W końcu jest! Nasz nowy adres i nowy dom. Po 1,5 rocznych przygodach związanych ze sprzedażą naszego poprzedniego domu i długich poszukiwaniach kolejnego w końcu jest. Dom, w którym z całego serca pragnę się już zakotwiczyć, stworzyć w nim swoją bazę i nigdzie się z niego nie ruszać przez najbliższe kilkanaście lat (conajmniej!).
Wiem, że niemal każdego dnia przybywa na moim Instagramie i blogu nowych czytelników, którzy nie znają całej historii, dlatego specjalnie dla nich kilka linków, które rozjaśnią co nieco temat dzisiejszego wpisu.
W 2015 roku wprowadziliśmy się do domu, który zbudowaliśmy na wsi, 30 km pod Warszawą. Mega się cieszyliśmy, że idziemy na swoje, i że zamieszkamy w wymarzonym wnętrzu.
Miesiąc po miesiącu, rok po roku, pokój po pokoju wykańczaliśmy dosyć powoli nasze wnętrza, czym chętnie dzieliłam się ze swoimi czytelnikami. Wszystkie posty znajdziesz na blogu w zakładce MÓJ DOM.
Czy można jednocześnie kochać swój dom, włożyć w niego ogrom pracy, pieniędzy i serca, a jednocześnie nieustannie zastanawiać się nad tym, że to jednak nie jest nasze miejsce? Można.
Po kolejnej, smutnej jesieni na naszej wsi i setkach godzin spędzonych na dojazdach dosłownie wszędzie, wystawiliśmy nasz, niewykończony jeszcze wtedy dom na sprzedaż. Potencjalni kupcy się pojawiali, ale każdy kręcił nosem na czekający go po zakupie remont. Nic dziwnego, ludzie w większości lubią przychodzić na gotowe. Cały proces sprzedaży został zatrzymany, bo nam trafił się półroczny wyjazd na Karaiby. Dlaczego o tym piszę? Bo pobyt tam, z jedną walizką ubrań, z dala od tego domu, w który tyle włożyliśmy uświadomił nam kilka bardzo ważnych rzeczy.
Że ten dom, to przecież tylko budynek.
Że życie jest tylko jedno i wcale nie trwa całą wieczność. Nie mamy zbyt wiele czasu na to, by wciąż odkładać decyzje na potem.
Że szkoda by było nie pójść za głosem serca, a ono wyraźnie mówi nam, że coś w tym naszym miejscu zamieszkania nas uwiera.
Że zmiany bolą, ale zazwyczaj prowadzą do czegoś dobrego.
Wróciliśmy do Polski i … wróciliśmy do dalszego urządzania domu, a to słodko – gorzkie uczucie wracało jak boomerang i muszę powiedzieć, że to naprawdę nie jest nic przyjemnego. Bo cały czas masz poczucie jakbyś za mało doceniała to, co masz. Jakbyś szukała problemów, tam gdzie ich nie ma. Dopiero dziś, z perspektywy czasu mogę śmiało powiedzieć, że problem był i to istotny – mimo całej miłości do domu, który zbudowaliśmy, to po prostu nie było nasze miejsce.
Napisałam o tym wpis O TYM DLACZEGO POSTANOWILIŚMY SPRZEDAĆ NASZ DOM.
Po dwóch tygodniach od wystawienia domu na sprzedaż, w listopadzie 2019 mieliśmy kupców! Podpisaliśmy umowę przedwstępną i …czekaliśmy 10 miesięcy na 2 pieczątki z sądu i urzędu, dzięki którym mogliśmy sfinalizować sprzedaż. Przez te 10 miesięcy oglądaliśmy dziesiątki mieszkań w różnych miastach Polski i mieliśmy naprawdę duuużo czasu na to, by sobie wszystko dokładnie przemyśleć, ale i by się powkurzać, że to tyle czasu trwa. Zakładaliśmy, że w styczniu będziemy się już pakować, a tu w tak zwanym międzyczasie zdążyła wybuchnąć pandemia, która jasno i klarownie pokazała nam, że szukanie mieszkania bez balkonu to nie jest dobry kierunek.
