Ostatnio na Instagramie widziałam filmik, który mnie poruszył. Był krótki, świetnie zmontowany, przedstawiał klimatyczne sceny z życia kobiety, matki, utrzymane w duchu slow life. Był też opisany słowami, które brzmiały mniej więcej tak: „Nie chcę mieć ogromnego biznesu, nie chcę zatrudniać pracowników, nie chcę zarabiać milionów, nie chcę pracować każdego dnia, chcę po prostu mieć biznes, który mnie pasjonuje i kręci, który pozwala mi pracować kilka dni w tygodniu, który daje mi świetne pieniądze, finansową wolność i więcej czasu by żyć moim życiem z ludźmi, których kocham”.
Czemu o nim wspominam? Bo sierpień oprócz tego, że był piękny, upalny, pełen wspaniałych wyjazdów i spotkań z ludźmi, był dla mnie też miesiącem, w którym we mnie dosłownie buzowało od nadmiaru myśli. A musisz wierzyć mi na słowo, że w nadmiernym analizowaniu wszystkiego bywam czasami mistrzynią. Podobno to zasługa dużej empatii według Testu Gallupa.
I nie wiem czy to kwestia nieuchronnie zbliżającej się 40-tki i jakiegoś takiego błędnego, wpojonego mojemu pokoleniu przekonaniu, że na pewne rzeczy i sprawy ma się czas „od” – „do”, bo potem może być ciężko z karierą, rozwojem, byciem na rynku, bla, bla, bla. Czy to może przez to, że moi synowie to już duzi chłopcy, a ja odzyskałam ogrom czasu dla siebie, podczas którego zwyczajnie jest mi trudno usiąść i „nic nie robić”. A może to przez częste wizyty w Warszawie, w Śródmieściu, gdzie tempo życia i biegnący wszędzie, zapracowani, piękni ludzie potrafią zaszczepić we mnie taką natrętną myśl, że coś przegapiłam albo, co gorsze, wciąż przegapiam! Wiem natomiast, że pod koniec miesiąca, po kilku tygodniach męczącego myślenia, że natychmiast muszę coś zmienić, stwierdziłam, że nie robię nic innego, tylko gonię własny ogon. A na końcu tej historii (dosłownie na końcu, bo w ostatnich dniach wakacji) uszkodziłam sobie poważnie duży palec u nogi i zrozumiałam z pokorą, że oto właśnie był znak z góry, że pora przestać, uspokoić się i złapać ponownie kontakt z bazą. Co też pokornie i z zaufaniem do siebie czynię 🙂
I dlatego zacytowałam na początku słowa z instagramowego filmiku, bo ja w głębi serca myślę dokładnie tak samo. A jeśli chodzi o moją pracę, to po prostu od czasu do czasu potrzebuję przypomnieć sobie jak bardzo lubię, to co robię, jak niezła w tym jestem, a potem przestać biadolić, otworzyć komputer i pozwolić słowom wypływać spod moich palców. To właśnie mój kontakt z bazą czyli z samą sobą. Gdy poczuję, że mam ochotę na nowe wyzwania, nowe biznesy, to niezależnie od tego czy będę mieć dalej 39 lat czy też 56, to wciąż będzie na nie czas, bo ja tak postanowię. Amen.
Tyle tytułem nieoczywistego wstępu. Pora podsumować ten wspaniały sierpień
WYMARZONA WSPÓŁPRACA Z AMBASADĄ
A propos pracy pozwól, że się pochwalę. Oto jeden z ważniejszych projektów w mojej dotychczasowej karierze twórczyni internetowej – współpraca z Ambasadą Polski w Paryżu, podobno najpiękniejszej na całym świecie. Miałam okazję ją zwiedzić kilka lat temu, a dzisiaj realizuję dla niej projekt. I to fantastyczny projekt, z którego jestem ogromnie dumna! Moim zadaniem jest wyprodukować 8 krótkich filmów promujących Lublin i zachęcających Francuzów do jego odwiedzenia. Niesamowicie kreatywna, twórcza, pasjonująca praca, która sprawiła, że niemal przez cały sierpień byłam turystką we własnym mieście i na Lubelszczyźnie z kamerą na ramieniu i operatorem drona u boku w postaci mojego kochanego małżonka. Czuję, że zrobiliśmy razem kawał dobrej roboty, a reżyserowanie i montowanie tych filmów było po prostu magnifique! Przez cały wrzesień filmy będzie można obejrzeć na Twitterze Ambasady, a po zakończonym projekcie, pod koniec miesiąca, na moim kanale na Youtube.
W sierpniu razem z moim mężem odwiedziliśmy przepiękny Zamość. Te kolorowe kamienice są tak fotogeniczne! Zwiedzając Zamość polecam spacerować poza utartymi ścieżkami. Czasem prawdziwa magia zaczyna się po przejściu przez bramę, na podwórkach. Przepiękne pnącza, zadbane ogrody, fontanny, wygrzewające się koty. Obrazek jak z pocztówki.
Z moją kompanką w niejednej mniejszej i większej podróży Kasią Bujakiwiecz, pojechałyśmy na „kolonie”, czyli na jednodniową wycieczkę na Roztocze. Kocham Roztocze!!!
Opis świetnej agroturystyki na Roztoczu.
