fbpx

SORKA RENIA

Autor: Basia Szmydt

Szkolne przedstawienie mojego syna. Stoi taki przejęty, piegowaty, w wygniecionej lekko, ale jednak białej koszuli i przykrótkich granatowych spodniach. Widzę, że ze względu na podniosłość chwili (wszak to w końcu przedstawienie) udał się nawet do toalety, by wodą przylizać swoje włosy na lewą stronę. Mój syn, moja krew!
Siadam na niewygodnym krześle, w tej szkole, w której na korytarzach mieszają się dokładnie te same zapachy, które pamiętam ze swojego dzieciństwa. W tej kwestii nic się nie zmienia. Szkoła zawsze pachnie tak samo.
Lekko zdenerwowane dzieciaki stoją w rzędach. Szukają wzrokiem swoich nauczycieli, czekają na znak, by rozpocząć mówienie swojej roli. Nauczycielki, które reagują na każdą emocję dziecka, na każdy jego grymas, strach, roztargnienie, brak skupienia, dumę. Są obok. Są uważne. Są dla dzieci. Obserwuję to wszystko z taką gulą wzruszenia umiejscowioną gdzieś w okolicy gardła. Wzruszam się raz, bo to przecież dziecko moje, a dwa, bo zawsze w takich momentach przypomina mi się moja szkoła i moi nauczyciele. Podstawówka i liceum. Dwie skrajnie różne historie, nasycone skrajnie różnymi wspomnieniami i emocjami.

Podstawówka. Nigdy nie wracałam do niej myślami z jakimś szczególnym rozrzewnieniem. Ot szkoła, po prostu. Zwyczajna, do której nigdy nie chciało mi się chodzić. 8 lat, przez które po prostu prześlizgnęłam się niezauważona. Przeciętna uczennica, która uczyłaby się o niebo lepiej, gdyby na każdym kroku nie była porównywana przez swoich nauczycieli do Asi, Małgosi i Karoliny – tych lepszych dziewczynek. Być może chętniej chodziłabym do szkoły, gdyby nauczyciele reagowali na szykanowanie młodszych uczniów przez tych starszych, w tym mnie. Gdyby więcej widzieli, słuchali, rozmawiali. Nauczyciele dzielili uczniów zawsze na tych lepszych i gorszych, fajniejszych i mniej fajnych i to nie tylko ze względu na oceny w dzienniku. Mam wrażenie, że zawsze byłam w tym drugim teamie, więc dla swojego względnego bezpieczeństwa wolałam pozostać przezroczysta i się nie wychylać, choć dzisiaj wiem, że byłam naprawdę zdolnym i wrażliwym dzieckiem.
Nie pamiętam szczególnie jakiś dobrych, cierpliwych, ciepłych i empatycznych nauczycieli z okresu podstawówki.
Pamiętam za to panią od plastyki, która wyśmiała na forum klasy moją pracę, którą kilka godzin rysowałam pastelami,
i z której byłam naprawdę bardzo dumna. Pamiętam jak dużo czasu zajęło mi znalezienie odpowiedniej teczki w domu, by bezpiecznie ten rysunek przetransportować do szkoły. Marna 4 i komentarz bym dwa razy zastanowiła się czy na pewno chcę chodzić na to kółko plastyczne. Chciałam bardzo, ale więcej nie poszłam.
Pamiętam panią od chemii, która wybierała mnie do odpowiedzi na każdej lekcji i z uśmiechem na ustach stawiała mi pałę do dziennika za moją przestraszoną minę, zanim zdążyłam się odezwać. Byłam przerażona. Pamiętam też, że mama
w końcu znalazła mi wspaniałą korepetytorkę, która sprawiła, że w semestrze miałam w dzienniku siedem „pał” i siedem piątek. Jaka to średnia wychodzi na końcu? Bo przecież wiadomo, że trzeba postawić ocenę na podstawie średniej, a nie na podstawie tego, że uczeń tę chemię doskonale rozumie tylko sparaliżowany strachem zbiera pałę za pałą.
Jeśli mowa o strachu to towarzyszył mi on na wielu przedmiotach. Tak byliśmy wychowywani. Trzeba było się bać. Pamiętam jak przed każdą klasówką z niemieckiego wstępowałam po drodze do kościoła i pod obrazem Maryjki zostawiałam kwiatka i modlitwę, bym zaliczyła sprawdzian. Niestety nie pomagało. Nauczyciel również nigdy nie wpadł na to, żeby mi ten materiał jakoś inaczej wytłumaczyć, zachęcić mnie do nauki. Dopiero kilkanaście lat później odkryłam, że mam niebywały talent do nauki języków obcych i te „wchodzą” mi do głowy zadziwiająco szybko.
Podstawówkę kończyłam przezroczysta. Zatopiona w książkach, w okularach na nosie, w sztruksowych ogrodniczkach, vansach, schowana gdzieś w rogu korytarza, z jedną, najlepszą przyjaciółką z osiedla. Nigdy więcej nie tęskniłam za tą szkołą. Nigdy więcej nie odwiedziłam jej, by powspominać.