Na początku września 2020 w końcu sprzedaliśmy dom, spakowaliśmy nasz dobytek i przeprowadziliśmy się tymczasowo do Tomka mamy, na wieś pod Lublinem. Mieliśmy zamiar zabrać się ostro za poszukiwania mieszkania, ale pandemia znowu pokrzyżowała nam plany i byliśmy zmuszeni, by wyjechać na 2 miesiące. Tym razem do Norwegii. Znowu długie tygodnie na to, by sobie wszystko przemyśleć, na spokojnie. A mnie od tego myślenia i tego spokoju powoli trafiał szlag. Serio.
Przez ten cały czas, kiedy czekaliśmy na sądowe pieczątki obejrzeliśmy sporo nieruchomości. Jakich mieszkań nie kupiliśmy, choć dzielił nas od tego maleńki krok?
Mieszkania, których nie kupiliśmy:
- mieszkanie w kamienicy w Lublinie
Piękne, 120 metrowe mieszkanie w centrum Lublina, od którego wszystko się zaczęło. Było przepiękne, wymarzone. Obejrzeliśmy je sobie ot tak o, a gdy tylko wróciliśmy do domu na wsi zaczęliśmy remontować go pod sprzedaż. Decyzja zapadła. Plan był taki, że szybko sprzedajemy dom i kupujemy to mieszkanie, choćby nie wiem co. Niestety, jak już wiesz, nam ze sprzedażą trochę zeszło, a to mieszkanie ktoś kupił - mieszkanie w kamienicy w Gdańsku, mieszkanie w kamienicy w Sopocie, dom w Gdyni.
Jak szaleć to szaleć. Na początku roku 2020 byliśmy przekonani, że zamieszkamy nad polskim morzem. Och jakże nas tam ciągnęło. Przepiękna architektura, jeszcze znośne ceny, bliskość morza, lotnisko i loty do Norwegii, do Tomka pracy kilka razy dziennie… Wada? 6-7 godzin do rodziny. Nie kupiliśmy mieszkania nad morzem, bo ostatecznie stwierdziliśmy, że to za daleko od bliskich. Chcieliśmy, żeby chłopcy wychowywali się z dziadkami. - mieszkanie w kamienicy na Powiślu (po Irenie Santor!).
Tutaj daliśmy prawie zadatek. To mieszkanie i ta kamienica to był jakiś obłęd! Do dziś się śmiejemy, że jednak ktoś na górze nad nami czuwa. Mimo mojej ogromnej miłości i do Warszawy, i do Powiśla, to nie byłaby dobra decyzja. Mieszkanie, o którym mówię to prawie to, w które rzucono koktajlem Mołotowa podczas ostatnich pochodów z okazji Dnia Niepodległości. Balkon obok. No cóż… Samo mieszkanie przepiękne, przedwojenne, sztukaterie, parkiety i nawet mosiężny mini zsyp na obierki obok kuchenki, ale to również nie było nasze miejsce. - jakieś 6 mieszkań w Warszawie w różnych dzielnicach.
Warszawa była w czołówce, od zawsze. Ale problemy z Warszawą mamy dwa: po pierwsze chore ceny nieruchomości, po drugie nasze dzieci, ku naszemu zdziwieniu, jej nie cierpią. Zawsze z Tomkiem powtarzamy, że gdyby nie nasze dzieciaki – zamieszkalibyśmy w Warszawie, pewnie na przeciwko Dworca Centralnego. Do ostatniej chwili utrzymywaliśmy, że szukamy mieszkania w Warszawie.
Jaki jest finał tej historii i dlaczego zdecydowaliśmy się na Lublin?
Pewnego dnia, gdy byliśmy po niedzielnym obiedzie u moich rodziców, a dzieci zajęły się zabawą z dziadkami, mój mąż powiedział: „A może byśmy pojechali zobaczyć ten dom, o którym CI opowiadałem. Ten facet może nam go teraz pokazać i w sumie to umówiłem się z nim za pół godziny. No chodź, najwyżej Ci się nie spodoba.”
Na co ja, niczym Judyta z „Nigdy w życiu”, odpowiedziałam: „Ale nie ma takiej opcji, never Tomek, nigdy w życiu!”
Ale pojechałam. Co mam nie jechać. To przecież tylko chwila.
