Zdałam sobie sprawę z tego, że tylko niektóre z tych przedmiotów były mi potrzebne, inne mogłabym sobie odpuścić i zamiast tego wydać pieniądze na piękne wspomnienia czy nowe umiejętności.
Brawo, gratulacje ❤️
Mnóstwo staroci trafia do moich rodziców. Tez myślę zebrać rodzeństwo i ogarnąć to.
Rzeczy z domu rodzinnego chyba jest nam najtrudniej „posprzątać”. Ja już się cieszę się na moje postępy – za mną 7 przeprowadzka. Do czwartej przeprowadzki zawsze wszystko musiałam przewozić ze sobą – nawet sukienki, których nie nosiłam już dawno, ale tyle wspomnień z nimi jest, że trudno było się pozbyć. Udało się, z każdą kolejną przeprowadzką uczyłam żegnać się ze „starym” by dać sobie więcej przestrzeni i mieć miejsce na „nowe”. Siódma przeprowadzka – przyznam, że była dla mnie najłatwiejsza i bardzo wiele rzeczy pożegnałam z uśmiechem. Bo wiem, że też zrobiłam dobry uczynek przy tym 🙂
Wow! Super, gratulacje 🙂
Wracam tutaj po czasie. Po przeczytaniu tego wpisu zastanawiałam się ile zostawiłam gratów u swoich rodziców na strychu. Liczba ta jest tak przeogromna, że hit. Aż wstyd się przyznawać ale umówiłam się z nimi na przyszyły weekend by zrobić z tym porządek 😀
Ja od 2 lat zabieram się za swój strych i za każdym razem jak tam wchodzę to ręce mi opadają i wychodzę. Ale po Twoim wpisie zrobię chyba tak jak piszesz, będę po trochu i systematycznie to robiła bo strasznie mi to siedzi w głowie i nie daje spokoju.
Dziękuję
A jaka ulga po 🙂
Bardzo ciekawie napisany artykuł. Ja od dawna mam zasadę, że załoga na pokładzie okrętu, a dokładniej jej wyposażenie musi być stałe. Czyli jedna rzecz przybywa, jakaś musi zniknąć. Dodatkowy patent to sprzedawanie części zbędnych rzeczy na olx. Może komuś jeszcze się przydadzą.
To chyba jeden z najlepszych wpisów o odgracaniu. Kto widział wielopokoleniowy strych ten wie, że to nie jest zabawa na jeden wieczór. Przy okazji ściskam wszystkich właścicieli strychów, którzy tolerują nasze graty.
Mnie bałagan w moim mieszkaniu i nadmiar rzeczy po prostu przerasta. Staram się regularnie sprzedawać/oddawać rzeczy niepotrzebne, ale wciąż jest tego tyle, że nie jestem w stanie nawet myśleć o odgraceniu. Zwłaszcza na balkonie. Ilość rzeczy, która tam jest po prostu mnie przeraża… Ale wiem, że pozbycie się ich przyniesie mi olbrzymią ulgę, dlatego raz na jakiś czas robię podejście do odgracenia tej graciarni. Póki co bez większych sukcesów, ale wierzę, że nadejdzie taki dzień, że o ja będę silniejsza niż rzeczy tam zgromadzone…
Powodzenia <3