Potem przyszła pora na liceum. Przez jego bramy, w pierwszych dniach września wchodziłam przerażona. Z tą samą książką, w tych samych ogrodniczkach i okularach przemykałam stuletnimi korytarzami zastanawiając się jak to będzie. Bałam się do kogokolwiek odezwać.
Zostałam usadzona w ławce z dziewczyną, która bardziej różnić się ode mnie nie mogła. Dwie skrajności, przysięgam. Taki pomysł na to nasze usadzenie miała moja nowa wychowawczyni. Nauczycielka w-fu. Patrzyłam na tę nauczycielkę z dużą rezerwą. Wszak nauczyciel nigdy nie kojarzył mi się z niczym dobrym. W tamtej chwili nie mogłam nawet przez sekundę podejrzewać, że ta dziewczyna z ławki zostanie moją najcudowniejszą przyjaciółką licealnych lat, że pokocham ją jak siostrę. Nie mogłam tez podejrzewać, że ten nauczyciel właśnie zmieni mnie, mój charakter. Odkryje i wesprze wszystkie moje talenty, da mi ogrom przyjaźni, najpiękniejszych wspomnień i dni wypełnionych głównie śmiechem. Zintegruje ponad trzydziestoosobową klasę i sprawi, że do dziś, po ponad 15 latach wspominam moje lata w liceum jako jeden ze wspanialszych okresów w moim życiu.
Sorka Renia – to o niej własnie będzie dzisiejszy, szczególny dla mnie post. Wczoraj był 14 października – Dzień Nauczyciela, jestem jej to winna.

Dlaczego była tak wyjątkowa? Dlaczego wciąż o niej pamiętam?

Od samego początku mówiła do nas naszym językiem. Od samego początku skróciła dystans jednocześnie sprawiając, że czuliśmy wszyscy przed nią ogromny respekt. Nie tolerowała kłamstwa, bo zawsze powtarzała, że cokolwiek się stanie mamy przychodzić z tym do niej. Okłamanie jej to była zwyczajna siara. Zawsze stała za nami murem, choćbyśmy nie wiem co nawywijali. Lubiła nas. Po prostu nas lubiła, a my odczuwaliśmy to na każdym kroku. Znała każdego z nas. Znała nasze charaktery, nasze problemy, sytuacje w domu. Wiedziała kto jest w kim zakochany, kto pali, kto upija się na imprezach.
Z resztą nie raz na te imprezy chodziła z nami. Dziś wiem, że to była jej praca po godzinach, a jej misją po prostu było nas pilnować albo jeszcze lepiej nas poznać. Potrafiła nas zdrowo opieprzyć. Wszyscy wtedy milczeliśmy pokornie, a na sam koniec jej monologu przepraszaliśmy. Godzinami z nami rozmawiała o wszystkim, słuchała naszych opowieści, usprawiedliwiała godziny w dzienniku, jeśli mówiliśmy prawdę o tym dlaczego nie mogliśmy być na danej lekcji. Nasi rodzice prawie w ogóle nie pojawiali się w szkole, nie pamiętam tego. Ona wystarczająco dobrze ich zastępowała w szkole. Nasza sorka.


Celowo posadziła mnie w ławce z Rzepką. Wiedziała, że się zaprzyjaźnimy. Nie mam pojęcia skąd. Po prostu wiedziała. Ten moment sprawił, że z szarej myszki stałam się pełną energii dziewczyną, której ulubionym zajęciem było granie głównych ról w szkolnych przedstawieniach i niekończące się ustne odpowiedzi na lekcjach polskiego. Moja wychowawczyni sprawiła, że poczułam się wyjątkowa, ważna, utalentowana, zdolna do osiągania sukcesów. Nauczyła mnie tego jak się przyzwoicie zachować, jak przepraszać, kiedy zrobiło się źle – również nauczycieli. Pozwalała przeklinać na swoich lekcjach jednocześnie wymagając od nas absolutnego szacunku do innych nauczycieli. W jej towarzystwie mogliśmy odreagować, wyżalić się.
Miała dla nas zawsze czas. Zawsze. Przychodziliśmy do niej, nawet w czasie jej lekcji z innymi, a ona zawsze dla nas była. Totalne, ogromne wsparcie i przyjaźń.
Nigdy nie zapomnę śmiechu do łez, tego jak uciekałam z lekcji i kryłam się w jej „kantorku” przy sali gimnastycznej, tego jak wybłagała nauczycielkę od niemieckiego, by ta na semestr postawiła mi 2=, bo przecież fakt, że umiem powiedzieć ani słowa po niemiecku nie oznacza, że nie jestem uzdolniona na innych płaszczyznach. Tego jak pokazywałam jej zdjęcia mojego pierwszego chłopaka w wielkiej tajemnicy. Nigdy nie zapomnę wycieczek szkolnych, podczas których przebierałyśmy się z Rzepką, malowałyśmy się (wtedy to jeszcze było w szkołach zakazane :P), śpiewałyśmy na cały głos i tańczyłyśmy. Nigdy nie zapomnę przedstawień, początków i końców roku, po których zanosiliśmy sorce dziesiątki kwiatów, które dostała do jej mieszkania.