Weszłam do tego domu, zaczęłam chodzić po pokojach i kurka wodna, spodobało mi się. Poczułam to przyjemne ukłucie, gdzieś między sercem, a żołądkiem i tę niezawodną intuicję, która każe w tej chwili, natychmiast powiedzieć „tak”. Pan oprowadzający coś do nas mówił, coś opowiadał, ale mnie już z nimi nie było, bo moja wyobraźnia wyrabiała 300 % normy. W myślach przestawiałam już ściany, przenosiłam zlew, meblowałam pokoje i cyklinowałam parkiety. Ten dom będzie nasz. Wiedziałam o tym pierwsza 🙂
Dlaczego Lublin?
- Bo to nasze rodzinne miasto, które uwielbiamy.
- Bo nasze dzieci czują się tutaj najlepiej, przy dziadkach, ciociach, wujkach, kuzynach
- Bo w Lublinie mamy mnóstwo pomocy, dzięki której możemy mieć więcej czasu dla siebie
- Bo możemy być bliżej rodziców
- Bo z Lublina do Warszawy jedzie się nową ekspresówką przy dobrych wiatrach 1h20min
- Bo możemy kupić dom na fajnym osiedlu bezpiecznym dla dzieci w rozsądnej cenie
- Bo dobrze się tu żyje
- Bo mamy blisko nad jeziora i do ulubionych Parków Narodowych
Oto nasz nowy dom. Prawie 30 letni.
Ten dom to nasz wypracowany kompromis z dziećmi i między sobą. Każdy jest zadowolony z wyboru, a ten wybór spełnia choć częściowo oczekiwania każdego z domowników. Tomek marzył o domu z ogrodem, ja o klimacie kamienicy, a dzieci o Lublinie.
Mamy już tak z moim mężem, że dużo bardziej niż nowe osiedla, kręcą nas klimatyczne wnętrza, które już mogą opowiedzieć nam jakąś historię. Gdy tylko zobaczyłam te parkiety, drewniane drzwi, schody i przede wszystkim 30 letnie drzewa, wiedziałam, że to dom z ogromnym potencjałem. I choć większość osób tego potencjału jeszcze nie widzi, wciąż mówiąc, że przed nami taki ogrom pracy, my wiemy swoje 🙂
No dobrze, żeby nie przedłużać kilka kadrów z naszego nowego domu, który czeka spory remont.
Wejście do domu.
- Chcemy zachować piękne, dębowe drzwi, odnowić je i pomalować na biało.
- Chcemy podnieść poziom podłogi, a zamiast płytek położyć piękne deski
Salon i jadalnia.
- chcemy zamienić balkony na przesuwne drzwi tarasowe zarówno w jadalni i salonie.
- chcemy zlikwidować łuki i wstawić drewniane, przeszklone, dwuskrzydłowe drzwi
- chcemy zachować piękne parkiety, wycyklinować je i pokryć bezbarwnym lakierem matowym. Podłoga stanie się jaśniejsza.
- wciąż zastanawiamy się czy zamurować to małe okienko z salonu do korytarza – szał w latach 90 – tych 🙂
- komin, który jest na środku pociągniemy do ściany
Kuchnia
- chcemy usunąć tę „półściankę”
- chcemy położyć nowe płytki
- chcemy przenieść kuchenkę
- chcemy przenieść zlew pod okno, a tym samym musimy wymienić okna, bo są za nisko
- meble, choć piękne, nowe, dębowe to nie zostaną tutaj, bo mamy na kuchnię inny plan, ale zostawiamy je do siedliska
- likwidujemy grzejnik i kładziemy ogrzewanie podłogowe
- wycinamy kilka tuj spod okna, żeby wpuścić więcej światła
- likwidujemy łuk i robimy z niego prostokąt, a następnie wstawiamy między kuchnią, a jadalnią dwuskrzydłowe, przeszklone, białe drzwi
Schody, klatka schodowa, sypialnie na górze i łazienki
- chcemy je wycyklinować i zostawić dębowe stopnie w naturalnym kolorze, a poręcze pomalować na biało
- parkiety, futryny zostają
- chcemy wymienić drzwi do pokoi
- łuk na piętrze zostawiamy 🙂
- pokoje są w dobrym stanie, wystarczy wycyklinować parkiety i położyć gładzie
- łazienki są do remontu, mimo że te płytki są położone w 98 roku i nie były używane. Zastanawiamy się czy części płytek nie pomalować.
