POPOŁUDNIE W WENECJI.
Ruszyliśmy! Trochę na wariata, nie powiem. Zanim wyjechaliśmy z naszej wsi zatrzymywaliśmy kampera jakieś siedem razy. Za siódmym w końcu załapaliśmy, że TRZEBA zamknąć wszystkie szuflady i pozamykać szafki tak, żeby żadna latająca szklanka nie uszkodziła pasażerów albo kierowcy. Podenerwowanego kierowcy. Bo kierowca, musicie wiedzieć, najpierw z tym pojazdem się musiał oswoić. W związku z czym niewiele się do nas odzywał, był delikatnie zestresowany i miał zmarszczone czoło. Wszak różnił się ten samochód od naszego osobowego kombi. Widząc to delikatne podenerwowanie w oczach Tomasza, zarządziłam pierwszego stopa. Dojechaliśmy do Katowic – dobre i to! 🙂 Zaliczyliśmy pierwszy nocleg, wyspaliśmy się fest, zjedliśmy pierwsze kamperowe śniadanie, wciąż odkrywając nowe udogodnienia, pozmywaliśmy, pozamykaliśmy dokładnie wszystkie szafki i ruszyliśmy dalej w drogę. Kierunek Austria.
W międzyczasie ustaliliśmy, że odpuszczamy zwiedzanie Wiednia i czeskiej Pragi, jak to było pierwotnie ustalone i jedziemy prosto do Wenecji. Tomasz przeprosił się z kamperem, poczuł flow i stwierdził, że kocha ten wóz. Ja czas podróży spędzałam na fotelu pasażera, umilając czas moim dwóm nieletnim synom.
Pierwszego poważnego stopa zrobiliśmy w Austrii, na jednym z wypasionych „restplatzy”. Czas na „obrządek” nas samych i kampera. Pozbywamy się „balastu” z toalety, brudnej wody i uzupełniamy zbiornik z wodą czystą. Ja postanawiam wziąć dłuższy prysznic w naszej wypasionej łazience i kiedy tak paraduję owinięta ręcznikiem po „pokojach”, kątem oka widzę mały tłum Japończyków, zbierających się przy wejściu do samochodu. Każdy w dłoni dzierży aparat. Wiedząc czym to pachnie ubieram się z prędkością światła i sekundę później przyjmuję pierwszych, azjatyckich gości.
Japończycy z uśmiechem na ustach po kolei wchodzą do kampera witając się wylewnie i prosząc bym pokazała im wszystkie atrakcje, czyli lodówkę, zamrażarkę, kuchenkę, schowki, szafki, łazienkę i prawdziwy hit czyli zjeżdżające z sufitu łóżko. Pozwoliłam im nawet nacisnąć guzik, byle tylko usłyszeć kolejne okrzyki w stylu „ooooo,ajjj, saramagoczijaaaa”. Oczywiście nie zrozumiałam ani słowa, ale posikałam się ze śmiechu. Serdecznego śmiechu. Kamper zrobił niemałe wrażenie 🙂
Ok. obiad zjedzony, dzieci wybiegane, mąż z błyskiem w oku, niemogący się doczekać dalszej jazdy, szafki pozamykane, pasy pozapinane – jedziemy dalej. Miasto wpisane w nawigację – WENECJA!
Docieramy tam późnym wieczorem . Szczypię się mocno. Kurcze…jesteśmy w Wenecji, marzyłam o niej. Już widzę tę wycieczkę gondolą i gondoliera w pasiastej koszulce. Już widzę te gołębie na Placu Świętego Marka, lampki wypełnione czerwonym winem, spacery wąskimi uliczkami poprzecinanymi kanałami , małe mostki i na nich ja i on. I te zdjęcia, piękne, o złotej godzinie. O tak, zrobię przepiękne zdjęcia… Rozmarzyłam się i postanowiłam przekupić młodzież lodami, tak by zgodzili się na wieczorny spacer, bo musicie wiedzieć, że mieli do niego iście olewczy stosunek.