Nigdy nie zapomnę tego jakim człowiekiem mnie uczyniła. To między innymi dzięki niej jestem tu, gdzie jestem, kocham pisać, występować, gadać i słuchać ludzi.
Nigdy wcześniej ani później w życiu nie spotkałam takiego nauczyciela jak ona. Nauczyciela, który mimo, że był wuefistą, mnie nauczył wszystkiego, co w życiu szkolnym najważniejsze – jak być odważnym i przyzwoitym człowiekiem jednocześnie pozostając sobą.

I teraz powinno pojawić się zdanie jak ze starej reklamy tych brązowych cukierków Werther’s Original – „Dziś sama jestem matką…”. No właśnie. Dziś wchodzę w szkolne mury i siadam na widowni, po drugiej stronie barykady. Obserwuję mojego syna, przed którym jeszcze tyle lat nauki. Marzę o tym, by trafił w swoim życiu na takiego nauczyciela jak moja sorka Renia. Takiego, o którym się nie zapomina. Takiego, którego gdy spotykasz go na szkolnym korytarzu to pojawia Ci się taki banan na twarzy, jakbyś spotkał przyjaciela.

Na koniec mam taką refleksję, już jako mama, by pozwolić nauczycielom w szkołach wykonywać po prostu ich pracę.
By nie biegać z każą „pierdołą”, zażaleniem, protestem i skargą do ich biurka. By im zaufać bardziej. Musimy im ufać.
W końcu pozostawiamy im w opiece nasze dzieci na wiele godzin. W końcu to oni w dużym stopniu wykonują ogrom pracy, by wychować te nasze dzieci na przyzwoitych ludzi.
Życzę nam wszystkim umiejętności współpracy, dialogu, wzajemnego szacunku i zrozumienia. Bo jeśli to zagra, to nasze dzieci mają szansę na to, by przejść przez tę szkołę u boku takich cudownych nauczycieli jak Sorka Renia. Jestem pewna, że takich jak ona jest więcej.

Loading

Spodobają Ci się także:

21 komentarzy

Martha 15 października, 2018 - 11:19 am

Basiu jesteś wspaniała i trochę zazdroszczę Ci takiego nauczyciela. Być może ja kiedyś nim zostanę i wtedy będę się starała być taką osobą jak Twoja Sorka Renia. Serdeczności

Reply
Olga 15 października, 2018 - 11:26 am

Wzruszyłam się 🙂 Cudnie. Gratuluję takiego nauczyciela, mi się nie trafiła taka perełka.
Tytuł myląco – zaskakujący 🙂 Najpierw myślałam, że przepraszasz jakąś Renię, później że Renia ma na nazwisko Sorka, a dopiero na koniec wpadłam na to, że chodziło ci o profesorkę 😀

Reply
ANNA 15 października, 2018 - 3:32 pm

Zakręciła mi się łezka……
A tak z ciekawości.. masz jakiś kontakt z sorką Renią? 🙂

Reply
Basia Szmydt 15 października, 2018 - 4:15 pm

no jasne 🙂

Reply
ANNA 15 października, 2018 - 4:47 pm

🙂 <3

Reply
Katema 15 października, 2018 - 4:34 pm

Basiu, wzruszylam sie. Zawod pedagoga i prace z dziecmi wybralam rowniez dzieki cudownym nauczycielom jakich spotkalam na swojej drodze. Szkola zawsze byla moim „drugim domem” tyle, ze o wiele glosniejszym. Tesknie za tymi latami. Teraz troche to inaczej wyglada: biurokracja- tony papierow do uzupelniania, sporo Rodzicow, ktorzy „wiedza lepiej”, a zapominaja o wychowywaniu dzieci i budowaniu z nimi relacji. A jednak wspominajac dawne lata … lezka sie w oku kreci i wraca motywacja do pracy.

