Londyn. Bezdzietnie. Na jeden calusieńki dzień. Bez harmonogramu zwiedzania. Z jedną torbą na ramieniu. Brzmi jak plan? Brzmi!
Spędziliśmy fantastyczny dzień w zjawiskowym mieście. Dla mnie, mimo licznych pobytów w UK, był to pierwszy raz w Londynie, a jeśli coś się robi pierwszy raz to wiadomo, że rumieni policzki. Mi Londyn policzki zarumienił fest, rozbudził apetyt na więcej i sprawił, że marzę o tym, by tam wracać i wracać.
Nigdy wcześniej nie byłam w tak dużym mieście. Dużym pod względem powierzchni, ilości ludzi, ale i kultur, miejsc, które trzeba zobaczyć, doświadczeń, różnorodności. Jaram się niesamowicie, że mogłam go zobaczyć jeszcze w tym roku, bo jak się zapewne domyślasz, wyjazd ten był totalnym spontanem. Takie niespodzianki to ja mogę cały rok 🙂
Chcesz wiedzieć co robiliśmy w Londynie przez jeden dzień?
1. ODWIEDZILIŚMY NAJSTARSZY TARG W LONDYNIE – BOROUGH MARKET
Poznawanie Londynu zaczęliśmy od najlepszej jego strony, czyli od kulinariów. I jeśli mówiąc o tym mieście często słyszy się, że jest to tygiel kulturowy, to ja tak sobie myślę, że to jest równiez tygiel kulinarny. Londyn ma tak ogromną ilość restauracji serwujących jedzenie z najbardziej odległych zakątków świata, że jeśli tylko masz ochotę, możesz co tydzień być koneserem innej kuchni.
Basia i Wiktor, którzy nas gościli, zabrali nas na Borough Market, czyli coś takiego jak targ śniadaniowy. Borough Market jest podobno najstarszym targiem w Londynie. To, co wyczytałam na ich stronie, to między innymi fakt, że większość sprzedawców należy do Stowarzyszenia Slow Food, a to oznacza, że jakość produktów, które sprzedają jest na najwyższym poziomie, certyfikowane, organiczne, ekologiczne i w ogóle samo dobro. Na targu możesz zjeść wegańskie burgery, hiszpańską paelle, francuskie makaroniki, świeże owoce morza, kanapki na dziesiątki sposobów, kolorowe super zdrowe koktajle i lemoniady, najlepsze pieczywo, sery i wędliny i tonę warzyw, od których uginają się stoły. My spędziliśmy na Borough Market jakąś godzinę, bo chcieliśmy zobaczyć jeszcze sporo innych rzeczy, ale to miejsce to idealny plan na cały dzień. Serio, serio. Obowiązkowy punkt programu dla smakoszy. Zwłaszcza, że nie zjedliśmy później nic tak dobrego, spacerując po Londynie. Ja skusiłam się na kanapkę z wolno pieczoną wieprzowiną, smażonym serem haloumi ze szpinakiem i miętą, ostrym sosem chilii i kapustą (była boska!). Tomek poświęcił trochę mniej czasu na szukanie jedzenia i kupił kanapkę, która według mnie była trochę rozczarowująca. Świeża bułka z rukolą i wieprzowiną. Jak dla mnie trochę za sucha i bez polotu. Kupiliśmy też kostki angielskich fudge, czyli takich naszych krówek. Słodkie to cholernie, ale sprawdziło się idealnie na lotnisku, kiedy czekaliśmy na samolot. W mojej papierowej torebce znalazły się krówki z rumem i rodzynkami, oraz ze słonym karmelem.
Głodne tłumy londyńczyków i turystów w sobotni poranek. Podobno można tu spotkać samego Jamiego Oliviera na zakupach. Ja nie spotkałam, ale to pewnie dlatego, że wciąz szukałam Hugh Granta. Najedliśmy się pysznie i mieliśmy duuużo energii na dalsze zwiedzanie.