Najpierw musieliśmy jednak zakotwiczyć się gdzieś na noc. Wybraliśmy parking położony 10 minut od stacji metra, a podróż metrem do samego centrum Wenecji trwała 5 minut. Ta wygoda miała oczywiście swoją cenę, a konkretnie 37 euro za dobę. W cenie była możliwość przyłączenia się do prądu i uzupełnienia czystej wody. Niestety nie można było pozbyć się nieczystości i brudnej wody. Lokalizacja jednak zwyciężyła. Podaję ci adres – może się przyda. Venezia Tronchetto Parking Isola Nuova 30100 Venezia.
Polecam Ci też ten artykuł, przydatny przy poszukiwaniu parkingu. Pamiętaj, że Wenecja to miasto, w którym ruch samochodowy jest całkowicie zabroniony. W związku z tym, w ramach ciekawostek, kurierzy, firmy budowlane albo ambulansy poruszają się po kanałach gondolami.
Wyruszamy na krótki spacer po opustoszałej Wenecji. Cisza, garstka turystów. Większość restauracji i barów pozamykana. Otwarte tylko te, które regularnie odwiedzają lokalni mieszkańcy. Podróżowanie poza sezonem ma swoje niewątpliwe plusy. Dziś energii trochę brak i każde z nas marzy o tym, by przytulić głowę do poduszki w kamperze. Nic dziwnego, w końcu jeszcze rano byliśmy w Katowicach.
Czas odpocząć, a już jutro popołudnie w Wenecji.
Oh! Jak tu pięknie! Chłopcy tylko spójrzcie na te domy na wodzie, i te okiennice, i gliniane doniczki z kwiatami, i to pranie rozwieszone między ścianami, i ten zapach pizzy w powietrzu. Ale jak to nie lubicie pizzy!? Nie, nie pojedziemy do babci Gosi na rosół. Dlaczego? Bo jesteśmy w Wenecji! Tak i to bardzo daleko jest! Marcin nie zbliżaj się do krawędzi, bo wpadniesz do wody! Tomasz ja cię proszę weź go pilnuj.
To może chodźmy teraz w tamtą stronę. O tam, na ten piękny mostek? Może zdjęcie zrobimy? Michaaaś, Maaarcin no chodźcie do zdjęcia. No dobrze może za chwilę, nie ucieknie. O zobaczcie pszczoła ze szkła. Fajna prawda? Czy kupimy? Nie, nie kupimy. Nie potrzebujemy pszczoły ze szkła za 25 euro! Nie płacz, przecież tydzień temu dostałeś nowe Lego!
Spokój, tylko spokój mnie uratuje. Spokój i prosecco. Zimne. Koniecznie zimne. Zamów mi mężu od razu dwie lampki. I pizzę do tego.
Marcin wyjmij rączki z fontanny! Zamoczysz bluzę, nie mamy nic na zmianę! Masz tu chlebek, idź nakarm gołąbki, tylko pamiętaj, że nie wolno ich deptać. 5 minut spokoju. Żeby podtrzymać ten stan weźmy jeszcze tiramisu i zapomnijmy o wcześniejszych nieporozumieniach między nami, a chłopcami.
Strzał w 10. O mamo jakie to pyszne! Najlepsze jakie jadłam. Idealne, włoskie tiramisu. Proszę bardzo możecie krzyczeć dalej drogie dzieci. Jestem pewna, że powodów wam nie zabraknie.
Bo chlebek dla gołąbków się skończył i nie, nie zapłacę 5 euro za kolejny, bo gołąbkom już wystarczy.
Bo tata nie pozwala skakać do wody.
Bo wy chcecie do kampera albo najlepiej do domu.
Bo ile jeszcze będziemy chodzić i chodzić.
Bo ta Wenecja jest nudna.
Bo dlaczego dzieci zawsze muszą słuchać swoich rodziców i to niesprawiedliwe.
Tego dnia patrzę na mojego męża w sposób, który każe mu obiecać mi, że jeszcze tu wrócimy. We dwoje tylko.
Że popłyniemy tą gondolą, do której teraz wiadomo – nie wsiedliśmy. Wizja Marcina za burtą była zbyt realistyczna.
Obiecał, że zrobi mi zdjęcie. Piękne i w sukni długiej, którą kupię sobie specjalnie na tę okazję.
