Napisałam wczoraj post na instagramie. O tym, żebyśmy wszyscy trochę „znormalnieli”. Żebyśmy balans w życiu znaleźli i zaakceptowali w końcu i pokazali publicznie, również wirtualnie, że to życie nasze to się składa zarówno z tych spektakularnych momentów, że nic tylko kamerę włączać i teledysk kręcić i tych całkiem zwyczajnych. Do bólu zwyczajnych, których przecież wszyscy mamy pod dostatkiem, czasem aż nadto. Które też przecież lubimy, choć ładne nie są i filtra na nie odpowiedniego nie da się nałożyć. I nagle bach! Rozbiłam bank! 1700 lajków, 200 komentarzy, kilkadziesiąt wiadomości, a przecież podobno „normalność” i „zwyczajność” się źle klika. A tu proszę okazuje się, że im dalej w las tym bardziej za tym tęsknimy. Za czym dokładnie? Ano za życiem całym, a nie tylko tylko tym przefiltrowanym. Trochę sobie to zrobiliśmy na własne życzenie. Zamiast inspirować się tymi zdjęciami pięknymi, które codziennie zalewają internet, zamiast rozpoczynać pod nimi mądre dyskusje, zamiast przeglądać je tak samo jak się przegląda babską gazetę w poczekalni u lekarza to my się dołujemy, że u sąsiada trawa jest bardziej zielona, że ludzie to żyją, a my właśnie kiełbasę jemy w dresie i pajdą chleba przegryzamy. A ci co tak zwany kontent tworzą, godzinami wybierają doskonałe kadry, obrabiają te zdjęcia w edytorach, byle było pięknie, byle się klikało, byle bezglutenowo było i w oparciu o rodzicielstwo bliskości. Może ja wcale nie jestem lepsza? Może to, że dostałam kolejną wiadomość zaczynającą się od zdania „bo ty to masz takie idealne to życie swoje” to moja wina, bo za mało pokazywałam zapiekanek z serem, brudnej podłogi i fatalnej cery? Nie wiem sama. Zawsze mi się wydawało, że robię to naprawdę dobrze. Że u mnie to normalnie jest na tym blogu.
Wiem natomiast, że to od nas zależy jak będziemy na ten świat wirtualny patrzeć i co z niego dla siebie weźmiemy. I jak to mawia jedna z moich czytelniczek: czas byśmy filtry nałożyli na to jak świat postrzegamy, a nie na zdjęcia kolejne.
tutaj zobacz wpis na insta –> klik
Życie jest naprawdę normalne. Zwyczajne często, nadzwyczajne czasami. Moje na przykład jest cholernie dobre i biorę je takie jakim jest. Upiększam i robię z niego event, kiedy mam na to siłę i chęci i zakopuję się pod koc, kiedy czasem mnie przytłoczy. Bo życie jest wtedy kiedy jesz bagietkę ze stacji benzynowej na śniadanie i kiedy dajesz dziecku tablet, bo już nie masz siły. I kiedy to dziecko wręcza Ci najpiękniejszą laurkę jaką świat widział, a Ty właśnie podałaś do stołu kolację wyglądającą i smakującą jak ta z najlepszej restauracji. Życie jest wtedy kiedy się zastanawiasz czy nie jesteś za gruba, za chuda, nie za bardzo w łóżku może dobra i kiedy kucyk Ci się idealnie układa. Kiedy właśnie jedziesz bez dzieci na weekend nad morze i będzie zajebiście- wiesz to. Jest wtedy, kiedy masz doła i zastanawiasz się co ze sobą zrobić i wtedy, kiedy właśnie dostałaś podwyżkę. Życie jest wtedy, kiedy wszyscy Cię naprawdę wkurwiają, a Ty jedyne na co masz ochotę to odpalić 3 sezony serialu naraz. W samotności! I wtedy też, gdy Cię wdzięczność ogromna przepełnia, właśnie jedziesz z rodziną na wymarzone wakacje, a on po pracy wrócił z winem i chyba będzie randka. Misz i masz. No i czy to nie jest piękne?! Tak to sobie wszystko wypośrodkować i w końcu uświadomić, że tak właśnie jest? Wypośrodkować, a nie popadać w skrajność. Bo my dzisiaj w większości przypadków właśnie te skrajności mamy. Albo mamy spójny „feed” na instagramie i nie daj Boże, żeby się wkradł kolor nie taki jak trzeba, albo zdjęcie placków ziemniaczanych, albo się buntujemy przeciwko wszystkiemu i od dziś będziemy wrzucać zdjęcia tylko włosów pod pachami i krost (nie mam nic przeciwko ani jednym, ani drugim, żeby była jasność). Może byśmy sobie tak odrobinę dali na wstrzymanie jak to mówi mój tata? I jak mamy ochotę robić piknik jak z Pinteresta to na zdrowie, a jak mamy ochotę jeść od rana zapiekanki z serem i keczupem oraz popijać je zimnym piwem to też na zdrowie? I to i to nam się zdarzyć może, i to i to jest przyjemne – przyznasz?