Były Dożynki w Szczebrzeszynie, zdjęcie z chrząszczem i zakup regionalnych smakołyków w Kole Gospodyń Wiejskich na dalszą drogę. Były śpiewy w samochodzie i hity z lat 2000. Była szybka kąpiel w rozgrzanym słońcem jeziorze i spacery pachnącym, roztoczańskim lasem. Był też pyszny obiad w Zagrodzie Guciów i gałkowane lody, jak to na koloniach. Wszystkie te miejsca pokazuję na moim Instagramie i pokażę też w moich filmach. To był cudny i potrzebny nam obu wyjazd, a mnie udało się nakręcić kolejny materiał dla Ambasady 🙂
Sierpień to również randki w Warszawie, którą kocham, choć ta miłość nie zawsze jest łatwa. Kiedyś tęskniłam za nią codziennie. Żałowałam, że ją zostawiamy i wracamy do Lublina, czułam, że coś tracę. Dzisiaj mam takie poczucie spełnienia, dojrzałości, ustatkowania się. Coś jakby ktoś ułożył wszystkie puzzle. Choć są momenty, że chciałabym być w dwóch miejscach jednocześnie, jakby były we mnie dwie osoby i chyba nigdy tego nie pogodzę. Bo Lublin to mój dom, moje dobre, komfortowe miejsce, a Warszawa jest dla mnie jak pierwszy chłopak, który dzwoni, że ma dwie godziny wolnego, a ja lecę do niego z wypiekami na twarzy. I nawet nie mam wyrzutów sumienia.
Odkrywanie nowych miejsc na mapie Warszawy i wracanie do tych już znanych i ulubionych to jeden z moich ulubionych, weekendowych scenariuszy.
Warszawa to dla mnie od lat randki z Tomkiem. Kilometry spacerów, godziny rozmów, to samo spojrzenie na miasto, te same tęsknoty, te same ulubione miejsca. Hotele, kluby, głośne kolacje w food hall’ach, leniwe, niespieszne śniadania w małych kafejkach i wystawianie buzi do słońca na nadwiślańskich bulwarach.
Warszawa to dla mnie kontrasty, które uwielbiam łapać w kadry. I wciąż powtarzam, że w tym eklektycznym mieście każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie. Wystarczy wiedzieć, czego szukamy 🙂
Wreszcie Warszawa to dla mnie przyjaciele i znajomi, do których zawsze mi po drodze, z i z którymi to miasto smakuje jeszcze lepiej. Te tańce nad Wisłą w towarzystwie przyjaciółki były perfekcyjnym zakończeniem lata. No prawie! Bo wychodząc z klubu uszkodziłam tego nieszczęsnego palca.
TRÓMIASTO
Zapomniałam o Trójmieście i wizycie u mojej Moni, z którą zrobiłyśmy sobie prawdziwe workation, czyli połączenie wakacji z pracą. Monia od lat jest dla mnie ogromnym wsparciem, nie tylko w pracy. Pomagamy sobie przy różnych projektach i znamy się na tyle dobrze, że idzie nam to po prostu gładko. A po robocie coś, co uwielbiamy obydiwe, czyli dobre jedzenie, dobre filmy i głupie żarty, których zazwyczaj nikt nie rozumie <3
Pogoda, która trafiła mi się nad morzem była jak wygrana w totolotka. Nie mogłam już odmówic sobie kąpieli w Bałtyku. To było moje pierwsze zanurzenie w polskim morzu, odkąd jestem na świecie! Wciąż nie stałam się fanką tej zimnej wody, ale uwielbiam te wszystkie pierwsze razy w moim życiu. Zupę rybną i te nieprawdopodobne domy w Sopocie też uwielbiam. Och ileż ja bym dała, żeby móc podejrzeć mieszkania w tych kamienicach!
Lublin, Warszawa i Trójmiasto. Trzy lokalizacje, które od lat przewijają się na moim blogu i w życiu. Trzy miejsca, które rozważaliśmy do życia, gdy sprzedaliśmy dom. Trzy miasta, w których po prostu uwielbiam być.
Mam nadzieję, że Twój sierpień byl dobry <3
Uściski
Basia
3 komentarze
Lublin mam dopiero w planach, żeby go poznać i to w sumie dzięki Tobie, bo świetnie o nim opowiadasz a z Warszawą i Trójmiastem mam chyba tak samo jak Ty… lubię tam bywać i ładować swoje akumulatory
Basiu,
Ja też mocno potrzebuje kontaktu z bazą, bo totalnie się pogubiłam, w październiku stukną 32 lata, ja mężatka póki co, bez dzieci i boje się że mój czas „od -do” w tej kwestii się kończy i zaciska się jakaś niewidzialna pętla, generująca emocje których nie doświadczyłam nigdy wcześniej, bo już trzeba się decydować przecież nie wiadomo jak to będzie i czy zdążę przed 40:).
Do zeszłego roku, czułam się na 23, dziś mentalnie jak stara baba, przygniata mnie to, bo z każdej strony słyszę kiedy będę mieć dzieci, lata lecą, a mnie kusi zmiana pracy.. i tyle innych rzeczy…
Najlepiej to chyba wyłączyć te wszystkie głosy dokoła i wsłuchać się w swoje serducho. Pytanie czy chcesz mieć dzieci? Bo jeśli nie, to naprawdę nic złego. Jeśli chcesz, to miej świadomość, że inaczej wygląda macierzyństwo jak się ma 20 kilka lat, a inaczej po 40tce. Mam na myśli głównie moce przerobowe 🙂 Po prostu w mojej ocenie ma się mniej siły. Jest jeszcze jedna rzecz, o której nikt nam nie mówi: macierzyństwo zawsze wymaga rezygnacji z jakiejś części siebie. Czasem na kilka lat, czasem na dłużej albo krócej. I pewnie nie u wszystkich. Ale nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka. Nie da się być wszędzie na 100 %. Jeśli chcesz zostać mamą, to rekomenduję jak najwcześniej i jak najszybciej. Jeśli nie chcesz – rób karierę dziewczyno, bądź szczęśliwa i nie oglądaj się za siebie. Ściskam <3