Strych
- jest i strych! Miejsce z ogromnym potencjałem
- chcemy zrobić tu otwartą przestrzeń, która będzie salą kinową, miejscem noclegu dla gości, miejscem do ćwiczeń
- chcemy tu zrobić niewielka łazienkę
Ogród
Ogród jest totalnie zarośnięty. Są 2 albo 3 ogromne brzozy, kilka świerków, a reszta to żywotniki, zwane tujami. Jest totalnie dziko, dom dosłownie tonie w zieleni, co mnie cieszy, bo poprzedni dom budowaliśmy, na łysej działce. Z wycinką drzew będziemy ostrożni, każde jest na wagę złota, ale jednak trochę światła do domu musimy wpuścić.
Tu wyjście na ogród z jadalni. Niewielki taras ze schodkami w dół.
Te tuje musimy wyciąć. Zasłaniają całe okna w kuchni i nie wpuszczają światła. Za nimi są brzozy i to je wolałabym widzieć z kuchennego okna.
I to by było narazie tyle. Jesteśmy mega szczęśliwi. Przed nami znowu ogrom pracy, ale pracy którą oboje lubimy, więc tak naprawdę nie możemy się doczekać. W przyszłym tygodniu widzimy się z hydraulikiem, elektrykiem, panem od wykończeniówki, stolarzem i … uff! Będzie się działo.
Wróciliśmy do naszego miasta, wszędzie mamy blisko. Dzieciaki mają podwórko, plac zabaw, boiska, szkołę, ścieżki rowerowe i park pod nosem. Mogą się swobodnie bawić i szaleć na rowerze bez naszego nadzoru. O to nam właśnie chodziło. Wciąż mamy dużo spokoju, ale jednak 20 minut do Śródmieścia.
I nie było ani jednego dnia, w którym zatęskniłabym za starym domem, i w którym żałowałabym decyzji, którą podjęliśmy.
Zmiany nie są wygodne, wymagają ogromu pracy, cierpliwości, wyrzeczeń, ale z mojego doświadczenia wynika, że zawsze prowadzą do czegoś dobrego. Że warto ryzykować i słuchać swojej intuicji, choćby podpowiadała nam najbardziej niedorzeczne rozwiązania. Życie jest za krótkie, by wciąż odkładać różne decyzje na potem.
53 komentarze
Przez Twoje (cudne) wpisy sama nabieram pewności, że Lublin to moje miejsce na ziemi. Przeprowadziliśmy się do Warszawy 12 lat temu i oboje z mężem kompletnie nie czujemy tego miasta. A powrót do Lublina chodzi nam po głowie z tych samych względów co Wam od kilku lat, tylko niestety u nas dzieci jakoś się tu dobrze czują (w sumie to chyba dobrze :). Może kiedyś na scieżce rowerowej nad Zalew gdzieś Cię złapię wzrokiem 🙂
Jak Ty się za to Basiu weźmiesz to będzie miód 😉
Fajnie to wygląda 🙂
Jestem na etapie kupowania domu. W miejscu które sobie wymarzyliśmy rodzinnie, domu który spełnia większość naszych oczekiwań. Boje się tej całej akcji i dlatego zrobilam sobie screen ostatniego akapitu twojego wpisu
O jaaa! To będzie mój ulubiony cykl! Super decyzja 🙂 Ja tez w tym roku wróciłam w rodzinne strony i to był strzał w dziesiątkę 🙂 mega inspirujaca historia dodająca odwagi do zmian 🙂
Hmm niesamowita ta Wasza historia. Dom ma klimat i tak jak napisałaś- można z niego zrobić perełkę. Też to widzę. Jakie to ważne by odszukać swoje miejsce i jakie to jednocześnie trudne… Już się nie mogę doczekać jak będziesz pokazywała jak ten dom się zmienia. Stary ogród to skarb! Powodzenia 🙂 asia
Jak to możliwe, że taki piękny dom stał pusty tyle czasu? Jest tylko jedna odpowiedź: czekał na Was! 🙂 Też bym się od razu zakochała w takim wnętrzu, totalnie moje klimaty z opcją zrobienia „po swojemu”. A Lublin mnie urzekł, moja mama pochodzi z siedlecczyzny, wierzę, że w Lublinie fajnie się żyje. Przed Wami wspaniały czas, wnętrza będą na pewno totalnie piękne. Śledzę Was od wyjazdu na Gwadelupę, pamiętam jaką drogę przeszliście aby znaleźć swoje miejsce. Wszystkiego dobrego na nowej drodze:*
Piękny dom choć wymaga wypieszczeniaale bezie cudownie.Zazdroszcze twgo ogrodu choć niewiele widać ale te drzewaBasiu prpsze o wpis zdradz coś woecwj:jaki duży jest dom ogród…Cudownie będzie latemżyczę cudowności.