Jako, że zmiany zaczyna się od siebie to do dzisiejszego wpisu postanowiłam wkleić trochę zdjęć z archiwum domowego. Niektóre są ładne, inne bardzo ładne, a jeszcze inne wcale nie są ładne, ale wszystkie są z życia wzięte absolutnie. Może mamy podobnie?
Może zacznę od dzieci, bo ich w domu ostatnio sporo. A to strajk, a to święta, a to Majówka, zaraz Dzień Dziecka, potem wakacje – Kyrie Elejson. Ja na przykład dołożyłam sobie do tego ostatnio konfiskatę tabletów. Chłopcy powoli, aczkolwiek w większości w moim towarzystwie uczą się nudzić na nowo, a z tej nudy powstają wśród łez i lamentów fajne rzeczy. Od czasu do czasu. Michał na przykład załamany, że w weekend nie może pograć w Robloxa, postanowił biedny sobie sam tego Robloxa zbudować z kartonu. Dwa dni wycinał, płakał, podłogę nożyczkami porysował, ale skończył i dumny jest z siebie niesłychanie. Ja z niego też.
Marcin na nowo odkrywa „Świerszczyki”, które ja najpierw namiętnie kupowałam, ale zazwyczaj przegrywały z komiksami lego, a teraz dalej je forsuję, aż w końcu w tej nudzie przeokrutnej się syn mój nimi zainteresuje. W moim towarzystwie rzecz jasna. Ostatnio nauczył się rysować bociana zgodnie ze świerszczykową instrukcją. Dumny był również ogromnie i kazał sobie zrobić zdjęcie i wysłać do dziadków.
W ogóle to twórcze te moje dzieci są ostatnio. Wystarczy je odciąć trochę od elektroniki. W przypadku dorosłych to działa podobnie. Marcin późną wieczorową porą postanowił, że zrobi jeszcze plakat do powieszenia na drzwi w przedpokoju, tak żeby każdy sobie mógł przeczytać jak będzie rano z domu wychodził. Oto hasło, które moje dziecko wybrało, by człowiek miał dobry dzień. Krew z krwi, syn swojej matki! 😀
Święta. Jedni dyskutowali pod stołem, inni przy stole, ważne, że wciąż mają o czym rozmawiać. Fajnie jest patrzeć na to pokolenie, co za jakiś czas nas zastąpi, które wszystkiego się od nas i od siebie nawzajem uczy. A wśród tej młodzieży babcia, najstarsza ze wszystkich i najmądrzejsza. Dobrze jest jej posłuchać, wziąć od niej trochę tego spokoju, tej pokory i życiowego doświadczenia.
Dom. Krew mnie zalewa na niego czasami. Bo wciąż w nim coś trzeba robić. Nieustannie. Gdy kończymy sprzątać ostatni kąt od razu wypadałoby wrócić do tego pierwszego. Gdy skończymy wykańczać jedno pomieszczenie, natychmiast rodzi się następna potrzeba. Studnia bez dna. Nie wiem ile razy w ciągu tygodnia odgrażam się, że się stąd wyprowadzę i wprowadzę się do bloku w mieście. Ale potem wdech, wydech, korona poprawiona i sieję te nasiona, co to może z nich warzywa jakieś będą albo i nie. Kupuję drzewka, a Tomek je sadzi, bo przecież już za 30 lat położymy się w ich cieniu, a tymczasem przejedziemy się do Łazienek. A gdy widzę ubłoconą naszą podłogę białą, która była naszą wymarzoną, i której zdjęcia wklejaliśmy do notesu podpisanego „dom”, to najczęściej na usta ciśnie mi się tylko subtelne „kurwa mać”, bo pół swojego życia spędzam z mopem w ręku. Ale gdy Tomek pyta czy robimy taką samą na górze, i że on sam zrobi to się zgadzam. Bo wiem, że będzie ładnie, że sobie najwyżej jakąś „rumbę” kupię, i że teraz jest ciężko, bo wszystkiego za dużo, ale potem będzie pięknie. No i zrobił tę podłogę. Całkiem sam! Dumna jestem z niego szalenie i cieszę się, bo za chwil kilka wynosimy się na górę i będzie i biuro moje, i sypialnia, i garderoba i się działo będzie.