2. ZOBACZYLIŚMY LONDYŃSKI MOST – TOWER BRIDGE.
Złapaliśmy metro i pojechaliśmy zobaczyć pierwszy, dla mnie najbardziej charakterystyczny symbol Londynu, czyli Tower Bridge. Wtedy to Londyn przywitał nas tym, co oczywiste, czyli deszczem. Skoro mamy tylko jeden dzień na jego zwiedzenie, to niech i będzie londyński deszcz.
Spójrz jaka piękna, angielska pocztówka! Tutaj usiedliśmy na chwilę z kubkiem kawy i czekaliśmy, aż deszcz przestanie zacinać. Widzieć w końcu to, co do tej pory podziwiałam tylko na zdjęciach to jest dla mnie zawsze niesamowite doświadczenie. Londyn i Tower Bridge – wow! A na moście czerwony, piętrowy autobus. Już wiem, że po prostu muszę się nim przejechać (zachowuję się jak dziecko, wiem, ale jak mawia Szczęśliva „moje dzieciństwo się nie skończy, dopóki dupa mi się mieści do huśtawki k :D”).
Kolega Wiktor miał bardzo szczere chęci i próbował nam zrobić zdjęcie, najlepsze jakie potrafił 😀
Nadrobiliśmy zdjęciem w lusterku, które przecież również nie porywa jakością, ale pamiątka randki jest 🙂
3. POJECHALIŚMY NA TRAFALGAR SQUARE, PICADILLY CIRCUS I OCZYWIŚCIE ZJEDLIŚMY FISH&CHIPS
Jest i czerwony autobus. Oczywiście miałam ogromną radochę jadąc na górze i podziwiając przez mokrą szybę to wielkie miasto. Dojechaliśmy na Trafalgar Square, ale nie spędziliśmy tam dużo czasu, bo właśnie był jakiś festiwal Brazylijczyków w Londynie i impreza trwała w najlepsze. To przecież tutaj zupełnie normalne, że w deszczu tańczą Brazylijczycy przy swoich gorących rytmach. Hello?! I’ts London! Nie wyciągałam zbyt często aparatu, bo po pierwsze straciłabym wiele, a po drugie deszcz postanowił nas zabawiać przez cały dzień.
Będąc na Picadilly Circus Tomek stwierdził, że podobnie jest w Nowym Jorku. Podobnie brzęczy miasto, podobne tłumy i podobne świecące reklamy na ścianach. Ja zachwycałam się kolejnymi teatrami. Miałam wrażenie, że są na każdym rogu ulicy. Z pięknymi reklamami spektakli, neonami, w zabytkowych budynkach. Kusił mnie bardzo musical „Lion King”, choć przecież wiadomo, że bilety trzeba kupować z dużym wyprzedzeniem. To jednak wydarzenie, któego sobie raczej nie odmówię, jeśli jeszcze raz odwiedzę Londyn. Powiedzmy, że tym razem zbadałam teren. Wszystkie następne razy będą ciut bardziej zaplanowane 🙂 Najprawdopodobniej.
Na Picadilly Circus, w sportowym pubie Two Sportsman, zjedliśmy naprawdę smaczne fish&chips z zielonym groszkiem. W „Two sportsman” podają je w małych bułeczkach. Pycha! Ala dziękujęmy za świetne przyjęcie! Fish&chips czyli smażona ryba z frytkami to jedno z moich najmilszych wspomnień z czasów studenckich wakacji w UK 🙂
Nie mogłam ich sobie tym razem również odmówić!
4.ZROBILIŚMY ZDJĘCIE W CZERWONEJ BUDCE TELEFONICZNEJ.
Marzyłam o takim zdjęciu! Najchętniej postawiłabym sobie taką czerwoną budkę w salonie na przykład. Jest piękna!