Gratulacje! Zastanawia mnie, czy biorąc pod uwagę to, co aktualnie dzieje się w Polsce, nie rozważaliście wyprowadzki za granicę? Jak Wasze dzieci znoszą i radzą sobie z tą dość częsta zmiana miejsc /środowiska rówieśniczego?
Basiu, bardzo się cieszę Waszym szczęściem i gratuluję ❤ Będę śledzić postępy w urządzaniu.
Pozdrawiam
Basiu, zdradzisz metraż domu? Błądzę myślami i przeglądam oferty, ale domy o powierzchni ok 200m2 mnie przerażają Jak jest u Was?
Nasz ma podobny metraż. Użytkowa 146 metrów plus ogromna piwnica, garaż i strych.
Super. Nie mogę się doczekać wpisów
Basiu!
Cieszę się, że znaleźliście swoją przystań, wszystkiego dobrego w nowym miejscu, przede wszystkim spokoju i dooooobrej energii.
Nie mogę się doczekać efektów
Basiu, z niecierpliwością czekałam na więcej informacji o waszym nowym domu. To będzie piękny cykl wpisów, nie mogę się doczekać 😉
Jesteś prawdziwą inspiracją, podziwiam Cię za zdolność do zmian. Obecnie mieszkam w bloku, ale wykańczamy nasz dom we wsi, i latem przeprowadzka. Mimo wielu obaw, związanych z czekającymi nas zmianami, pomyślałam sobie, że jak mi się nie spodoba to przecież zawsze można zmienić zdanie, jak Basia 😉 dziękuję Ci za to i życzę powodzenia w remoncie, coś czuję że będzie pięknie!
Zachęcam do wymiany płytek a nie ich malowania. Dlaczego? Przemalowalam wszystkie płytki w mojej starej łazience, też z lat 90′. Niestety po roku, 2 latach widzę że farba, w w szczególności na podłodze i na ścianie przy wannie zaczęła nam odchodzić. Efekt początkowy wręcz idealny, niestety teraz muszą znowu kombinować aby łazienkę odświeżyć. Nie zeskrobie farby z jednej płytki… Muszę skromna wszystko. Remont pomagający na wymianie płytek przy wykończony całym mieszkaniu jest do zrobienia ale jak myślę to aż dreszcze mnie przechodzą 😉 Teraz już wiem, że robiąc remont w całym domu nie można iść na kompromisy, bo łatwiej, szybciej efekt ok. Trzeba rozważyć jak to szybciej i łatwiej przełoży się na za 2-3 lata 😉
„Że warto ryzykować i słuchać swojej intuicji, choćby podpowiadała nam najbardziej niedorzeczne rozwiązania. Życie jest za krótkie, by wciąż odkładać różne decyzje na potem.”. Taaakkk. Totalnie tak! Właśnie kupujemy stary 120 letni poniemiecki dom z pięknym starym ogrodem i drzewami owocowymi. Wiem że będzie dużo pracy, na pewno nie jedna łza i zmęczenie da się we znaki. Że będzie potrzebny czas adaptacji, bo z miasta wynosimy się na wieś itd. Ale gdzieś, z poziomu serca czuję ciepło i głos Just do it! Dżzusssiiii laif❤️♀️. Wspaniałej przygody dla Was Basiu!
Ależ jestem ciekawa efektów!
Powodzenia 🙂
Jesienią 2019 kupiliśmy taki 30 letni dom w Gdańsku, pół roku remontu, zrywanie boazerii, tapet, wyburzanie ścianek i likwidowanie łuków, cyklinowanie parkietu, desek i schodów (między stopnicami mamy białe matowe szkło, efekt jak dla mnie rewelacyjny i wygodny przy sprzątaniu), te pół roku minęło jak z bicza trzasnął i ekspresowa przeprowadzka, bo wkroczyła pandemia. A teraz chciałabym, żeby czas trochę zwolnił, żeby być bardziej tu i teraz … za oknem śnieg, a ja powoli układam plany ogrodu Powodzenia w remoncie! Będę podglądać efekty
Kurcze patrze na zdj i jakoś tak czuje ciepło, pokój i widzę, że ten dom na Was czekał i chce obdarzyć Was swoją miłością ❤️!
