Po dwóch miesiącach z chłopcami w domu, tudzież z chłopcami na wakacyjnych wyjazdach, stwierdzam, że moje macierzyństwo weszło na wyższy poziom wtajemniczenia, a moja cierpliwość najpierw osiągnęła zenit, a teraz constans. I to jest dla mnie zupełnie nowe, i nie wiem jak długo potrwa ten stan, ale póki jest to czas na mały bałagan w kuchni.
Dziś mój blog przejmują moi synowie oraz ich sąsiad Tymek, który postanowił ich wesprzeć podczas tego arcytrudnego zadania, jakim jest upieczenie ciasta.
Tak, tak! Dziś chłopaki zapraszają na pysznego marmurka. To chyba najprostsze ciasto świata.
I dobrze, bo jego wykonanie i sukces w postaci zadowolonych gości poczęstowanych ciastem, zmotywowało chłopaków do dalszych prób w kuchni. 4 letni Marcin od jakiś 2 lat powtarza, że chce zostać kucharzem. Lepiej trafić nie mogłam. Będę w niego inwestować, wysyłać go do francuskich szkół gotowania, a na starość spełnię swoje hedonistyczne wizje o codziennym, darmowym jedzeniu w dobrej restauracji. Brzmi jak plan! 🙂
Zanim jednak te francuskie szkoły i staże u najlepszych kucharzy świata, zacznijmy od czegoś prostego.
MARMUREK MICHAŁA I MARCINA PRZEPIS
tabliczka pokruszonej czekolady gorzkiej Lindt Excellence 85 % Cocoa
300 g miękkiego masła
1,5 szklanki cukru (300 g)
5 jajek
2,5 szklanki mąki (300 g)
Najpierw Michał połamał czekoladę na kawałki i rozpuścił ją w wodnej kąpieli.
Do dużej miski włożył miękkie masło i 2/3 ilości cukru i zaczął je ucierać na puszystą masę.
Zajęło mu to dobrą chwilę i namęczył się chłopak porządnie.
W tym czasie jego brat powoli wybudzał się z popołudniowej drzemki. Michała wspierał sąsiad Tymek, który zabrał się za oddzielenie żółtek od białek (z moją niewielką pomocą).
Chłopcy potrzebowali mojej pomocy tylko przy ubijaniu białek na puszystą pianę. Zatem masło zostało utarte z cukrem, białka ze szczyptą soli ubite na sztywną pianę, a żółtka roztrzepane w osobnej miseczce widelczykiem.
Do miski, w której Michał ucierał masło i cukier, Tymek wlał żółtka i wsypał mąkę, a Michał to wszystko porządnie wymieszał.
Tu nastąpiła druga zmiana w pracy. Tymek musiał iść do domu, a Marcin obudził się i od razu zabrał się do roboty. Pomógł mi dokończyć ubijanie białek, a pod koniec ubijania dodał do nich pozostały cukier. Następnie wlał białka z cukrem do miski z ciastem.
Następnie oddzielił część ciasta (mniej niż połowę) i odłożył je do osobnej miseczki, a do reszty ciasta dolał rozpuszczoną czekoladę Lindt Excellence 85% Cocoa i delikatnie wymieszał. W ten sposób chłopaki uzyskali dwa kolory ciasta do swojego marmurka. Każdy dostał swoją wysmarowaną masłem foremkę do pieczenia i naprzemiennie układał w nich ciasto. Raz ciemne i raz jasne.
Piekliśmy ciasto ok. 45 minut w temperaturze 180 stopni z termoobiegiem. Każdy piekarnik jest inny, więc zalecam pieczenie do tzw. suchego patyczka.
Ciasto wyszło wyborne i mówię ci to całkowicie szczerze. Choć banalnie proste, to zniknęło od razu.
Chłopaki byli z siebie mega dumni. Potrafią już upiec marmurka, kolejną lekcją będzie sprzątanie po tym pieczeniu w kuchni 🙂
Do marmurka użyliśmy najlepszej jakości czekolady od Lindt Excellence.
85 % zawartość czekolady i krótki, dobry skład – tylko spójrz.
Doskonały smak czekolada zawdzięcza najlepszym i starannie wyselekcjonowanym składnikom, a sama czekolada powstaje w procesie tzw. konszowania. Trudne słowo, wiem, ale to właśnie to oglądamy w słynnych reklamach Lindt. Maitre Chocolatier (ach ten francuski!), który pochyla się nad gorącą czekoladą, miesza ją i w ten sposób powstaje aksamitnie gładka tabliczka. To jest właśnie konszowanie 🙂 Nawet jeśli nie zapamiętasz tego słowa – nic nie szkodzi.
Zrób z dzieciakami ciasto i pozwól im zabrudzić całą kuchnię, bo tego zapomnieć ci się nie uda.
Tak przy okazji – jakie przepisy pamiętasz z dzieciństwa? Miałaś jakieś książki kucharskie?
Ja pamiętam jedną z Kubusiem Puchatkiem, pełną banalnych, „dzieciowych” przepisów.
Pamiętam murzynka mojej mamy i te wszystkie razy, kiedy pozwalała mi piec go razem z nią.
Jedno z najmilszych wspomnień z mojego dzieciństwa lat 90-tych.
————————————————————————————————————————————–
Jeżeli masz ochotę wypróbować czekolady Lindt Excellence, koniecznie weź udział w konkursie, klikając w ten link –> KONKURS
Do wygrania zestawy zawierające tabliczki czekolad Lindt Excellence, praliny, czekolada do picia, fartuch prawdziwego Maitre Chocolatier i segregator z przepisami od Lindt.