5. POSZLIŚMY NA SPACER NA CHINA TOWN
Bardzo chciałam odwiedzić China Town. Wybraliśmy się na tam na dłuższy spacer, ale niestety zabrakło w brzuchu miejsca na skosztowanie czegoś z tamtejszych restauracji. Zamiast jeść podziwiałam pracę kucharzy za szybami knajpek. Patrzyłam też jak urzeczona na medytującą Chinkę, co zważywszy na zacinający wciąż deszcz i tłum ludzi koło niej przechodzący było nie lada wyczynem. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie lewitować. Nad całą dzielnicą unosiły się tysiące czerwonych, papierowych lampionów. Niesamowity klimat. Mój skośnooki mąż wpasował się w ten klimat perfekcyjnie!
O! A to jest najbardziej śmierdzący owoc na świecie. Nazywa się Durian i śmierdzi owszem, ale nie tak mocno jak się spodziewałam. Może to kwestia tego, że nie był przekrojony.
6.ZROBILIŚMY ZAKUPY W PRIMARKU OCZYWIŚCIE.
Jak każdy szanujący się turysta z Polski odwiedziliśmy Primark. Wiem – słabo, ale co kupiliśmy dla naszych maluchów to nasze 😀 Primark to jest taki sklep, do którego wchodzisz i kupiłabyś wszystko, a potem bierzesz te ciuchy do przymierzalni i wychodzi na to, że kupisz sobie skarpetki. Przynajmniej ja tak mam. Zrobiliśmy jednak fajne zakupy dla naszych dwóch maluchów. Na jesień chłopaki ubrani 🙂 Pozostając w temacie ubrań wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad brakiem kompleksów u Brytyjek. Chciałabym tak jak one.
7. PODZIWIALIŚMY BIG BENA PODCZAS WIECZORNEGO SPACERU PO LONDYNIE.
Na koniec zostawiliśmy sobie spacer po nocnym Londynie, oczywiście w kierunku Big Bena. Tam bardzo przekonujący Anglik wychylił się ze swojego food trucka i namówił nas na lemoniadę z rumem, którą to wypiliśmy stojąc nad Tamizą, obok karuzeli widokowej London Eye i podziwiając panoramę z Big Benem właśnie.
Kolejny teatr i spektakl Harry Potter. Zwróć uwagę na dekorację nad wejściem i na pięknie ubrane kobiety idące mokrą od deszczu ulicą. Sobotni wieczór w Londynie- awww! 🙂
Tuż przed złapaniem metra powrotnego przeszliśmy koło takiej pięknej restauracji z przeszkloną ścianą i z takim widokiem. Idealnie ubrany pan, pani w sukience i randka!
A ugościli nas oni – Basia i Wiktor. Dali jeść, dali pić, dali łóżko i byli przewodnikami po tych wszystkich atrakcjach – dzię-kuuuu-jeee-my! 🙂
Londyn to idealne miasto na weekend. Ja najchętniej już tam bym wróciła i pogadała sobie po angielsku, bo musisz wiedzieć, że brytyjski akcent to dla mnie jeden z ładniejszych dźwięków. Pospacerowałabym po Notting Hill i spotkałabym Hugh Granta (wciąż wierzę, że to kwestia czasu!). Zjadłabym kolejne fish and chips i kupiła sobie figurkę Królowej, która rusza głową (żart!). Tym razem poznaliśmy tylko ułamek miasta i mam wrażenie, że nie starczyłoby mi roku, by go porządnie zwiedzić. Londyn pozostawił niedosyt niewątpliwie! A jeśli chodzi o randkę to jak to mawia mój mąż „Nie martw się, jak wrócimy do domu, to odpoczniemy :D”.
Jak podoba Ci się Londyn na moich zdjęciach*?
uściski
Basia
*kwadratowe fotki z Instagrama są autorstwa Basi Wierzchowskiej. Zdjęcie pubu Two Sportsman pochodzą ze strony Trip Advisor.