A jak nam się czasem trafi szczęście takie, że sami zostajemy to odpalamy naszego kabrioleta pięknego, co to podczas jego prowadzenia wajcha od zmiany biegów potrafi zostać w ręku i mkniemy nim przez wieś i przez stolicę czasem też. Z otwartym dachem oczywiście. A wieczorem pijemy wino. Za to życie, że takie normalne jest. Za tę podłogę usyfioną, i za te dzieci nasze wspaniałe, za to, że ten kabriolet ciagle jeździ, i że ten chleb z masłem jest tak cholernie dobry. Za te podróże, które przed nami, i za te dni, kiedy nic nam się nie chce. Za te warzywa, co by urosły i smakowały i za tę kiełbasę, która z grilla w lecie smakuje najlepiej.
No i za te drzewa, by dostały jakiegoś turbodoładowania i szybciej stały się okazałe, bo narazie to mniejsze niż sztachety je podtrzymujące.
Wspaniałej majówki. Odpocznij <3
ps. A jeśli tak jak ja lubisz instagram i zwykłe życie też lubisz to oznacz swoje zdjęcia hasztagiem #hasztagzycie 🙂
31 komentarzy
czy mogłabym prosić o namiar na okulary, może to trochę nie na miejscu w takim refleksyjnym wpisie ale no życie..;)
Haha jasne 🙂 okulary są z działu męskiego w Vision Express, marki Hugo Boss. Niestety nie ma na nich żadnego numeru, który mogłabym ci napisać. Ale na męskim dziale są zawsze najlepsze oksy 😉
Kocham Cie Barbaro. Masz coraz lepszy content 😉 Bez kitu. Uwielbiam za ten wpis!
Dzięki za ten wpis. Za podłogę na dole ciągle brudną u mnie – bo to pies, dwa koty i my. Często myślę, że nie odgarnę i nie odgruzuję, nie wyrwę wszystkich mleczy na ogrodzie, a trawnik tylko z nazwy. A potem siadam w tym całym bałaganie, robię sobie kawę i myślę, że to wielkie szczęście, mieć dach nad głową, bliskich, te zwierzaki, że bardzo często zamiast patrzeć na to co mamy – patrzymy czego nam brak.
Proszę nie wyrywaj mleczy, one są mega zdrowe i lecznicze. Ja za kilka dni będę próbować zrobić z nich krem
Haha zgadzam się! Ja też mam z męskiego
Wpis tak bardzo na tak. Tak bardzo #hasztagzycie
Pięknie na zdjęciach wygląda wszystko białe albo wszystko czarne, lub puste przestrzenie z jakimiś komódkami, paroma bibelotami i kwiatami. Niestety życie wygląda inaczej, jasna podłoga się brudzi, a na czarnym widać każdy paproch i odcisk, a w komódkach nie zmieścisz dobytku, który zagraca po dach piwnicę i garaż. Życie inaczej wygląda niż na insta, niemniej bez przesady ze zdjęciami włosów pod pachami i krost….tego też nie chcemy oglądać.
Hasztag cudowny wpis. Oby więcej takich. Hasztag kocham normalne życie.
Cześć,
Nie mam na razie instagrama i po prostu lubię życie 🙂 mieszkam na wsi, do lasu mam 5 minut spacerkiem, a „pięknego” świata nie oglądam nawet w internecie, bo po co. Wolę swoje życie, nie jest idealne, ale jest moje 🙂
Pozdrawiam,
Kasia
Wszystko napisane w punkt. Daje do myślenia – dziękuję! 🙂
Poplakalam sie jak zobaczylam zdjecie babci, tak bardzo tesknie za swoja Zosia ,maj i jej imieniny w dniu moich urodzin. #hasztagzycie mi sie podoba, chce normalnosci!