Ja obiecałam, że nie będę wtedy mówić o dzieciach i zastanawiać się co robią. Że wiadomo, że u dziadków im lepiej niż w Wenecji, że podrosnąć muszą. Wiadomo.
A tymczasem spojrzę ostatni raz na Wenecję, na tego pana zamyślonego, patrzącego w dal, słuchającego muzyki. Na studentów wykonujących na zaliczenie rysunki zabytkowych budowli. Na wszystkie uliczki, mosteczki, place i skwerki.
Wracajmy już do kampera mamo…
Wracajmy więc. Zrobimy kolację, umyjemy się, włożymy wasze piżamki, przeczytamy bajkę na dobranoc, a kiedy zaśniecie pooglądam sobie te kilka zdjęć, które udało mi się dzisiaj zrobić i pomyślę, że jednak jestem prawdziwą szczęściarą. W końcu nie codziennie je się najlepsze, włoskie tiramisu, w weneckiej knajpce. I to nic, że w towarzystwie nie do końca zadowolonych synów.
Uściski i do następnego
Noooooo ale pięknie!!!! Wspaniała relacja!
Świetne! Chociaż na chwilę oderwałam się od świątecznych przygotowań i przeniosłam do Wenecji… Dziękuję 🙂
Tak piszesz, jakbyś dzieci wzięła za karę. Oni są, jacy są i daj im to czego potrzebują, i cieszcie się każdą chwilą!
umiejętność czytania między wierszami to cenna rzecz
Ale się uśmiałam! Ja właśnie wróciłam z wakacji mojego życia – ponad 3 tygodnie na Florydzie :))) Idealna pogoda, cudowne plaże, pyszne owoce morza i… moje dzieci: jęczące i z lekka niezadowolone 😉 Przybijam piątkę wszystkim podróżującym z maluchami! 🙂
Oj … jak ja Cię rozumiem. My staramy się wyruszać na max 3 dniowe wypady z dziećmi, dłużej nie dalibyśmy rady 😉 w ubiegłym roku byliśmy z nimi w Mediolanie (2 latek i 6 latka). Suma sumarum było cudownie ale … trzeba mieć dużo elastyczności i dystansu, ciężko cokolwiek zaplanować. Teraz wybieramy się do Liverpoolu i mam nadzieję, że będzie łatwiej 😉 choć wiem, że zapewne jest to marzenie ściętej głowy .. za to fajnie jest pokazywać dzieciom świat i otwierać ich na nowe horyzonty .. pozdrawiam
Troche to masochizm na taka wspaniala wycieczke zabierac male dzieci ^^.
Widać, że Basi nie czytasz i nie rozumiesz, ale zawsze można to nadrobić. Na pewno warto.
Dlatego my z dzieciakami w miasta się raczej nie pchamy. Wybieramy przyrodę, lasy i góry, wtedy są bardziej współpracujący, fajni partnerzy wycieczkowi. Ale brakuje mi wypadów w miasta, nocnego zwiedzania, wloczegi po uliczkach…
Tak czy inaczej Basiu,opisujesz tu moje marzenie z tym kamperem po Europie
zazdroszczę przez wielkie „Z”. Nawet gdy: Ale jak to nie lubicie pizzy!? Nie, nie pojedziemy do babci Gosi na rosół. Dlaczego? Bo jesteśmy w Wenecji! Tak i to bardzo daleko jest!
Zaczynam rozważać jakąś opcję weekendową z tym kamperem 🙂 a co!
Wow!!!! Świetne zdjęcia bo wyprawa wymarzona. A dzieci to potrafią nawet na placu zabaw marudzić z lodami w ręku 😉
Świetne zdjęcia ! Na serio! 🙂 Też zastanawiam się nad Wenecją….zdjęcia piękne 🙂
Mój wypad z 2 dzieci (6 i 2) do Wenecji zaplanowany na początek września – chyba od razu zacznę od tiramisu i prosecco ;-)))
ahaha boski plan 😀
Śpieszmy się jechać do Wenecji, bo niedługo zniknie z powierzchni ;(