Ale, że jakie siedlisko? 😉
Planujemy kupić starą gospodarkę na Lubelszczyźnie i zrobić w nim siedlisko, miejsce, w którym będziemy mogli przyjmować wszelkich gości, również czytelniczki 🙂 na moim blogu jest nowy wpis : „Mam nowe marzenie” – tam znajdziesz więcej szczegółów tej historii.
Będzie pięknie!!!!
Dla mnie wnetrze domu jest po prostu brzydkie i naprawde podziwiam, ze Ty masz taka wyobraznie, ze potrafisz ten potencjal zobaczyc i juz wiesz co i jak (nawet jesli nie w szczegolach czy nie na pewno). Juz nie moge sie doczekac kolejnych wpisow, kiedy po Twojej magii i ja to zobacze 🙂 Powodzenia!!!
(Teraz sobie uswiadomilam, ze moja przyjaciolka wlasnie jest w trakcie bardzo podobnego remontu i tez przerabia wnetrze domu z lat 90 pod swoj gust. Nie ma moze do tego takiej reki i checi jak Ty, ale rzeczywiscie efekty sa super!)
Od momentu kiedy rozpoczęłam studia w Lublinie – zakochałam się w tym mieście, zazdroszczę przeprowadzki! 😀
Dom który wybraliście ma ogromny potencjał – duuuża kuchnia, ogród, tarasik z salonu z wyjściem w 'las’, coś wspaniałego! Jak dla mnie nie ma minusów, same plusy:) Wszystkiego dobrego i czekam niecierpliwie na relacje z remontu! 🙂
Piękne drzewa w ogrodzie. Widok na brzozy z kuchni – super perspektywa. Sam rozmiar kuchni pozwala się ” zabawic”. Po wymianie okien w salonie na wielkie, przesuwne wnętrze zmieni charakter. Zakup 30- letniego domu, na osiedlu już zabudowanym, chroni przed niespodziankami typu uruchomienie pralni chemicznej za płotem. Będę z niecierpliwością czekać na Twoje wpisy, bo sami rozglądamy się za domem z rynku wtórnego.
Ja tez widze potencjał w tym domu, ale efekt finalny zalezy od budżetu i od wykonawców…polecam zerknąć na ofertę drzwi Baranski. Można się zainspirować, szczególnie drzwiami wejściowymi, a sama wzielam wewnetrzne podwojne z fazowanym oszkleniem:) i swiete slowa, nie ma co się przywiązywać na siłę, tez jestem zwolennikiem szukania dla siebie miejsca, w którym na ustach będzie śpiew a nie wszechogarniająca frustracja.
Basiu, gratuluję! Jestem pewna, że będzie u Was pięknie. Będę śledzić wasze remontowe zmagania, jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie.
Sama mieszkam w domu przedwojennym po generalnym remoncie. Pamiętam, jak pokazywałam zdjęcia domu mojej znajomej a ona, widząc szaroburą elewację z zaciekami i odpadającym tynkiem, powtarzała „nie widzę tego”. A potem, kiedy wkroczyli panowie od elewacji to w ciągu tygodnia dom z zewnątrz zmienił się nie do poznania… Tak samo ogród, zapuszczony, ale z kilkoma starymi drzewami, teraz jest moją dumą.
Powodzenia!
Woow!! Będą monstery? Gdzie? W którym pokoju? Planujesz?
Ogrom pracy na pewno, ale mam wrazenie ze to was zupelnie nie zraża i to jest wspaniałe. Dla mnie wasza przeprowadzka to dowod na to ze nie ma sensu tkwic w miejscu gdzie cos nas uwiera. Dotyczy to nie tylko domu ale chyba tez wszystkich aspektow zycia. Zmiana choc bolesna musi miec miejsce, bo inaczej juz sie nie da. Podziwiam was za zapał i odwagę a przede wszystkim za słuchanie wlasnego serca. Z takim zapałem musi sie udac. Bedzie pieknie, ja juz widze te nowe wnetrza. Sciskam
Bedzie pieknie Basiu, juz nie moge doczekać się efektów!