Miałam wczoraj gorszy dzień i niesmak pozostał do dziś – aż przeczytałam ten wpis i zrobiło mi się cieplej na sercu. Dziękuję i proszę o więcej.
No i dobrze. Taka zresztą była chyba ta pierwsza główna idea instagrama – łapanie chwili, a nie tworzenie idealnie estetycznych i totalnie oderwanych od rzeczywistości obrazków.
Tak jak piszesz, to jest właśnie w życiu piękne – że jest takie różnorodne i jak jest idealnie, to wcale nie musi być perfekcyjnie:)
Pozdrawiam!
Basiu, wsadzaj brzozy, rosną jak szalone 🙂 wczoraj z M. wlasnie sie smialismy, ze za 30 lat miedzy tym dębem a tą brzozą rozwiesimy hamaczek. Ja nie mam instagrama, ale mam cudownych sasiadow, wpadajcie na kawe.
A ja się zapytam: jak? Jak Twój małżonek zrobił tą podłogę?! 🙂
A nauczył się, pooglądał YouTube, kupił farbę odpowiednią i wylewkę samopoziomującą i zrobił
Piękny post <3
Ja się niezmiennie dziwię temu, że ludzie tak bardzo wierzą instagramom oraz internetom i sądzą, że prawdziwe życie jest non stop tak kolorowe, jak na zamieszczanych tam fotkach. Może to kwestia wieku, tak sobie myślę. Starszym osobom, takim, jak ja :’) jest łatwiej. Jako dziecko widziałam w sklepach raz sam ocet na półkach, a raz szynkę i pomarańcze, więc wiedziałam, że może być i tak i tak. Dziś młodzi ludzie naprawdę myślą, że to co jest na zdjęciach, to sama prawda. Nie podejrzewają, że to tylko kreacja, piękna często, ale to stylizacja jedynie, a rzeczywistość raz jest kolorowa, a raz buro-szara.
To prawda 🙂
Dawno nie przeczytałam czegoś tak dobrego jak Twój post, zabawny i wzruszający, prawdziwy… o życiu., o szczęściu, o docenianiu. Szacun, przyjemnie się czytało.
Świetny wpis! Zdecydowanie powinniśmy przestać żyć przefiltrowanym życiem instagramowym, a skupić się na tym prawdziwym.
Bardzo inspirujący i mądry wpis 🙂
Wiesz co? Ty to bardzo mądra kobieta jesteś. I masz fajnie prawdziwe życie oraz odpowiedni stosunek do niego. Doceniasz to co najważniejsze.
Buziaki dla całej rodzinki.
Ps: też lubię makaron, chociaż Robloxa mam powyżej kokardki 😉
Ja Robloxa też ale jestem ogromną fanką Star Wars dzięki za miłe słowa!
Ja tak może od tyłu, ale chciałam napisać, ze roomba bardzo dobrze robi na głowę, jeśli chodzi o podłogi. Nie musi być najnowszy model. Włączam, wychodzę, wracam, pokój wyodkurzany i nie potykam się o kurz, piasek i kwiaty z brzozy (albo nasionka, albo skoszoną trawę i kocie kłaki)
A poza tym bardzo dobry wpis!
Jest w planie 🙂
Bardzo fajne przemyślenia 😀
22 maja Ola Budzyńska będzie miała webinar pt ” O porównywaniu się, bolączkach z tym związanych i jak do cholery tego nie robić,”. .Myślę,że to temat bardzo na czasie i ma dużo wspólnego z Twoim postem Basiu. Pozdrawiam .
Te małe rzeczy, które dają nam przyjemność i nas wkurzają to samo życie – w całości jest cudem. Czy mówimy o piciu szampana na plaży o zachodzie słońca, czy upominanie dziecka w kółko o to samo, robienie zakupów jakimś długopisem reklamowym i szorowanie codziennie białej podłogi. Nie wszystko dostanie milion like’ów bo ludzie na Instagramie lubią oglądać ładne obrazki. I ja też lubię, ale doceniam, że mam wzrok i mogę patrzeć na swoje mokre spodnie kiedy ochlapie mnie autobus i mam komu pomarudzić jak wrócę z pracy. W jednej chwili można wszystko stracić. Prozaiczne i wzniosłe momenty to właśnie #życie i właśnie takie jest piękne. Dzięki za ten wpis.
Fajnie poczytać głos rozsądku. Dziękuję za tak wiele mądrych słów. Tak wiele ludzi nie potrafi docenić, to co ma.