Pozdrawiam.

Reply
Agnieszka 15 października, 2018 - 7:52 pm

Po komentarzach widzę że nie tylko ja się wzruszyłam

Reply
ANNA 16 października, 2018 - 7:48 pm

Czytam ten post chyba z 10 raz, taki mi się podoba…. 🙂

Reply
Szymon 15 października, 2018 - 9:14 pm

Oj tak, Ty i Rzepka byłyście najbardziej kolorowa para w naszej klasie. Ja z kolei nie zapomnę, jak prawie na każdą lekcje spóźniałyście się kilka minut, po czym wchodziłyście jak gdyby nigdy nic. I najlepsze jest to że nauczyciele też sobie już z tego nic nie robili.
A Sorka była the Best. I koniec!!

Reply
Basia Szmydt 16 października, 2018 - 4:23 am

Szymon!

Reply
Rzepka 16 października, 2018 - 3:49 pm

Ja nigdy nie zapomnę uwagi od Matyldy, że nie potrzebnie rodzice mi kupują nowe buty, bo na darmo zdzieram podeszwy, chodząc do szkoły, jak ja z tej matmy nic nie umiem, ale jak mnie brała pięć razy w tygodniu to tablicy to człowiek sie uczyć nie nadążał

Reply
Kuba 18 października, 2018 - 12:15 pm

A tak… Matylda była genialnym nauczycielem… mało kto miał tyle cierpliwości do nic nie pojmujących uczniów Mat-Fizu 🙂 klasówka z logiki poprawiana w I klasie chyba 6 razy przez całą klasę. W sumie wesoło w tej naszej szkole było, ale chyba bym nie powtórzył 🙂

Reply
ula 16 października, 2018 - 7:46 am

Poryczałam się! <3

Reply
Paulina z simplistic.pl 16 października, 2018 - 8:08 am

Jaki piękny wpis! ♥ Zazdroszczę takiego wspaniałego nauczyciela, niestety nie dane mi było przez cały okres edukacji spotkać na swojej drodze podobnej osoby. 🙂

Reply
Kinga 16 października, 2018 - 9:29 am

Basia super te zdjęcia i wspominania ach znów bym wróciła do czasów LO to były piękne chwile!!a studniówka jak schodzilismy i wchodzilismy w górę koło szkoły a Pan kamerzysta jeszcze raz jeszcze raz i wszystko na kasecie Video ja nawet nie mam na czym tego już obejrzeć hehe:-)

Reply
Alicja 16 października, 2018 - 10:09 am

Też miałam takiego wychowawcę. Dzięki niemu nie stałam się kimś innym, ale odkryłam, kim mogę być i, że mogę siebie lubić, a nawet powinnam. Był dla nas zawsze, bezwzględnie. Pamiętam, jak chciałam mu powiedzieć, że dostałam się na studia… nie zdążyłam, bo kilka dni przed naszym spotkaniem on, i cała jego cudowna rodzina zginęli w wypadku samochodowym. Na pogrzebie stałam sparaliżowana i do dziś to na jego grób przychodzę sobie posiedzieć, gdy coś się zmienia w moim życiu. On jeden po prostu brał nas takimi, jacy byliśmy.

Reply
ANNA 16 października, 2018 - 7:47 pm

Bardzo smutne 🙁

Reply
Alicja 18 października, 2018 - 11:41 am

Tak. Ale czas mija. Smutno było kilkanaście lat temu. Dziś to w moim odczuciu życie z wszystkimi jego historiami 🙂

Reply
Kuba 18 października, 2018 - 11:45 am

Z tego samego LO pamiętam i pamiętać będę moją sorkę wychowawczynie, która wiedział o nas absolutnie wszystko (do dziś nie wiem skąd), kto z kim, gdzie i co. Akceptowała nas, a przy okazji szukała wyjścia problemów (przynajmniej z moich)… choć nie zawsze jej się udawało. To był jedyny nauczyciel, który traktował mnie jak normalnego człowieka, a nie jak kolejny PESEL do przepchnięcia przez szkołę. Mimo to szkoła trochę podcięła trochę skrzydła. Choć nie żałuje tego czasu, bo nie byłbym tu gdzie jestem teraz.

Reply
Kasia 19 października, 2018 - 7:33 am

Widać, ze pisząc tego bloga leczy Pani swoje kompleksy i niepowodzenia z dzieciństwa. Kazda forma terapi jest dobra. Pozdrawiam.

Reply
Basia Szmydt 19 października, 2018 - 2:57 pm

Ważne żebym wyleczyła!

Reply

Zostaw komentarz

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies. Ok, rozumiem