18 komentarzy
Popołudniowa drzemka? 4 latek? Ostatnio w przedszkolu jedna mama narzekała, że 5-6 latki „nie mają już leżakowania” … Teraz nie pisze tego złośliwie, ale moje dziecko chodziło do przedszkola od 3 roku życia ale tylko do popołudnia, babcia odbierała go przed leżakowaniem bo on już dawno nie. Teraz u 5-6 latków wreszcie może (a lubi) zostawać na dłużej bo nie leżakują, ale na zebraniu takie głosy że dzieci powinny jeszcze… Teraz nie wiem czy ja gdzieś się pomyliłam (nie zakazywałam drzemek,mój przestał spać w dzień gdy miał ok 2 lat) czy co? A o której młody chodzi spać wieczorem jak tak w dzień śpi?
o 21. Ja jestem daleka od tego, by zabraniac. Skoro jest w domu i ma ochotę na drzemkę to droga wolna 🙂
Nie śpi codziennie, raz na jakiś czas. Starszemu też się zdarzy. A temu najstarszemu 36 letniemu to już w ogóle 😉 pozdrawiam
Zapytałam bo akurat wczoraj na zebraniu w przedszkolu ten sam temat a ja byłam zaskoczona. A to jasne, do czasu do czasu to i moich (5 i 35) zbierze na spanie 🙂 choć ten 5 letni to tylko wtedy, gdy coś go zaczyna brać (jakaś choroba). O 21 to nieźle, mój nie śpi w dzień a tez dopiero o 21 zasypia. Pozdrawiam
Moja córka uwielbiała robić sobie popołudniowe drzemki, w czterolatkach (nie było spania) Panie układały jej karimatę w kąciku i ona jako jedyna spała. W weekendy potrafiła w południe spać 2-3 godziny…i to do 6. roku życia, mimo,że bardzo szybko zasypiała wieczorem – czasami około 19.00 godziny. Po prostu taki śpioch, taka jej natura i tyle…Dzisiaj jest pełnoletnia i nadal ma melodię do spania, ale teraz jest „nocnym Markem” 😉 A przepis super prosty i to z moją ukochaną czekoladą…najbardziej lubię z pomarańczą. PYCHA!
Z dzieciństwa pamiętam przede wszystkim to ciasto, które robiłaś z chłopakami, ale u mnie nazywało się je Zebra 🙂 No i murzynek, najlepiej przekładany domowym dżemem i z polewą ♥ Pierwsze, co sama zrobiłam z dzieckiem, to były babeczki – mega frajda 😀 Miałam też w dzieciństwie książkę kucharską z postaciami Disneya, ale po tym jak z koleżanką robiłyśmy naleśniki pod nieobecność rodziców – książka zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach 😀
A ile proszku do pieczenia do tego ciasta ?
Ciasto jest bez proszku do pieczenia 🙂
Brawa dla chłopców! Mój 5 latek uwielbia pomagać mi w kuchni. Uciera ser na sernik, miesza biszkopt i sam wyrabia kruche ciasto (ja przygotowuję składniki). No i oczywiście kruche ciasteczka i pierniczki na święta wałkuje i wycina. I wszystkich w rodzinie uczy jak przygotować schabowe: Babcia pamiętaj: mąka, jajko, bułka… Takiego mam kucharza! Wspaniale jest obserwować, jak dzieciaki garną się do pomocy w kuchni. Trzeba tylko im na to pozwolić i jak piszesz – nie przejmować się bałaganem! Pozdrawiam ciepło.
dokładnie tak! i trzeba też na to pozwolić sobie mieć czas. pozdrawiam
Popołudniowe drzemki są bardzo wskazane dla każdego, niezależnie od wieku. Mój prawie 18-latek codziennie po powrocie ze szkoły idzie na 1,5 – 2 h drzemkę 🙂 Tak było też przez cały zeszły rok szkolny. Ja też praktykuję jeśli tylko mam chwilkę wolnego od domowych obowiązków.
„Książka kucharska Kubusia Puchatka” – mój hit dzieciństwa. i Murzynek. marmurka – zebry nigdy nie jadłam… więc w niedziele razem z dziećmi upieczemy dla Taty na imieniny 😀 moje maluchy uwielbiają pomagać w kuchni i gotować/piec ze mną 🙂
Uwielbiam kucharzenie z dziećmi i uwielbiam czekoladę 😉 Marmurek robię dość często, bo to jest jedno z niewielu ciast, które mi się udaje 😉
Anika praktyka czyni mistrza, wiem co mówię. Nie cierpiałam pieczenia ciast, nic mi nigdy nie wychodziło, ale im częściej praktykuję tym lepiej mi wychodzą, i tym tyłek rośnie większy. Muszę się nauczyć piec bez jedzenia ich 🙂
Kuchnia pełna cudów Marii Terlikowskiej. Pamiętam, że wertowałam jà non stop. A teraz kupiłam moim chłopakom Wielkie gotowanie na ulicy Czereśniowej (nawet moja mame zainteresowalo) I ksiazke Dzieci gotuja.
wielkie gotowanie na Czereśniowej – zapisuję na listę, dziękuję!
Ojej, może i taka kulinarna sierota jak ja temu sprosta! 😀 Zapisuję!
no oczywiście, że tak! daj znać jak wyszło 🙂
Super kiedy dzieci robią coś innego od oglądania telewizji czy grania na komórce. Ja też pamiętam że jak byłam mała to uwielbiałam piec z mamą. Niech nie przestają, może wyrosną z nich polscy Gordoni Ramseyowie 🙂