Mozna wiedzieć ile czasu zajmowało Wam dojeżdżanie z poprzedniego domu?
Dojeżdżanie gdzie ? 🙂
Czytanie życiowych przygód Basi Szmydt uspokaja mnie, inspiruje, dodaje odwagi! ❤️ Zmiany są dobre, dziękuje Basiu, ze jesteś w sieci i się tył wszystkim z nami dzielisz 🙂
Już widzę, że będzie super! A aż tak zarośniętego ogrodu zazdroszczę! To skarb w dzisiejszych czasach. A mieszkanie w pobliżu rodziny , to świetny pomysł. Tego też zazdroszczę:) Ale tak pozytywnie:)
Tak , ja też zazdroszczę tych drzew za oknem. Widok niesamowity. A dom przestronny i z wielkim potencjałem. Podoba mi się, z pewnością go super urzadzisz.
Powodzenia
Dom z ogromnym potencjałem, kuchnia dwa okna….. marzenie. Gratuluję wyboru
Basiu, czytam Twój wpis, oglądam zdjęcia i czuję się, jakbym patrzyła na nasz, wybrany 5 lat temu dom! 🙂 mieszkaliśmy w Gdańsku w dwóch różnych mieszkaniach, ja bardzo blisko plaży i molo, z 2 dzieci w wieku szkolnym, wszędzie było blisko i pięknie. Mój wtedy-jeszcze-nie-mąż, nie-Polak, przyzwyczajony do mieszkania w domach, usilnie namawiał mnie na zamieszkanie w domu. I ja, zawsze miastowa i blokowa 40-letnia kobieta, dałam się namówić. A tak naprawdę, kiedy jechaliśmy oglądać dom i po drodze mijaliśmy przepiękne pola, sady jabłkowe i gruszkowe, a potem, gdy weszłam do ogromnego, trochę zapuszczonego, nie w „naszym stylu” i urządzonego kompletnie nie po mojemu domu, poczułam, że to będzie nasze miejsce. Dom wyglądał bardzo podobnie do Waszego 🙂 ale oboje zobaczyliśmy w nim potencjał (i masę roboty! :D) bardzo szybko wiedzieliśmy, że to była najlepsza decyzja, dziś, po 5 latach kochamy to miejsce, nasz ogród, stare drzewa (mało kto z naszych sąsiadów je ma, bo gdy budowali nowe domy, często ogołacali działki z drzewostanu, teraz nam zazdroszczą), dom zaplanowany na 3 osobne mieszkania, gdy wszyscy młodsi wokół budowali ogromne otwarte przestrzenie lub maleńkie kurniczki… pozmienialiśmy funkcje pomieszczeń, przykryliśmy płytki inną podłogą, tak, też przemalowałam całkiem dobre płytki w łazience (koszty początkowego remontu były spore). Oboje lubimy zmieniać, urządzać, przestawiać, upiększać, robić z „house” „home”. Ja nazywam to gniazdowaniem 😉 Mieszkamy pięknie, 5 minut od granicy adm, miasta, ale jednak nie w nim. Nie ma minuty, w której nie odczuwalibyśmy radości z życia tutaj (dobra, są te 2 każdego dnia kiedy jedziemy po jeszcze niewyremontowanym kawałku drogi). Okolica stała się prawie miejska, ale jednak czujemy się jak na wsi. Wszędzie blisko, do centrum Gda 15 minut, możemy balować w mieście, zamówić transport i tanio wrócić do rozkoszy i ciszy naszego przytuliska, dzieci nie potrzebują dowozów, i uwielbiają tu być. I pomyśleć, że jednym z powodów zakupu domu właśnie tutaj, gdzie jesteśmy, była bliskość do mojego byłego męża, taty dzieci, żebyśmy nie musieli wozić ich przez pół 3miasta! 🙂 Basiu, życzę Wam pięknego życia w Waszym miejscu!!! 🙂 czekam na dalsze wpisy o zmianach, ZAWSZE mnie inspirujesz! Najpiękniejszości!