31 komentarzy
Slicznie Ci w takiej fryzurze, ze troche wlosow podpietych, a reszta puszczona ! (taka kobieca uwaga ;))
Tez to miałam napisać! 🙂
Nie dziwię Ci się, że się zakochałaś w tym miejscu. My byliśmy w Londynie już 2 razy i za 1.5 miesiąca będziemy po raz 3! I ekscytuje się jak za pierwszy razem to miasto wciąga! Piękna trasa wycieczki!
Super jest Basiu Twoje – Wasze życie 😉
Basiu, jak Ty pięknie wyglądasz!
Właśnie- pięknie wyglądasz!
Londyn na Twoich zdjęciach fantastyczny! Ja byłam też na takim dwudniowym wypadzie z mężem i wspominam cudnie, choć nie mieliśmy w ogóle kasy wtedy i chętnie wróciłabym teraz- bogaci nie jesteśmy, no ale na kanapkę z targu by starczyło 🙂
Baśka jaka ty piękna!!!!!
Jaaa bede tam juz w piątek!!! <3
Życie jest takie niesprawiedliwe XD Zabierz mnie ze sobą! <3
O, mówili nam o tym owocu na studiach – chyba na Dziejach Islamu 🙂 ha ha
Fajny wypad, Basiu! (Ale co z tym Nowym Jorkiem??)
A no dupa 🙂 narazie dupa, bo piętro, łazienka, ogrodzenie wiesz jak jest 🙂
Eee tam… Jakie pietro, ogrod… To wszystko zaczeka, sama jeszcze kilka lat temu mialam priorytet „urzadzanie” przeszlo szybko:) Odkad sie pojawily dzieci lapiemy kazda chwile na podrozowanie z nimi lub bez nich:) czas weryfikuje jak nie wiele jest nam potrzebne do zycia a ile piekna odkrywamy w kazdym zakatku swiata i ile nas to uczy:)
W tym roku mialam okazje sprobowac wszystkiego co z duriana to jest czaderski owoc- Azjaci za nim przepadaja choc ja nie rozumiem tego fenomenu. Londyn zaliczony 3 razy a i tak chce sie wracac – kolejnym razem koniecznie zobacz piekne Nothing Hill (moze ta bedzie Hugh;) a NY czeka cierpliwie, ale tam juz na jeden dzien nie ma jak 🙂 ale szczerze polecam – zakochasz sie chyba jeszcze bardziej:)
Nigdy nie ciągnęło mnie do Londynu, a tu proszę… Wystarczy, że Barbara wrzuciła jeden post, a mnie już się włączył tryb marzenia & planowania 🙂 i za to ja Cię tak uwielbiam kobieto 🙂
Ps. zdjęcie z kurakami… – I LOVE IT! :))
Mi również włączył się tryb marzeń i planów 😀 chętnie bym wyskoczyła na krótki wypad za granicę 🙂
Mi się szalenie podoba Londyn w Twoich zdjęciach, ale ja to ogólnie jestem fanką Twoich zdjęć! W dodatku za dwa tygodnie mój mąż zabiera mnie na 3 dniową randkę właśnie do Londynu, więc ściągawka jak znalazł :)))
Po przeczytaniu Twojego wpisu od razu wyciągnęłam przenośny dysk, na którym mam zarchiwizowane zdjęcia z ostatnich 6 lat, otworzyłam folder z fotkami z mojej wizyty w Londynie i nie mogłam nacieszyć oczu 🙂 Rety, jak chciałabym tam wrócić! Londyn jest AMAZING! Uwielbiam to miasto!! Byłam tam dopiero (i aż) 2 razy i nadal nie mam dość, tam jest tyle wszystkiego… Mega mnie zainspirowałaś do kolejnej podróży w te strony 🙂 Buziaki!
Mieszkałam prawie rok studiując aktorstwo. Kocham i tęsknie!
Polecam obejrzeć spektakl w The Globe – wspaniałe przeżycie.
Oj zazdroszczę – i te piękne zdjęcia! 🙂 Wasz plan dnia jest świetny – zrobiłabym tylko z tego dwudniowy wypad, poszła na sztukę o Harrym Potterze, na Notting Hill (szukać Hugh Granta, a jakże) i do Victoria’s and Albert Museum oglądać piękne suknie. <3 Co Ty na to?
Baśka! Jakie te zdjęcia dobre. Jak zachęcają! Jak oddają klimat. Good job! 🙂 aż się chce szukać biletów.
Wracam do Ciebie po dość długiej mojej nieobecności. Zapomniałam już jak u Ciebie jest fajnie i tak swojsko 🙂
„It’s London, Baby!” No proszę, w Twojej relacji, nawet takie miasto jak Londyn (do którego totalnie mnie nie ciągnie), i to na jeden dzień, brzmi i wygląda fan-ta-sty-cznie!
Zabiję Cię za pierwsze foty, bo po ich obejrzeniu, totalnie nie mogłam się skupić na oglądaniu kolejnych. (paella, naleśniki, mięsko w bułce, brownie)!
Czy duran rzeczywiście podśmierduje trochę jak cebula? 😛 Strach się bać, ale … chciałabym go kiedyś powąchać! 😛
PS. Spotkanie Hugh Granta wcale nie byłoby takie dziwne. Koleżanka była, i kiedy stała na przejściu dla pieszych, czekając na zielone światło, Hugh zatrzymał się obok- również czekał na zielone, dziarsko przy tym podskakując, bo był w trakcie wieczornego joggingu 🙂
PS2. Drugie zdjęcie notki- Ty na targu – wyglądasz FANTASTYCZNIE! Fajna fryzura i minimalistyczny strój : million dollar Baby 😀
Marzy mi się Londyn 🙂 Ostatni raz byłam sto lat temu i już mi się tęskni 🙂 Zdjęcia fantastyczne, klimat oddany w 100%!
Ale fajna wyprawa- tyle zobaczyć i to w jeden dzień? Super:)
fajnie
Świetnie wyglądasz w tym żakiecie! 🙂 Czytam Cię od jakichś dwóch lat, prowadzisz jednego z nielicznych blogów, na które wchodzę regularnie. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Czesc Basiu. Moglysmy minac sie na ulicy… To bylo prawie tak prawdopodobne jak zobaczenie Hugh Granta ( mam podobno rownie uroczy usmiech! ;). Mieszkam w Londynie od prawie 2 lat. Wkrotce zamierzamy z mezem zrobic wielki come back do Polski, a Twoj post pokazal mi tylko jak bardzo powinnam korzystac z kazdej chwili tutaj- trzeba z tego Londynu wycisnac ostatnie soki! Czytam Cie z wielka przyjemnoscia. Pozdrawiam serdecznie
Te fotki wieczornego Londynu piękne.
Piękny post!!! Ale następnym razem zapraszam do mnie ’ na angielska wies’ – pokaże Ci ( Wam) jak wyglada życie w countryside
Pozdrawiam I ps wielbiam Twego bloga.
Super zdjecia Basia. Ciesze sie, ze Londyn Wam sie spodobal. Mieszkam tu od 10 lat i wciaz czuje niedosyt. To miasto jest pelne niekonczacych sie atrakcji. Pozdrawiam
Bardzo fajne zdjęcia. Jakim aparatem robione?
stara lustrzanka Canona, 50 mm obiektyw
Polecam Londyn na ciut dłużej niż 1-2 dni! 🙂 Tak przynajmniej ze cztery. Oprócz centrum jest jeszcze tyyyyyle innych cudnych rzeczy do zobaczenia.
Polecam z całego serca Lion King bo udało mi się właśnie w końcu niedawno pójść – naprawdę super show 🙂