Na bieżąco śledzę remont domu na Twoim profilu na Instagramie i powiem jedno – nie mogę się doczekać, aż ten dom będzie w 100% Wasz, bo wystrój poprzedniego, pod Warszawą, uwielbiałam. 🙂
Basiu, mam pytanie o wymiary wyspy z poprzedniego domu , i o odległość pomiędzy wyspą a blatem
gratuluję znalezienia domu w Lublinie, natomiast radziłabym się zastanowić nad pewna kwestią:
kupiliśmy dom w trójmieście ,do remontu, prawie 60 letni
na tej samej ulicy kilka osób przed nami zrobiło gruntowne remonty swoich bliźniaków ( nie mieli wyboru, bliźniaka się nie wyburzy), pamiętam rozmowę z jednym z sąsiadów ” w połowie remontu stwierdziliśmy, że za wydane pieniądze zbudowalibyśmy nowy dom”
jeżeli chodzi o nas to chociaż mieliśmy już zrobioną koncepcję przebudowy zaczęliśmy wszystko od nowa, wyburzamy
mam nadzieję, że wasz dom 30 letni jest zbudowany z lepszych materiałów niż nasz staruszek, pozdrawiam
Jestem na podobnym etapie jakieośtam osiedlania się i mam wiele dylematów. Twoje wpisy bardzo mi pomagają. Szczególnie podobają mi się argumenty za mieszkaniem w domu w Lublinie. Mam podobne na swojej liście. A Wasz dom przecudny!
Dom koszmar
Ogrom pracy, efekt niepewny, bo do zmiany jest wszystko…
To Twoje zdanie 😉
Piękny parkiet widzę. Potencjał jest teraz trzeba działać. Życzę cierpliwości i radości z nowego domu.
Czytałem z zaciekawieniem. Ja mam tak, że nie trzyma mnie miejsce rodzinne ale z Twojej historii wynika, że budowa domu w losowej wsi wcale nie oznacza, że to nasz kąt na całe życie…ciekawe czy to wina tylko dojazdów czy też tęsknota za rodziną, za otoczeniem które znamy? No bo…dom jak dom a jednak Cię urzekł w tym Lublinie 🙂
Ja mam tylko jedno ale:) „na przeciwko Dworca Centralnego” wkradł się błąd- powinna być pisownia łączna.
Poza tym wpis prześliczny, lekki do czytania, a jednocześnie dający wrażenie wczucia się w Twoje emocje. Każdy ma swój styl w domu jak i gust, najważniejsze, że WY jako rodzina działacie wspólnie i w wyborach, i remontach, i dlatego już jesteście szczęśliwi, a nie tylko na chwilę po remoncie…Ja uwielbiam nowe początki jakie daje każda przeprowadzka, remont, nawet najmniejszy…Ta atmosfera w wyobraźni przed gdy myślisz jak będzie pięknie potem, ta atmosfera po gdy wreszcie skończysz, atmosfera zaś w trakcie bywa różna i trzeba zacisnąć zęby:) Także życzę duuuużo sił:)
Jeśli to nie tajemnica, dlaczego musieliście czekać ze sprzedażą 10 miesięcy na zgodę sądu i jakiegoś urzędu?? Sprzedając swoją własność raczej nie trzeba nikogo pytać. W spółdzielniach mieszkaniowych jest wymagana taka formalność, że niby spółdzielnia ma się zgodzić na sprzedaż mieszkania własnościowego. Przy innych nieruchomościach każdy właściciel decyduje kiedy i komu sprzedaje.
Ponieważ na pompę ciepła, która ogrzewała nasz dom mieliśmy pożyczkę/dofinansowanie z urzędu pod hipotekę i czekaliśmy 10 miesięcy najpierw na umożliwienie nam spłacenia jej a potem na wyczyszczenie księgi wieczystej przez sąd.
Uwielbiam czytać twoje wpisy, tak przyjemnie się przez nie przemyka. Życzę wam powodzenia w remoncie!
Śledzę Wasze postępy z remontem na Insta. Łazienka super, z niecierpliwością czekam na kuchnię i poddasze :). Świetnie, tyle serca wkładacie w ten dom 🙂
Interesujące jak wiele można powiedzieć na ten temat. Myślałem, że nie dotrwam do końca, ale wywód jest odpowiednio poprowadzony i przyjemnie i szybko się to czyta. Czekam na więcej wpisów, które mają podobną wartość 🙂